::!::Łza Piąta::!:: Copygan. Serce, zapach i ciepło. Wszystko co należy do nich


Na kolejny trening z Hokage przyszła bez najmniejszego sprzeciwu. Na polanie treningowej stał jedynie Nidaime i Madara. Dziewczyna podeszłą do obu.

-Ohayo, Tobirama-san – przywitała się.

Drugi posłał jej promienny uśmiech. Madara natomiast odwrócił obrażony wzrok, zakładając ręce na pierś. Kat o mało co nie wybuchnęła śmiechem.

-Najpierw taijutsu – polecił Tobirama.

Posłusznie stanęli naprzeciw siebie. W oczach Madary od razu zalśnił sharingan. Kat mimowolnie uśmiechnęła się. Nie chciała kopiować daru od razu, honor nakazywał jej najpierw pokonać przeciwnika.

Zaczęli regularną walkę. Mocne kopnięcia, idealne ciosy, uniki i ataki. Dobywali i chowali ostrza, rzucali kunai i shuriken, a Żadno z nich nie miało zamiaru się poddawać. Kilka siniaków i zadrapań – tyle zdołali uzyskać walką między sobą.

-Zacznijcie z innymi jutsu! – polecił Tobirama.

Madara natychmiast zaczął składać pieczęcie. Z jego ust wypłynęła duża kula ognia. Kat nie uchyliła się przed nią, aż płomień ogarną ją całą. Madara stanął przerażony. Co jak co, ale Kat spalić doszczętnie nie chciał.

-T-tobir-rama! – krzyknął.

-Spokojnie – powiedział opanowanym głosem Nidaime.

Gdy ogień uspokoił się, naprzeciw Madary stała cała i zdrowa Kat. W jej ręku płonęła kula ognia, a oczy lśniły płomienną czerwienią. Dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę, a płomień powiększył się znacznie i uformował na kształt ogromnego smoka. Gad plunął ogniem na Uchihę. Kruczowłosy w ostatniej chwili odskoczył przed dewastującym atakiem. Smok stanął za Kat, owijając ogon wokół niej.

Dziewczyna złożyła ręce do siebie i powietrze wokół niej zafalowało. Granatowe pasma zaczęły krążyć wokół niej. Smok zaryczał i jego ogniste ciało stało się jednolitą esencją żywiołu chaosu. Teraz nabrał granatowej barwy, podobnie zresztą jak oczy Kat.

Jeden skok, a Uchiha już był dokładnie oplątany smoczym ogonem. Kat stanęła tuż przed nim.

-C-co? – jęknął Madara.

Oczy Kat powtórnie zmieniły kolor. Teraz jej źrenice miały w sobie trzy żółte błyskawice na czerwonym tle. Uchiha poczuł się, jakby skanowali go laserem, jakby jego dusza i umysł stały otworem przed Kat.

-Dość! – usłyszeli krzyk Tobiramy.

Smok rozpłynął się w powietrzu, a oczy Kat na powrót zyskały dawną szarą barwę.

-Co to miało być? – syknął Nidaime. – Mówiłem jutsu, a nie panowanie nad żywiołami i Copygan.

-Copygan? – zainteresował się Madara.

-Miałam walczyć, więc walczyłam. To nie moja wina, że wykorzystuję swoje umiejętności – powiedziała, całkowicie ignorując Uchihę. – A Copygana użyłam, jak już go pokonałam.

-O matko… – jęknął Tobirama. – Co ja mam z tobą zrobić?

Szarooka wzruszyła ramionami. Dalszy rozwój treningu szczerze powiedziawszy jej wisiał. Miała to co chciała – sharingan Uchihy.

-Może mnie ktoś oświecić i pow… – zaczął Uchiha.

Głośne wycie wilków zagłuszyło jego słowa. Kat natychmiast odwróciła się w stronę, skąd pochodził zew.

-Akela… – szepnęła. – W Konoha są obcy…

Gwizdnęła cicho, a po minucie z lasu wyskoczył duży czarny wilk. Kat wskoczyła mu na grzbiet i nie patrząc nawet na Madarę i Tobiramę, ruszyła z wilkiem w stronę bramy głównej Konoha. W biegu dołączyła się do nich reszta stada Akeli. Szarooka stanęła przed bramą Wioski Liścia akurat w momencie, gdy jeden obcy ninja pokonał strażników.

Był wysoki i wedle emblematu na opasce, pochodził z Taki. Miał zielone oczy i maskę, zasłaniającą dolną część twarzy. Musiał być niezwykle silny – jednym uderzeniem pięści powalił shinobi Konoha.

-Zatrzymaj się! – krzyknęła ostrzegawczo Kat. – Jesteś na terenie Wioski Liścia!

-Wysyłają dzieciaka naprzeciw shinobi? – zaśmiał się chrapliwym głosem. – Żal…

-Czyli nie pójdzie po dobroci – zamruczała Szarooka, zeskakując z wilka. – Poddaj się, to nic ci nie zrobię.

Shinobi parsknął i od razu zaatakował Kat. Dziewczyna uchylił się zręcznie i wyprowadził mocnego kopniaka, który zatrzymał chwilowo na dystans wroga.

-Kim jesteś, dzieciaku? – zapytał.

-Kat – przedstawiła się. – Podałabym ci rękę, ale w tej sytuacji… No cóż… Mniejsza z tym. Z kim mam nieopisaną przyjemność walczyć?

-Nazywam się Kakuzu – odpowiedział.

-Przykro mi, nie znam – rzuciła.

Znów zaatakowała, tym razem w pośpiechu składając pieczęcie. Kakuzu odskoczył przed wielką kulą ognia i zacisnął pięść. Jego ręka pociemniała. Shinobi uderzył nią o ziemię, a ta pękła pod naporem ogromnej siły. Kat odskoczyła przed odłamkami skał i wyzwoliła coś, na co zawsze mogła liczyć.

W powietrzu rozległa się głośny śmiech Wokamina. Demon zakończył go głośnym skowytem. Wilki, stojące z boku, zapiszczały żałośnie. Kat spojrzała na Kakuzu oczyma swojego demona. Z jej palców wyrosły wilcze pazury z chakry, a jeden ogon falował groźnie za dziewczyną.

-Jinchuriki… – zauważył Kakuzu.

Kat skoczyła na shinobi i zamachnęła się pazurami. Maska na twarzy Kakuzu opadła, rozszarpana na kilka części. Z głębokich cięć na policzku i wokół ust zaczęła się wylewać krew. Szarooka jeszcze raz zaatakowała, tym razem raniąc niegroźnie brzuch shinobi. Kakuzu zamachnął się i uderzył ją pięścią w twarz. Jęknęła, mieszając ludzkie wołanie z wilczym skowytem. Cios shinobi był potężny, Kat czuła się tak, jakby ktoś zdzielił ją po twarzy stalową pałką. Z pomrukiem niezadowolenia odskoczyła od Kakuzu.

-Dziś udało się ocalić Hokage Konoha – zauważył Kakuzu, ocierając krew z twarzy. – Ale na niedługo…

Zamroczona nieco ciosem Kat nawet nie zareagowała, gdy Kakuzu odwrócił się i pobiegł drogą. Potrzasnęła głową. Czuła nad sobą opiekę Wokamina, ale świat ciemniał jej coraz bardziej przed oczyma. Chakra wilka o dziesięciu ogonach zniknęła, a on sam cofnął się do umysłu i ciała dziewczyny. Kat opadła na ziemię. Przed oczami mignęły jej jedynie czarne włosy i równie czarne źrenice…

Nie, nie była przytomna… Ale po prostu to czuła. Dziwne… Świat był ciemny, nie widziała nic, ale czuła. Ciepło… Opieka… Troska…

W jej uszach rozlegało się głośne bicie serca. To nie było jej serce. Jej serce biło inaczej, równomiernie i mocno, a to… tłukło się jak szalone, gwałtownie dając o sobie znać. Nie wiedziała czemu, ale chciała do końca życia słuchać tego szaleńczego łomotu.

Do jej umysłu dochodził sygnał od zmysłu zapachu. To także nie był jej zapach, ani woń otaczającego ją świata… ten zapach odurzał, wirował w umyśle, rozpływał się przyjemną falą po ciele.

Na skórze czuła ciepło. I to również nie było ciepłem jej ciała… było inne, zniewalające, dające dzikie poczucie bezpieczeństwa.

Czuła się tak dziwnie… Chciała być tu, nigdy nie opuszczać tego bicia serca, tego zapachu i tego ciepła, ale… czuła ciemność… inną, niż ta, która ją ogarniała. Ta ciemność przypominała najgorsze koszmary i zło świata. Była zła… Była koszmarem…

Nagle skończyła się i ciemność i to, co tak bardzo chciała przy sobie zatrzymać… Bicie serca… Zapach… Ciepło… Wołała, krzyczała, ale to odeszło. Z jej ust nie zdobyły się żadne dźwięki, ciało samo odmówiło posłuszeństwa. Odszedł… Odeszło bicie serca… Odszedł zapach… Odeszło ciepło…. Po prostu… wszystko zniknęło.

…i zostało ciemność… ta zwykła ciemność nieprzytomności.

 

Madara Uchiha doskonale zdawał sobie sprawę, że jego serce o mało co nie wyskoczy z piersi. Czuł, że ręce mu się trzęsą i nogi uginają się pod nim, co wcale nie miało związku z ciężarek, który niósł w ramionach. Doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego stanu, ale nie potrafił się uspokoić.

Bo i jak?!

Czarne jak mrok bezksiężycowej nocy źrenice wpatrywały się z uporem w nieprzytomną twarz Kat. Na jej policzku powoli pojawiał się siniak – nietrwała pamiątka po spotkaniu z shinobi Taki. Madara wiedział, że dziewczynie nic nie jest, ale mimo to nie potrafił opanować uczuć. Czuł troskę, przerażenie wręcz rozpacz, gdy widział ją nieprzytomną. Co chwila sprawdzał jej oddech, wsłuchiwał się w miarowe bicie serca, tak odmienne od szaleńczego łomotu własnego organu.

-Madara! – usłyszał w końcu krzyk.

-Hashirama… – jęknął na wpół rozpaczliwie.

Shodaime podbiegł do niego i spojrzał na nieprzytomną dziewczynę.

-Nic jej nie będzie – powiedział. – Po prostu mocno dostała w głowę.

Uchiha odetchnął głęboko. Hashirama wziął dziewczynę na ręce.

-Madara, wszystko w porządku? – zapytał. – Może iść po Urutet’a lub Shinę?

-Nie, wszystko dobrze – powiedział słabo. – Zajmij się nią. Ja… Chyba muszę odpocząć…

Hokage skinął głową i razem z Kat na ramionach wszedł do domu. Madara odprowadził ich oboje wzrokiem.

-Oi minna… – szepnął. – Co to jest…?

zwykła ciemność…

Gdzie to bicie serca?… Gdzie ten zapach?… Gdzie ciepło innego ciała?… Tak bardzo chciała do nich wrócić. Wyrywała się, choć nie potrafiła ruszyć się nawet o milimetr. Krzyczała, choć usta pozostawały nieme. W tej chwili nawet Wokamina odmówił jej posłuszeństwa. Chaos…? Nawet jego nie potrafiła wyzwolić. Nic… Bezwład… Bezsilność…

I nagle znów ciepło. Inne od poprzedniego, ale równie ogłuszające. Ciepło… Czuła je. Przenikało jej skórę i trafiało do każdej komórki jej ciała. Tak przyjemne… Tak rozkoszne… Tak cudowne…

I zapach. Inny niż wcześniejszy, ale on także pozwalał ponieść się rozkoszy. Był i to się liczyło…

I bicie serca. Miarowe. Spokojnie. Mocne. Pewne. Tak, jakby nic, ani nikt nie mógł go zagłuszyć. Bezpieczne…

To wszystko było inne od wcześniejszych, ale równie potrzebne. Dawało jej poczucie bezpieczeństwa, troskliwości i opieki…

…i nie było tu ciemności. Żadnej koszmarnej i złej ciemności…

…tylko ta, która otacza niemy świat nieprzytomnego człowieka.

-Shinobi z Taki – wyjaśnił Hashirama, gdy jego brat spojrzał z przerażeniem w oczach na bezwładne ciało w ramionach Shodaime. – Jest tylko nieprzytomna, nic jej nie będzie. Weź ją na górę, nich odpocznie.

-Kto ją przyniósł? – zapytał Tobirama, podchodząc do brata.

-Madara – rzucił Pierwszy.

Tobirama wziął dziewczynę na ręce. Na dźwięk imienia Uchihy w jego oczach zalśniły dziwne ogniki, które jednak na szczęście szybko w sobie stłumił. Ostrożnie zaniósł Kat do jej pokoju i położył na łóżku, przykrywając kocem. Odgarnął jej włosy z twarzy i musnął opuszkami palców siniaka na policzku. Sam usiadł na brzegu łóżka, wpatrując się w spokojną twarz dziewczyny.

Madara wrócił do swojego domu w dzielnicy klanu Uchiha i zbywszy siostrę i brata, od razu bezwładnie rzucił się na łóżko. Sam nie wiedział, co się z nim działo. Czuł niemoc, totalną bezsilność, a jednocześnie siłę, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczył. Nie rozumiał tego.

Dlaczego widok nieprzytomnej Kat tak na niego zadziałał? Gdy wtedy zauważył ją, upadającą, spowitą chmurami chaosu, myślał, że sam zemdleje. Ledwo co dobiegł do niej i sam nie wiedział z czyją pomocą doniósł ją do domu Hokage. Ręce mu się trzęsły, nogi odmawiały posłuszeństwa, a mimo to zdołał oddać ją w ręce Hashiramy…

…właśnie. W ręce Hashiramy. A tak bardzo chciał ją zatrzymać przy sobie. Tak bardzo chciał w tym momencie czuwać przy jej łóżku, wpatrzony w jej spokojną twarz. Nawet jeśli po przebudzeniu miałaby go obrzucić wyzwiskami, a nawet wyrzucić z pokoju. Chciał być przy niej.

Tego też nie rozumiał. Jak? Jak mógł chcieć spędzać czas przy jakiejś dziewczynie? Był doskonałym shinobi, niedługo pewnie zdobędzie tytuł sage. Do niedawna to mu wystarczało. A teraz? Teraz nie chciał tego…

…chciał być przy Kat.

-Oi minna… – szepnął. – Co to jest…?

Cichy pomruk Wokamina wypełnił całe pomieszczenie – ogromną kamienną salę. Dziesięć ogonów rzucało fantastyczne cienie na ściany auli. Kat pogładziła wilka po miękkim nosie. Granat oczu wpatrywał się z troską w dziewczynę.

-Me serce bólem i strachem ściśnięte, droga Kat – przyznał. – Azali tenże wojownik z Wioski Wodospadu mógł ci wielką krzywdę zrobić. Tudzież nie powinnaś się więcej narażać.

-Nic mi nie jest, Wokamina-san – powiedziała, uśmiechając się słabo.

-Me oczy widzą twe zdrowie – zauważył. – Jako że ciało zdrowe, więc pewnie o duszy chcesz pomówić…?

-O duszy, umyśle i uczuciach – przyznała. – Wokamina-san… To było dziwne… Te dwa serca… Te dwa zapachy… I te dwa ciepła…

Wilk zamruczał.

-Droga Kat… Gdy zafascynowanie przeradza się w zakochanie serce wybranka jest tym jedynym, jego zapach nieporównywalnym, a ciepło ciała nie ma porównania wobec innych – zaczął cicho. – Jako twe serce mocniej bije dla dwóch mężczyzn, tako i dwa serca ich słyszysz i dwa zapachy rozróżniasz i dwa ciepła rozpoznajesz. Azali trudny twój wybór będzie między nimi dwojga.

-Ale ja… – zaczęła. – Przecież nie kocham żadnego z nich.

-Ale czy przy obu czujesz, że serce tłucze się jako ptak w klatce, a zmysły szaleją jak menady greckie? – zapytał. – Być może jeszcze nie kochasz, tudzież dostrzegasz, że są inni niż wszyscy. Wyjątkowi. Jedyni w swoim rodzaju.

-Ja się gubię, Wokamina-san… – przyznała cicho.

-Wiem, droga Kat – powiedział. – A mnie tak ciężko ci pomóc. Wszak jestem jedynie demonem, który o uczuciach ludzi wie przeto niewiele.

 

Tobirama patrzył na niczym nie zmącony spokój twarzy Kat. Nie potrafił oderwać od niej wzroku. Ta dziewczyna… tak bardzo go pociągała. W jej obecności czuł się jak dzieciak, mały i niedoświadczony, zagubiony we własnych myślach. Tak bardzo potrzebował jej bliskości…

Wiedział, że nie pozostanie mu obojętna już w momencie, gdy stanęła po raz pierwszy w gabinecie Hokage. Wtedy zafascynowała go jej butna natura, aroganckie spojrzenie szarych jak stal oczu, bezczelny uśmiech. A potem? Beztroskie podejście do świata, ciągłe szukanie zwady z Uchihą.

Westchnął ciężko. Widział to… Widział, że i Madarze nie pozostawała ona obojętna. Uchiha drażnił ją, bawił się jej butną naturą i chęcią walki. Ale i ona nie pozostawała mu dłużna, w końcu nie od tak pokonała go już dwa razy.

Znów delikatnie musnął opuszkami palców siniaka na jej twarzy. Teraz stłuczenie wyglądało, jakby miało już co najmniej dwa dni. Tobirama był pewny, że za kilka godzin siniec zniknie całkowicie.

Pochylił się nad nią i delikatnie musnął wargami jej usta. Wiedział, że co by Madara nie robił, on dobrowolnie nie zostawi Kat.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top