Rozdział 9

Ostatnie dni września zleciały bardzo szybko,jeszcze bardziej zaprzyjaźniłam się z Luną i jej bratem, Oliverem. Przyjaźnie się także z Jane, ale niestety moje relacje z Amber się popsuły, dziewczyna wielokrotnie podchodziła do mnie i gadała ze mną, mówiąc, że nie obchodzi ją to co Alex jej mówi, ja jednak czuje do niej pewnego rodzaju urazę za to co było i wiem, że nie za bardzo mogę jej ufać. Ona twierdzi inaczej, no ale cóż to moje zdanie. Zaprzyjaźniłam się także z chłopakiem, który mnie w tedy złapał- Dominicem, jest na prawdę super i jest to super przyjaciel. Jeśli chodzi o Mię i Bellę oraz Zacka i Carla, ograniczyłam z nimi kontakty, nowi znajomi całkowicie mi ich zastąpili, co nie znaczy, że ich już nie lubię. Bardzo ich lubię, w końcu to mi pierwsi przyjaciele z dzieciństwa, ale oni też nie za bardzo utrzymują ze mną kontakt. Tylko z Bellą i Zackiem czasami gadam. 

Nawet nie zauważyłam kiedy zaczął się październik. Pierwszy tydzień października także był normalny, taki jak każdy. W drugim tygodniu października moja mama oznajmiła mi, że firma, w której pracuje, organizuje w weekend wyjazd w góry.  Wyjazd trwa od piątku wieczora do wtorku rana. 

Nie byłam za bardzo zadowolona zwłaszcza, że to organizuje ojciec mojego 'wroga', ale moja mama od razu zaręczyła, że będę, więc nie wypadałoby teraz się wycofać. Zawsze lubiłam tego rodzaju wycieczki, ale nie teraz.

W szkole Alex, patrzył na mnie jakoś dziwnie, pewnie dlatego, że wie, że ja pojadę.

Gdy wróciłam do domu i zobaczyłam, że moja mama jest w mieszkaniu, usiadłam na kanapie obok niej i spróbowałam jeszcze raz.

-Mamo, mogę nie jechać na tę wycieczkę?

-A dlaczego? Poznasz wiele nowych koleżanek, na przykład córka pani Mony, Hannah,pani Mony wiele mi o niej opowiadała. Ja też wspominałam o tobie.- uśmiechnęła się.

Gdy to usłyszałam zesztywniałam.

-Mamo, czy ta Hannah Mony, czy ona powtarzała klasę? Słyszałam, że to przez..

-Nie opowiadaj bzdur!-przerwała mi- Widziałam już Hannah raz czy dwa w firmie, to bardzo ładna i wychowana dziewczyna, po prostu podpadła w nauce przez pewien okres czasu, bo miała chorą siostrę. Było jej na prawdę bardzo przykro z tego powodu zwłaszcza, że byłą dobrą uczennicą. To wszystko przez tych nauczycieli, ale spokojnie niektórzy tam już nie pracują.

-No dobra, ale czy nie możesz powiedzieć panu Blackowi,- gdy wypowiadam jego nazwisko przechodzi przeze mnie dreszcz- że jestem chora?

-Przecież nie jesteś, i nie wywołuj wilka z lasu! Pojedziesz na tę wycieczkę i koniec! Żadnych dyskusji więcej na ten temat!  A, tak w ogóle to pan Black, powiedział, że jeśli ja nie jadę to możesz zabrać ze sobą jakąś koleżankę. - powiedziała.

- Ale jak to ty nie jedziesz?! - zawołałam.

-Mam dużo pracy i nie wyrobiłam się jeszcze. Spokojnie pan Black się tobą zajmie, z resztą Hannah też jedzie sama, bo jej mama także nie może jechać, a jej siostra jest chora.

Byłam już mega wkurzona, ale dobrze przynajmniej, że ktoś może ze mną jechać.

Poszłam do mojego pokoju i położyłam się na łóżku. Pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl żeby ze mną jechała na wycieczkę to Luna. Już chciałam do niej dzwonić, gdy przypomniało mi się jak mówiła, że w ten weekend jedzie na działkę do dziadków i jej nie będzie.

Amber wykluczyłam, bo jakoś nie wyobrażałam sobie siebie chodzącą z Amber po górach, czy tam gdzie zamierzają chodzić, a zresztą Amber z Alexem ma spine.

Odeszłam myślami dalej, a może Oliver? Albo Dominic? Oliver nie jedzie do dziadków, bo mówił, że jemu się nie chcę, a Dominic chyba każdy weekend spędza w domu. Wybierając jednego z nich miałabym ochronę przed głupimi zaczepkami Alexa, gdyby takie się pojawiły. Ale tam będzie przecież ojciec Alexa, a on mnie lubi więc może mam z góry ochronę? Z resztą gdybym wybrała chłopaka, miałabym 90% szans na to, ze będę z nim w pokoju, a tego wolałabym uniknąć. Chociaż Oliver i Dominic są całkiem spoko.

Na myśl wpadła mi jednak ostatnia osoba, jaką jest Jane, do niej nie miałam żadnych zastrzeżeń, więc na nią się zdecydowałam. Ta żywa i drobna osóbka, bez problemu poradziłaby sobie z jakąkolwiek zaczepką. Pamiętam gdy kiedyś jakiś chłopak śmiał się z tego, że nie jest za wysoka i jest blondynką, zanim się obejrzał trafił do szpitala z mocnym opatrunkiem na głowie. Oczywiście nie powiedział nikomu kto go tak urządził, bo chyba było by mu wstyd za to, że dziewczyna. 

Powiedziałam więc mamie o moim wyborze i pobiegłam do kilka mieszkań dalej, zadzwoniłam do drzwi i moim oczom ukazała się, wysoka blondynka z zielonymi oczami i pięknym uśmiechem, czyli mama Jane.

-O, Cindy! Ty do Jane?- zapytała.

-Tak, jest może?

-Oczywiście, właśnie odrabia lekcję.

-Ja tylko na chwilkę.- uśmiechnęłam się.

-Spokojnie, Jane ma dużo czasu.-odwzajemniła uśmiech i wpuściła mnie do środka.

Znałam dobrze już to mieszkanie, więc podeszłam pod właściwy pokój i zapukałam po usłyszeniu odpowiedzi weszłam do pokoju, a blondynka gdy mnie zobaczyła rzuciła mi się na szyję.

-Jane, udusisz mnie.- zaśmiałam się.

-No dobra, już. Co cię sprowadza? 

-Wiesz, mam pewną propozycję, no bo nie chciałabyś może jechać  ze mną na wycieczkę w góry? Organizują u mojej mamy w pracy.

-Boże, Cindy to super pomysł! Potrzebuje takiego relaksu i odpoczynku od szkoły!- znów mnie przytuliła.

-Czyli możesz? W ten weekend? Wyjazd w piątek wieczorem, a przyjazd wtorek, rano.

-Trochę przedłużony ten weekend- zaśmiała się sprawdzając swój kalendarz- No wygląda na to, że mogę jechać, chodź, muszę przyznać zaskoczyłaś mnie, zapytam się jeszcze mojej mamy.

Po zawołaniu mamy Jane, przez Jane, śliczna kobieta znowu stanęła w drzwiach od pokoju swojej córki.

-Tak dziewczyny? Potrzebujecie czegoś? Może zrobię wam kanapki?- zapytała wiecznie uśmiechnięta kobieta.

-Nie mamo, bo wiesz, u Cindy mamy w pracy organizują wycieczkę na trzy dni w góry i Cindy mnie zaprosiła, mam jakieś plany, czy mogę jechać?- zapytała Jane.

-Hmmm, chyba raczej nie mamy żadnych planów, więc wygląda na to, że możecie jechać i się zrelaksować.- uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.

A ja z Jane zaczęłam piszczeć i obmyślać co będziemy tam robić.

Chyba pierwszy raz, od kiedy dowiedziałam się, że jadę, cieszy mnie ten fakt.

* * *

Jest już piątek, dzisiaj w szkole cały dzień chodzę podekscytowana. Dzisiaj wieczorem wyjeżdżam razem z Jane w góry, na całe trzy dni! Widziałam już Hannah Mony, i nie wyglądała na szczęśliwą, szczerze to wiem co czuję, mam nadzieję, że się zakolegujemy i nie będzie czuła się taka samotna.

Po drugiej lekcji, właśnie opowiadałam Lunie, moją wizję tej wycieczki, gdy nagle wpadła na mnie Jane, powiedziała, że mnie porywa i zaprowadziła mnie pod jakąś ścianę, była bardzo zdyszana. Nic dziwnego, nasze klasy są bardzo daleko od siebie i Jane musiała się bardzo postarać żeby tu przyjść w pięciominutową przerwę.

-Cindy! Muszę ci coś powiedzieć!!- zawołała, tak że kilka osób się obejrzało.- mój tata kupił bilety i ja jadę na weekend na koncert mojego ulubionego zespołu!- powiedziała to tak dziwnie chaotycznie i w ogóle, że na początku nie skumałam o co chodzi, ale potem do mnie to dotarło i zrobiło mi się dziwnie... przykro?

I właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek. Ale Jane zawołała.

-Nie idź! Przeciskałam się całe 5 minut żeby tu teraz być, teraz, a nie na długiej przerwie! Przepraszam, że tak późno ci to mówię ale to miała być niespodzianka od taty, i..-przytuliła mnie.

-Dobra, nic się nie stało i dzięki, że powiedziałaś mi o tym teraz a nie po lekcjach.- uśmiechnęłam się smutno.

-Naprawdę przepraszam.-zawołała Jane idąc już w stronę swojej klasy.

I znowu poczułam, że nie chcę jechać, moja ostatnia nadzieja w chłopakach, ale wątpię żeby się zgodzili, wyjazd przecież dziś o 18.00.

* * * 

Na długiej przerwie zdecydowałam się na Dominic'a więc do niego podeszłam i zagadałam.

-Hej Dominic!

-O, hej Cindy.- przytulił mnie.

-Wiesz, bo mam sprawę..

-Mów śmiało.- uśmiechnął się, jego uśmiech nie jest taki jak innych chłopaków, to nie jest taki zarozumiały uśmieszek tylko szczery i przyjazny uśmiech przyjaciela.

-Widzisz... w pracy u mojej mamy organizują wycieczkę w góry na trzy dni, miałam jechać z przyjaciółką ale coś jej wypadło.

-Super pomysł! Chętnie z tobą pojadę.- znowu zrobił ten szczery uśmiech.

-Tylko, że wyjazd jest dziś wieczorem.

-Emmm, Cindy... wiesz.. gdyby był za tydzień.. ale moi rodzice się nie zgodzą, to za wcześnie-podrapał się po głowie.

-Nie, spokojnie, ja to rozumiem, to szalone jechać na wyjazd w dzień dowiedzenia się o nim.-uśmiechnęłam się.

-Naprawdę bardzo mi przykro.-wziął mnie za rękę.- Kiedyś może pojedziemy.- uśmiechnął się.

Po skończeniu rozmowy z Dominic'em, nie miałam wyjścia musiałam zdać się na Olivera. Po rozmowie z Dominic'em wiedziałam jednak, że aby chłopak się zgodził muszę zupełnie podejść do rozmowy z nim.

Stanęłam więc obok Olivera i zapytałam.

-Hej, masz chwilkę?

-Pewnie.-odpowiedział odchodząc od swoich kolegów.

-Jedziesz dziś na ten obóz czy coś?-zapytał.

-Ja właśnie w tej sprawie, bo.. nie chciałbyś może jechać ze mną? Wiem, że to mega szalone i w ogóle, bo wyjazd jest dzisiaj ale...

-Boże, Cindy! To jest super pomysł! Odreagujemy od świata! Bo kto nie jest najbardziej szalony w szkole jak nie ja? - zaśmialiśmy się.- Ale tak na serio mogę?

-Tak.-odpowiedziałam.

-Zgadzam się! Mogę już teraz dzwonić do mamy żeby mi przygotowała walizkę! 

-Okej, wyjazd dziś o osiemnastej, nie spóźnij się!

Chłopak cmoknął mnie w policzek i poleciał gdzieś jak wiatr.

To było... miłe, bardzo miłe.

* * *

Na kolejnej lekcji Luna do mnie zagadała.

-Gadałaś z moim bratem? Po co? To debil przecież wiesz.

-Zaprosiłam go na tę wycieczkę, bo Jane nie może i ty też.

Widziałam, że Luna zesztywniała, więc dodałam.

-Będziemy w innym pokoju spokojnie, to tylko zaproszenie, nie będziemy za sobą latać.- powiedziałam to, chodź nie byłam tego pewna. Widziałam jednak, że dziewczyna odetchnęła.

-Nie chcę wyjść na chamską siostrę, ale on nie może jechać.

-Co? Dlaczego? -zapytałam.

Ma od poniedziałku ważne testy, moja mama długo sprzeczała się z nauczycielami żeby mógł je poprawić, jeśli wyjedzie, straci szansę i obleje przedmioty. Długo przygotowywałam się z nim na to, ale widać on zapomniał o wszystkim.

-Przecież dopiero połowa października, nic nie obleje!

-Obleje, ma już cztery pały z fizyki, a nasi rodzice chcą żeby dostał co najmniej cztery na koniec semestru.

- To co teraz.- posmutniałam, widać Luna to zobaczyła bo objęła mnie.

I co ja teraz zrobię... Mam nadzieję, że Oliver mnie nie wystawi, a z drugiej strony nie chcę, by przeze mnie miał gorsze oceny.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top