::..!..:: Łza Dwudziesta ::..!..:: Akatsuki, czyli zbieranka ludzi dziwnych.
We trójkę wyszli z pokoju Tobi'ego i przeszli do kuchni. Pein usiadł na szczycie stołu. Tobi zajął swoje miejsce z lewej strony Lidera. Obok niego było puste miejsce, a dalej siedział Hidan, Deidara i Sasori. Po drugiej stronie stołu, obok Pein'a siedziała niebieskowłosa dziewczyna o zimnym spojrzeniu, dalej Uchiha, niebieski mężczyzna o wyglądzie rekina, Kakuzu i dziwny czarno-biały chłopak z rosiczką, wyrastającą z ramion. Szarooka usiadła na wolnym miejscu obok Tobi'ego i Hidana, co ten drugi skwitował uśmiechem.
-Witam wszystkich – zaczął Pein z wrednym uśmiechem. – Cztery dni temu zaczęliśmy naszą pierwszą akcję pieczętowania demona, która niestety zakończyła się fiaskiem. Dlatego niejaka Katharsis Dealupus siedzi tutaj z nami, cała i zdrowa.
Odpowiedziały mu nikłe pomruki niezadowolenia.
-Z tego też powodu postanowiłem dołączyć naszą skaryfikantkę do Akatsuki – ciągnął Pein, nie zważając na komentarze. – Od dziś jest pełnoprawnym członkiem Akatsuki. Będzie w drużynie z Tobi'm.
Kilka parsknięć dało do zrozumienia Kat, że Tobi nie uchodzi tutaj za osobę godną podziwu. Szarooka nieznacznie szturchnęła brata, na co ten odpowiedział jej kopniakiem pod stołem. Dziewczyna skrzywiła się, ale nie powiedziała mu nic.
-Pierwszy wspólny trening odbędzie się jutro – zarządził Lider. – Tyle na dziś. Kat, kolacja jest o siódmej.
-A co ja mam do tego? – zapytała zaskoczona.
-Gotujesz – rzucił, wychodząc z kuchni.
Reszta Akatsuki też się rozeszła. W kuchni została tylko nieco osłupiała Kat i Tobi.
-Wkopał mnie, rudzielec jeden – szepnęła Kat.
Tobi wzruszył ramionami.
-Która godzina? – zapytała Kat.
-Wpół do siódmej – powiedział.
-Rano? – zapytała z nadzieją Szarooka.
-Nie – odpowiedział. – Wpół do siódmej wieczorem.
Szarooka jęknęła. Zerwała się z ławy i podbiegła do kuchni.
-Tobirama, ratuj! – zawołała.
-Tobi – poprawił.
-Nieważne! – krzyknęła. – Ratuj!
Westchnął ciężko i podszedł do dziewczyny, która w panice zaczęła biegać po kuchni. Złapał ją za kołnierz płaszcza i zaprowadził do spiżarni, pokazując zapasy Akatsuki. Dziewczyna opanowała się nieco i wybrała trochę produktów, wciskając wszystko na ręce Tobi'ego. Razem wyszli z kuchni i zaczęli robić kolację. Szarooka nie miała zbyt wiele czasu na gotowanie, ale zdołała w pół godziny przyrządzić spaghetti z sosem słodko-kwaśnym.
Ledwo co podała na stół kolację, a w kuchni już pojawili się członkowie Akatsuki. Spojrzeli nieco zaskoczeni na stół i kolację – nie spodziewali się prawdziwego posiłku. Zazwyczaj zadowalali się jakimiś kanapkami, chybże Kisame chciało się coś ugotować. Nie wierząc własnym oczom rzucili się do stołu.
-Zostawiłam ci trochę – szepnęła Kat do Tobi'ego. – Zjesz później?
Skinął głową na zgodę. Kat powiodła wzrokiem po całym towarzystwie.
-A gdzie ten... Sasori? – zapytała. – I brakuje mi tego z rosiczką.
-Zetsu nie jada zwykłych posiłków – zauważył Tobi. – To kanibal, je ludzkie mięso.
Kat skrzywiła się nieco.
-Sasori? – zapytała ponownie.
-Nie potrzebuje ani jedzenia, ani snu – powiadomił ją.
-Więc to jednak prawda... – szepnęła Kat. – Przerobił się na ludzką marionetkę?
Tobi skinął głową. Kat westchnęła ciężko, ale nic nie powiedziała. Nie rozumiała tego... Zabrać sobie możliwość czucia, nawet jeśliby miało się czuć ból. Zabrać sobie przyjemność poczucia ciepła innego ciała, odebrać sobie smak życia. Dlaczego? Dla czczej nieśmiertelności?
-Idę do Pein'a – rzuciła Kat ku Tobi'emu. – Domyślam się, że trzeba będzie po nich posprzątać. Bądź tak miły i zbierz tylko za mnie naczynia, resztą się zajmę sama.
-Dobrze, Nee-chan – szepnął.
Szarooka wyszła z kuchni, odprowadzana spojrzeniami członków Akatsuki. Od razu stanęła przed gabinetem Lidera i zapukała do drzwi. Usłyszawszy pozwolenie, weszła do środka. Omiotła wzrokiem pomieszczenie, ale nie zauważyła nikogo, oprócz samego Lidera.
-Rudzielec zakichany – rzuciła.
-Z szacunkiem do Lidera Akatsuki – zaśmiał się.
-Z szacunkiem do Lidera – zaczęła go przedrzeźniać. – Nie zapominaj ilu jest Liderów, i że dwaj mają władzę nad trzecim!
-Pamiętam – stwierdził. – Eh... Aż miło wyżyć się na tobie przy innych, gdzie musisz mnie słuchać, bo się nie możesz zdradzić.
Kat zmrużyła oczy i usiadła w fotelu naprzeciw jego biurka.
-Nie przeginaj – rzuciła.
-Kolacja zapewne się udała – stwierdził.
-Przeginasz właśnie – zauważyła. – Dokumenty od ostatniego sprawdzenia.
Wstał od biurka i nadal uśmiechając się nieco, podał jej sporej grubości teczkę. Kat położyła ją na biurku i wyciągnęła nad nią prawą dłoń.
-Accipio! – wyszeptała zaklęcie.
Kartki zaczęły się samoistnie kartkować, a cała ich zawartość przelewała się do umysłu Kat Gdy skończyła, oddała Pein'owi teczkę.
-Eh... Też bym tak czasem chciał – zauważył cierpko. – Przydałoby mi się.
Szarooka uśmiechnęła się nieco.
-Może przerobię to na jakieś jutsu – powiedziała. – Może cię nauczę...
-Liczę na to – stwierdził.
Kat usiadła z powrotem na fotelu, kładąc łokcie na oparciu i splatając palce przed twarzą. Myślała intensywnie, co nie uszło uwadze Pein'a. Rudy spojrzał na nią znad swoich dokumentów.
-O czym myślisz? – zapytał.
-Sasuke... Brat naszego Uchihy – zaczęła. – Ma potencjał.
-Chcesz go przyjąć? – zapytał rudy. – To niemożliwe przez wzgląd na Itachi'ego.
-Historia Uchiha jest mi znana od podszewki, wiem co ich wiąże – przerwała mu. – Na razie go zostawimy, ale warto mieć na niego oko. Może się nam jeszcze przydać.
Pein skinął głową.
-Co chcesz teraz zrobić? – zapytał.
-Najpierw jutrzejszy trening – zaczęła. – Potem potrenujemy jeszcze z tydzień, góra dwa. Nie wysyłaj ich na żadne misje. Co z funduszami?
-Mamy spore, ale potrzeba by więcej – poinformował.
-Cóż, tym się też zajmiemy – zauważyła. – Najpierw muszę ich trochę ogarnąć. Za dwa tygodnie powiem ci, z kim wyruszę na pierwszą misję. Potem może zaczniemy polowanie na demony.
-O którego chcesz zacząć? – zapytał.
-Shukaku – powiedziała pewnie. – Zaczniemy od pierwszego ogona. Ale to później... Dużo później. Jeszcze wiele wody upłynie, nim zaczniemy zdobywać ten świat, Nagato.
Kat wyszła z gabinetu Lidera i przeszła do kuchni. Usłyszała trzask talerza.
-Spokojnie, Tobirama – powiedziała.
-Tobi – poprawił ją.
-Możliwe – rzuciła z uśmiechem.
Usiadła obok brata i przysunęła sobie nieco jego talerz ze spaghetti. Tobi spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek.
-Swojego nie masz? – zapytał.
-A bo ja wiem – rzuciła.
-Usz ty! – syknął.
Nie przejęła się tym bardzo, przeżuwając spokojnie makaron. Jedli razem z jednego talerza, co i tak zdarzało się im zaskakująco często. Czasami sam Tobirama myślał, że rzadko które rodzeństwo z krwi jest tak ściśle ze sobą związane jak on i Kat. Szarooka nie odczuwała tak tej więzi, uważała za normalne ich wzajemne stosunki. Wychowała Tobiramę, dała mu to, czego jako zwykły Wyzwoleniec prawdopodobnie by nie otrzymał, to, czego ona sama nie dostała. Dała mu poczucie troski, opieki i swoją siostrzaną miłość. Więcej dać nie mogła, ale Tobirama nie odczuł, że kiedykolwiek mu czegokolwiek brakowało.
-Nee-chan... – zaczął. – Co teraz będzie?
-Jutro trening – powiadomiła go. – Przez dwa następne tygodnie też. A potem się zobaczy. Pewnie jakaś misja po nieco pieniędzy. A co?
-Nic, Nee-chan – odpowiedział natychmiast.
Spojrzała na niego uważnie.
-Co cię trapi? Tobi? – zapytała, wyraźnie akcentując jego imię.
-Nee-chan... – zaczął. – Czy jest jakaś nadzieja, że... mój ojciec... żyje?
Spuściła głowę, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć. Znowu. Często zadawał jej to pytanie, a ona zawsze starała się go pokrzepić na duchu, choć jej serce wołało do czegoś innego.
-Tobiramo Uchiha... – zaczęła. – Ja nie wiem. Madara był naprawdę zdolną osobą, ale czy dał radę zdobyć nieśmiertelność, lub choćby wieczność? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Ale uwierz mi... On... On mi obiecał. Obiecał, że jeszcze się spotkamy.
-Ale czy ty chcesz go spotkać? – zapytał.
-Nie wiem – przyznała. – To ciężkie. Czasami chcę nawet go sama szukać po całym tym świecie, a innym razem... pragnę całym sercem, aby nigdy więcej go nie ujrzeć.
Przytulił się do niej. Zawsze tak robił, gdy skończyli rozmawiać o Madarze Uchiha. Przygarnęła go do siebie, mierzwiąc mu nieco czarne włosy. Poczuła na swojej szyi jasną łzę, która spłynęła po policzku Tobiramy. Kat wiedziała, że chłopak całym sercem chciałby poznać ojca. Nigdy nie broniła mu pytań o jego pochodzeniu, nie karciła go, gdy czasami całymi dniami kazał opowiadać sobie o Madarze. Mówiła mu o klanie Uchiha, o sharinganie, mówiła także i o założycielu klanu. Czasami sama płakała, gdy zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę nienawidzi i kocha do szaleństwa tego samego człowieka, Madarę Uchihę.
-Pozmywałeś – zauważyła, patrząc na równo ułożone rzędy czystych talerzy.
-Tak jakoś wyszło – stwierdził.
-Kocham cię, braciszku – powiedziała, tuląc go do siebie.
-Ja też cię kocham, Nee-chan – odpowiedział jej.
Obudziła się, gdy i spojrzała niechętnie na zegarek – szósta. Przeklinając własną umiejętność do budzenia się o szóstej rano, zwlokła się z łóżka i weszła do łazienki. W Akatsuki miała już własny pokój, pomiędzy pokojami Tobi'ego, a Hidana. Dziewczyna szybko umyła się i ubrała.
-Nee-chan!
Do jej pokoju wpadł Tobi i od razu zarobił cios poduszką.
-Puka się! – warknęła na niego.
-Kto się puka? – zapytał głupio.
Kat uśmiechnęła się pod nosem. Praktycznie zawsze tak wyglądały ich wspólne poranki. Kat się budziła, przybiegał Tobirama, zarabiał w głowę czymś miękkim i rozśmieszał jej poranny, marudny humor jakimś zabawnym tekstem.
-Śniadanko Nee-chan! – zawołał. – Lider-sama kazał przekazać Tobi'emu, że Kat Nee-chan ma zrobić śniadanko.
-Żartujesz sobie ze mnie? – zapytała.
Pokręcił przecząco głową.
-Mam wam gotować? – warknęła Kat. – Marzenie.
Przytulił się mocno do niej.
-Nee-chan... Proszę... Plosię... Plosię, plosię, plosię... – zamruczał. – Tobi to dobry chłopiec, Tobi kocha swoją Nee-chan, Nee-chan kocha Tobi'ego. Nee-chan zrobi nam śniadanko, prawda?
Kat westchnęła ciężko. Zmierzwiła włosy Tobi'emu, choć było jej nieco ciężko, gdyż chłopak był wyższy od niej o głowę.
-Świr – skwitowała.
-Nee-chan zrobi nam śniadanko! – zawołał, wypadając na korytarz. – Nee-chan zrobi nam śniadanko!
Szarooka wyszła z pokoju, przechodząc do kuchni. Tobi kilka razy oberwał już poduszkami od reszty członków Akatsuki, gdy chciał ich powiadomić o radosnej nowinie. Kat złapała go w biegu i pociągnęła za sobą do kuchni.
-Musisz zachowywać się jak kretyn? – zapytała go.
-Tobi to dobry chłopiec – zauważył z wyrzutem.
Kat westchnęła i posadziła go przy stole. Sama zajęła się śniadaniem. Zrobiła chłopakom jajecznicę i kilka talerzy kanapek. Ledwo co skończyła, a w kuchni zaczęli pojawiać się pierwsi maruderzy.
-O, śniadaaaaaaaaaaaanie... – ziewnął Deidara. – Miło, un.
Usiadł na swoim miejscu i oparł głowę o stół, starając się jeszcze odegnać od siebie smak dnia. Po chwili kuchnia wypełniła się resztą członków Akatsuki. W końcu zjawił się także Lider, a widząc na stole śniadanie, uśmiechnął się wrednie do Kat.
-Widzę, że śniadanka też robisz – zauważył.
-Kazał Lider zrobić – rzuciła.
-A skąd – powiedział, siadając do stołu. – Nic ci nie kazałem rozbić dzisiaj. Jeszcze.
Kat posłała wściekłe spojrzenie na Tobi'ego. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Tobirama powiedział „Lider", a nie Pein. A to, że on sam był także Liderem Akatsuki...
-Zginiesz marnie Tobirama Uchiha – szepnęła do niego. – Z ręki własnej siostry.
-Też cię kocham, Nee-chan – rzucił cicho, choć radośnie. Kolejne słowa wykrzyczał jednak na całą kuchnię. – Tobi kocha swoją Nee-chan!
Uścisnął ją mocno. Członkowie Akatsuki rzucili ku nim przelotne spojrzenie, ale widać uznali, że to jeden z kolejnych odchyłów Tobi'ego, bo nie przejęli się tym tak bardzo.
-A teraz na trening! – zarządził Pein po śniadaniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top