::..!..:: Łza Czterdziesta Trzecia ::..!..:: Mrok nie oznacza braku światła,

::..!..:: Łza Czterdziesta Trzecia ::..!..:: Mrok nie oznacza braku światła, lecz to, że światło gdzieś odeszło i trzeba je na nowo znaleźć.


Szarooka otworzyła oczy i przeciągnęła się nieco. Wtuliła twarz w ramię Hidana, wzdychając cicho. Jashinista niósł ją na plecach, podczas gdy dziewczyna nabierała sił po wyczerpującym procesie wyzwalania demona.

-Jak tam, mała? – zapytał ją radośnie.

-Dobrze – odpowiedziała z uśmiechem. – A Kaziutek?

-Nie mów tak do mnie –syknął niski głos z jej prawej strony.

-O tu jesteś... –zaszczebiotała. – Daleko jeszcze do domu?

-Pół dnia drogi –odpowiedział Kakuzu.

Dziewczyna westchnęła niechętnie. Najchętniej już chciałaby znaleźć się w siedzibie, wśród reszty członków Akatsuki. Była ciekawa, co działo się z jej bratem. I z DeiDei'em...

-Możemy pobiec? – zapytała.

-Dasz radę? – zdziwił się Hidan.

Dziewczyna skinęła głową, zeskakując z pleców Jashinisty.

-No dobra... – mruknął Kakuzu. – Ale jak tylko poczujesz się zmęczona, stajemy, ok?

Skinęła głową na zgodę i po chwili cała trójka skoczyła w korony drzew.


-Czy to już wszyscy?...

Kruczowłosy szesnastolatek uniósł głowę, patrząc na bladego bruneta o długich włosach.

-Nie dobiłeś ich – zauważył Orochimaru. – Jesteś miękki.

-To nie ich pragnę zabić –zauważył chłodno Sasuke.

-Musisz wyzbyć się litości– odparł wężowaty. – Jeśli chcesz pokonać Itachi'ego...

-Spokojna głowa, jemu litości nie okażę – syknął Sasuke.

Schował katanę do pochwy i szybko opuścił plac boju, omijając nieprzytomnych shinobi, których pokonał. Orochimaru po chwili zrobił to samo.

-Ciekawe...

Z ziemi przy linii lasu wyłoniła się muchołówka, która rozwarłszy szczęki, ukazała twarz Zetsu.

-Ciekawe...


-Tobi!

-Nee-chan!

Chłopak mocno wtulił dziewczynę w siebie, kołysząc ją nieco w swoich ramionach.

-Tęskniłem, Nee-chan –przyznał cicho.

-Ja też, braciszku –odpowiedziała.

-Tarasujecie przejście –zauważył Hidan.

Tobi prychnął pod nosem, ale puścił Kat i po chwili Szarooka wraz z Jashinistą i Kakuzu stawiła się w gabinecie Pein'a. Lider wysłuchał ich raportu, marszcząc brwi zwłaszcza na końcówkę. Nie skomentował jednak czynu Kat, co Szarooka przyjęła z ulgą. Rudy pozwolił całej trójce wyjść i wszyscy weszli do swoich pokoi.

-Nee-chan...

Na łóżku dziewczyny siedział Tobi. Pomarańczowa maska chłopaka leżała na pościeli tuż przy kruczowłosym.

-Nic ci nie jest? –zapytała Kat. – Wszystko w porządku?

-Tak, Nee-chan –potwierdził.

Dziewczyna usiadła przy nimi przytuliła go mocno.

-Coś się stało, Nee-chan? –zapytał ją nieco zdziwiony.

-Wyzwoliłam Wokamina na drugim poziomie – przyznała.

Tobi westchnął. Wiedział, że przy tym poziomie przed oczyma Kat stają wspomnienia z przeszłości, które niejako powodują odpowiednie wydostawanie się chakry z jej ciała.

-Co widziałaś? – zapytał.

-Pytasz, jakbyś nie wiedział – szepnęła.

-Madara? – bardziej stwierdził niż zapytał.

Skinęła głową, a po jej policzku popłynęła jedna łza. Młody Uchiha starł ją szybko palcami.

-Nee-chan... – zaczął.

-Tobirama, ja go dalej kocham! – zaczęła. – Ja go nie potrafię przestać kochać! Czemu?! Czemu wciąż mnie nęka?!...

Chłopak mocno przytulił łkającą dziewczynę do siebie. Szarooka szlochała w jego ramię, nawet nie próbując powstrzymywać emocji.

-Czemu?! Czemu on mnie zostawił?! – krzyczała, zaciskając mocno palce na ramionach Tobi'ego. – Czemu?!Czemu był takim kretynem?! Czemu?!...


Czarne oczy nagle otworzyły się, ukazując mrok źrenic. Mężczyzna zerwał się z łóżka, oddychając głęboko. Jego umysł zamącony był dziwnymi uczuciami, których określić nie potrafił. Ogrom przeżyć... tęsknota, ból, żal, złość, gniew, rozgoryczenie...

-Kat-chan... – szepnął w ciemność.

Opadł na łóżko, mocno przyciskając dłonie do twarzy. Jęknął przeciągle, w tym jednym zewie ukazując cały swój ból istnienia. Jego serce gorzało...

Nagle mężczyzna zerwał się i złapał swoją katanę, leżącą tuz przy łóżku. Narzucił na siebie płaszcz i wiedziony nagłym instynktem wpadł w objęcia ciemności nocy...


-Kat, ja nie sądzę, że to jest do... – zaczął Pein.

-Dość! – przerwała mu ostro dziewczyna. – Powiedziałam, że to zrobimy i już! Błagam, Nagato... już to przerabialiśmy. Żadne argumenty do mnie nie trafiają, a powtarzanie daje odwrotny skutek, więc może przejdźmy już do sedna całej sprawy, dobrze?

Rudy westchnął ciężko i po chwili skinął głową.

-Itachi rusza na misję jeszcze dziś – zauważył. – Deidara i Tobi zresztą też...

-Uwiniemy się – rzuciła mimochodem.

-Czyś ty oszalała?! – krzyknął.– Kat! Ty będziesz ślepa! Ślepa!...

Dziewczyna posłała mu spokojne spojrzenie i zawiązała sobie opaskę na oczach.

-Nie no, ja zwariuję! –jęknął Pein. – Tobi, weź jej coś powiedz.

-Gdybym mógł – syknął Uchiha.

Stojący dotąd przy drzwiach Tobirama podszedł do Szarookiej.

-Nee-chan... – zaczął.

-Nie – stwierdziła krótko.

Tobi westchnął i pokręcił głową.

-Zaczynamy – zarządziła Kat. – Tylko bez zbędnych komentarzy.

Złożyła ręce przed sobą i natychmiast wokół jej ciała pojawiły się granatowe pasma chaosu. Tobi i Pein także uaktywnili swoje Kekkei Genkai i zabrali się za nadawanie półprzeźroczystej postaci przed nimi bardziej materialnej formy.


Potężny grzmot rozniósł się po okolicy.

-Zaczęło padać – zauważył spokojnie Itachi.

-Czuję – rzuciła Kat.

-Zanosi się na burzę –stwierdził Itachi, gdy z nieba spadły już pierwsze krople.

Kat uniosła nieco głowę, wciągając powietrze nosem.

-Za trzy minuty zacznie siekać, za pięć rozpęta się tu piekło – szepnęła, wstając z ziemi. – Nie ma co... powinniśmy gdzieś to przeczekać. Zetsu, weź sakryfikanta, proszę.

Z ziemi wyłonił się Zetsu i posłusznie złapał za kołnierz leżącego dotychczas na ziemi mężczyznę. Po chwili zanurzył się razem z nim w ziemi. Itachi podszedł do Kat, a dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu. Na oczach nadal nosiła opaskę, a spod materiału czasem wypływało jej kilka łez. Razem ruszyli spokojnie w stronę lasu. W końcu zatrzymali się w niewielkiej jaskini. Itachi okrył dziewczynę własnym płaszczem, a Szarooka wtuliła się w jego ramię, kładąc mu głowę na barku.

-Jesteś w najlepszym razie szalona, Kat – stwierdził nagle Itachi.

-No nie, następny – jęknęła z wyrzutem. – A dajcie mi spokój.

Okryła się płaszczem Uchihy po sam nos i wtuliła twarz w jego ramię. Itachi objął ją ramieniem, opierając policzek o jej głowę.

-Nie powinnaś się tak poświęcać – zauważył cicho kruczowłosy. – Przecież możesz poczekać. Pein wymyśli jakiś sposób, uzyskasz Rinnengan i będziecie to mogli zrobić szybciej. Sasori'emu i tak to nie zrobi różnicy.

-Itachi... każdy z was jest mi zbyt drogi, bym mogła od tak sobie czekać – odpowiedziała. – Nie chcę, żebyś to rozumiał. Po prostu... zaakceptuj to, Itachi.

Westchnął ciężko, ale nie odpowiedział nic.

-Zetsu przesłał mi wieści z Oto – zauważyła po chwili Kat.

-I? – zainteresował się natychmiast Itachi.

-Wszystko w porządku –odpowiedziała. – Sasuke nie ma najmniejszego zamiaru poddawać się Orochimaru, nadal chce cię zabić, ćwiczy i niedługo osiągnie twój poziom.

-Mangekyou? – zapytał kruczowłosy.

-Nie – odpowiedziała krótko.

Itachi przymknął oczy, wzdychając z lekkim zrezygnowaniem.

-Nadal w niego wierzysz, prawda? – zapytała Kat.

-Zawsze – stwierdził Itachi. – Nikt nie osiągnąłby Mangekyou nie spełniając warunków zabicia przyjaciela. Zaledwie ty i Tobi jesteście wyjątkami, ale wy nawet nie jesteście w pełni Uchiha.

-Ja w ogóle nie jestem Uchiha – zauważyła hardo dziewczyna.

-Właśnie – uśmiechnął się Itachi. – Właściwie to jak Tobi zyskał Mangekyou?

-Kiedyś miał przyjaciółkę –zaczęła Kat. – Jedyną dziewczynę, która nie śliniła się na jego widok. Była mu niemal jak siostra. Raz na misji dla Wyzwoleńców oboje trafili pod spadający strop jaskini. Tamta dziewczyna wypchnęła Tobiramę. Umarła mu na rękach. Krwotok wewnętrzny... przez tydzień Tobi nie widział nic, aktywujący się Mangekyou ranił mu oczy. Przez rok nie uśmiechnął się. Przez dwa nie spojrzał na żadną dziewczynę. Do teraz nosi w sercu żal.

-A Wieczny Mangekyou? –dopytywał się Itachi.

-Przez połączenie dwóch Kekkei Genkai, Sharingana i Byakugana – odpowiedziała. – Poza tym sam Tobirama jest wieczny.

Itachi spojrzał w strop jaskini. Milczał długo, trawiąc słowa dziewczyny.

-O czym myślisz? – zapytała go.

-Czy to ważne? –odpowiedział pytaniem na pytanie.

-Nie – przyznała. – Ale chciałabym wiedzieć.

-Dawniej, w Konoha... – zaczął.- ...jeszcze przed... obiecałem mu. Obiecałem, że nauczę go Ognistego Smoka.

Kat przytuliła się do Itachi'ego, co chłopak przyjął z wdzięcznością.

-Nauczysz go jeszcze, Itachi – zapewniła go. – Jeszcze nauczysz tego Sasuke.

Pokręcił głową i chciał już coś odpowiedzieć, ale w ich umyśle rozległo się znikome wołanie.

-Pein? – zdziwiła się Kat.– Coś się stało...

Dwójka usiadła po turecku i złożyła odpowiednią pieczęć. Po chwili ich umysły przeniosły się w całkowicie inne miejsce...


-I jesteśmy w komplecie –zauważył Pein.

Wszyscy członkowie Akatsuki stali w przestronnej sali, gdzie na jej środku stał postument z płonącą pochodnią w środku. Kat, Itachi, Tobi i Deidara byli jedynymi, którzy pojawili się w mentalnych formach.

-Coś się stało, kochanie? –zapytała Kat. – Właśnie rozbierałam Itachi'ego...

Pein posłał dziewczynie przeciągłe spojrzenie, a Hidan zagwizdał z podziwem. Itachi przymknął oczy ze stoickim spokojem, ale bądź co bądź, był jedyną osobą na sali, która płaszcza na sobie nie miała, a mieć go powinna.

-Nieznośna gówniara –skwitował Pein. – To poważna sprawa!

-Przepraszam, Liderze –szepnęła Kat.

Rudy westchnął.

-Dostaliśmy wiadomość o śmierci pewnej osoby – zauważył Pein.

-A konkretnie? – zapytał Kisame.

-Orochimaru nie żyje –odpowiedział Pein.

Wszyscy zwrócili wzrok na Lidera, ale jego postawa wcale nie wskazywała, że żartuje.

-Po dziesięciu latach, odkąd ta gadzina nas opuściła, ktoś nas wyręczył i go od tak zabił? – zapytał Kisame. – Któż to niby taki?

-Sasuke Uchiha –odpowiedział Pein.

Kat drgnęła nieco, czując, że i Itachi poruszył się niespokojnie.

-Co ma zamiar zrobić? –zapytała.

-Aktualnie kompletuje drużynę złożoną z shinobi, zdolnych narobić bałaganu – odpowiedział spokojnie Zetsu.

-Znaczy? – drążył Hidan.

-Jest wśród nich niejaki Hoozuki z Kiri – odparł Pein.

-Suigetsu? – szepnął Kisame. – Wieki całe go nie widziałem.

-A to co za jeden? –zapytał Deidara.

-Kilka lat temu był miłym chłoptasiem... – zaczął Kisame. – ...który miał w zwyczaju rozrywać wrogów na strzępy, czym zyskał sobie miano drugiego Diabła Zabuzy.

Kat uniosła nieco brwi i pociągnęła nosem, zaciskając nieco palce.

-Reszta drużyny? –zapytała.

-Niejaki Juugo –odpowiedział Pein. – I Karin. Ten pierwszy to prototyp przeklętej pieczęci wężowatego, a ta druga to jakaś strażniczka.

-W istocie, wydają się być niezwykle interesującą grupą – zauważył Deidara.

Szarooka wskazała na blondyna i pokręciła w powietrzu dłonią.

-Nawet o tym nie myśl, Dei– przestrzegła.

-Phi!... – prychnął.

-Deidara! – warknęła.

Blondyn odwrócił głowę, ale nie odezwał się ani słowem.

-Spokój już – włączył się Pein. Po chwili spojrzał na Itachi'ego. –Pieczętowanie sakryfikanta zaczniemy jeszcze dziś. Zrozumiane?

-Hai! – zakrzyknęli chórkiem.

-Rozejść się! – polecił Pein.

Mentalne formy zniknęły, a pozostali członkowie wyszli z sali. W pomieszczeniu został zaledwie Tobi, Kat i Pein.

-Nie dasz rady nam pomóc –zauważył Pein.

-Nagato, daj spokój –szepnęła. – Prześlę chłopakom tylko chakrę.

-Niech będzie – zgodził się.– A ty, Tobi, pilnuj Deidarę. Pewnie mu się marzy mały pojedynek.

Maskmen skinął głową.

-Musimy szybko się uwinąć –zauważyła Kat. – Sasuke będzie szukał Itachi'ego. Trzeba go przystopować. I jak najszybciej zebrać sakryfikantów.

-Jeszcze tylko dwoje, Kat –zauważył Pein.

-Wiem – potwierdziła Szarooka. – Ale tych dwoje to najgorsze sztuki.

-Będą nasze, Nee-chan –powiedział pewnie Tobi.

-Będą – potwierdziła.

Pieczętowanie odbyło się sprawnie tak, że po równych trzech dniach wszyscy zmęczeni wrócili do codzienności. Kat wróciła do rzeczywistości akurat w momencie, gdy Itachi przeciągał się po wielogodzinnym siedzeniu w jednej pozycji. Sama także rozprostowała kości i ściągnęła opaskę z oczu. Obraz był mocno rozmazany, ale przynajmniej widziała.

-Łzawią – zauważył spokojnie Itachi, kucając przed dziewczyną i ocierając jej łzy z policzków. – I zapewne pieką.

Pokręciła głową, chodź od kilku dni czuła pieczenie oczu.

-Nie potrafisz kłamać –zauważył z uśmiechem Itachi. – A przynajmniej nie nam.

Westchnęła ciężko. Kruczowłosy przemył jej dokładnie oczy i zawiązał opaskę na czole. Po kilku minutach wyszli z jaskini. Kat co kilka metrów potykała się o jakiś kamień lub wystający korzeń co i tak nie przeszkadzało jej iść naprzód. W końcu Itachi zatrzymał się i złapał dziewczynę za rękę.

-Co jest? – zapytała Kat.

-Curromada – zauważył Itachi.

Dziewczyna drgnęła i zagwizdała cicho. Po chwili przed nią pojawił się mały lis. Zwierzątko oddało list Itachi'emu i pognało w las.

-Itachi... – szepnęła Kat, gdy milczenie Uchihy przeciągało się.

-Sasuke jest godzinę drogi od nas. Deidara dwie w linii prostej – zauważył Itachi. – Zgadnij, co chce zrobić nasza blondynka.

-C'jit! – syknęła Kat.

-Co teraz? – zapytał autentycznie podenerwowany chłopak.

Dziewczyna nie odpowiedziała od razu, ale przywołała do siebie dwa wilki. Wskoczyła na grzbiet jednego, a starszy Uchiha na drugiego.

-Wybacz mi, Itachi –zwróciła się do kruczowłosego. – Ale nie mam wyboru. Sasuke musi przestać nas ścigać. Przynajmniej do czasu.

Ruszyli naprzód, a Itachi czuł, że dziwne uczucie nieznośnie ściska mu serce...


-Wyjdź... – syknął Sasuke, nawet się nie odwracając.

Chłopak posłusznie wyszedł zza drzewa i stanął kilka metrów za Uchihą. Sasuke odwrócił się i zmrużył nieco oczy.

-Więc to ty jesteś Sasuke!– zaśmiał się Tobi. – Nie sposób się pomylić. Jak nic, kubek w kubek jak Itachi!

Sasuke spojrzał zmrużonymi oczyma na Tobi'ego, a ten natychmiast skoczył w tył i schował się za drzewo.

-Jej, straszny wzrok –skwitował.

Nagle młody Uchiha zadarł głowę i w ostatniej chwili zdążył przywołać do siebie jednego węża, który skutecznie ochronił go przed atakiem wybuchowej gliny Deidary. Blondyn zeskoczył na ziemię i stanął obok Tobi'ego.

-Po tym wszystkim trzeba będzie przeprosić Itachi'ego – jęknął Tobi. – I Nee-chan też. Zwłaszcza Nee-chan. Deidara sempai... a może by tak...

-Patrz, Tobi! – zaśmiał się blondyn. – Wielki Uchiha! Z tym swoim zakichanym sharinganem!

-Ale Deidara sempai... –zaczął Tobi.

-Wystarczy już, Tobi –przerwał mu Deidara. – Nie widzisz... chłopakowi z wężowatym się pofarciło i już. To jeszcze szczeniak.

Deidara drgnął, gdy tuż przed nim pojawił się Sasuke. Chłopak ciął kataną tak, że blondyn i Tobi ledwo co odskoczyli.

-Szybki... – szepnął Deidara.

-Troszkę, sempai – przyznał Tobi.

Deidara zaśmiał się i wyrzucił całe naręcze małych bomb. Sasuke jednak zebrał w ręce chakrę i wyrzucił uformowane z niej igły w stronę ładunków. Przyszpilone bomby zaczęły nieznośnie wierzgać. Tobi uniósł nieco głowę, gdy za jego plecami znikąd pojawił się Sasuke. Chłopak odwrócił się błyskawicznie i zablokował cios katany, za to jednak otrzymał mocny kopniak w brzuch, przez co razem z Deidarą spadł z gałęzi drzewa.


-Wybuch... – zauważył Itachi, gdy do ich uszu doszedł potężny huk.

-Deidara... – szepnęła Kat.– Cholera, już zaczęli.

Popędziła wilki, aby szybciej znaleźć się u celu. Zwierzęta posłusznie zwiększyły tempo, mimo że były już niemal wyczerpane. Kolejna seria wybuchów wstrząsnęła otoczeniem. Cisza, która później nastąpiła, paradoksalnie przeraziła Szarooką jeszcze bardziej.

-Nee-chan! – usłyszała w końcu.

-Tobi! – odkrzyknęła.

Wilki automatycznie skierowały się w stronę głosu maskmena. Kat i Itachi zeskoczyli z wilków.

-Nie jest dobrze, Nee-chan– jęknął Tobi.

-Ukatrupię cię czymś specjalnym! – zawołał Deidara.

-Deidara! – zawołała Kat. –Deidara!

-Zjeżdżajcie stąd! –warknął blondyn.

Szarooka zerwała opaskę z oczu i otarła cieknące jej po policzkach łzy.

-Kat, nie wariuj! –zatrzymał ją Itachi.

Odepchnęła jego dłoń i skoczyła w przód. Przymknęła oczy, a gdy je otworzyła z powrotem, lśnił w nich czysty szkarłat sharingana. Teraz dziewczyna widziała wszystko. Zlokalizowała Sasuke, który stał kilkanaście metrów przed nią i wpatrywał się zimnym wzrokiem w Itachi'ego. Deidara znajdował się pomiędzy Szarooką, a młodym Uchihą. Dziewczyna szybko doskoczyła do blondyna i wytrąciła mu z ręki glinę.

-Zwariowałeś?! – krzyknęła.– Czemu mi to robisz?! Deidara!

-On... – zaczął.

Dziewczyna wtuliła się w blondyna, uderzając go pięścią w tors. Skrzywił się nieco, ale przytrzymał ją mocno przy sobie.

-Przecież on... – spróbował ponownie.

-On jest nic nie wart! –zawołała. – Nic! Czemu mi to robisz?! Czemu chcesz, żebym cię straciła?! Deidara! Czemu mi to robisz?!

Zamknął usta i przymknął nieco oczy, opierając policzek o jej czoło.

-Przepraszam – wyszeptał. –Kat-chan, przepraszam.

-Ja nie mogę cię stracić –przyznała cicho. – Ja nie mogę stracić żadnego z was. Deidara, ja już nie wytrzymam kolejnej straty. Po prostu tego nie wytrzymam.

-Wybacz... – wyszeptał.

Otarł lecące z jej oczu łzy i uśmiechnął się słabo do niej.

-Nee-chan! – zawołał nagle Tobi.

-Deidara! – dołączył się Itachi.

Blondyn uniósł głowę i zauważył Sasuke, który właśnie gotował się do ciosu kataną. Oczy Deidary rozszerzyły się z przerażenie. Kat odwróciła się i zamarła, osłoniwszy sobą Deidarę. Sasuke zaatakował, gdy nagle ktoś zablokował jego cios tak, że ostrza zatrzymały się o cal od twarzy Szarookiej. Młody Uchiha odskoczył, mierząc wzrokiem przybysza. Mężczyzna był wysoki, miał na sobie czarny płaszcz z szerokim kapturem i ciemny strój. Swoją katanę trzymał lekko, acz pewnie tak, że było poznać, że jest to zabójcza broń w jego pewnych rękach. Szarooka nie widzieć czemu drgnęła nagle. Obcy zaatakował Sasuke, a chłopak odskoczył zgrabnie.

-Tobi! – zawołała Szarooka.

Chłopak pojawił się zaraz obok niej razem z Itachi'm.

-Nee-chan? – zapytał.

-To jest... – zaczęła Kat.

Nagle krzyknęła, gdy ostry ból w jej oczach przeszył ją na wskroś. Upadła na kolana, przyciskając dłonie do oczu. Spomiędzy palców popłynęła jasna krew.

-Cholera! – warknął Itachi.– Za wcześnie uaktywniła sharingan.

-Itachi... – jęknął Deidara, przytrzymując dziewczynę.

-Nie mogę nic! – syknął Uchiha. – Kat, puść!

Dziewczyna z dużym oporem odsunęła ręce z twarzy. Powietrze chwytała haustami, jęcząc z bólu. Oczy miała zaciśnięte, a spomiędzy powiek ciekła krew, nieco już rozmazana na policzkach.

-Kat, słuchaj mnie... –szeptał Itachi. – ...otwórz oczy. Wiem, że to trudne, ale zrób to, proszę.

Dziewczyna z trudem otworzyła oczy. Itachi nieomal jęknął, widząc szkarłat, który jednak wcale nie był formą sharingana. Oczy dziewczyny po prostu zalane były jej własną krwią.

-Tobi, pilnuj tamtych dwoje– rozkazał Itachi.

Sam ściągnął z siebie płaszcz i rozsypał na nim zawartość saszetek, które trzymał przy pasku. Odchylił głowę Kat i wylał jej prosto w oczy wodę, która skutecznie obmyła krew.

-Itachi!... – jęknęła, zaciskając pięści. – Boli!...

-Wiem, wytrzymaj – szepnął błagalnie. – Proszę, wytrzymaj.

Dziewczyna jęknęła z bólu, ale nie zaprotestowała. Jej ramiona drżały nieco, mimo że Deidara trzymał ją mocno.

-Itachi! – zawołał nagle Tobi.

Kruczowłosy odwrócił się akurat w momencie, gdy obcy odtrącił na bok Tobi'ego. Deidara natychmiast zerwał się i stanął przed Itachi'm i Kat.

-Zabieraj ją stąd! –warknął.

Skoczył na obcego, jednak ten sparował cios i uderzył chłopaka pięścią tak, że blondyn aż skulił się z bólu. Itachi zmrużył oczy, a źrenice zalśniły mu sharinganem.

-Itachi, opanuj się –syknął mężczyzna.

Uchiha drgnął nieco, zaskoczony dźwiękiem głosu, który właśnie usłyszał.

-Ty... – szepnął.

-Milcz! – skarcił go.

Ukląkł przed Szarooką, która oddychała głośno. Ujął jej twarz w dłonie i westchnął ciężko. Ułożył swoje palce na jej oczach i przesłał przez opuszki potężną dawkę chakry. Szarooka krzyknęła, próbując odtrącić ręce obcego.

-Przytrzymaj ją – jęknął mężczyzna.

Itachi posłusznie objął dziewczynę rękoma. Jej krzyk rozniósł się po okolicy. Mężczyzna zacisnął zęby i po chwili odsunął ręce od twarzy Szarookiej. Zawiązał jej oczy fragmentem materiału i podniósł się z ziemi.

-Mnie tu nie było – zwrócił się do Uchihy. – Itachi, ani słowa Kat. I... zajmij się nią.

-Dobrze – szepnął Itachi, tuląc do siebie Szarooką. – Dziękuję...

Mężczyzna spojrzał na nieg oczarnymi oczyma.

-Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę, Itachi – wyszeptał. – Ty masz wszystko. Ja nic.

Mężczyzna skoczył w górę i szybko opuścił polanę. Deidara z trudem podniósł się z ziemi i doszedł do Itachi'ego i Kat. Tobi zjawił się przy nich po chwili.

-Co z nią? – wyszeptał słabo Deidara.

-Trzyma się – przyznał Itachi.

-Kto to był? – Tobi lustrował otoczenie wokół.

-Czy to ważne? – rzucił Uchiha. – Trzeba zająć się Kat. Kat-chan... spokojnie, już po wszystkim. Słyszysz mnie?

Skinęła głową, oddychając ciężko. Jej ręce drżały, a ona sama trzęsła się jakby stała w samym podkoszulku na dwudziestostopniowym mrozie. Itachi przytulił ją do siebie i okrywszy płaszczem, wziął na ręce. Wtuliła się w jego tors, pociągając nosem.

-A Sasuke? – zapytał Itachi.

-Nieprzytomny –odpowiedział Tobi, wskazując na nieruchomą postać z drugiej strony polany. –Nic mu nie jest, Itachi.

Uchiha skinął głową i skierował się w stronę, gdzie zostawili wilki. Tobi wskoczył na jedno ze zwierząt, a Itachi podał mu owiniętą szczelnie w płaszcz Szarooką. Sam wskoczył na drugiego wilka wraz z Deidarą i powoli ruszyli w stronę siedziby.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top