3
Otworzyłam oczy i zaraz tego żałowałam. Nie mogłam uwierzyć, że wciąż była jesień z racji, iż słońce raziło mocniej niż nie raz w wakacje. Pogoda z nami czasami pogrywa.
Wstałam z podejrzanie podekscytowana i podeszłam do komody by naszykować sobie ubrania do szkoły. Postawiłam na czerwoną spódniczkę w kratkę, czarny crop top i tego samego koloru cienkie rajstopy. Chwyciłam jeszcze tylko czystą bieliznę i zaczęłam się ubierać. Gdy już to zrobiłam wyszłam z pokoju w stronę łazienki. Wtedy na korytarzu ujrzałam brata, który spojrzał na mnie groźnym wzrokiem, a przynajmniej starał się by tak było.
Wtedy zaczęła się prawdziwa walka. Staliśmy w tej samej odległości od łazienki, więc szanse były równe. Złapaliśmy kontakt wzrokowy ten ostatni raz po czym oboje ruszyliśmy do akcji. Było to zaledwie siedem metrów,a rozpędziłam się jakbym miała biec maraton. Kątem oka widziałam jak chłopak biegł równo ze mną, aż w końcu stracił równowagę, a ja omal nie umarłam ze śmiechu. Dzięki temu incydentowi wygrana była o wiele prostsza.
- Kurwa, Zan!- wykrzyczał brat.
- Colin, słownictwo- poprawił go tata.
Było ewidentie widać, że chłopak nie był zadowolony z przegranej. Ale było zabawnie. Przyznam, że czasami takie głupie i dziecinne zachowania z moim bratem sprawiały mi przyjemność. Czułam się jakbyśmy znów byli mali, gdy kłociliśy się dosłownie o wszystko.
Przekręciłam zamek w drzwiach i zaczęłam się szykować. Najpierw oczywiście musiałam załatwić swoją potrzebę a potem wzięłam się za ogarnianie. Wykonałam delikatny makijaż składający się tylko z delikatnie pomalowanych brwi i rzęs. Nie lubiłam być za bardzo umalowana, ale z racji na mój trądzik czasami to była konieczność. Potem tylko przeczesałam włosy i spięłam je w wysoki kucyk, wypuszczając kilka pasm z przodu. Umyłam jeszcze tylko zęby i przejrzałam się w lustrze. Ciemne, rude włosy, sięgające do łopatek, oczywiście nie wszystkie bo były pocieniowane. Delikatne i mało widoczne, jednak rozchodzące się na całej twarzy piegi. Swojego czasu ich nienawidziłam, ale zmieniło mi się to, szczególnie że nieźle zakrywały moje rany po trądziku. Całkiem duże, ciemne, brązowe oczy i krótkie rzęsy. Zadarty nos, ale z lekkim grzbietem. Do tego krzaczaste brwi, które musiałam regulować co kilka dni bo rosły jak szalone. Jedynym aspektem , na który nigdy nie narzekałam to moje pełne i wydatne usta. Chyba jedyna rzecz, która mi się poszczęściła, bo jak widać do najpiękniejszych nie należę...
Wyszłam z łazienki i ujrzałam brata.
- Uwinęłaś się w niecałe dziesięć minut- chłopak podszedł bliżej- czy wszystko z tobą w porządku? Czy ktoś cię skrzywdził?
- Oj kochany braciszku- zaśmiałam się, a Colin tylko zmarszczył brwi.
Ruszyłam z powrotem do siebie do pokoju, zostawiając zdezorientowanego brata za sobą. Chwyciłam wszystkie potrzebne do szkoły rzeczy i wrzuciłam do czarnej, skórzanej torby. Mając już wszystko zeszłam do kuchni na śniadanie.
- Cześć córeczko- przywitał się mój ojciec. Był on całkiem przystojnym, wysokim mężczyzną. Nie żeby coś. Niebywale ciemne, prawie czarne włosy, z kilkoma siwymi wyjątkami. Równie ciemne oczy, długi nos i zawsze średniej długości zarost. Powiedziałabym, że miał też wysportowaną sylwetkę, ale jego mały brzuszek od piwa mi na to nie pozwolił. Uwielbiałam tego człowieka i od zawsze był on dla mnie wzorem. Mimo, że przez połowę mojego życia wychowywał nas sam, nigdy nie zabrakło mu dla nas czasu, a już nie mówiąc o tym, że zrobił świetną robotę przy naszym wychowaniu.
- Hejka- odpowiedziałam zadowolona.
- Jesteś dziś dziwnie wesoła. Coś się stało?- zapytał z troską w głosie.
- Tato, po prostu mam dobry humor. Po za tym nie mogę całe życie chodzić skwaszona. Co prawda ludzka tępota nadal mnie dobija- spojrzałam na brata wchodzącego do kuchni- ale da się z tym żyć.
- Skoro tak to proszę pysznie zadowalające śniadanie dla cudownie zadowolonej córki- podał mi talerz z dwoma kanapkami z pomidorem, którego tak bardzo uwielbiałam, szczypiorkiem i avocado.
- Dziękuję- przyjęłam talerz uśmiechnięta i zabrałam się za jedzenie.
Po skończeniu umyłam talerz i zaczęłam ubierać moje czarne glany. Do tego chwyciłam moją skórzaną kurtkę koloru butów oraz zarzuciłam torbę na ramię. Chyba noszę za dużo skóry... Już miałam wychodzić, ale usłyszałam głos Ojca.
- Colin cię dziś nie podwozi?- zapytał zdziwiony.
- Nie, jadę dziś z Louisem- oznajmiłam i wyszłam, machając do rodzica. Przed domem ujrzałam zadowolonego szatyna opartego o swój motor. Błagam, co oni mają z tymi maszynami? Jakby nie mogli zainwestować w wygodne, cieplutkie autko. Może to obsesja, jak moja ze skórą?
- Cześć- przywitał się przyjaciel i pocałował mnie w policzek.
Cóż Louis to była jedyna osoba w starej szkole, która nie oceniała mnie po wyglądzie i w sumie to tylko z nim rozmawiałam. Głownym powodem było to, że nasi rodzice się znali, ale wydaje mi się, że mimo wszystko od początku mnie lubił. Niestety chłopak jest ode mnie starszy i w czerwcu skończył już szkołę co oznacza że od trzech miesięcy nic nie robi tylko włóczy się po klubach i innych głupich miejscach.
- Jedziemy?- zapytał, a ja przytaknęłam.
Za chwilę byliśmy już pod szkołą.
- Co dziś robisz?- zapytałam z ogromnym uśmiechem na twarzy, mając nadzieje że nie ma planów.
- Nic konkretnego, jak powiesz, o której kończysz to po ciebie przyjadę. Mimo, że jesteś diabelsko podejrzana z tym uśmiechem- jak widać od początku wiedział o moich niecnych planach.
- Czternasta dwadzieścia masz być na parkingu- puściłam oczko i odeszłam- ani minuty dłużej- odwróciłam się z mocnym spojrzeniem, grożąc Louisowi palcem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top