:..!..:: Łza Trzydziesta Siódma ::..!..:: Jakby zawsze byli razem.
Itachi skinął głową i odebrał z rąk Madary bezwładne, ale już w pełni zdrowe ciało Szarookiej. Starszy z Uchiha zawahał się, ale po chwili delikatnie musnął usta blondynki swoimi ustami.
-Strzeż ją... – polecił.
-Dobrze – szepnął Itachi.
Madara westchnął i wyjął z kieszeni zwinięty na kunai kawałek papieru – notkę teleportacyjno-przywoływawczą.
-Będziesz mógł mnie wezwać w każdej chwili, Itachi – zauważył Madara. – Ale... używaj tego w ostateczności.
Chłopak skinął głową i schował kunai do kabury. Blondynka, leżąca na jego rękach, zamruczała coś cicho i wtuliła się w tors bruneta.
-Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę, Itachi – szepnął Madara. – Jesteś... tak blisko niej. A ja... znów muszę ją zostawić.
-Więc wróć do niej –poradził mu. – I zostań z nami. Z nią. Na zawsze...
-Nie – przerwał mu. –Jeszcze nie. Jeszcze nie czas na to.
Uchiha po raz ostatni ucałował dziewczynę i wyszedł, rzucając tęskne spojrzenie ku blondynce. Itachi westchnął tylko i odwrócił się, po czym wszedł do pokoju blondynki i ułożył ją na łóżku, okrywając kocem.
-Oby ten czas nadszedł jak najszybciej... Madara...
Pein westchnął i otworzył oczy, a rozejrzawszy się, uśmiechnął szeroko. Siedziba w ciągu godziny została naprawiona, choć poszło na to sporo chakry jego i pozostałych członków Brzasku. Jednak po całym piekle, jakie rozgrywało się przez kilka ostatnich dni, nie pozostał nawet jeden ślad.
-Liderze... – do laboratorium wszedł Sasori. – Ściany nie są naruszone. Najgorzej jest... było tutaj.
-Dobrze – westchnął rudy. –A co z Katuś?
-Jeszcze śpi – zauważył Sasori.
-Wezwij pozostałych do kuchni – zarządził Pein. – Będę musiał coś omówić.
Lalkarz skinął głową i wyszedł, a Lider szybko jeszcze naprawił nieznaczne pęknięcia w ścianach pozostałej części siedziby. W końcu jednak opuścił laboratorium i wszedł do kuchni, gdzie siedzieli pozostali członkowie.
-Kto był u Katuś? – zapytał na wstępie.
Zgłosił się Deidara, odgarniając z czoła blond grzywkę.
-I co z nią? – zapytał rudy.
-Śpi – odpowiedział Deidara. – Mamrotała przez sen, że chce misia, ale przytuliła się do poduszki i jakoś nie narzekała.
Lider mimowolnie uśmiechnął się, ale zaraz po chwili znów przybrał poważny wyraz twarzy.
-Itachi wysunął propozycję– zaczął. – Wiemy, co działo się przez ostatnie dni. Nikt nie chce do tego wracać. Wokamina mówił, że Kat najprawdopodobniej nie będzie pamiętała nic z tych dni. Nie chcemy jej sprawiać więcej bólu, więc uznajmy, że nic złego nie miało miejsca. Katuś wróciła z misji ranna wraz z trucizną w żyłach. Wokamina zdołał zdobyć antidotum, które zaaplikowaliśmy. A rany Hidana, który dał się podgryźć Katuś, są wynikiem misji. Zrozumiane?
Wszyscy ochoczo pokiwali głowami, a Lider skinął głową na znak przyjęcia prośby Uchihy.
-Teraz możecie się rozejść- polecił Pein. – Deidara, wracaj do Katuś.
Wszyscy wyszli z kuchni, a w pomieszczeniu został tylko Pein i Itachi. Uchiha westchnął i po chwili skierował się do wyjścia.
-Itachi, poczekaj... –zatrzymał go Pein.
-Tak, Liderze? – zapytał brunet.
-Nie mówisz mi wszystkiego– zauważył rudy. – Antidotum nie zadziałałoby tak szybko, sam wiesz o tym. Coś innego ją uratowało. Itachi, co?
Brunet otworzył usta, ale zawahał się i zamknął je. Pokręcił głową i odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć w oczy Lidera.
-Nie mogę powiedzieć –przyznał. – A nie chcę kłamać. Po prostu nie mogę, Liderze.
Pein zamrugał oczyma, a po chwili skinął smutno głową.
-Dobrze – szepnął. – Ale wiedz, ze gdyby co...
-...zawsze jest możliwość znów to sprowadzić – przerwał mu ostrożnie Itachi. – Nie ma potrzeby się jednak obawiać. Wiem, że więcej Katuś tego już nie przeżyje. To pierwszy i jedyny taki koszmar.
Uchiha wyszedł, a Lider opuścił kuchnię zaraz za nim. Na korytarzu Hidan kłócił się o coś z Kakuzu, a Uchiha cicho rozmawiał o czymś z Kisame. Nagle rozległ się wrzask i kobiecy pisk. Hidan, nie czekając na nic, wpadł do pokoju Szarookiej i zamarł przy progu.
-Pozabijam was! – usłyszeli krzyk Dealupus.
Lider podszedł do drzwi i wepchnął Jashinistę do środka, robiąc przejście dla siebie i pozostałych.
-Siostrzyczko? – Tobi wpadł do pomieszczenia. – Co się stało?
-Kto mnie rozebrał do bielizny?!... – zawołała.
W pomieszczeniu, w którym znajdowała się większa część członków Brzasku, zapadło milczenie. Oczy wszystkich zwróciły się na Hidana, który rozłożył tylko bezradnie ręce.
-No co? – zapytał niewinnym tonem. – Miała podartą koszulkę. I brudne spodnie.
-Zabiję cię, zboczony maniaku religijny! – warknęła. – Zobaczysz, dorwę cię!
Dziewczyna zbiegła z łóżka,a Hidan ze śmiechem wybiegł z pokoju. Tobi jęknął i odwrócił się, Deidara mocno zaczerwienił, a Lider westchnął ciężko, pocierając skronie palcami. Kakuzu szepnął coś o dziewojach w bieliźnie, a Kisame zachichotał. Po chwili Szarooka wróciła i podeszła do Sasori'ego, z którego zdarła płaszcz i niemal cała czerwona narzuciła go na swoje nagie ramiona i otuliła się nim szczelnie.
-Ani słowa... – mruknęła. –Hidan! Dorwę cię i wykastruję, ty popaprańcu jeden!
Dziewczyna wybiegła, a Sasori jako pierwszy zaśmiał się. Zaraz za nim śmiechem wybuchnęła reszta obecnych w pokoju dziewczyny członków Brzasku. Itachi odetchnął z ulgą i pokręcił głową z rozbawieniem.
-...Nie kop! Błagam, tylko nie tam!...
Słowa Hidana jednak musiały nie wystarczyć, gdyż po chwili rozległ się jego głośny krzyk i urywane jęki. Po minucie do pokoju wróciła Szarooka i wziąwszy kilka ubrań z szafy, weszła do łazienki, trzaskając mocno drzwiami. Gdy wyszła z powrotem, była kompletnie ubrana.
-Dzięki... – mruknęła do Sasori'ego, oddając mu płaszcz.
-Skoro już się wyżyłaś... –zaczął Pein. – Won do łóżka! Jesteś ranna! Niemal cię OTRULI! A ty sobie od tak BIEGASZ?! GÓWNIARA! Masz tu siedzieć i ODPOCZYWAĆ!
Dziewczyna westchnęła i z jękiem powlekła się do łóżka, siadając na nim i patrząc wściekłym wzrokiem na Lidera.
-A ty pierwszy ją pilnujesz– mruknął Pein do wczołgującego się z jękiem do pokoju Hidana.
Jashinista syknął z bólu, ale rozkaz to rozkaz, więc dziewczynę pilnować musiał.
Szarooka westchnęła i odwróciła się plecami do Hidana, który spał obok niej na łóżku. Dziewczyna czuła się już dobrze, wręcz dziwnie dobrze. Jakby cały żal, smutek i złość, które trawiły ją od miesiąca, gdzieś wypłynęły, uciekły.
Chłopaki powiedzieli jej, że długo walczyła z trucizną, nim znaleźli antidotum na nią. Wokamina ponoć musiał wychodzić z niej, by samodzielnie odszukać w siedzibie Orochimaru potrzebne informacje na ten temat.
Wierzyła we wszystko, co mówili jej członkowie Brzasku. Nie miała żadnej przyczyny, czy wątpliwości, by tego nie uczynić. Jednak wiele w jej umyśle, mimo odpowiedzi reszty,pozostawało niewyjaśnione.
Czuła coś dziwnego... tak,jakby stało się coś bardzo ważnego, a ona to przegapiła. Coś, co pozwoliło jej dziś śmiać się i cieszyć, mimo że przychodziło jej to z trudem przez ostatni miesiąc. Jednocześnie czuła dziwne ukojenie. Spokój. Tak, jakby ból, który czuła niemal od odejścia z Liścia, przestał... istnieć.
Dziewczyna znów odwróciła się i przytuliła do Hidana, który przygarnął ją do siebie z cichym pomrukiem.
-Spoufalasz się, mała –zauważył szeptem, otwierając jedno oko.
-Zimno mi – przyznała cicho.
-Głuptas... – westchnął Hidan.
Nakrywszy dziewczynę i siebie pościelą, otulił dokładnie Dealupus, a blondynka wcisnęła się pod ramię chłopaka, wtulając w jego tors.
-Chcesz tak spać? – zapytał ją.
-Mhm... – mruknęła.
-Dobranoc, Katuś – szepnął.
-Branoc, Hidan –odpowiedziała mu radośnie.
Jashinista mruknął coś niechętnie, gdy blondynka ucałowała go w policzek. Po chwili dwójka zamknęła oczy i zasnęła, nie dręczona w nocy niczym innym, poza kolorowymi snami.
Czarne oczy przymknęły się, by po chwili znów otworzyć z ociąganiem. Madara odgarnął z czoła czarną grzywkę i uśmiechnął się nieco smutno. Miesiąc temu przypuszczał, że jeśli spotka Szarooką, ta dokopie mu jak nigdy w życiu. A wczoraj...
...Uchiha zachichotał, gdy tylko przypomniał sobie, jak szeptem wypomniał jej wszystkie kawały, które zrobiła mu w Liściu. Zaczerwieniła się wtedy tak słodko, że nie mógł oprzeć się pokusie, żeby jej nie pocałować. Znów zaśmiał się, gdy przypominał sobie, jak burknęła jakieś ciche przeprosiny i sama wymieniła mu kilka jego niemiłych wypadków.
Czuł się wtedy, jakby jej nigdy nie opuszczał. Jakby zawsze byli razem. Jakby tamta chwila była jedną z wielu, jakie przeżył wraz z nią, razem.
Madara wyciągnął się na trawie, wpatrując w księżyc i gwiazdy. Po chwili przymknął oczy i już ze spokojem w sercu, zaczął po raz kolejny w ciągu tego dnia przypominać sobie sylwetkę i wygląd dziewczyny. Katharsis Dealupus, jedynej, którą tak naprawdę kochał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top