::..!..:: Łza Dwudziesta Druga ::..!..:: Daj się poznać!


Szarooka siedziała w kuchni, przyrządzając chłopakom obiad. Po treningu i walce z Sasori'm Akatsuki patrzyło na nią dość dziwnie. Część z uznaniem, część z zainteresowaniem i był nawet jeden delikwent, który rzucił jej dość napalone spojrzenie. Kat nie przejęła się tym za bardzo, wiedziała, że trudno jej będzie zdobyć tu zaufanie, a to miał być dopiero pierwszy krok. Chciała, by Akatsuki było jednością, drużyną, a nie grupą indywiduów. A praca nad bym była jak orka na ugorze.

Przynajmniej miała już pretekst do zaznajomienia się z Sasori'm. Naprawdę chciała poznać sztukę lalkarzy i przede wszystkim pomóc Akasunie naprawić jego kukły.

Zerknęła na siedzącą w kuchni grupę. Deidara męczył się nad jakimś zeszytem, zapełnionym szkicami i rysunkami. Kisame przeglądał zwój z zakazana techniką wodną, Itachi po prostu siedział z kubkiem herbaty, a Tobi biegał wokoło stołu, starając się poskładać kilka piosenek w jedną całość.

W końcu Kat skończyła robić obiad i spojrzała na zegarek - została jej jeszcze jakieś dwie godziny do podania. Szarooka wyjęła z szafki pusty zwój i napisała na nich kilka pieczęci i sobie znanych zaklęć.

-Pono - szepnęła. - Credo...

Wszystkie przygotowane przez nią dania zniknęły, zamieniając się w chmurę pyłu, która szybko wchłonęła się w zwój. Dziewczyna zwinęła go i rzuciła do koszyka stojącego na bufecie. Napotkała zaciekawione spojrzenie Itachi'ego, ale nie zareagowała na to. Przeszła obok Deidary i zatrzymała się nad nim, zerkając mu za ramię. Leżący przed nim zeszyt zapełniony był rysunkami niewielkich ptaków, żab i owadów, oraz masą notatek. Dziewczyna zauważyła pytania: „Prędkość, a zwrotność?", czy: „Skoczność, a punkt kierowania?".

-Dodaj skrzydła na ogonie - poradziła, wskazując na jednego z ptaków.

-Co? - Deidara podniósł głowę.

-Dodaj mu skrzydła na ogonie - powtórzyła. - Zwiększy szybkość, pozwalając jednocześnie zachować zwrotność. Poza tym... Możesz przedłużyć ogon, nawet bardzo. Będzie mógł lepiej manewrować.

-Znasz się na tym, un? - zapytał, mrużąc nieco oczy.

-Na twoich jutsu nie - powiedziała. - Ale na biologii owszem.

Wyszła z kuchni, zostawiając nieco zdezorientowanego Deidarę i zainteresowanego postawą dziewczyny Itachi'ego. Na korytarzu uznała, że dobrze byłoby pójść do Sasori'ego. Szybko odnalazła jego pokój i zapukała do drzwi. Usłyszawszy dość niemiłe pozwolenie, weszła do środka.

-To ty... - rzucił Sasori, zerkając na drzwi. - Coś się stało?

-Miałam ci pomóc - zauważyła, zamykając za sobą drzwi. - Rozwaliłam ci marionetki, powinnam ci pomóc je naprawić.

-Przecież się na tym nie znasz - zauważył z nikłym uśmiechem.

-Szybko się uczę - stwierdziła, rozglądając się po pokoju.

Pomieszczenie nie różniło się wiele od innych pokoi w Akatsuki. Wszędzie jednak stały bojowe kukły, wokoło walały się stosy papierów i narzędzi oraz części do marionetek. Pachniało tu klejem do drewna i słodkim zapachem żywicy. Szarooka podeszła do lalkarza, który stał przy szerokim blacie roboczym, na którym leżał Hiruko - marionetka ze stalowym ogonem.

-To chyba moje - zauważyła Kat, wyciągając z ogona kukły swoją dzidę. - Przygięła się, uh...

Przejechała ręką po włóczni, która natychmiast stała się jak nowa. Dziewczyna schowała ją za plecy, a broń rozpłynęła się w powietrzu.

-Jak ty to robisz? - zapytał Sasori. - Nie wykonujesz żadnej pieczęci, a i tak przyzywasz broń do siebie.

-Talent - skwitowała. - Żaden shinobi tego się nie nauczy. Wy po prostu tego nie potraficie. Co z tymi marionetkami? Nauczysz mnie czegoś?

Skinął głową, rozumiejąc, że dziewczyna nie chce ciągnąć dalej tematu jej zdolności. Wskazał na marionetkę, z której zdjął już wierzchnią obudowę.

-To ogranicznik chakry - powiedział, wskazując na szklana banię, teraz pękniętą. - Pozwala na równomierne rozsyłanie chakry po całej marionetce, a także zatrzymuje jej nadmiar. Gdyby do marionetki dostało się za dużo chakry, rozsadziłoby ją od środka.

-Jak to naprawić? - zapytała.

-Nie da się - zauważył, wyjmując pękniętą kulę. - Trzeba to wymienić.

Szarooka wzięła od niego kulę, podczas gdy Sasori zakładał nową. Dziewczyna dokładnie obejrzała banię. Wyszeptała kilka zaklęć, złożyła szereg pieczęci i posłała ku przedmiotowi nieco chakry Wokamina. Zrozumiała, dlaczego wcześniej nie mogła tego naprawić - ogranicznik chakry wymagał osobnego podejścia, innych zaklęć i całkiem innego szeregu pieczętowania.

-Czy ty zawsze robisz coś, czego się zrobić nie da? - zapytał ją, patrząc na naprawiony ogranicznik. - Dziwna jesteś...

-I kto to mówi - skwitowała. - Facet, który bawi się lalkami.

-To są MARIONETKI - powiedział dobitnie.

-Dobrze, panie LALKARZU - rzuciła radośnie.

Machnął ręką, kończąc tym samym tą wymianę zdań. Sam się zdziwił swoim zachowaniem. Zazwyczaj był niemiły i oschły, a na nazywanie jego kukieł lalkami reagował gwałtownie. A teraz? Jakoś nie drażniło go to, że Kat obrażała, w jego mniemaniu, jego dzieła. Przyjął to ze spokojem, wręcz dziwnym rozbawieniem.

Siedziała u niego jeszcze godzinę, może nawet dwie, nie liczył czasu. Szarooka uczyła się chętnie, była zainteresowana jego marionetkami, chciała wiedzieć o nich wszystko. Razem skończyli naprawę Hiruko.

-Musze już lecieć - powiedziała w końcu, gdy Sasori odstawił już marionetkę na bok. - Trzeba podać innym obiad. Dziękuję za wszystko, Sasori...

-Wpadniesz jeszcze? - zapytał, zanim zdołał sam siebie powstrzymać.

-Jasne - odpowiedziała mu, uśmiechając się. - Został nam jeszcze przecież Kazekage.

Mrok nocy nie ukrył jednak czerwieni źrenic kruczowłosego. Wręcz przeciwnie, blask sharingana jaśniał jeszcze bardziej.

-Czego chcesz, Uchiha? - warknął Orochimaru. - Aż dziw, że cię w masakrze klanu nie pocięli...

-Masz pierścień Akatsuki - zauważył chłodno kruczowłosy. - Oddaj go...

-Bo? - przerwał mu natychmiast wężowaty.

-Bo nie chce mi się walczyć - rzucił sharinganowiec. - A poza tym... Chyba chcesz jeszcze żyć, co?

Orochimaru zaśmiał się i oparł o pień drzewa za sobą. Ten Uchiha... Chakra tak ciemna jak żadna inna, którą spotkał kiedykolwiek. On przywiódł go tu na rozmowę, tu do lasów Kraju Ognia. Wężowaty był rozbawiony faktem, że jakiś Uchiha żąda od niego pierścienia pieczętowania demonów.

-Po co ci on? - zapytał autentycznie zainteresowany.

-Potrzebny mi jest - przyznał. - Jeśli chcesz tak bardzo wiedzieć... Chcę dzięki niemu skłonić kogoś, aby do mnie wrócił.

Orochmiaru zaśmiał się głośno.

-Proszę, proszę... Wielcy Uchiha nie mogą czegoś dostać od tak? - pstryknął palcami, a w jego ręce pojawił się pierścień. - I muszą się wspomagać błyskotkami.

-Jeszcze proszę grzecznie - przerwał mu już nieco zirytowany kruczowłosy. - Ale zaraz może się to zmienić...

-Wątpię w to, że mnie pokonasz - zauważył wężowaty. - Byle Uchiha...

-Nie jestem pierwszym lepszym Uchihą - warknął kruczowłosy. - I wiesz co... Mam już dość.

Wyjął zza pleców katanę, do której przy rękojeści przymocowane było orle pióro o granatowym połysku. Z miejsca zaatakował Orochmiaru, który także przyzwał swój miecz. W czasie walki kaptur z jego głowy opadł, ukazując lwią grzywę czarnych włosów. Wężowaty poznał w końcu przeciwnika.

-Dziw, że jeszcze żyjesz - zauważył z uśmiechem. - Setka na karku, a ty się wciąż wleczesz po świecie.

Zaatakował go w milczeniu, nie chcąc odpowiadać na głupie komentarze. W końcu zdołał zranić go w ramię. Kolejne pchnięcie przebiło bok sannina. Nagle kruczowłosy jęknął głośno. W jego brzuch wbijał się miecz Orochimaru. Uchiha wypluł z ust ciemnoczerwoną krew.

-I zdychaj... - warknął wężowaty, wstając powoli i przytrzymując ręką krwawiącą ranę w boku. - Bo i tak za długo żyłeś... Uchiha Madaro...

Szarooka obudziła się z krzykiem w nocy. Do pokoju wpadł Tobirama, zwabiony tu wrzaskami dziewczyny, która jeszcze przed przebudzeniem się rzucała się na łóżku, krzycząc.

-Nie! Madara! Nie! - jej wrzask rozległ się w pokoju. - Nie!...

Tobi doskoczył do niej i przytrzymał wyrywającą się dziewczynę. Chwilę szarpała się z nim w półśnie, nie wiedząc nawet co robi. W końcu uspokoiła się w ramionach chłopaka.

-Nee-chan... - zaczął cicho. - Co się stało, Nee-chan?

-Madara... - wyszlochała. - On... Tam była krew, Tobirama... On...

-Już dobrze, Nee-chan - przerwał jej natychmiast. - To był tylko sen.

-Tobirama... On nie żyje... - łkała na wpół przytomna. - On... Obiecał przecież...

-Nie myśl o tym, Nee-chan - uspokoił ją. - To był tylko sen. Koszmar. Wszystko będzie dobrze, Nee-chan.

Dziewczyna skinęła głową i przytuliła się do chłopaka. Chwilę jeszcze kołysał ją w swoich ramionach, aż w końcu ciepło bijące od jego ciała, jego uspokajający szept i zmęczenie koszmarem sprawiły, że Kat znów zasnęła. Tobi zostawił ją na łóżku, przykrywając szczelnie kocem. Westchnął ciężko... Kat miała czasami koszmary, zazwyczaj jednak przypominała sobie w nich walkę z Madarą, lub co gorsza śmierć obu Senju. Ale nigdy jeszcze ni mówiła, że widziała, jak Madara Uchiha umiera.

Tobi miał tylko nadzieję, że to naprawdę był jedynie zły sen.

Następnego dnia rano Kat obudziła się jak zwykle o szóstej i jęknęła przeciągle. Koszmaru nie pamiętała, podobnie jak i tego, że w nocy był u niej Tobi. Za to nie wiedzieć czemu strasznie bolała ją głowa. Może to od tego kleju w pokoju Sasori'ego? Chyba jeszcze się nie przyzwyczaiła do tego zapachu... A wczoraj prawie do północna siedziała z lalkarzem nad Kazekage, ale przynajmniej naprawili kukłę.

Dziewczyna wstała z jękiem i powlokła się do łazienki. Umyła się i ubrała. Szybko skierowała się do swoich szafek, ale rzecz jasna całe zapasy ziół na ból głowy się skończyły.

-C'jit! - jęknęła. - Jak trzeba, to nigdy nie ma...

Nagle do jej pokoju wpadł jeden z członków Akatsuki. Tylko jedna osoba nie pukała do jej drzwi, więc dziewczyna od razu wiedziała kto to.

-Tobi... - jęknęła. - Nie nabijaj się tak.

-Nee-chan coś się stało? - zapytał, podchodząc do niej.

-Głowa mnie boli - powiedziała.

Wyszła z pokoju, a za nią wybiegł Tobi, który o dziwno przecząc swojej naturze szedł cicho za Kat. Dziewczyna weszła do kuchni i przeszukała szafki, jednak nie znalazła nic, co pomogłoby jej pozbyć się bólu głowy.

-Wy macie tutaj jakieś zioła? - zapytała.

-Tobi wie, gdzie one są - potwierdził. - W zielarni. Ale to królestwo Zetsu-san. On nie lubi obcych...

-Trudno... - rzuciła. - Ja przecież jestem sama swoja. Gdzie ta zielarnia?

Zaprowadził ją pod jedne z drzwi w bocznych korytarzach.

-Te drzwi są dziwne, Nee-chan - zauważył.

Kat przejechała ręką po drewnie, które zaczęło dziwnie pulsować pod jej palcami. Szarooka od razu rozpoznała rodzaj drewna, z jakiego były wykonane.

-Zaklęty Las - szepnęła. - To drzewo z Zaklętego Lasu. Nie ten świat, to Ziemia Czarownic. Ciekawa jestem, skąd Zetsu je ma... Zostań tu, albo idź sobie pobiegaj, ja idę po coś na głowę.

-Na twoją głowę to ci już nic nie pomoże, Nee-chan - zauważył radośnie.

-Baka - rzuciła do niego. - Idź powkurzaj kogoś innego...

-Dobrze, Nee-chan - zaśpiewał, biegnąc w bliżej nieokreśloną stronę.

Kat pokręciła głową i weszła do środka zielarni. Drzwi zamknęły się za nią same. W pomieszczeniu panował półmrok, wokoło unosiła się lekka, zielonkawa mgiełka i zapach tysiąca kwiatów i roślin. Szarooka przeszłą ścieżką pomiędzy potężnymi drzewami kośćca i wciągnęła powietrze nosem. Czerwień, rumianek, mięta, imbir, zakączniczka, jaspis, jagera... Tysiące, jeśli nie miliony odmian roślin. Rzadko widywała takie coś. Szybko zlokalizowała potrzebną jej roślinę - omnisa wielkiego. Wciągnęła ręką po jego kwiat, ale powstrzymał ją czyjś głos.

-Nie ruszaj!

Odwróciła się i zobaczyła stojącego tuż za nią Zetsu. Twarz chłopaka, zaopatrzona w muchołówkę, wyglądała dosyć przerażająco w półmroku zielarni.

-Po co ci to? - zapytał. - I co tu w ogóle robisz?

-Głowa mnie boli - przyznała. - A na to najlepszy jest omnis. Mój się skończył, a skoro tutaj jest zielarnia...

-Nie boisz się? - zapytał.

-Czego? - rzuciła.

Wskazał na ziemię pod jej nogami, gdzie wiły się pulsujące pnącza o czarnym kolorze.

-Dusiec? - zapytała, uśmiechając się. - Jeśli go nie będę drażnić, nic mi nie zrobi.

-A to? - podsunął, wskazując ponad jej głową.

-Muchołówka altanówka - powiedziała spokojnie, patrząc na rozdziwiajacą się ponad nią paszczę rośliny. - Poluje na owady, nie ludzi.

-Znasz się - zauważył.

-Jak widać warto - odpowiedziała mu.

-Moje drzwi cię tu wpuściły - poinformował ją. - A one nie przepuszczają byle kogo. Jak widać, się nie pomyliły. Możesz brać stąd co zechcesz.

Zniknął zanim zdążyła mu za to podziękować. Szarooka wzruszyła ramionami i zerwała kwiat omnisa. Wyszła z zielarni, po drodze rozkoszując się zapachem kwiatów. Drzwi otworzyły się przed nią same i same się zamknęły. Kat włożyła kwiat do ust i zaczęła go przeżuwać. Po chwili ból minął, ale dziewczyna nie chciała jeszcze wypluwać rośliny, za bardzo lubiła jej smak. Weszła do kuchni, gdzie już siedziało dwie osoby - Kisame i Itachi.

Dziewczyna zrobiła śniadanie dla reszty i podała je na stół.

-Dzięki - rzucił Kisame, odkładając zwój na bok.

Kat przyjrzała się napisowi na przedmiocie, o mało co nie wylewając herbaty na Itachi'ego.

-Przepraszam - powiedziała, stawiając dzban na stole. - To Smok Wodny?

-Błękitny Smok Wodny - poprawił ją Kisame.

-Jest trudny do wykonania, jeśli używasz zwykłego szeregu pieczęci - zauważyła Kat. - Zamień szóstego konia na tygrysa i szczura, a stworzysz Smoka wcześniej i będzie pochłaniał mniej chakry.

Kisame zmrużył nieco oczy, ale zapisał uwagę dziewczyny.

-Skąd taka wiedza o Suitonie? - zapytał Itachi. - Myślałem, że ze względu na sharingan i styl walki będziesz posługiwać się Katonem. Poza tym... W walce z Sasori'm to był najbardziej używany przez ciebie żywioł.

-Jestem wszechstronna - wyjaśniła. - Katon to tylko najbardziej ofensywny żywioł. Osobiście wolę Suiton, choćby ze względu na mojego nauczyciela. Co do mojego stylu walki... Jest jaki jest, gdybyś mnie zobaczył w innym pojedynku, miałbyś okazję oglądać inny styl.

-A sharingan? - zapytał.

-Wzrokowy Kekkei Genkai, pozwalający kopiować jutsu i niejako przewidywać ruchy przeciwnika - wyjaśniała. - Chyba nie muszę ci tłumaczyć, co to jest.

-Skąd masz sharingana? - zapytał spokojnie.

-Skopiowałam - wyjaśniała. - Moja Linia Krwi pozwala na kopiowanie innych Kekkei Genkai. Oprócz sharingana posiadam także byakugan, satetesu, hyoton, mokuton, shitotsumyaku i kilka innych, mniej ważnych.

-Posiadasz Copygan? - zdziwił się Itachi.

-Znasz to? - spytała nie mniej zaskoczona Kat.

-Z opowieści - potwierdził. - Ty jesteś Córką Nocy, i to ty władasz nad wilkami. Byłaś uczennicą Drugiego Hokage. Ale to było niecałe sto lat temu.

-Nie... To było sześćdziesiąt osiem lat temu - zauważyła.

-Czemu mam wrażenie, że masz osiemnaście lat? - zapytał Itachi.

-Bo wtedy otrzymałam dar wieczności - powiedziała. - Nie mogę umrzeć śmiercią naturalną. Jestem wieczna, ale nie nieśmiertelna.

Itachi spojrzał na nią uważnie.

-Więc można cię zabić - stwierdził.

-Nie radzę próbować, Itachi - ostrzegła go. - Już jeden Uchiha mi uległ. I to nie byle jaki Uchiha...

Minęła czarnowłosego i wyszła z kuchni. Itachi zmrużył nieco oczy. Wiedział o tym doskonale. Wiedział, że Madara Uchiha uległ Kat... Jego własny mentor. Kiedyś uważał, że to brednia, szalona opowieść Madary, ale teraz poznał dziewczynę i musiał przyznać rację swojemu nauczycielowi. Był tylko ciekaw, co on powiedziałby na to, że Kat wciąż żyje i ma się dobrze. Szkoda, że na razie nie ma z nim kontaktu... Madara nie odzywał się, tak jakby już zginął. No cóż... Zdarza się w świecie shinobi. Ale kiedy tylko będzie mógł, powiadomi Madarę. Na pewno...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top