::..!..:: Łza Czwarta ::..!..:: Obiad.

Zebrała wszystkie naczynia i włożyła je do misy z wodą. Była wściekła. Nie dość, że ten pieprzony Uchiha się jej narzucał, to jeszcze Hashirama widział, jak wyrzuciła go z gabinetu. Tym razem za karę miała przygotować obiad.

Na szczęście dobrze gotowała, a Mary, kucharka w siedzibie Wyzwańców, nauczyła ją kilku sprytnych sztuczek magicznych. Dziewczyna w kilka minut potrafiła przygotować dobry obiad, a dziś posiłek miał być szczególnie wyjątkowy – tak przynajmniej powiedział Shodaime.

-Ładnie pachnie – stwierdził Tobirama, wchodząc do kuchni. – Masz talent, dziewczyno.

-Hej, Tobirama-san! – zawołała, gdy chłopak zanurzyła palec w sosie. – No utłukę zaraz!

-Hokage? – zapytał rozbawiony, próbując sosu.

-Nie. Faceta, który przeszkadza w kuchni – syknęła. – Poszła won!

Oparła ręce o jego plecy i popchnęła go w stronę drzwi.

-A gdzie szacunek do Hokage? – zawołał, zapierając się rękoma o framugę drzwi. – Nie można tak Hokage z kuchni wyrzucać!

-Możesz wylecieć od konieczności, Tobirama-san – powiedziała, usiłując wypchnąć go z kuchni. – A przed obiadem posmakujesz chaosu.

-Chaosu? – zapytał nieco przerażony. – Daj spokój, Kat. Nie zrobisz tego swojemu nauczycielowi, co? Przecież mnie lubisz.

-Polubię cię bardziej, jak będziesz wisiał na ścianie, gdy ci Wokamina dowali – warknęła.

Na wzmiankę o demonie Tobirama puścił framugę i oboje wylądowali na podłodze korytarza. Dziewczyna leżała pomiędzy nogami Drugiego, obejmując go w pasie. Szarowłosy spojrzał na nią zaciekawiony, uśmiechając się szeroko.

-Jak dla mnie, możesz mnie tak co dzień wyrzucać z kuchni – powiedział.

-Nienawidzę tego świata – rzuciła, odskakując od Nidaime.

Zauważył jej czerwone policzki i uśmiechnął się do siebie. Kat szybko zniknęła w kuchni, zamykając za sobą drzwi. Oparła się o nie, oddychając ciężko.

Dlaczego znowu? Najpierw Madara, a teraz Tobirama. Przy obu serce zaczynało walić jej szybciej, oddech stawał się nierówny, a zmysły szalały. Sama nie wiedziała, co się z nią działo. Przecież była doskonałym Wyzwańcem, w każdej sytuacji potrafiła zachować chłodne myślenie i profesjonalizm wojownika. Dlaczego więc w obecności tych dwóch nie potrafiła nawet spokojnie oddychać.

„C'jit! Przecież to mój nauczyciel!" – ganiła się w myślach.

Odetchnęła jeszcze raz głęboko i znów zabrała się do przygotowywania obiadu. Skończyła akurat, gdy Shodaime wszedł do kuchni, aby pomóc jej wszystko wynieść do jadalni. Po kilkunastu minutach stół był już nakryty.

-Idź się przebierz – polecił Pierwszy. – Dobra robota, Kat.

-Dziękuję, Hashirama-sama – uśmiechnęła się.

Pobiegła na górę i na szczycie schodów zderzyła się z Tobiramą. Chłopak złapał ją w pasie, aby dziewczyna przypadkiem nie spadła.

-Uważaj na siebie, Kat – powiedział, uśmiechając się do niej.

-Przepraszam – wyszeptała szybko.

Pobiegła do swojego pokoju i odetchnęła głęboko. Wzięła szybki prysznic, pozwalając by lodowata woda zmyła wszystkie niechciane uczucia. Szybko ubrała się w czarne, długie spodnie i czerwoną bluzkę. Rozczesała włosy i zbiegła na dół. W połowie schodów nagle zapragnęła wrócić się do pokoju i zamknąć się w nim na cztery spusty.

-Ohayo, Kat-san – przywitał się z nią Madara, stojący u stóp schodów. – Miło cię znów dzisiaj widzieć.

-Nie wątpię – syknęła.

Uchiha odwrócił wzrok, uśmiechając się mimowolnie. Kat zeszła ze schodów i zniknęła w jadalni, nawet nie zaszczycając Uchihę jednym spojrzeniem. Przy oknie stał Tobirama. Szarowłosy wpatrywał się w ciemniejący za oknem krajobraz. Kat złapała go za rękaw bluzy i pociągnęła do kuchni.

-Ale mnie tu nie wolno – zawołał.

-Co on tu robi? – zapytała dobitnie.

-Kto? – Tobirama spojrzał na nią z rozbawieniem.

-Uh! Tobirama-san! Nie udawaj idioty! – warknęła.

-Trochę szacunku do Hokage – oburzył się, choć uśmiech nie schodził z jego twarzy. – Więc o kogo ci chodzi?

Kat posłała mu wściekłe spojrzenie.

-Co tu robi Uchiha? – wysyczała.

-Chyba ostatnio stał przy schodach – zaczął Nidaime. – A tak ogólnie to Hashirama go zaprosił. Nie wiem po co, ale mówił coś o zacieśnianiu związków chyba.

-Ja tu zwariuję – jęknęła cicho.

-Mówiłem ci, że ładnie wyglądasz? – zapytał.

Spojrzała na niego, jak na skończonego idiotę. Tobirama uśmiechnął się do niej. Odgarnął z jej twarzy kilka kosmyków włosów.

-Naprawdę ładnie wyglądasz – powiedział cicho.

Pochylił się nad nią i musnął jej policzek wargami. Kat poczuła, jak jej skóra na twarzy czerwieni się, a miejsce, gdzie dotknął ją Tobirama, pali żywym ogniem.

-Przyjdź za chwilę do jadalni – powiedział Nidaime.

Wyszedł z kuchni, zostawiając w środku oszołomioną tym wszystkim Kat.

Kiedy weszła do jadalni, obaj Hokage i Madara siedzieli już przy stole. Dziewczyna usiadła obok Nidaime, z dala od Madary. W czasie całego posiłku nie odezwała się nawet słowem. Utkwiwszy wzrok w talerzu, wyłączyła się całkowicie. Nawet nie zauważyła, w której chwili oczyściła umysł i zagłębiła się w swoich myślach.

-Ohayo, Wokamina-san – przywitała się ze swoim demonem.

-Kat... – zamruczał. – Co cię li sprowadza w ten czas? Czyżby towarzystwo, z którymi spożywasz dzisiejszą wieczerzę, nie w smak ci było?

-To trudne, Wokamina-san – przyznała, siadając naprzeciw demonowi. – Najpierw ten Uchiha, potem Tobirama... Ja już nie wiem, co mam myśleć.

Demon zaśmiał się, a jego granatowe jak nocne niebo oczy rozbłysły radośnie. Dziesięć czarnych ogonów zafalowało, rzucając fantastyczne cienie na posadzkę ogromnej sali, w której Kat siedziała wraz z wilkiem.

-Oj, Kat... Twój wiek jeszcze młody, niewiele wiosen przeżyłaś w światach – powiedział. – Ale każdego to li czeka. Dziś przyszło i do ciebie.

-Ale co, Wokamina-san? – zapytała.

-Próżno uciec, próżno się przed nią schronić, bo jako lotny nie ma pieszego dogonić? – zaśpiewał tajemniczo.

Kat skrzywiła się, słysząc zagadkę demona. Zapamiętała słowa Wokamina i postanowiła, że zaraz po obiedzie zajmie się tą łamigłówką.

-Ale idź już, Kat – powiedział po chwili wilk. – Jakoby li jeden z tychże zacnych wojowników ma zamiar zadać ci pytanie i nie byłoby odpowiednim zachowaniem nie słuchać, jakież to on słowa wymówił.

-Arigato, Wokamina-san – pożegnała się z nim, kłaniając się mu w pas...

 

-Uważam, że to dobry pomysł, aby utworzyć jednostkę specjalną dla Konoha – zauważył Hashirama. – Wioska Liścia powinna mieć jakieś zastępy shinobi do specjalnych zadań.

-Nie lepiej szkolić tak wszystkich? – podsunął Madara.

-Sądzę, że nie da się rady nauczyć wszystkich perfekcyjności – zaprzeczył Nidaime.

-Kat, co o tym myślisz? – zapytał Hashirama. – Pochodzisz z innego świata, może masz jakiś ciekawy pomysł...

Szarooka pierwszy raz podniosła wzrok.

-Zgadzam się z Tobiramą-san – powiedziała. – Nie wszyscy shinobi mają na tyle talentu, by wyszkolić ich na idealnych wojowników. Jednostka specjalna to dobry pomysł, warto byłoby jednak, aby nikt o niej nie wiedział, a bynajmniej, aby nie poznano ich członków. To zapewni skuteczność ataków, obrony i zapewne podwyższy poziom skuteczności wykonywanych misji.

-Cóż, myślę, że to ma sens – poparł Hashirama. – Jeśli przynależność do tej jednostki będzie nieznana, mamy większe szanse w walce...

Dalsze słowa Pierwszego zniknęły gdzieś pomiędzy odległością między Hashiramą, a Kat, prawdopodobnie zanurzając się w sałatce z marchewki. Kat spojrzała na Madarę i pierwszy raz tego wieczoru ich spojrzenia się skrzyżowały. Dziewczyna po rozmowie z Wokamina była zbyt pochłonięta zagadką, aby zareagować inaczej niż obojętnością na zniewalający uśmiech Uchihy i jego ciepły wzrok. Po chwili znów spuściła wzrok, marszcząc brwi.

Po skończonej kolacji sama zebrała naczynia, grzecznie dziękując Nidaime, który chciał jej w tym pomóc.

-Nie trzeba, Tobirama-san – powiedziała cicho. – Zmyję to od razu. Nie martwcie się o mnie.

Szarowłosy skinął głową. Widział, że dziewczyna zachowywała się inaczej niż zwykle, ale postanowił zostawić ją samą ze swoimi rozmyślaniami. Kat tymczasem dotarła z naczyniami do kuchni i szybko się z nimi uporała. Wciąż myślała o zagadce Wokamina.

Co jest lotnego, przed czym nie można się schronić? Przed czym pieszy nie może się schronić? Pieszy to na pewno określenie człowieka, ale reszta zagadki? Poza tym w wypowiedzi Wokamina był błąd. Najpierw mówił „nią", a potem to samo określał jako lotny, czyli on. To też mogło coś oznaczać, tylko co?

-Nad czym myślisz? – usłyszała za sobą melodyjny głos.

Zacisnęła pięści ze złością.

-Nie twoja sprawa – syknęła, nawet nie odwracając się do Uchihy.

-Miło się rozmawiało z demonem? – zapytał, całkowicie nie zrażony tonem jej głosu.

-Skąd wiesz? – zapytała, odwracając się do niego.

-Sharingan, jak widać, to wcale nie aż takie badziewie – stwierdził, uśmiechając się do niej tajemniczo. – Nie wiedziałem, że tak zaprzątam ci myśli, żeby aż rozmawiać o mnie ze swoim demonem. I jestem też ciekaw, co do tego ma Tobirama.

Posłała mu wściekłe spojrzenie.

-Słyszałeś wszystko? – zapytała.

-Łącznie z wersami fraszki Kochanowskiego – potwierdził. – Swoją drogą, skąd Wokamina wie, co czujesz? To też taki plus posiadania demona?

-Nic ci do tego – syknęła, odwracając się z powrotem w stronę zlewu.

-Chyba jednak coś mi jest do tego – powiedział. – W końcu nie od tak twój demon mówił o miłości...

W tym momencie wściekłość wzięła górę i Kat, chwyciwszy w ręce misę z pomyjami, wylała jej zawartość na głowę Uchihy.

-Nigdy więcej nie mów o moich uczuciach! – warknęła. – Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj!

Rzuciła miskę do zlewu i wybiegła z kuchni. Szybko zamknęła się w swoim pokoju i dopadła półki z książkami. Przebiegała wzrokiem pomiędzy okładkami tomów, aż wreszcie natrafiła na tą odpowiednią. Cienki tom „Fraszek" Jana Kochanowskiego. Przewerterowała kilka stron.

Fraszka dziewięćdziesiąta ósma – „O miłości".

Próżno uciec, próżno się przed Miłością schronić,

Bo jako lotny nie ma pieszego dogonić?

Z wściekłością rzuciła książkę w kąt. Pieprzony Uchiha! Nie dość, że podsłuchuje jej rozmowy z Wokamina, to jeszcze doskonale odczytał słowa demona. Dziewczyna rzuciła się na łóżko.

A więc Wokamina chodziło o miłość? O miłość?! To przecież chore! Przecież nie kocha, ani Madary, ani Tobiramy! Możliwe, że obaj się jej podobają i że obaj namieszali jej nieźle w umyśle, ale przecież nie kocha żadnego z nich...

...chyba.

-Hulij-Bpe, Pyode amedha! – krzyknęła, tłumiąc wrzask poduszką. – Mei' hswei! Ell osade' pauk! C'jit! C'jit! C'jit! C'jit!

Wyrzuciwszy z siebie jeszcze trochę przekleństw w kierunku bliżej nieokreślonym, odetchnęła głęboko. Była pewna, że za chwilę do jej pokoju zapuka Hashirama. Była ciekawa, co Hokage tym razem wymyśli jako karę. Prawdopodobnie największą byłaby wspólne przebywanie z Uchihą w jednym pokoju, ale zważając na to, jak traktowała Madarę, Kat była pewna, że Pierwszy raczej tego nie zrobi.

Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.

-Kat? – usłyszała głos Tobiramy. – Kat, wszystko w porządku?

-Możesz wejść – powiedziała.

Nidaime wszedł do środka i zobaczywszy dziewczynę na łóżku, usiadł obok niej.

-Kat... – zaczął cicho. – Przesadziłaś trochę, wiesz?

-Nie – skwitowała.

-To teraz już wiesz – powiedział. – Musiałaś na niego wylewać te pomyje?

-Nie – przyznała.

Hokage przewrócił oczami.

-Powiedział coś nie tak? – ciągnął.

-Nie – mruknęła.

-Powiesz coś więcej, niż nie? – zapytał, ukrywając rozbawienie.

-Nie – rzuciła, mocniej przyciskając twarz do poduszki.

-Milutko – skwitował, podpierając głowę ręką.

Kat prychnęła i odwróciła się do niego plecami, tuląc do brzucha poduszkę.

-Jest tu u was jakiś telepata? – zapytała nagle.

-Kto?

-Telepata – powtórzyła. – Potrzebuję dobrego telepaty.

-Eee... No... Właściwie to nie wiem – przyznał. – Ale dowiem się.

-Dziękuję, Tobirama-san – mruknęła.

-Nie ma sprawy – rzucił. – Dobranoc.

-Branoc – odpowiedziała.

Nidaime wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Kat zeskoczyła z łóżka i zagasiła światło. Krążąc po pokoju w totalnej ciemności zastanawiała się, jak mocne bariery będzie musiała stworzyć, aby sharingan nie przebił się przez jej umysł. W końcu usiadła na podłodze i zamknęła oczy. Oczyściła i zagłębiła się w swoim umyśle, już po raz drugi tego dnia.

Wokamina zaśmiał się serdecznie.

-Takiegoż zachowania to nigdy bym się nie mógł po tobie spodziewać, droga Kat – powiedział dziwnie zadowolony. – Ależ li było ono tak zabawne jakoż i żenujące. Tudzież bynajmniej ten cały Uchiha dostał za swoje.

-On podsłuchiwał – syknęła. – Wokamina-san! Jak zablokować umysł? Pomóż mi...

-Twa szacowna matka miała tenże sam problem – powiedział. – Tudzież i twój ociec potrafił ludziom w myślach czytać. Pamiętam chwile, gdy twa matka o mało co nie popełniła zbrodni morderstwa, gdy mężczyzna jej życia zagłębiał się li w jej umysł. Ale i ona poradziła sobie z tym problemem. Bariery, które stworzyła, były nie do przebicia.

-Ale jak? – zapytała Kat. – Jak je stworzyła?

-Ta, która dała ci życie, posiadła dar twego drugiego rodzica – wyjaśnił. – I tak potrafiła stworzyć bariery. Tudzież i ty li możesz postąpić podobnie. Bo czymże jest sharingan? To Linia Krwi, a ty potrafisz przecie Kekkei Genkai kopiować, nieprawdaż?

Kat uśmiechnęła się.

-Wokamina-san, jesteś genialny! – zawołała.

-Azali tak i jest – przyznał radośnie.

-Narcystyczny też jesteś – skwitowała z uśmiechem.

-Ideał bez wad byłby tylko wzorcem do oglądania – zauważył. – Ideał z wadami jest osobowością.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top