::..!..:: Łza Dwudziesta Ósma ::..!..:: Jej otępienie (...)
Pierwsze, ranne ptaki zaczęły nieśmiało odzywać się wśród konarów drzew. Kilka małych sikorek przeleciało nad leśną dróżką, która równie dobrze mogła służyć zarówno zwierzętom, jak i ludziom. Szlak prowadził na dużą polanę, rozciągającą się przed ogromnymi, szarymi skałami potężnej góry. Z jednej strony, spod śliskich od wilgoci skał wypływał czysty, krystaliczny strumień, z cichym szmerem wijąc się między drzewami, znikał w leśnych ostępach.
Niedaleko źródła, bijącego ze skał, w szarym bloku dobry obserwator mógł dostrzec cienką szczelinę. Bruzda nie wyróżniała się niczym szczególnym, sięgała jakiś dwóch metrów w górę od podłoża i była niemal idealna z podobnymi jej szczelinami wokoło. Jedynie naprawdę zdolny shinobi mógłby powiedzieć, że nie jest do zwykła rysa skalna. Szczelina bowiem opatrzona była potężnymi jutsu oraz ogromną ilością chakry.
Znający odpowiedni szereg pieczętowania, mogli otworzyć tajne przejście, które pozwalało rozstąpić się skałom przy pęknięciu. Ukazany w ten sposób korytarz w skale nie był jednak nadmiernie zachęcający. Ciemne, wilgotne ściany roiły się od pająków, które rozciągały swoje sieci ponad głowami ewentualnych przechodniów. Małe odłamki skał chrzęściły nieprzyjemnie pod nogami, sprawiając, że po plecach przechodził nieprzyjemny, zimny dreszcz.
Kiedy jednak przeszło się kilkanaście metrów wijącym się korytarzem, można było dostrzec widok zupełnie odmienny od poprzedniego. Długi, ale jasny korytarz wyłożony był ciemnymi panelami. Proste ściany wyłożone były jasnym drewnem, a brak okien rekompensowały jasne, niemal bijące naturalnym światłem lampy, poumieszczane co kilka metrów, pomiędzy zrobionymi z ciemnego drewna drzwiami. Z długiego korytarza wychodziło kilka mniejszych, a na końcu tunelu można było bez problemu dostrzec duże, szare drzwi zbudowane z czystego metalu z żelaznymi okuciami. Mimo że nigdzie nie było widać ani jednego okna, powietrze w korytarzu było świeże jak to, którym można było oddychać na polance przed skałami.
Jedne z drzwi na korytarzu otworzyły się i ze środka wyszła niewysoka, być może szesnastoletnia blondynka. Jasne włosy były nieporządnie spięte w kucyk, a szeroka bluza, którą dziewczyna narzuciła na siebie, na pewno nie była przeznaczona dla niej. Blondynka ziewnęła i przetarła zaspane, szare oczy. Podeszła do kolejnych z drzwi, na których wymalowany był na biało znak zbudowany z koła i trójkąta i zapukała do nich.
Mimo że nie usłyszała żadnej odpowiedzi, nacisnęła klamkę i weszła do środka. W pomieszczeniu było ciemno, ale dziewczyna szybko odnalazła włącznik i zaświeciła światło. Ledwie co to zrobiła, do jej uszu doszedł niezadowolony pomruk ze strony, gdzie stało duże łóżko. Czerwona pościel była nieporządnie ułożona, a w jej jedną część wtulał się białowłosy chłopak. Szarooka podeszła do łóżka i wdrapała się na nie, siadając obok mężczyzny.
-Hidan... - zamruczała, ciągnąc białowłosego za ramię. - ...obudź się.
Chłopak otworzył oczy, ukazując światu fioletowy kolor swoich tęczówek. Spojrzawszy na dziewczynę, zamruczał coś niechętnie i naciągnął pościel na głowę.
-Jeszcze jest noc, Katuś -burknął. - Idź spać...
-Hidan, jest już po ósmej- zauważyła dziewczyna.
-Jeszcze wcześnie -skwitował.
Blondynka zrobiła niezadowoloną minę i zszedłszy z łóżka, zdarła pościel z Jasnisty. Chłopak zerwał się z łóżka i usiadł na nim ze złością.
-Kat! - warknął.
Dziewczyna wypuściła tylko z ręki pościel i szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w Hidana. Chłopak pochwili zaczerwienił się i sięgnąwszy po pościel, okrył nią swoje nagie ciało.
-Nimfomanka... - syknął.
Szarooka odwróciła wzrok i czerwieniąc się, zachichotała. Jashinista tylko prychnął i rzucił w nią poduszką.
-Wynocha! - zawołał. - Jak chcesz podglądać facetów, idź do Uchihy! Albo do DeiGeja! Wynocha mi stąd!
Szarooka uchyliła się przed kolejnym puchatym pociskiem i wyszła szybko z pokoju, odprowadzana wiązanką soczystych słów od Hidana. Dziewczyna oparła się o drzwi i westchnęła ciężko. W końcu z niemiłym uczuciem ruszyła wolno korytarzem i weszła do kolejnego pokoju, nie trudząc się już tym, by zapukać w taflę drewna.
W pomieszczeniu pachniało żywicą i świeżo ściętym drewnem. Nozdrza drażnił też ostry zapach kleju do drewna i lakieru. Dziewczyna zrobiła kilka kroków, zgrabnie omijając leżące na podłodze kawałki desek, drutów i najróżniejszych narzędzi.
-Zapomniałaś zapukać -zauważył stojący przy stole chłopak.
Miał on rude włosy i brązowe, jakby przymulone oczy. Nie odwrócił się nawet do dziewczyny, nadal pracując nad swoimi marionetkami. Długi, czarny płaszcz opadał ku ziemi, a rękawy lalkarz podciągnął tak, aby nie przeszkadzały mu w pracy.
-Sasori... - zaczęła dziewczyna. - ...mogę z tobą posiedzieć?
-Nie masz kogoś innego? -zapytał niechętnie, spoglądając na nią kątem oka.
-Tobi ma misję -przyznała.
Rudowłosy westchnął i wskazał dziewczynie równo zaścielone łóżko. Blondynka usiadła na nim i podciągnąwszy kolana pod brodę, oparła na nich głowę, obejmując nogi rękoma. Jej szare oczy wpatrywały się w zwinnie pracujące nad nowym dziełem ręce lalkarza.
-Znowu jesteś... cicha -zauważył nagle lalkarz. - Gdzie się podziało to twoje wieczne napalenie na świat żyjący?
-Ja... nie wiem, Sasori -przyznała.
Lalkarz odłożył swoją pracę i podszedł do dziewczyny. Przyłożył jej rękę do czoła i dokładnie obejrzał jej źrenice. Dziewczyna nie ruszyła się nawet o krok w czasie oględzin, aż w końcu Sasori westchnął ciężko i przeczesał jej włosy palcami.
-Nie wyspałaś się -zauważył. - Znowu. To już trwa od ponad miesiąca, mała. Na dodatek niewiele jesz... kiedy ty masz w ogóle zamiar zacząć żyć jak normalny człowiek?
Szarooka spojrzała na niego pytająco, ale zaraz spuściła ponury wzrok ku podłodze. Sasori usiadł obok niej i objął ją ramieniem, a blondynka oparła głowę o jego bark.
-Kiedy wróciłaś z tej misji z Tobim... - zaczął cicho lalkarz. - ...stałaś się jakaś dziwna. Jakby wszystko przestało mieć sens, mała. Nikomu nie chcesz powiedzieć, co się stało, Tobi też nie powie. Przecież nie możesz tego w sobie dusić... nie musisz, mała.
-Sasori, ja... - zaczęła.- ...wtedy... to nic takiego, Sasori.
-Nic takiego nie sprawia, że w ciągu jednego dnia dziewczyna staje się swoim własnym cieniem - zauważył.- Nawet w twoim wieku, mała. Musiało się coś stać...
Dziewczyna tylko przymknęła oczy, nie pozwalając, by cisnące się jej do oczu łzy wypłynęły na zewnątrz.
-Przytul mnie - poprosiła cicho.
Lalkarz zerknął zdziwiony, zaraz jednak wykonał prośbę dziewczyny, wtulając ją w swoje ramiona. Blondynka uczepiła się palcami jego płaszcza i wtuliła twarz w zagłębienie nad obojczykiem rudego. Chłopak poczuł, że ramiona Szarookiej drżą nieznacznie, a zaraz po pokoju rozniósł się cichy szloch dziewczyny.
-Katuś... - wyszeptał nieco zdenerwowany. - Nie płacz mi tu, mała.
Dziewczyna jednak tylko bardziej przylgnęła do Sasori'ego, szukając u niego pociechy, zrozumienia i ukojenia. Lalkarz ucałował blondynkę w czoło i kołysząc ją w swoich ramionach, szeptał jej do ucha uspokajające słowa.
-Głupia, mała idiotka -skwitował, gdy dziewczyna uspokoiła się po jakimś czasie. - Czemu mnie tak straszysz, głuptasie?
-Przepraszam, Sasori -wyszeptała.
Lalkarz westchnął tylko i otarł z policzków dziewczyny łzy.
-Powiesz mi w końcu, co się stało? - zapytał poważnie.
Dziewczyna jednak pokręciła głową, dając znak, że nie chce mówić o tym, co stało się na misji z Tobi'm. Lalkarz zrobił niezadowoloną minę.
-No dobrze... - westchnął.- ...jesteś głodna?
Szarooka pokiwała głową, a rudowłosy chwycił jej rękę i wyprowadził ją z pokoju. Przeszli przez jasny korytarz i znaleźli się w kuchni. Lalkarz usadził dziewczynę przy stole i szybko zrobił jej coś do jedzenia. Blondynka jadła niechętnie, niemal wmuszając w siebie kolejne kęsy i łyki. Lalkarz siedział jednak przy niej z nieugiętą postawą, więc całe śniadanie, jakie przygotował dla dziewczyny, zniknęło w ciągu pół godziny.
Dziewczyna odsunęła od siebie talerz w chwili, gdy do kuchni wszedł zaspany Jashinista. Hidan przyrządził sobie coś na szybko i ziewając, usiadł przy stole.
-Nimfomanka... - rzucił jeszcze ku dziewczynie.
Blondynka tylko wzruszyła ramionami i wyszła z kuchni, a gdy Sasori chciał ją złapać i wyszedł na korytarz, w jasnym tunelu nie było już nikogo.
Tobirama Uchiha, syn założyciela najpotężniejszego niegdyś klanu z Liścia, miał złe przeczucie. Co najdziwniejsze, on rzadko kiedy miewał jakiekolwiek przeczucia, a już zwłaszcza te złe zdarzały się nie częściej niż końce świata.
Dotarłszy na polankę, która rozciągała się tuż przed wejściem do siedziby Brzasku, zorientował się, że jego co prawda rzadkie przeczucia nigdy się nie mylą. Na jednej ze skał, otaczających źródło strumienia, siedziała jego siostra. Przyszywana siostra, kobieta, która opiekowała się nim odkąd skończył cztery latka. Mogła być jego matką, ale, jak sama mówiła, los i pewien mężczyzna wybrał inaczej.
W jej postawie nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie to, że Tobirama Uchiha nazbyt dobrze znał Katharsis Dealupus. Dziewczyna co prawda lubiła przesiadywać samotnie, obserwując otocznie, nigdy jednak nie miała w tym czasie otępiałego wzroku i co gorsza osłabionego zmysłu zagrożenia.
-Siostrzyczko... - brunet podszedł do Szarookiej.
Dziewczyna odwróciła się do niego i uśmiechnęła. Tobi jednak zdołał zauważyć, że teraz jasne i radosne oczy blondynki były jeszcze przed paroma sekundami pełne smutki i obojętności na wszystko.
-Siostrzyczko, co tu robisz? - zapytał ją, siadając obok niej na skale.
-Czekam na ciebie, Tobi -odpowiedziała. - Miałam nadzieję, że wrócisz teraz.
Brunet spiął się, jednak nie dał po sobie poznać, że jest podenerwowany odpowiedzią dziewczyny. Kat nigdy nie miała nadziei, że któryś z członków jej organizacji, Brzasku, wróci. Ona zawsze po prostu wiedziała, kiedy zjawi się odpowiednia osoba, wracająca z misji.
-Siostrzyczko, stało się coś? - zapytał ją, przechylając nieco głowę na prawą stronę.
Dziewczyna pokręciła głową, uśmiechając się ciepło.
-Nic, Tobi -odpowiedziała. - Jak było na misji?
-Dobrze, siostrzyczko -przyznał. - Wszystko poszło tak, jak miało pójść. Siostrzyczko, czy jutro moglibyśmy wyjść gdzieś razem?
-Gdzie? - zapytała zaciekawiona.
-Nie wiem, siostrzyczko -przyznał brunet, wzruszając ramionami. - Ale chciałbym gdzieś z tobą wyjść. Dawno nie spędzaliśmy razem czasu, siostrzyczko...
-Dobrze, Tobi - zgodziła się. - Pójdziemy gdzieś jutro.
-Dziękuję! - zawołał, wtulając się w blondynkę. - Kocham cię, siostrzyczko.
-Ja ciebie też, braciszku- przyznała.
Oparłszy głowę na ramieniu chłopaka przymknęła oczy, pozwalając, by znów zagościł w nich smutek i zabijająca ją od miesiąca obojętność.
Nagato Fuuma, przez większość członków Brzasku znany jako Pein, przechadzał się po swoim gabinecie. Był Liderem największej, przestępczej organizacji wśród ninja, mimo iż to dwoje innych ludzi, w oczach większości członków będącymi zwykłymi podkomendnymi rudego, trzymało tutaj władzę. Co prawda Fuuma zastanawiał się, co tak właściwie skłaniało Dealupus i Uchihę do ukrywania swojej prawdziwej tożsamości, ale tę i wiele innych, nazbyt tajemniczych dla niego spraw, pozostawił dwójce.
Tak naprawdę martwił się. Sam nie wiedział czemu, ale od niedawna, odkąd dołączyła do Brzasku na stałe Szarooka, wszyscy członkowie, a wraz z nimi i on, Nagato, stanęli murem po stronie każdego zamysłu dziewczyny. Blondynka potrafiła ich połączyć, zgromadzić w jedną całość, doskonale współpracującą grupę ludzi o ogromnych możliwościach. Ale nagle, od jakiegoś miesiąca, dziewczyna była coraz bardziej apatyczna i obojętna na wszystko. Nie brała żadnej misji, rzadko wychodziła z pokoju i nieczęsto z kimś dłużej rozmawiała. Jej otępienie przełożyło się niemal natychmiast na stosunki członków Brzasku. Część z nich znów stała się swoistym indywiduum, ludźmi, którzy żyją, by żyć, jeśli na domiar złego tylko nie egzystują. Hidan stawał się coraz bardziej nieprzyjemny, Deidara znów zaczął nawijać o wielkich wybuchach, a Itachi milczał ponad miarę. Bez zwykłej Kat radości życia siedziba Brzasku znów zaczęła zamieniać się w grobową trumnę, ustrojoną ładnymi kwiatkami ze znaczącymi ludźmi w środku.
„I co ja mam robić?" -jęknął w myślach, opadając na krzesło.
Do gabinetu ktoś zapukał. Pein zdziwił się - było już dosyć późno, większość członków Brzasku pewnie już dawno siedziała w swoich pokojach, ani myśląc z nich wychodzić. Co prawda Lider nie wierzył, aby spali... to byłoby nazbyt prozaiczne na bandę przestępców. Hidan zapewne modlił się do swojego Jashina, zalewając podłogę własną krwią. Deidara tworzył swoją ulotną sztukę, Itachi być może jako jedyny cywilizowany coś czytał.
-Proszę! - zawołał Pein, unosząc zmęczony wzrok.
Do gabinetu wszedł Tobi i zamknąwszy za sobą dokładnie drzwi, zdjął maskę z twarzy.
-O co chodzi? - zapytał go Lider.
-A jak myślisz? -odpowiedział pytaniem na pytanie chłopak. - Nagato, mogę cię błagać nawet na kolanach, tylko pomóż mi. Pomóż mojej siostrzyczce...
Rudy westchnął i potarł skronie rękoma.
-Kiedy ja nie wiem jak! -warknął, wstając. - Nie wiem jak!...
Był zły. Na siebie. W końcu jako jedyny posiadacz Oczu Mędrca Siedmiu Ścieżek, ninja, któremu niewielu by dorównało, nie potrafił pomóc jednej osobie. Mając tak wielki zasób wiedzy, jaką posiadał dzięki swoim technikom, nie potrafił nawet wymyślić najprawdopodobniejszego przebiegu wydarzeń, który mógłby pomóc Szarookiej. Nie potrafił zrobić nic...
-Czemu ona jest taka? -zapytał nagle. - Znasz ją lepiej niż ja... czemu teraz jest taka?
-Ja... - chłopak zaciął się. - ...myślałem nad tym.
-I? - zapytał niespokojnym głosem Pein.
-Siostrzyczka... ona miała trudną przeszłość - zauważył pokrętnie Tobi. - I na tamtej misji spotkała kogoś, kto chyba sprawił, że tak bardzo cierpiała.
-I mówisz to teraz? -Nagato spojrzał na niego niezadowolony. - Przecież to ważne.
-Kiedy siostra zabroniła mówić! - bronił się brunet.
Pein westchnął tylko ciężko. Nie zdążyli wymienić już ani jednego zdania więcej, gdy do gabinetu wpadła Kat.
-Zapisz misję... -poleciła do Peina. - Ja i Hidan w lasach Oto, misja eksterminacyjna. Wrócimy za dwa dni.
Nim Tobi lub Pein zdążyli zareagować, blondynka zatrzasnęła drzwi.
Mimo że stała samotnie na korytarzu, czuła doskonale wszystko. Dziwny ból... palący, pulsujący, kumulujący się w jej prawej dłoni. Po chwili coś, jak ognista ciecz, zaczęło rozlewać się po jej ciele wraz z krwią. Trucizna...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top