::..!..:: Łza Dziewiąta ::..!..:: Uchiwa.
...gdy z krzaków, rosnących wokół jeziorka, wypadł wysoki, czarnowłosy chłopak. Z jękiem upadł tuż pod nogi Kat i Tobiramy, przez co para odskoczyła od niego i od siebie.
-Madara?! - zawołała Kat.
-Oi minna... - szepnął, siadając na ziemi i rozmasowując bolący tyłek. - O! Ohayo, Kat-chan! Ohayo, Tobirama-san! Tak sobie właśnie na spacer wyszedłem, a tu taki wielki kamień, no i ja tak jakoś się potknąłem... Czy ja przeszkodziłem wam w czymś?
Kat przejechała ręką po twarzy w geście totalnego zrozpaczenia.
-Idę do Akeli - rzuciła. - Będę w domu wieczorem...
Szybko opuściła towarzystwo dwójki chłopków. Tobirama powiódł za nią tęsknym wzrokiem. Madara z jękiem wstał z ziemi, otrzepując się nieco.
-Co jej się stało? - zapytał Tobiramy.
-Weź się do mnie nie odzywaj - rzucił Drugi, także opuszczając polanę. - Baka.
Madara skrzywił się, a po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia. Nie ma to jak poświęcić się dla dziewczyny. Usz... Żeby tylko tyłek tak nie bolał! Ale przynajmniej udało mu się powstrzymać Tobiramę. Co jak co, ale widoku Kat całującej się z Drugim Hokage to by nie zniósł. W ogóle nie zniósł by gdyby Kat całowała się z jakimkolwiek innym chłopakiem.
Jęknął jeszcze raz, bo gdy chciał zrobić jeden krok, wyraz jego poświęcenia dał o sobie boleśnie znać. Z pomrukiem ruszył powoli w stronę swojego domu, wiedząc, że Kat i tak dziś aż do wieczora nie spotka Tobiramy.
Szarooka natomiast z mętlikiem w głowie szybko kroczyła w niedostępny las na obrzeżach Konoha. Sama nie wiedząc czemu, wcale nie była wściekła na Madarę. Nie potrafiła dokładnie określić tego, co teraz czuła, ale wiedziała na pewno, że to nie jest złość. Czuła pewien rodzaj zawodu, pewne rozczarowanie, ale nie czuła gniewu, który według niej powinien pojawić się w tej sytuacji.
Stanęła nad potężnym kanionem i spojrzała w przepaść. Nie zastanawiając się wiele skoczyła w dół i wylądowała na niewielkiej półce skalnej, zawieszonej kilka metrów od szczytu kanionu. Usiadła na jej brzegu, spuszczając nogi w dół. Miejsca było tu na tyle, że mogła się swobodnie oprzeć plecami o skalną ścianę, patrząc w białe obłoki, sunące po lazurze nieba.
W Szkole Wyzwańców mówili, że jej przyszłość będzie się opierać głównie na walce ze złem, a nie na rozwiązywaniu problemów miłosnych zawirowań. Eh... Szczerze powiedziawszy naprawdę wolałaby walczyć nie tyle co z jednym smokiem, co z całym ich stadem, byleby tylko wyjść na prostą, co do stosunków z Madarą i Tobiramą. A tak? Smoków tu niewiele, a problemów z chłopakami za to cały nawał.
W Szkole miała plakietkę dziewczyny, do której jako ostatniej szło się na podryw. Chłopaki mieli u niej takie szanse, jak duże szanse były na dolecenie na Słońce o dwóch piórach kury - znaczy się żadne. Doświadczeń miłosnych miała tyle, co kot napłakał. Nigdy nie marzyła o chłopaku, czy wielkiej miłości, a już na pewno nie o księciu z bajki na białym koniu.
Przyjmując misję w Świcie Shinobi nie wiedziała, że z tego będą aż takie problemy. Mało, że zakochała się, to prawdopodobnie jeszcze w dwóch chłopakach na raz.
Była pewna, że czuje do Tobiramy Senju coś więcej, niż tylko więź uczennicy z nauczycielem. Senju pociągał ją i to bardzo, przy nim czuła się dobrze, wiecznie radośnie i przede wszystkim bezpiecznie. Był dla niej ciepły, obdarzył ją czymś, czego nie miała za wiele w swoim życiu. Opiekował się nią, troszczył i był zawsze przy niej, ale...
...no właśnie ale. Całe to „ale" sprowadzało się do jeszcze innej osoby - Madary Uchihy. Kruczowłosy był wkurzający i denerwujący, irytował ją swoim zachowaniem, drażnił się z nią i zaczepiał wiecznie. Ale był jednocześnie całkiem inny niż Tobirama. Tajemniczy... Męski... Milczący... Miał w sobie dziwną siłę i coś, co nie pozwalało przejść obojętnie obok niego. Miał gorący temperament i wrodzoną złośliwość, którą często skrzętnie wykorzystywał. Nieraz był ironiczny, ale nigdy nie był przy tym pesymistą.
Tyle widziała i zapewne tylko tyle widzieli inni ludzie. Ale Kat nie była tymi „innymi ludźmi". Była Wyzwańcem i to z wielkim potencjałem. Widziała w Madarze coś, czego naprawdę nie potrafiła określić. Coś, co przyciągało ją do niego, a jednocześnie kazało zachować dystans, pewien rodzaj demonicznej ciemności, której pożąda się całym ciałem, a odpycha duszą. Pamiętała to uczucie jeszcze z krótkich misji Wyzwańca w Szkole, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy dokładnie go czuła.
„Ciemna Dusza..."
W jej głowie rozległ się głos Sybilli. Ciemna Dusza... Dlaczego akurat teraz przypomniała sobie słowa wieszczki? Nie czuła, aby Madara miał ciemność w duszy, a w końcu była nie pierwszym lepszym Wyzwańcem. Ale...
Przypominała sobie, gdzie ostatnio czuła tę ciemność. Po walce z Kakuzu, gdy była nieprzytomna... Czuła tę ciemność bardzo dokładnie, ale tylko przez chwilę, tak jakby jakiś przypadek sprawił, że ona nagle zniknęła.
-Uchiwa...
Podniosłą natychmiast głowę, gdy usłyszała cichy szept.
-Uchiwa...
Stanęła na równe nogi i porozglądała się dokoła. Nikogo nie było, a mimo to przecież słyszała szept. Jej włosami zaczął się bawić wieczorny wiatr, wyjąc między skałami i znosząc w jego głąb zielone liście z drzew.
-Ja wariuję... - stwierdziła Kat.
Wyskoczyła z kanionu i powoli skierowała się w stronę domu Senju. Mimo wszystko miała nadzieję, że nie spotka Tobiramy. Nie wiedziała dlaczego, ale jakoś nie chciała się z nim dzisiaj już widzieć.
W kanionie tymczasem jeden niewielki liść, prowadzony wiatrem i głupim szczęściem rzeczy martwych, spadał powoli w dół przepaści, aż spadł w ciemność tuż przed potężną bramą do Ukrytego Ołtarza Świątyni Kobe. Niesiony podmuchem wiatru wskoczył w głąb ciemnego korytarza. Dziwnym trafem znalazł się tuż przed mocno okratowaną niszą za ołtarzem. Na żelaznych prętach widniała pieczęć potężna i mocna, której zdjęcie przysporzyłoby wielu niepotrzebnych kłopotów.
-Uchiwa... - w pomieszczeniu rozległ się syk.
Szaro-brązowa ręka, zaopatrzona w potężne pazury, wysunęła się spomiędzy krat i sięgnęła po liść. Podniosła go na wysokość twarzy, która odznaczała się długim nosem, wrednym uśmiechem i czerwonymi jak krew oczami.
-Jeszcze się spotkamy... - szepnął demon, obracając w palcach liść. - ...synu mój.
Ciche życzenie Kat się spełniło i dziewczyna nie spotkała tego dnia już Tobiramy. Chłopak miał do załatwienia nie cierpiącą zwłoki sprawę w biurze Hokage, a gdy już wrócił do domu, Szarooka spała. Nieco markotny zjadł kolację i także położył się spać.
Hashirama obudził się jako pierwszy, zresztą jak zwykle. Szybko zeskoczył z łóżka i ubrał się. Od razu poszedł do pokoju Kat i obudził dziewczynę, która z pomrukiem niezadowolenia zwlokła się z łóżka, wręcz na czworakach sunąc do łazienki. Szybko zjedli śniadanie i wyszli z domu. Hashirama zostawił wcześniej na stole kartkę z listem do Tobiramy, w której tłumaczył, gdzie podział się z Kat i co jego młodszy brat ma zrobić tego dnia.
-Gdzie idziemy, Hashirama-sama? - zapytała go nieco zaspana jeszcze Szarooka.
-Chcę cię nauczyć nowej technik - zauważył Senju. - To technika Przywołania. Dzięki niej będziesz mogła wzywać do siebie zwierzęta.
-Ale mnie to niepotrzebne - zauważyła. - Ja już to umiem.
-Co? - zapytał zdziwiony.
Kat leniwie podniosła palce do ust i zagwizdała przeciągle. W ciągu kilku sekund przed nią pojawił się czarny jak smoła wilk. Szarooka pogłaskała go po łbie i szepnęła coś do niego w języku, który Hashirama nie znał.
-Nie chodziło mi o takie przywołanie - zauważył Senju, kiedy dotarli już na polanę treningową. - Popatrz.
Złożył szereg pieczęci, które Kat zapamiętała bez problemu, mimo że Senju wykonywał je bardzo szybko. Hashirama zranił się w palec i uderzył ręką w ziemię. Po chwili pojawił się przed nim w kłębie szarego dymu brązowy pies.
-O co chodzi, Hash? - zapytało zwierzę.
-O rany, on gada! - zawołała Kat, obskakując psa ze wszystkich stron. - Oi! Ale fajny! Ja też chcę gadającego wilka!
Senju uśmiechnął się tylko, a pies spojrzał spode łba na Szarooką.
-Ale napalona - zauważył. - Co najmniej jak Tobirama, gdy go uczyłeś techniki Przywołania.
-Ją też tego uczę, Moku - zaśmiał się Pierwszy.
-Ja też tak chcę! - zawołała Kat.
Zaczęła składać pieczęcie, zanim jeszcze powstrzymał ją Hashirama. Senju patrzył na to dość spokojnie, wiedząc, że bez podpisania odpowiedniego zwoju, nic dziewczynie nie wyjdzie. Kat jednak zraniła się w palec i przed nią... pojawił się duży, prawie dwukrotnie większy od normalnego, smolistoczarny wilk o granatowych oczach.
-Jak? - zapytał niedowierzająco Hashirama.
-Czego chcecie ode mnie, ludzie? - zapytał podniośle wilk. - Azali nie mam czasu na czcze przyzywania i głupie zabawy.
-Masz coś z Wokamina... - zauważyła cierpko Kat. - Ale przynajmniej gadasz...
-Czy wiesz do kogo mówisz, człowieku? - zapytał ją wilk, patrząc na nią groźnie. - Ja jestem synem największego spośród dziesięciu ogonów, jam jest Seth, najszybszy z potomków Wokamina. A ty, marny prochu, skąd znasz ojca mego?
-Oi! Seth?! - zawołała Szarooka, skacząc wokoło. - Seth! Wokamina mi o tobie mówił! Ty jesteś najszybszym z jego synów, najprędszym z wilków.
-Dziw, że mnie znasz, człowieku - zaczął już o wiele spokojniej wilk. - Kim jesteś?
-Nazywam się Katharsis i jestem z rodu Dealupus - powiedziała. - Pierwsza i jedyna posiadaczka Copygana, Ósma Władczyni Wilków, nosicielka Dziesięciu Ogonów, najpotężniejszego biju tego świata, wilka Wokamina.
Stojący za nią Hashirama skrzywił się nieco, słysząc idealnie wyuczoną formułkę. Seth jednak wyglądał na zadowolonego ze słów Kat. O dziwo syn Wokamina skłonił się nieco przed Szarooką, na co ta odpowiedziała mu podobnym gestem.
-Azali mój ojciec w tobie zapieczętowany, człowieku? - zapytał. - Wszak mówił nam, że nie jest mu źle tam, gdzie teraz przebywa. A przebywa w tobie. Azali musisz być wielką osobą, skoro dziesięć ogonów skłania się ku tobie.
-Weź, bo się rumienię... - szepnęła Kat, uśmiechając się zabójczo.
Wilk zaśmiał się, kończąc swój zew nikłym wyciem.
-Azali wielki w tobie potencjał - przyznał. - Od dziś będziesz zwana wśród Istot Nocy Wielką Władczynią. Tyś jest Dziecięciem Nocy. Bądź pewna, że my wilki, będziemy tobie służyć, przez wzgląd na najpotężniejszego z nas. Bądź pozdrowiona, Nocna Bogini.
Wilk skłonił się jeszcze raz przed Kat. Szarooka powtórzyła jego gest i zwierzę zniknęło w kłębie dymu. Moku spojrzał na Hashiramę.
-Bądź, co bądź ja bym ją szanował - zauważył.
Senju skinął głową, z uśmiechem patrząc na dziewczynę, która z radością zaczęła skakać ze swoim wilkiem po polanie wokół Hashiramy i jego psa. Też uważał, że Szarooka jest osobą, z którą liczyć się powinni nawet najpotężniejsi tego świata. Wierzył, że będzie tą, która zmieni ten świat...
...sam nie wiedział, jak bardzo się pomylił, jednocześnie mówiąc samą prawdę.
Kat po treningu z Hashiramą nie wróciła od razu do domu, ale poszła na spacer, mając nadzieję oderwać się od myśli, które krążyły ostatnio wokół dwóch shinobi. Kopnęła jakiś kamień, leżący na drodze. Nagle usłyszała w oddali jakieś wołanie i odpowiedź. Podeszła bliżej i zobaczyła dwójkę shinobi, którzy ćwiczyli na niewielkiej polanie treningowej.
Chłopak miał smlistoczarne włosy i takie same oczy. Charakterystyczne rysy twarzy bardzo przypomniały Kat pewną już znaną jej osobę. Chłopak miał jednak krótsze włosy, układające się w nieładzie, i był może o rok młodszy od Madary. Dziewczyna miał tak samo ciemne włosy i oczy.
-Urutet, uważaj! - warknęła dziewczyna. - Rzucasz tymi kunai jak ostatnio Madara.
-Weź mnie nie porównuj do niego, kiedy jest w takim stanie jak teraz, Shina - syknął jej brat, patrząc krytycznie na rozcięcie na ramieniu dziewczyny. - Ja jak byłem zakochany to nie łaziłem jak idiota.
-Zakochany? - zdziwiła się Shina. - Madara zakochany?
-Zorientowana to ty jesteś jak sam Madara - zauważył Urutet.
Kat stanęła jak wyryta. Skąd znają Madarę? I co najważniejsze - zakochany Madara?!
-Eee... Gomen, że się wtrącam - zaczęła, podchodząc bliżej. - Może pomóc?
-Umiesz leczyć? - zapytał natychmiast Urutet.
-Cicho bądź, przecież jej nawet nie znamy! - skarciła go Shina.
-Jestem Kat - przedstawiła się, podchodząc do kruczowłosej. - Poczekaj, zaraz ci to uleczę.
Zebrała w ręce dar uleczania i w połączeniu z chakrą Wokamina zasklepiła ranę dziewczyny. Shina starła krew z ramienia.
-Dziękuję - powiedziała. - Urutet, coś taki dziwny?
-Kat? - zapytał kruczowłosy. - Kat Dealupus?
-Tak - potwierdziła Szarooka. - Znasz mnie?
-Właśnie, znasz ją? - zapytała Shina.
Urutet podszedł do siostry i nachylił się nad jej uchem.
-To TA Kat - zauważył szeptem tak, że Kat nie mogła usłyszeć jego słów. - Ta, o której ostatnio ciągle gada Madara.
-Znasz Madarę? - zapytała nagle Shina Kat. - Madarę Uchihę?
-Niestety tak - potwierdziła Szarooka.
-Jestem Shina Uchiha, a to Urutet Uchiha - przedstawiła siebie i brata. - Jesteśmy rodzeństwem Madary.
Kat spojrzała na nią zaszokowana. Madara ma rodzeństwo?! Nigdy się nie chwalił... Ale w końcu ona sama też niewiele mu o sobie mówiła, więc co dziwnego? Przynajmniej teraz wiedziała, skąd ta dwójka znała Madarę.
-Miło mi was poznać - uśmiechnęła się.
Shina chciała jeszcze o coś zapytać, ale natychmiast zamknęła usta, gdy zauważyła za plecami Kat jakąś postać. Urutet także spojrzał w tamtą stronę.
-Madara! - zawołał.
Kat odwróciła się i nagle zapragnęła sobie stąd pójść. W ich kierunku szedł Madara, wpatrując się nieco zaskoczonym wzrokiem w Kat.
-Ohayo, Kat-san - przywitał ją.
-Ohayo, Madara-san - odpowiedziała mu.
-Oi, Madara! - zawołała Shina, rzucając się bratu na szyję i pokazując mu uleczone cięcie. - Urutet rzuca kunai gdzie popadnie. Dobrze, że Kat potrafi leczyć.
Madara spojrzał w spokojną stal oczu Kat.
-Dziękuję, Kat-san - powiedział. - Za uleczenie siostry.
-Nie ma sprawy - rzuciła. - Ja już pójdę.
-Do zobaczenia, Kat - pożegnał się Urutet.
-Cześć, Kat - rzuciła Shina.
Szarooka szybko opuściła polanę, czując na sobie wzrok trójki rodzeństwa. Madara odprowadził ją wzrokiem tak długo, jak tylko było to możliwe. W końcu zniknęła mu z oczu, kryjąc się za zasłoną drzew. Mimo to patrzył w punkt, gdzie zniknęła, aż z marazmu wyrwał go dopiero głos brata.
-Madara, co ci? - zapytał.
-Nic - rzucił Uchiha. - Wydaje wam się.
-Oi, nie sądzę - zauważyła z uśmiechem Shina. - Mój braciszek się zakochał...
-Urutet? - zapytał podchwytliwie Madara. - Przecież to od dawna wiadome.
Shina zrobiła obrażoną minę, ale nie poddała się tak szybko.
-Nie chodziło mi o Urutet'a - powiedziała powoli. - Chodziło o ciebie Madara. Zakochałeś się, prawda?
-Nie - odpowiedział szybko, choć uśmiech znikł z jego twarzy. - Ja nie mam czasu na zakochiwanie się. Musze pilnować klanu, a nie latać za jakimiś dziewczynami. Shina, nie zmyślaj bzdetów.
-Mój braciszek MADARA się zakochał - zaśpiewała Shina, skacząc wokół brata. - Nie kłam, bo to po tobie widać. Ciekawa jestem tylko w kim...
-Usz wy! - syknął Madara. - Nie przeszkadzajcie mi!
Wyminął roztańczoną siostrę i szybko opuścił polanę treningową. Shina odprowadziła go wzrokiem, uśmiechając się złośliwie.
-Co knujesz? - zapytał Urutet.
-Ja?! - zawołała. - Nic!
-Jesteś moją porąbaną siostrą - zauważył. - Wiem, kiedy coś knujesz...
Shina westchnęła.
-No dobra... - poddała się. - Pomóż mi go zeswatać.
-Z kim? - zapytał.
-Ja się już dowiem z kim - uśmiechnęła się złośliwie. - Tylko żeby się Madara nie dowiedział, co my zrobić chcemy, bo wtedy klan Uchiha nie przetrwa do następnego pokolenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top