::..!..:: Łza Trzydziesta Dziewiąta ::..!..:: Ty, która jesteś najdroższą z nas
::..!..:: Łza Trzydziesta Dziewiąta ::..!..:: Ty, która jesteś najdroższą z nas, sama nie widzisz w sobie żadnej wartości.
Znaleźli się na miejscu, gdy już reszta była przygotowana i gotowa. Oprócz Tobi'ego, Kat, Deidary i Sasori'ego nie było tu nikogo materialnego. Na rękach posągu do pieczętowania majaczyły tylko mentalne formy reszty członków Akatsuki.
-Hej, Kat... – dziewczyna usłyszała zniewalający męski głos.
-Cześć, Hidan – pomachała z uśmiechem do kosiarza. – Wszystko gotowe, Liderku kochany?
-Nie przeginaj! – warknął na nią Pein. – Cholerna gówniara!
-Też cię kocham –uśmiechnęła się Szarooka.
-A mnie? – zapytał płaczliwie Hidan.
-Ciebie trochę mniej –zamruczała Kat.
Tobi, stojący przy Kat, parsknął śmiechem. Sasori i Deidara ustawili się na odpowiednich miejscach. Kat stanęła przed posągiem, pomiędzy dwoma kamiennymi rękoma.
-Tobirama... – szepnęła cicho do Uchihy. – Patroluj tereny wokół i załóż pieczęcie. Powiadamiaj mnie o wszystkim.
-Dobrze, Nee-chan –odpowiedział jej natychmiast.
Wyszedł z jaskini, a kamienne przejście zamknęło się za nim i samo zapieczętowało.
-Wszyscy gotowi? – zapytał Pein. – To dobrze. Przez trzy dni czeka nas ciężka harówka, ale bez obaw, zapasy chakry zostaną uzupełnione natychmiast dzięki naszej sakryfikantce...
-...która ma imię... –zauważyła Kat.
-...więc życzę jedynie miłej pracy – dokończył rudy, nawet nie zwracając uwagi na Kat. – Zaczynamy!
Każdy z członków Akatsuki aktywował swój pierścień. Z posągu zaczęły wypływać niebieskie paszcze, które chwyciły Gaarę i uniosły go do góry. Powoli, centymetr po centymetrze, wyciągały z niego demona piasku. Shukaku miotał się niemiłosiernie, jednak pęta technik pieczętujących Pein'a były zbyt mocne, by demon mógł się wydostać. Trzy dni zleciały wszystkim bardzo szybko, nawet się nie obejrzeli, gdy Shukaku został w pełni zapieczętowany w posągu. Paszcze zniknęły, podobnie zresztą jak znaki na palcach posągu. Jedno z oczu kamiennej twarzy otworzyło się, informując, gdzie został zapieczętowany demon. Tylko troje z dziewięciu oczu posiadały jeszcze źrenice.
-I po wszystkim – zauważył słabo Pein. – Teraz możemy...
-Czekajcie – przerwała mu Kat.
Spojrzeli na nią i rozszerzyli oczy ze zdumienia. Wszyscy byli zmęczeni, mimo, że Kat posyłała ku nim potężne zapasy chakry. Po Szarookiej jednak nie było widać ani trochę znużenia. Dziewczyna doskoczyła do pierwszego członka Akatsuki, który przybył tu w mentalnej formie. Przyłożyła mu rękę do czoła. Robiła tak z każdym po kolei, aż został tylko Sasori i Deidara. Pomogła zebrać siły blondynowi i dopiero wtedy skinęła głową ku Pein'owi.
-Życzę waszej czwórce miłego powrotu do siedziby – dokończył rudy. – Oczekuję was nie później niż za tydzień. Do widzenia.
Zniknął, a za nim zaraz rozpłynęła się Konan. Zetsu, Itachi i Kisame byli kolejni.
-Pa, kochanie – rzucił ku dziewczynie Hidan.
-Tak, tak... – zamruczała Kat z uśmiechem. – Pa, słoneczko.
Hidan posłał ku niej promienny uśmiech i zniknął wraz z Kakuzu. Po chwili zniknął też pomnik pieczętujący. Kat wysłała wiadomość do Tobi'ego, że może już wracać.
-I co teraz? – zapytał ją Deidara.
-Zabierzemy ciało Gaary –odpowiedziała Szarooka.
-Po co? – zdziwił się Sasori.
-Oddamy je jego przyjaciołom – Szarooka spojrzała pewnie na lalkarza. – Jesteśmy przynajmniej to im winni.
Akasuna tylko drgnął nieco. Kat nie przejęła się tym. Swoje wiedziała, niezależnie od tego, co myśleli inni. Zdziwiła się, gdy odpowiedzi od Tobiramy jeszcze nie otrzymała.
-Coś jest nie tak –mruknęła ku pozostałej dwójce.
Ledwo skończyła mówić, a przejście zostało wysadzone w powietrze. Odskoczyli w tył, tuż obok ciała martwego już Gaary. Do środka wpadła grupa shinobi. Dziewczyna rozpoznała dwójkę młodych ninja z Konoha, różowowłosą dziewczynę i blond chłopaka. Obok nich stali szarowłosy shinobi Konoha i jakaś staruszka. Szarooka poczuła, jak Sasori drgnął nieco. Spojrzała przelotnie na wrogów. Zdziwiła się, bo szarowłosy mężczyzna przypatrywał się jej bynajmniej nie ze zwykłą w tej sytuacji wrogością.
-Oddajcie Gaarę! – warknął blond chłopak.
-Za późno, un – zaśmiał się Deidara. – Wasz przyjaciel ulotnił się jak piękna sztuka.
-Sztuka jest wtedy piękna, gdy jest trwała – zauważył natychmiast Sasori.
-Sztuka to wybuch, Danna,un – odgryzł się Deidara.
Kat wzniosła oczy ku górze, mrucząc coś pod nosem. No pięknie! Że też ta dwójka nie ma kiedy wybrać sobie lepszej chwili na kłótnię o sztukę!
-Sztuka jest trwała –drążył swoje Sasori.
-Sztuka jest wybuchem, un –upierał się Deidara.
-Przestańcie! – warknął blondyn. – Wy...!
Kat rozszerzyła nieco oczy. Źrenice chłopaka zalśniły czerwienią oczu demona. Blondyn rozpieczętował jakiś zwój i posłał ku trójce Akatsuki duży shuriken, który jednak bez problemu został odbity przez ogon Sasori'ego.
-Gaara! – zawołał blondyn.
Przez plecy Szarookiej przebiegł dziwny dreszcz.
-To sakryfikant –zamruczała do chłopaków. – Nie byle jaki. To Lis Kyuubi.
-Sztuka jest wybuchem, Danna, un – ciągnął swoje Deidara. – I jest... co? Jaki sakryfikant, un?
-Kyuubi'ego – powtórzyła Kat.
Deidara spojrzał na chłopaka i skinął potwierdzająco głową.
-A no fakt, un – skwitował.– Możemy go złapać, un.
-Nie, nie czas na to... –zaczęła Kat. – Deidara?
Artysta jednak już sklecił swojego ptaka i powiększył go odpowiednio. Figurka połknęła częściowo ciało Kazekage Suna.
-Deidara, nie bądź głupim!– syknęła Kat. – Nie dasz rady sam.
-Złapię ci tego sakryfikanta– obiecał. – Czekajcie na mnie w głównej siedzibie.
Zanim Kat zdołała go powstrzymać, on wskoczył na swojego ptaka i wystartował. Ominął shinobi Konoha i wyleciał na zewnątrz. Blondyn skoczył natychmiast za nim.
-Naruto! – krzyknął szarowłosy mężczyzna i ruszył za chłopakiem.
Kat westchnęła ciężko.
-Głupek – skwitował Sasori.
-Oi minna... – zamruczała Kat, raniąc się w palec. – Jutsu Przywołania!
Spod jej palców wyskoczył mały ptak, który poleciał za Deidarą. Obok Kat nagle pojawił się Tobi. Jego płaszcz był nadpalony i nieco poszarpany.
-Konoha – wyjaśnił pokrótce.
-Idź za Deidarą – poleciła Kat. – Informuj o wszystkim.
-Hai, Nee-chan –powiedział.
Wyskoczył z jaskini, omijając kunai, rzucane przez różowowłosą dziewczynę.
-Hej, lala! – warknęła na nią Kat. – Zostaw mi brata w spokoju! Teraz walczysz z nami!
-Ty! – syknęła tamta. – Jak mnie nazwałaś?!
-Lakierowana lala –zawołała głośno Szarooka. – A może nie? Różowa lakierowana lala bez mózgu!
Dziewczyna krzyknęła i zaatakowała Kat. Szarooka bez problemu zbiła jej cios i sama uderzyła ją pięścią w brzuch. Różowa uderzyła plecami o ścianę i zsunęła się po niej ciężko. Szybko jednak stanęła na nogi, tym razem już spokojniejsza.
-I co teraz, Sasori? –zapytała lalkarza Kat.
-Nic – mruknął. – Wygrywamy i wychodzimy.
-Fajny plan – wyszczerzyła się do niego Kat.
-Masz coś do niego? –warknął na nią.
-Nic, nic... Sasori-kun –zamruczała z uśmiechem.
Poczuła, jak drgnął nieco, ale skomentowała tego. Po raz pierwszy użyła do niego zwrotu „kun". Nawet jak dla niej było to za dużo wyznań jak na jeden dzień.
-Tylko osłaniasz mnie –zarządził Sasori. – Nie bierz czynnego udziału w walce.
Kat skinęła głową. Głos lalkarza był spokojny, nawet za spokojny. Dziewczyna wyjęła swój sztylet bez rękojeści i stanęła gotowa do ataku. Sasori zaatakował od razu, wypuszczając z ust Hiruko masę kunai. Obie kunoichi ominęły je zręcznie, choć Kat zauważyła, że ruchy różowowłosej sterowane są nieznacznie przez staruszkę. Kat ukucnęła przy Sasori'm. Lalkarz wypuścił kolejną masę broni, tym razem posługując się senbon.
-Która ma dla ciebie jakieś znaczenie? – zapytała go.
Przerwał atak, co jednak nie zdziwiło przeciwniczek. Sasori szybko opanował się i znów zaatakował kunai.
-Sasori-kun... – syknęła Kat. – Ja musze wiedzieć.
-Nic nie musisz wiedzieć –warknął na nią. – To już przeszłość!
Staruszka zaczęła rozmawiać ze swoją podopieczną. Kat rzuciła ku nim swój sztylet, jednak to nie przerwało ich narady. Broń Szarookiej znów zmaterializowała się w jej ręce. Różowowłosa stanęła do walki. Kat zauważyła, że do jej ciała przyczepione są nici chakry staruszki. Dziewczyna zaatakowała. Sasori odparł pierwszy atak ogonem Hiruko. Drugi z trudem zablokowała Kat. Szarooka odskoczyła jednak natychmiast, gdy w jej stronę poleciał kunai, wypuszczony przez staruszkę.
-Nie... – jęknęła. –Sasori-kun!
Patrzyła szeroko rozwartymi szarymi oczyma na lecące wokoło części marionetki Sasori'ego. Skoczyła między nie i uderzyła różowowłosą. Sama wyciągnęła Sasori'ego, gdy lalkarz zablokował się między dwoma częściami Hiruko. Odskoczyli pod ścianę. Sasori miał na sobie ciemny płaszcz, który dokładnie osłaniał jego ciało. Kat stanęła obok niego.
-Nie ma czasu na naprawę Hiruko – powiedziała.
-Nie szkodzi – szepnął Sasori. – Poradzimy sobie bez Hiruko.
Kat skinęła głową.
-Sasori, masz zamiar walczyć przeciwko mnie? – usłyszeli głos starszej kobiety.
-Babciu Chiyo... – zaczął Sasori, nie ściągając płaszcza. – Skoro muszę.
-Nie musisz – powiedziała.– Możesz jeszcze wrócić do Suna i...
-Nie – przerwał jej. – W Suna nie ma dla mnie miejsca. Ja nie wrócę. Dlatego będziemy walczyć.
Kat drgnęła nieco. Te słowa. „Nie ma dla mnie miejsca... Ja nie wrócę..." Słyszała je już raz, wypowiadane z tą sama pewnością i goryczą. Kat przysunęła się mimowolnie bliżej lalkarza, na co ten nawet nie zareagował.
-Nie musisz walczyć –powiedziała Kat. – Jeśli nie chcesz.
-To nie to – powiedział Sasori. – Będę walczyć. Koniec tematu.
Kat skinęła głową. Sasori ściągnął z głowy płaszcz i potrząsnął nią nieco tak, że czerwone kosmyki włosów opadły mu swobodnie na twarz. Wciągnął z rękawa jeden ze swoich zwoi.
-Walcz z nim, nie obok niego – pouczył Kat. – Musisz mi pomóc...
-Dobrze, Sasori-kun –szepnęła.
Lalkarz rozpieczętował zwój i przed nimi pojawiła się marionetka Trzeciego Kazekage. Sasori zaatakował nią natychmiast, uwalniając zapieczętowane w rękach linki które oplątały różowowłosą. Sasori wypuścił trujący gaz. Staruszka wszelkimi siłami próbowała wyciągnąć dziewczynę, lecz Sasori trzymał ją w swoim więzieniu bardzo mocno. Kat stała obok lalkarza, patrząc na jego ruchy. Różowowłosa powoli dusiła się w oparach trującego dymu. Nagle staruszka wykonała dziwny gest ręką i wyszarpnęła dziewczynę z więzienia. Kat już chciała ruszyć do ataku, jednak zatrzymał ją Sasori.
-To nic... – powiedział. –I tak jest osłabiona...
Tymczasem staruszka rozpieczętowała własny zwój i uwolniła dwie marionetki. Sasori drgnął nieco. Kat spojrzała na kukły. Jedna z nich przedstawiała mężczyznę, druga kobietę. Szarooka od razu rozpoznała rękę, która stworzyła te marionetki. Zadziwiające także było podobieństwo, pomiędzy nimi, a samym Sasori'm.
-Sasori-kun... – zaczęła Kat. – Czemu mi nie mówisz wszystkiego?
-Przepraszam Kat –powiedział słabo. – Ja... nigdy nikomu o tym nie mówiłem.
Dziewczyna złapała za rękę lalkarza. Ten tylko ścisnął ją mocno, tak mocno, że prawie zabolało to dziewczynę. Nie myślała jednak o bólu, ale o tym, że coś dzieje się z Akasuną, a ona nie jest zdolna mu pomóc.
-Sasori-kun... – zaczęła.
-Zamknij mnie w Mangekyo –poprosił. – Ja muszę ci powiedzieć... Teraz.
Skinęła głową i szybko uaktywniła sharingan i Mangekyo Sharingan. Spojrzała czerowno-czarnymi oczyma w brązowe tęczówki Sasori'ego. Po chwili oboje tkwili już w genjutsu Tsyukomi.
Siedział naprzeciw niej na łące zalanej południowym słońcem. Chłodny wiatr owiewał ich twarze. Sasori czuł ich powiew na policzkach, czuł ciepło promieni, czuł miękkość trawy i ciepło dłoni Kat, która obejmowała jego rękę.
-Sasori-kun... – zaczęła cicho dziewczyna.
-Dziękuje – powiedział.
Spojrzała na niego, ale nic więcej nie powiedziała. Dała mu czas. Potrzebował tego teraz, a ona nie miała zamiaru naciskać.
-Wiesz, Kat... – zaczął Sasori. – Ja... w życiu bym nie pomyślał, że komukolwiek będę chciał opowiedzieć historię mojego życia. Ale zdarzają się wyjątki. Ty chyba jako jedyna dałaś mi poczucie radości życia. Jestem ci za to naprawdę wdzięczny, Kat.
Uśmiechnęła się do niego, na co on też odpowiedział podobnym gestem.
-Byłem mały, jak moi rodzicie zginęli z ręki jednego z shinobi Konoha – zaczął swoją opowieść Sasori. – Wychowała mnie babcia, szacowna ChiyoNauczyła mnie sztuki mojego rodu i tak zostałem lalkarzem. Ale to, co tworzyłem, nie wystarczało mi. Moje marionetki musiały, po prostu musiały mieć ludzkie kształty. Za to zostałem wygnany z mojej wioski, a potem trafiłem do Akatsuki. Co działo się dalej, zapewne wiesz... Kat, chodzi o to, że...
Zamilkł, szukając odpowiednich słów dla niej. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo i usiadła tuż obok lalkarz, wtulając się w jego ciepłą pierś. Odetchnął głęboko.
-Tamte marionetki... – ciągnął. – Były pierwszymi, które stworzyłem. Zastępowały mi rodziców. Tamta staruszka, to moja babcia. Ten dzień... to jak spotkanie z przeszłością.
-Co chcesz zrobić? – zapytała go.
-Nie wiem – przyznał. – Ale jest ktoś i coś dla kogo i dlaczego chcę dzisiaj walczyć. Nie cofnę się, Kat. Ale ja... potrzebuję...
-Pomogę ci, Sasori-kun – powiedziała, zanim zdążył ją o to poprosić. – Jesteśmy jak rodzina, pamiętasz? Całe to pokićkane Akatsuki.
Skinął głową z uśmiechem.
-Dziękuję... – szepnął.
Dziewczyna wypuściła Sasori'ego z więzienia Mengekyo Sharingana. Chłopak trzymał się dobrze, choć dziewczyna dla pewności stała tuż obok niego. Staruszka, nieświadoma tego, co zrobiła Kat, zaatakowała marionetkami rodziców Sasori'ego. Akasuna odparł atak Kazekage i sam zaatakował. Szarooka skoczyła w przód i złapała za rękę marionetki. Odbiła się od niej i skoczyła na różowowłosą, która miała zamiar zaatakować Sasori'ego. Uderzyła ją mocno w twarz tak, że ta poleciała w tył i osunęła się na wpół przytomna po ścianie.
-Kat! – usłyszała krzyk Sasori'ego.
Nie zdążyła się odwrócić. Upadła na ziemię od wpływem uderzenia. Nad sobą zobaczyła Sasori'ego, który opierał się rękoma o ziemię po obu stronach jej głowy, klęcząc nad dziewczyną. Spojrzała na niego szeroko rozwartymi oczyma.
-Patrz, gdzie stoisz –syknął na nią.
Skinęła głową i szybko wstała. Wyciągnęła z pleców Sasori'ego katanę i odrzuciła ją na bok, pomagając wstać Akasunie. Kazekage został zniszczony przez różowowłosą, a do walki przeciw Akatsuki stanęło dziesięć marionetek Chiyo.
Sasori już chciał wyciągnąć kolejny zwój, ale powstrzymała go Kat. W jej ręce pojawił się z chmury chaosu zwój, który dziewczyna rozwinęła. Odpieczętowała go i przed nimi pojawiła się marionetka w kształcie dużego smoka. Sasori i Kat przyczepili do niego swoje nici chakry i razem zaczęli sterować kukłą. Zniszczyli wszystkie marionetki Chiyo i zaatakowali obie kunoichi. Odskoczyły, choć z wyraźnym trudem. Kat rzuciła kunai w różowowłosą, a broń zaryła w jej bok. Po chwili sztylet znów tkwił w ręce Szarookiej. Smok zaatakował ogonem w obie kunoichi tak, że boleśnie uderzyły one w skalną ścianę. Osunęły się nieprzytomne na ziemię. Kat z powrotem zapieczętowała Smoka w swoim zwoju. Podobnie zrobiła z resztkami Hiruko i Kazekage. Razem z Sasori'm ruszyli ku wyjściu z jaskini, gdy nagle Szarooka popchnęła lalkarza na bok.
-Nie... – jęknął Akasuna.
Wyprowadził nici chakry i posłał kunai w serce szacownej Chiyo. Staruszka padła martwa na ziemię. Sasori doskoczył do Kat i odtrącił marionetki własnych rodziców na bok. Ostrożnie wyjął z brzucha dziewczyny katanę. Chiyo zdołała zaatakować po raz ostatni, ale Szarooka odtrąciła Sasori'ego, ratując go tym samym przed śmiercią, gdyż ostrze katany było wycelowane wprost w żywe serce lalkarza. Sasori spojrzał przerażony na dużą ranę w brzuchu Kat.
-Sasori-kun... – szepnęła słabo.
-Nie mów nic – polecił. –Zabiorę cię stąd, Kat...
Wziął ją ostrożnie na ręce i wyniósł z jaskini. Miał tylko nadzieję, że szybko znajdzie Deidarę lub Tobi'ego, bo teraz życie Kat zależało od tak głupiej sprawy jak przywołany lis, lub ptak z gliny...
Parł przez las, aż w końcu usłyszał potężny wybuch. Pewny, że tam znajdzie Deidarę, pobiegł tam z nieprzytomną już Kat na rękach. Nieznacznie zdołał tylko zatamować krwawienie,co zapewne nie wystarczyło. Na niewielkiej polanie natknął się na Zetsu oraz Tobi'ego.
-Sasori-sa... – zaczął maskmen. – Nee-chan!
Tobi doskoczył do dziewczyny i wziął ją z rąk lalkarza.
-Gdzie Deidara? – zapytał Sasori.
-Nie ma go na razie –zauważył spokojnie Zetsu.
-Znajdź go – warknął Sasori. – Ale już!
Rosiczka skinął głową i zniknął między drzewami. Sasori spojrzał na Tobi'ego. Chłopak już posłał niewielkiego lisa z wiadomością do Pein'a. Sam zajął się opatrywaniem swojej siostry. Zdołał zatamować krwawienie, ale nie dał rady zasklepić rany. W ciągu kilku minut pojawił się Deidara. Zamiast prawej ręki blondyn miał jedynie poszarpane i zakrwawione części płaszcza. Wylądował obok nich na swoim ptaku, a z pyska glinianego zwierzęcia wciąż wystawał kawałek płaszcza Gaary.
-Co z nią, un? – zapytał blady.
-Zabierz ją do siedziby –polecił Sasori. – Niech Tobi leci z wami. Pośpieszcie się.
Deidara skinął głową i szybko stworzył swojego ptaka. Tobi wskoczył na niego wraz z Kat na rękach. Szybko wystartowali. Dziewczyna straciła dużo krwi i dziw brał, że jeszcze żyła. Po całym dniu lotu, podczas którego Tobi pilnował Kat i na wpółprzytomnego Deidarę, stanęli wreszcie przed wejściem do siedziby. Na zewnątrz czekał już na nich Hidan.
-Na Jashina... – szepnął, widząc Szarooką.
-Zawołaj Pein'a – rzucił słabo Deidara.
Jashinista skinął głową i zniknął we wnętrzu siedziby. Tobi wszedł do środka z Kat na rękach. Deidarze pomógł wejść Kakuzu, który wyszedł z siedziby. I blondyn i Szarooka wylądowali w laboratorium, gdzie natychmiast zajęli się nimi Pein, Itachi i Kakuzu. Cała trójka z trudem zaleczyła ranę Szarookiej, a Kakuzu przyszył rękę blondynowi. Teraz oboje spali w swoich pokojach, a przy każdym czuwał ktoś z członków.
Szarooka obudziła się dzień po operacji w siedzibie. Powoli otworzyła oczy i półprzytomnie porozglądała się po pomieszczeniu. Rozpoznała swój pokój w Akatsuki i uśmiechnęła się słabo. Uniosła się nieco, ale natychmiast z sykiem opadła na poduszki, czując rozrywający ból w brzuchu.
-Jeszcze nie wstawaj –usłyszała znajomy niski głos. – Rana może się ponownie otworzyć.
-Kakuzu... – zamruczała z uśmiechem. – Co tu robisz?
-Wywaliłem Hidana, bo wyglądał jak ostatnie nieszczęście po całonocnym czuwaniu – wyjaśnił shinobi Taki. – Pein zarządził, by przy każdym z rannych czuwał jakiś inny członek, więc wypadło na mnie.
-Acha... – zauważyła mądrze Kat. – Mogłeś powiedzieć, że zrobiłeś to z własnej woli, albo, że mnie lubisz, albo cuś. A ty?... Szczery aż do bólu...
Kakuzu wzruszył ramionami.
-Co z resztą? – zapytała Szarooka.
-Deidara stracił prawą rękę, ale już ją przyszyłem – zaczął Kakuzu. – Tobi ma się dobrze, oprócz kilku zadrapań nic mu się nie stało. Sasori ciągle jest w drodze powrotnej. Zetsu mu towarzyszy.
-Ciało Gaary? – zapytała.
-Deidara je ma –odpowiedział Kakuzu.
Dziewczyna skinęła głową. Po minucie, góra dwóch leżenia, podniosła się z łóżka, mimo sprzeciwu Kakuzu.
-Nic mi nie jest –zauważyła szybko.
Wstała i skierowała się do łazienki. Ściągnęła bandaże i umyła się. Ubrawszy się, weszła do pokoju, gdzie opatrzył ją Kakuzu.
-Pein mnie zabije –zauważył shinobi Taki. – Miałem cię pilnować...
-Nic ci nie będzie, Kakuzu– podniosła go na duchu, uśmiechając się. – Pein nawet się nie dowie. Zobaczę tylko co z Deidarą, Tobi'm i resztą. Wrócę, zanim zdąży o mnie pomyśleć.
Ledwo co wyszła na korytarz, a już zderzyła się z kimś, z trudem utrzymała równowagę i nie spadła. Uniosła wzrok i jęknęła, uśmiechając się przepraszająco.
-P-pein-sama... – zaczęła.– Ja-jak się masz, L-Li-Liderku?
-Dobrze – powiedział,patrząc na nią groźnym wzrokiem. – A ty przypadkiem nie powinnaś leżeć w łóżku, Kat?
-Eee... No... – zająkała się. – Teoretycznie chyba tak, ale wiesz...
-Nie wiem – warknął. – Won do siebie!
-Ale... – zaczęła. – Dei i Tobi i reszta i...
-Won! – krzyknął.
-No już, już... –zamruczała niechętnie.
Odwróciła się i weszła do swojego pokoju, gdzie nadal siedział Kakuzu.
-Spotkałaś Pein'a? –bardziej stwierdził niż zapytał. – Czyli już nie żyję...
-Czuję się jak w więzieniu– mruknęła.
Rzuciła się na łóżko z jękiem zrezygnowania. Kakuzu wzruszył ramionami i wyszedł, a minutę później po korytarzu rozniósł się wrzask Pein'a, który dawał mu reprymendę za wypuszczenie Kat z pokoju. Szarooka westchnęła ciężko i zwlokła się z łóżka. Stanęła przed lustrem i spojrzała na siebie krytycznie.
-Jutsu Przemiana! – złożyła odpowiednią pieczęć.
W kłębie dymu zamiast Kat pojawił się Pein. Szarooka przeczesała sobie teraz już rude włosy i uśmiechnęła się do swojego odbicia.
-W rudym mi do twarzy –wyszczerzyła się.
Odetchnęła głęboko i zlustrowała wzrokiem odbicie. Jej postawa była daleko inna niż ta, którą prezentował sobą Pein. Dziewczyna miała luźny, wręcz taneczny krok i nieco chaotyczne ruchy. Lider był jak jej przeciwieństwo – opanowany i spokojny, miał pewny krok i nic zbędnego w swoim byciu. Szarooka napuszyła się trochę i spojrzała groźnie na siebie, marszcząc brwi.
-Nieźle... – stwierdziła.
Mogła zamienić się praktycznie w każdego członka Akatsuki, ale jak się bawić to się bawić! Była tylko ciekawa, czy z raną w brzuchu zdoła uciec tak szybko jak zwykle, gdy zrobiła coś Pein'owi.
-Łe... – wystawiła sobie język. – O! To Lider tu też ma kolczyk? Oi minna... Teraz to się Konan nie dziwię...
Z tymi i jeszcze bardziej zboczonymi myślami wyszła ze swojego pokoju i pewnym krokiem przeszła przez korytarz do pokoju Tobi'ego. Wparowała tam bez pukania. Zamknęła za sobą drzwi i odwróciła się. Jej oczy rozszerzyły się z zaszokowania.
-Pein?... – zapytał Tobi. –O co chodzi?
-Tobirama! – zawołała Kat, odwracając się z wielkim rumieńcem na twarzy Lidera. – Ubierz coś na siebie!
Tobi przeczesał ręką swoje mokre czarne włosy. Owinął sobie ręcznik wokół bioder i podszedł do Pein'a.
-Pein?... – zapytał. – Ale o co chodzi?
-Nie jestem Pein –zamruczała Kat. – Nie chciał wypuścić mnie z pokoju, więc się zamieniłam...
-Kat?! – wrzasnął Tobi. –Czemu wchodzisz bez pukania?!
Wpadł do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Po chwili wyszedł z nich, ubrany w spodnie i na wpół rozpiętą, białą koszulę. Kat odwróciła się.
-Boże, mam siostrę wariatkę... – jęknął, zapinając guziki. – Zwariowałaś? Pein ci tego nie przepuści...
-Ale ja chcę do Deidary –zamruczała Kat. – I do reszty, a nie mogę, bo Pein mi zabronił...
-Oi minna... – Tobi przejechał ręką po twarzy. – Ale czemu akurat Pein?
-Bo to zabawne –wyszczerzyła się do niego.
Tobi pokręcił głową i narzucił na siebie płaszcz Akatsuki. Założył maskę i spojrzał krytycznie na Kat.
-Zamień się we mnie –poradził. – Ale już!
-Nie krzycz na mnie –ofuknęła go, składając odpowiednie pieczęcie. – Nie zapominaj kto cię wychował...
-Pamiętam – potwierdził. –Nie powiem, że żałuję, ale...
Spojrzała na niego przymrużonymi oczyma, ale on tylko uniósł w górę ręce. Po chwili w pokoju stało już dwóch Tobi'ch. Kat wyszła z pokoju, a za nią podążył Tobirama.
-Idę do kuchni, a ty idź do Deidary, tylko nie narozrabiaj, błagam – poprosił ją.
Skinęła głową. Tobi zniknął w kuchni, a Kat tanecznym krokiem pobiegła do pokoju blondyna. Zapukała i po usłyszeniu krótkiego „Proszę!", weszła do środka.
-Tobi? – usłyszała głos Pein'a. – Coś się stało?
Kat o mało co nie jęknęła.
-N-nie... – mruknęła. –Tylko... Kat Nee-chan chciała wiedzieć, co z Deidarą sempai.
-Wszystko w porządku –odpowiedział blondyn, który leżał na łóżku.
-Chyba do niej pójdę –zauważył Pein. – Chciałbym z nią porozmawiać...
-Nie! – krzyknęła Kat. –Znaczy się... ona śpi! Tak ona śpi! Nie wolno przeszkadzać mojej Nee-chan!
Pein spojrzał uważnie na Tobi'ego.
-To nie może czekać –rzucił.
Wyszedł szybko z pokoju, a za nim pobiegła Kat.
-Oi! Pein-sama! Nie idź, ona śpi! – błagała.
-Tobi, opanuj się – syknął Pein. – Ma wystarczająco dużo energii, nie musi tyle spać.
-Ale... – zaczęła Kat.
Nagle Pein zatrzymał się. Szarooka, nie wiedząc czemu, spojrzała ponad jego ramieniem i jęknęła przeciągle. Na korytarzu stał Tobi, a Pein przenosił wzrok z niego na Kat i z powrotem.
-Kat! – krzyknął.
-No co?! – zawołali oboje, i Kat, i Tobi na raz. – To ona, nie ja!
-Dość! – krzyknął Pein.
Szarooka nagle zmieniła postać na swoją prawdziwą, gdyż wzrok Rinnengana przebił jej jutsu. Dziewczyna krzyknęła krótko i rzuciła się do ucieczki. Zniknęła za rogiem korytarza tam, gdzie było boczne wyjście z siedziby. Pein wyłączył swoje Kekkei Genkai i pokręcił głową.
-Zrobi wszystko dla Akatsuki – szepnął.
-To źle? – zapytał Tobi, podchodząc do niego.
-Nie, nie chodzi o to –zauważył rudy. – Po prostu... ona znaczy dla nas wiele, wiesz o tym. Jeśli kiedyś przekroczy granicę... zginie.
Tobi drgnął nieco.
-Ostatnio ratowała Sasori'ego i o mało co nie wykrwawiła się na śmierć – mruknął Pein. – Ona ma wielką siłę poświęcenia i jeśli ktoś ją wykorzysta...
Zamilkł na chwilę i pokręcił głową.
-Ona chce ochronić nas wszystkich, a my musimy chronić ją – powiedział stanowczo. – W końcu jesteśmy„pokićkaną rodziną"...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top