::..!..:: Łza Jedenasta ::..!..:: Cisza przed burzą...


Madara zabronił kategorycznie przychodzić Shinie na jakiekolwiek treningi Tobiramy Senju. Urutet także nie pojawiał się na nich, ale on bywał ostatnio często na misjach, więc nie mógł przychodzić. Kat znów sama trenowała z Tobiramą, bo nawet Madara zawsze znajdował jakieś wymówki co do treningów. Szarooka poczuła, że być może Uchiha odsuwa ją od siebie tak, jakby bał się czegoś. Dziewczyna czuła się coraz bardziej zdezorientowana i przytłoczona, bo nadal nie wiedziała, co właściwie czuła i do Madary, i do Tobiramy.

-Kat, chodź, już idziemy – z marazmu otrząsnęła się dopiero, słysząc głos młodszego Senju. – Hashirama pewnie i tak się niecierpliwi...

-Już idę – szepnęła.

Odwróciła się do Senju i razem z nim wróciła do domu Hokage. Zjedli razem z Hashiramą kolację. Tobirama zauważył, że dziewczyna jest dziwnie apatyczna i przejawiała całkowicie nie pasujący do niej marazm. Kiedy wyszła na górę, do swojego pokoju, szybko rzucił coś do brata i pobiegł za nią. Zapukał do jej pokoju, a usłyszawszy ciche pozwolenie, wszedł do środka. Dziewczyna siedziała na łóżku.

-Coś się stało, Tobirama? – zapytała go.

-O to samo mógłbym spytać ciebie – zauważył, siadając obok niej. – Czemu jesteś taka... apatyczna?

-Wydaje ci się – uśmiechnęła się słabo. – Po prostu... Sama nie wiem... Może jestem trochę zmęczona tym wszystkim...

-Czyli? – drążył.

-Ja... – zawahała się. – To nic ważnego.

Spojrzał na nią i delikatnie nacisnął palcami na jej podbródek tak, że musiała spojrzeć na niego swoimi szarymi jak stal oczyma.

-Kat... Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć?... – wyszeptał.

Skinęła głową na potwierdzenie jego słów.

-Śpij dobrze – powiedział. – Kocham cię, Kat...

Pocałował ją nieznacznie w usta i wyszedł z pokoju. Dziewczyna odprowadził go wzrokiem. Senju po raz pierwszy powiedział, że ją kocha... Kat westchnęła ciężko i kilkanaście minut później pogrążyła się w głębokim śnie.

Madara Uchiha uśmiechnął się i pomachał na pożegnanie Hiabi. Dziewczyna też mu odmachała i zniknęła we wnętrzu swojego domu. Kruczowłosy po chwili powolnym krokiem ruszył ku dzielnicy klanu Uchiha.

Czuł się dziwnie szczęśliwy. Nawet bardzo szczęśliwy. Razem z Hyuugą spędzał ostatnio bardzo dużo czasu. Plany wioski jakoś odeszły na dalszy plan, podobnie było z treningami. Madara nie wiedział dlaczego, ale bardzo chętnie chodził razem z Hiabi do lasu, gdy dziewczyna zbierała tam swoje zioła.

W oddali zawył wilk. Uchiha od razu skierował tam swój wzrok.

„Usz głupi!" – warknął na siebie.

Co prawda przy Hiabi czuł się dobrze, ale istniał jeszcze jeden fakt, bardzo ważny i prawdopodobnie to on przeważał za taką, a nie inną postawą Uchihy.

...Kat...

Mimo wszystko Madara kochał Szarooką. Co z tego, że teraz była z Senju? To nic... I tak ją kochał. Jak głupek, młokos, idiota, kretyn, ale ją kochał!

I oddał ją w ramiona innego...

...bez walki.

„Czy ja się od niej nigdy nie uwolnię?..." – jęknął, gdy wilki zaczęły znów wyć.

Westchnął ciężko i wszedł do swojego domu. Shina zapewne już spała. Madara zamknął się w swoim pokoju i usiadł na szerokim parapecie okna, przerzucając nogi na zewnątrz. Wsłuchiwał się w dziwnie radosne wycie wilków, zastanawiając się nad tym, co dzieje się z ich Władczynią.

„Baka! – warknął na siebie. – Przestań o niej myśleć!"

Mimo wielu prób przez kolejną godzinę jego myśli owijały się wokół postaci Szarookiej. Wszelkie próby zejścia na inny tor kończyły się fiaskiem, mało tego... Każda myśl kojarzyła mu się z Kat.

„Jestem nienormalny... – skwitował. – Jestem nienormalny..."

Westchnął ciężko i spojrzał w nocne niebo – w oddali zaczęło grzmieć i błyskać, zapowiadając nadchodzącą burzę. Uchiha zeskoczył z okna, zamykając je dokładnie. Przeszedł się po domu, domykając okiennice. W pokoju Shiny cicho zamknął okno, okrywając siostrę kocem. Wrócił do siebie i rzuciwszy się na łóżko, zaczął wpatrywać się w sufit nad sobą.

„Czemu mnie karzesz losie? – zapytał. – Dajesz mi dziewczynę idealną, a po chwili odbierasz ją zazdrośnie... Czyliż i ty się w niej zakochałeś, że oddać jej nie chcesz nikomu?..."

Gwałtowne podmuchy wiatru zaczęły targać Konoha. Potężne drzewa, stworzone przez samego Hashiramę, uginały się pod naporem siły powietrza. Huk grzmotów rozlegał się po okolicy, a ciemność raz po raz oświetlały krótkie błyski piorunów. Szarooka spała w najlepsze. Jej sen był sprawą istotnie niezwykłą. Budził ją najmniejszy podejrzany szelest, ale jednocześnie huk gromów nie zdołał nawet sprawić, by niechętnie otworzyła oczy. Gdy trzasnęło głośno, odwróciła się na drugi bok, jasną falą włosów zasłaniając swoją twarz.

Dźwięk tłuczonego szkła i huk wpadającej do pokoju rzeczy sprawił, że poderwała się natychmiast. Jęknęła, gdy podmuch wiatru wtargnął przez rozbite przez jakiś złamany konar okno. Wokoło leżały odłamki szkła, do środka zaczął padać deszcz.

-Pięknie... – skwitowała. – Czy ja mam pecha?...

Wstała nieśpiesznie z łóżka i z własnej czakry stworzyła cienki, ale wodoszczelny materiał. Z trudem uszczelniła nim okno, uważając, by nie stanąć na jakiś odłamek szkła. Potarła ramiona rękoma. Płachta chroniła przed deszczem, ale nie przed zimnem. Dziewczyna i tak nie miała zamiaru spać w nocy w tym pokoju. Wyszła z niego i przeszła korytarzem pod inny pokój. Zapukała do drzwi i po minucie, być może dwóch pojawił się w nich zaspany Tobirama.

-Kat? – zapytał, przecierając oczy. – Co się stało?

-Konar rozbił mi okno – przyznała. – Mogę spać u ciebie?

-Jasne, wejdź – rzucił, odsuwając się trochę.

Dziewczyna weszła do pokoju. Tobirama wskazał jej łóżko, a sam skierował się w stronę foteli, stojących pod ścianą.

-Nie śpisz w łóżku? – zapytała.

-Ty w nim śpisz – zauważył.

-Nie wiedziałam, że jestem aż taka duża, żeby zająć całe łóżko – powiedziała z uśmiechem. – Przecież zmieścimy się we dwójkę...

Tobirama spojrzał na nią niepewnie. Kat jednak złapała go za rękę i pociągnęła w stronę łóżka. Oboje położyli się na nim. Kat wtuliła się w ciepłą jeszcze pościel, przesiąkniętą zapachem Tobiramy. Wdychała go powoli, rozkoszując się nim w pełni. Poczuła, jak w pasie obejmuje ją szarowłosy. Chłopak przyciągnął ją do siebie, plecami do swojego torsu. Przymrużyła nieco oczy. Powinna zareagować, ale... nie chciała?... Czuła się dobrze, bezpiecznie. Splotła swoje palce z jego, układając się wygodniej przy nim.

-Dobranoc... – powiedział cicho.

-Branoc – rzuciła.

Po chwili poczuła, że Tobirama zasnął. Jego miarowy oddech omiatał przyjemnie jej kark za każdym jego oddechem. Kat jakoś nie mogła zasnąć. Nie chodziło tu o burzę, wciąż szalejącą za oknem, czy o to, że właśnie chyba po raz pierwszy w życiu spała w jednym łóżku tak blisko jakiegoś chłopaka. Sama nie wiedząc czemu, czuła dzikie wyrzuty sumienia tak, jakby zrobiła komuś coś złego.

Głośny wiatr za oknami zaczął wyśpiewywać swoją ponurą pieśń. Kat nie wiedziała, czy to głupia wyobraźnia, czy naprawdę wiatr szeptał w jej okna...

-Uchiwa...

Dziewczyna potrząsnęła głową i wiatr zamilkł, teraz już tylko wyjąc charakterystycznie. Kat przymknęła oczy. Uchiwa... Liść. Od tego przedmiotu swą nazwę wziął klan Uchiha. A dla Szarookiej klan Uchiha sprowadzał się przede wszystkim do jednej osoby – Madary.

Drgnęła dziwnie, gdy zdała sobie sprawę, o kim myśli. Teraz?... Dlaczego tak nagle zaczęła myśleć o kruczowłosym?

Przy Tobiramie czuła się dobrze, nawet bardzo dobrze. Senju był ciepły, a Kat wiedziała, że naprawdę ją kocha. Nie był jakimś dzieciakiem, jakich miała w zwyczaju spotykać w Szkole Wyzwańców. Nie był idiotą, szukającym tylko kolejnej panienki. Nie był też...

...nie był też Madarą Uchiha.

Kat westchnęła ciężko. Senju i Uchiha byli jak dwie skrajne postaci, dwa odmienne żywioły. Ale to na nich obu zależało Kat. Szarooka sama nie wiedziała, na którym bardziej. Wiedziała jednak, że Madara odsuwał ją od siebie, a Tobirama... on chciał z nią być.

Odwróciła się delikatnie tak, żeby nie obudzić szarowłosego. Tobirama spał spokojnie, szara grzywka opadła mu na czoło, krwiste pazurki na policzkach dodawały mu uroku. Kat wtuliła się w nagi tors chłopaka, a ten w półśnie objął ją rękoma. Dziewczyna wsłuchując się w równomierne bicie jego serce, zasnęła po chwili.

Otworzyła oczy, gdy promienie słońca zaczęły drażnić jej powieki. Przetarła nieco oczy, powoli przyzwyczajając się do świata wokół siebie. Wciąż leżała wtulona w Tobiramę, chłopak nadal spał. Kat uśmiechnęła się i odgarnęła mu grzywkę z czoła. Zamruczał coś niechętnie, przyciągając mocniej dziewczynę do siebie.

Zdecydowała. Jeszcze wczoraj, tuż przed zaśnięciem. Być może to przy Tobiramie jest jej serce, przy nim miejsce dla niej. Nie chciała w tej chwili myśleć o innych, a już na pewno nie o Uchice. On... sam widać zadecydował inaczej.

Przejechała kciukiem po wargach Tobiramy, lekko je rozchylając. Przylgnęła do nich swoimi ustami, budząc go tym samym ze snu. Otworzył oczy, ale czując przy sobie Kat, przymrużył je rozkosznie, oddając pocałunek. Objął ją mocniej w talii, przyciągając do siebie. Oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy obojgu zabrakło powietrza.

-Dzień dobry – powiedziała radośnie Kat.

-Bardzo dobry – zauważył z uśmiechem. – Czym zasłużyłem sobie na taka pobudkę? Ostatnim razem wylałaś na mnie kubek wody...

-Stwierdziłam, że tak jest zabawniej – uśmiechnęła się. – Ale jeśli ci się nie podoba...

-Tego nie powiedziałem – przerwał jej. – Ale mało tego by...

Nie pozwoliła mu dokończyć, mocno przylgnąwszy swoimi wargami do jego ust. Objęła go rękoma, a on uniósł się nieco i przewrócił Kat tak, że teraz leżała pod nim. Ich usta raz po raz spotykały się w gorącym pocałunku, dając nieopisaną radość obojgu. Tobirama delikatnie przejechał palcami od brzucha dziewczyny, aż po jej uda, wsuwając dłoń pod koszulę nocą Szarookiej.

Odskoczyli od siebie, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie.

-Tobirama! Kat nie ma w... – zaczął Hashirama. – Mnie tu nie było! Ja cały czas siedzę w gabinecie Hokage!

Zamknął za sobą szybko drzwi, zostawiając zażenowaną dwójkę na łóżku. Kat odetchnęła głęboko i spojrzała w okno, unikając wzroku Tobiramy. Chłopak też nie miał najlepiej ustatkowanych uczuć. Z jednej strony czuł zawód, z drugiej był zły na brata, a z trzeciej... wciąż ciągnęło go do Szarookiej.

-Powinnaś się iść umyć i ubrać – zauważył cicho. – Załatwię kogoś, żeby naprawił ci okno... Przyjdź zaraz na śniadanie.

Zszedł z łóżka i ubrał na siebie szybko spodnie. Wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Kat westchnęła ciężko i opadła na pościel, wpatrując się w sufit nad sobą.

Też czuła zawód. I to cholerny... Wiedziała, co dalej by się stało, ale dziwnie nie chciała się przed tym bronić, mało tego, pragnęła bliskości Tobiramy.

Zeskoczyła z łóżka i weszła do swojego pokoju. Płachta z chakry zniknęła, słońce wlewało się bezpośrednio do pokoju. Kat machnęła ręką, a szkło z podłogi zebrało się w jedno miejsce pod ścianą. Szarooka umyła się szybko i ubrała. Zbiegła do kuchni i w drzwiach wpadła na Tobiramę. Oboje wylądowali z jękiem na podłodze.

-Wiecie co... Niebezpieczni jacyś jesteście – zauważył Hashirama, dopijając herbatę. – Idę do biura i nie będzie mnie baaaaardzo długo. Radziłbym wam odpocząć. Miłego dnia.

Ominął siedzącą na podłodze dwójkę. Tobirama odprowadził go złowieszczym wzrokiem. Po chwili podniósł się i pomógł to samo zrobić Kat. Zjedli śniadanie i razem wyszli z domu, kierując się na polanę treningową. W czasie treningu Kat uczyła się nowych technik wodnych, przez co wracając do domu i ona, i Tobirama byli cali mokrzy i nieco ubłoceni. W przedpokoju z radosnymi minami przywitali się z Hashiramą, który zdążył już wrócić do domu.

-Kat, naprawa okna zajmie dwa dni – zauważył starszy z Senju. – Do tego czasu możesz...

-...mieszkać u mnie – dokończył za niego Tobirama.

-Tak, mieszkać u niego – powiedział powoli, nawet bardzo powoli Shodaime.

Kat uśmiechnęła się i weszła do kuchni, gdzie razem z Tobiramą zjadła obiad. Nagle zerwała się z krzesła i wybiegła z domu. Zaskoczeni Senju wyszli za nią. Dziewczyna stała przed domem, wsłuchując się w żałosne wycie w oddali.

-Potrzebują pomocy – zauważyła. – Będę za chwilę...

Zniknęła w lesie, zanim którykolwiek z braci zdążył zareagować. Przedzierała się przez zarośla, kierując się ku wyciu. Miała obowiązek pomóc Akeli i jego wilkom, w zamian sama otrzymując od nich pewne usługi. Szybko dotarła na miejsce, gdzie zauważyła młodego wilka, leżącego w kałuży własnej krwi. Nad nim stał inny wilk, o wiele starszy. Szarooka szybko doskoczyła do rannego zwierzęcia i przyzwała z orbitalu opatrunki. Obandażowała najgorszą ranę wilka, wiedziała jednak, że potrzebna będzie długa opieka nad zwierzęciem. Przekazała to drugiemu wilkowi, który tylko skinął szarym łbem i szybko oddalił się w las. Kat ostrożnie wzięła na ręce rannego wilka i powoli ruszyła w stronę domu Senju.

Znalazła się tam po kilkunastu minutach. Obaj bracia spojrzeli zaszokowani na trzymanego w jej ramionach wilka, ale nie skomentowali tego otwarcie. Kat położyła wilka w salonie i jeszcze raz opatrzyła mu wszystkie rany, dodając pod bandaże własne maści i zioła. Okryła zwierzę kocem i uspokoiła go cichymi słowami.

-Chciałem kotka, nie wilka – zauważył Hashirama. – Albo papużkę...

-To tylko na czas wyleczenia, Hashirama-sama... – poprosiła Kat. – Jestem im to winna. Oni chronią Konoha i mnie, ja mam chronić ich...

-Niech zostanie – powiedział Shodaime. – Tylko uważaj na niego.

-Dobrze, Hashirama-sama – obiecała.

Siedziała przy wilku, ostrożnie gładząc jego łeb. Hashirama wyszedł na górne piętro, znikając w swoim pokoju. Tobirama natomiast usiadł za Kat, obejmując ją w pasie i opierając podbródek na jej ramieniu.

-Ja za to zawsze chciałem mieć pieska – zauważył.

Kat uśmiechnęła się i lekko odchyliła głowę, całując szarowłosego w policzek. Tobirama uśmiechnął się nieco. Szary wilk już dawno zapadł w spokojny, leczniczy sen. Za oknami zaczęło się ściemniać.

-Kat, chodź już spać – poprosił Tobirama.

-Muszę? – zapytała przekornie.

-Musisz – powiedział.

Wziął ją na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Dziewczyna szybko się umyła i wślizgnęła pod pościel, dokładnie okrywając się kołdrą. Po chwili z łazienki wyszedł Tobirama i także położył się obok Kat. Dziewczyna od razu wtuliła się w niego.

-Jesteś mokry – zauważyła. – I masz mokre włosy.

Przejechała mu ręką po jego szarych włosach, odgarniając mu grzywkę z czoła. Złapał ją za rękę i pocałował we wnętrze dłoni.

-Mniej mokry, niż po dzisiejszym treningu – zauważył.

-Ale mokry – upierała się.

Pocałował ją w czoło i przytulił do siebie. Szarooka wtuliła się w niego mocno, mrucząc rozkosznie. Równomierne bicie serca szarowłosego kołysało ją powoli do snu, ciepło, bijące od jego ciała, wywoływało senność. Tobirama wtulił twarz w jasne włosy dziewczyny, rozkoszując się ich miękkością.

-Kocham cię, Kat – wyszeptał.

-Ja ciebie też, Tobirama – odpowiedziała mu.

Chwilę później oboje już spali.

Zerknął na siedzącą przy nim Hiabi. Dziewczyna opierała się o jego ramię, wpatrując w jasne niebo nad sobą. Od godziny, być może dwóch siedzieli w lesie. Dziewczyna szybko zebrała potrzebne jej zioła, ale sama nie chcą wracać do swojego domu, wymyślała głupie wymówki, aby pozostać przy kruczowłosym. Na trawie wciąż widniały krople wody, pozostawione tu przez nocną burzę. Kilka drzew w Konoha padło pod naporem siły wiatru, ale większość pozostałą nienaruszona. Domy także niewiele ucierpiały, za to wiele strumieni i rzeka, przepływająca przez Wioskę, nabrała na sile.

-Hiabi-chan... – zaczął. – Jak długo trzeba czekać, aż otworzą się tamte kwiaty?

-W nocy była burza, przez to zapewne trochę dłużej – powiedziała wymijająco.

-Hiabi-chan... – nie poddawał się. – Jak długo masz zamiar jeszcze mnie tak wodzić?

-Wcale cię nie wodzę, Madara-kun – oburzyła się.

Uchiha uśmiechnął się nieznacznie, bawiąc się kosmykiem włosów dziewczyny.

-Nie? – zapytał. – Przecież tulipany leśne już dawno ukazały swoje kielichy. Już po dziesiątej...

Otworzyła nieco usta, ale nie zdołała znaleźć odpowiedniej wymówki na jego słowa. Kruczowłosy miał rację, kwiaty już dawno nadawały się do zebrania, a ona nie zrobiła tego jedynie po to, by być bliżej Uchihy.

-Hiabi-chan... – zamruczał Madara. – Pójdziemy na spacer?

-Ale zioła... – zaczęła.

-Nie uciekną – rzucił. – Poza tym... przecież masz już wszystkie, które chciałaś.

Spuściła nieco wzrok, chowając swoje białe oczy za pasmami granatowych włosów.

-Hiabi-chan... – zamruczał prosząco Madara. – No proszę... Proszę... Nie łam mi serca, chodź ze mną na spacer... Jak chcesz mogę cię ponieść, jeśli nie chce ci się iść. Proszę, zgódź się. Hiabi-chan...

Uśmiechnęła się nieco i wstała, otrzepując własną sukienkę.

-No dobrze pójdę – powiedziała. – Ale mnie nie nieś.

Wstał i z radosnym uśmiechem ruszył razem z dziewczynę przez las. Spacerowali tak ponad godzinę, a ani jedno, ani drugie nie czuło zmęczenia, czy chęci powrotu do domu. W końcu wyszli z chłodnego lasu, stajać na jednej z polon treningowych. Na miejscu ktoś już zaciekle ćwiczył. W powietrze wznosiły się fale wody, wodne smoki i inne twory wodnych technik. Madara od razu rozpoznał styl walki i charakterystyczne techniki Suiton.

-To Drugi Hokage? – zapytała Hiabi.

-W rzeczy samej – rzucił nieco niechętnie Madara.

-A ta dziewczyna? – drążyła Hyuuga. – Doskonale jej idzie z Suiton.

-Pomaga Konoha – wyjaśnił Madara. – Przybyła z daleka, nie jest stąd. Trenuje ją Tobirama Senju...

Hiabi przez chwilę stała, przyglądając się trenującej dwójce, aż w końcu nieco zirytowany Madara pociągnął ją za sobą w leśną ścieżkę. Dziewczyna nie zaprotestowała, choć nie wiedziała, dlaczego tak nagle Madara stracił swój poprzedni radosny humor. Szła milcząco obok niego, nie chcą pytać o zapewne drażliwe dla niego sprawy. Po kilku minutach Uchiha jednak z powrotem rozpromienił się.

-Mam pomysł! – zawołał. – Idziemy na lody!

-Ale, Madara-kun... – zaczęła.

-To doskonały pomysł – zauważył. – Hiabi-chan... Nie łam mi serca i idź ze mną na lody... Proszę...

-Zasłaniasz się sercem, a ja muszę ci ulegać – powiedziała. – Jesteś nikczemny pod tym względem, Madara-kun...

-Ja nikczemny? – zapytał z uśmiechem. – Dopiero będę nikczemny, Hiabi-chan, jak dostaniesz podwójną porcję lodów czekoladowych!

Zaśmiała się i chętnie podążyła za nim, gdy pociągnął ją w stronę głównej ulicy Konoha. Cieszyła się, że chłopak odzyskał radosny humor. Po chwili razem siedzieli na zalanym słońcem tarasie kawiarenki, rozkoszując się smakiem lodów.

-Jeśli przez ciebie przytyję, Madara-kun, to... – zaczęła.

-Będzie cię więcej do kochania? – zapytał przekornie. – Tyj, Hiabi-chan, bo im cię więcej, tym lepiej.

-To było niefajne – zaśmiała się.

Posłał jej swój charakterystyczny zniewalający uśmiech. Siedzieli w lodziarni jeszcze z godzinę, aż w końcu wyszli w pomieszczenia z zadowolonymi minami.

-Muszę już wracać do domu, Madara-kun... – powiedziała, gdy szli razem leśną ścieżką.

-Ale... – zaczął. – ...kto ze mną spędzi resztę dnia? Hiabi-chan, nie łam mi...

Zakryła mu usta ręką, nie pozwalając mu dokończyć swojej wypowiedzi.

-Już dość się litowałam nad twoim biednym sercem – zauważyła. – A teraz ty zlituj się nade mną i odprowadź mnie do domu.

Skinął głową, chodź chętnie zostałby z dziewczyną na cały dzień. Nagle Hyuuga potknęła się o jakiś korzeń. Madara złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie, stawiając w pionie.

-Dziękuję... – wyszeptała.

Uniosła oczy i napotkała spojrzenie czarnych źrenic chłopaka, wpatrujących się w nią z zaciekawieniem. Rozchyliła nieco usta, posyłając kruczowłosemu pytające spojrzenie.

-Hiabi-chan... – wyszeptał. – Bardzo mi na tobie zależy...

Drgnęła nieco, gdy musnął ustami jej usta, ale nie odsunęła się od niego. Z rumieńcami na twarzy poddała się delikatnemu pocałunkowi. Chwilę później Madara puścił ją i odwrócił wzrok.

-Powinniśmy już iść – powiedział nieco zażenowany. – Miałem cię odprowadzić...

Razem z dziewczyną ruszył leśną ścieżką. W kilka minut dotarli pod dom Hyuuga. Madara pożegnał się z dziewczyną i ruszył przed siebie w mroczny las.

Czuł się podle... Z jednej strony bardzo zależało mu na Hiabi, ale nadal kochał tylko Kat. Nie czuł miłości względem Hyuugi, chociaż dziewczyna podobała mu się. Gdy ją całował... widział Szarooką i czuł na swoich ustach smak jej warg. Przypomniał sobie ich pierwszy pocałunek na treningu i ten, który wymusił na niej w Suna. Słodki smak warg Kat... Pamiętał to uczucie, gdy zetknęły się ich usta... Tak, jakby zanurzać się w orzeźwiającym, górskim źródle. A Hiabi? Przez ten pocałunek poczuł, że chyba żadna dziewczyna nie jest mu w stanie przez całe życie dać tego, co w jednym pocałunku kiedyś zawarła Kat.

„Baka! – warknął na siebie. – Ona nie jest twoja! Oddałeś ją Tobiramie, już za późno! Nie wzdychaj do księżyca, bo on z nieba nie zleci dla ciebie!"

Ale jeśli nie Kat... to kto? Kiedyś zadecydował – Szarooka jest dla niego zbyt droga, by mógł ją obdarzyć nic nie wartą miłością półdemona. A Hiabi? Czy i ona na to zasługiwała...? Na czczą miłość przeklętego?

„Nikt nie zasługuje – zauważył cierpko. – Czemu jestem tym, kim jestem? Pokochać mogę, ale kto zechce mojej miłości? Nikt. Nawet jeśli... przecież nikt na nią nie zasługuje. Ja nie zasługuję na jakąkolwiek miłość..."

Westchnął ciężko. Kat... Hiabi... Jedne z niewielu osób, na których mu naprawdę zależało. On był dla nich niebezpieczny, a przede wszystkim... nieodpowiedni.

„Już dość – zadecydował. – Przestań ranić innych... Głupi! Trzeba było siedzieć w biurze Hokage, a byłoby wszystko w porządku! Usz! I po co wychodziłeś? Nie spotkałbyś Kat i byłoby dobrze..."

Zerknął w jasne niebo. Sam nie wierzył w to, co sobie wmawiał. Prawda była taka, że wolał cierpieć teraz z powodu głupiej miłości, niż nigdy w życiu nie poznać Kat.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top