Rozdział 8

Gdy się obudziłam zobaczyłam nad sobą mamę. Moja mama uśmiechnęła się na widok tego, że się obudziłam.

-Co się stało?- zaczęłam.

-Zemdlałaś w szkole, już wszystko dobrze.-przytuliła mnie.- Boże, gdyby nie ten chłopak..

Nadal bardzo kręciło mi się w głowie.

-Mamo... co mi jest?-zapytałam.

-Masz gorączkę, musiałaś zarazić się od Jane. Jeśli chodzi o nią wróciła wczoraj do domu ze szpitala.

Byłam na siebie zła, że nie byłam razem z Jane gdy wracała do domu, obiecałam jej to. 

-Twoja koleżanka Luna tu była.-powiedziała mama.

-Naprawdę?- zapytałam.

-Tak, była z tobą chyba godzinę.-odpowiedziała.

Uśmiechnęłam się. Luna, to prawdziwa przyjaciółka, chodź znamy się tylko kilkanaście dni.

Myśląc o Lunie i naszej przyjaźni, przypomniała mi się Mia i Bella. Dotknęłam mojego naszyjnika od Mii, którego nigdy nie zdejmowałam. Na szafce obok mojego łóżka leżała bransoletka od Belli i srebrny zegarek od  Zacka i Carla.

Gdy przypomniałam sobie chwile gdy się żegnaliśmy i gdy to wszystko dostałam, po moim policzku spłynęła łza.

A potem, gdy przypomniałam sobie chwilę w szkole, plakaty ze mną i ten głupi wzrok innych znów poczułam kolejne  łzy.

Tam gdzie mieszkałam było mi dobrze, a tu? Tu mimo tego, że mam już może z dwie przyjaciółki nadal jest mi źle.

Moja mama wyszła z mojego pokoju i na szczęście nie widziała mojego płaczu. Nie lubię gdy inni widzą, że płaczę. Wolę płakać w samotności.

Nagle, przypomniało mi się, że wczoraj o osiemnastej miałam iść do Alexa na herbatę. Poczułam pewnego rodzaju ulgę, że mnie tam nie było.

Teraz, gdy się już wypłakałam poczułam nienawiść do Alexa Black'a i jego ojca.

Nie rozmawiałam już dość długo z Mią, więc postanowiłam do niej zadzwonić. Niestety nie odbierała, więc weszłam na skype'a i zadzwoniłam do Belli. Dziewczyna odebrała i już po kilku minutach zaczęłyśmy się sobie zwierzać, wygłupiać i rozmawiać.

* * *

Przez cały kolejny tydzień nie było mnie w szkole, jednak nadszedł ten dzień- poniedziałek, kiedy to byłam już zdrowa i musiałam znowu pojawić się w tym przeklętym miejscu jakim jest szkoła.

Ubrałam się więc normalnie, czarne leginsy, biała koszulka i sweter, ponieważ dzisiejszy dzień nie był ciepły, jak te jeszcze sprzed tygodnia. Zrobiłam sobie jeszcze słaby make up składający się z brzoskwiniowej pomadki tuszu do rzęs i pudru.

Gdy weszłam do szkoły nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, uczniowie jak zawsze. Nie patrzyli na mnie tak jak ostatnio, tylko niektórzy podśmiewali się jeszcze.

Podeszłam pod moją klasę i czekałam na dzwonek. Gdy zobaczyłam Amber chciałam podejść ale dziewczyna odwróciła się i odeszła dalej.

Chwilę potem podeszła do mnie Luna i przytuliła się. Razem gadałyśmy do dzwonku.

Na lekcji byłyśmy na prawdę mega zaskoczone bo Amber siadła na drugim końcu sali obok dziewczyny o imieniu Eva. W dodatku całą lekcję mnie ignorowała.

-Nie przejmuj się.-powiedziała Luna-rude tak mają.

Zaśmiałyśmy się, chodź tak na prawdę nie mam nic do rudych ludzi, są całkiem spoko, i nie uważam, że różnią się jakoś od innych. Bardziej śmieszą mnie żarty o blondynkach, bo Jane jest blondynką.

-Ej, Cindy.. nie chciałabyś przyjść dziś po szkole do mnie?- zapytała Luna.

-Pewnie! Tylko zapytam się mamy, wiesz jestem po chorobie i nie wiem czy mogę.

-Ok-odpowiedziała.

* * *

Na przerwie Amber znów mnie ignorowała.

-Pójdę do niej i zapytam się jej o co jej chodzi- zaproponowała Luna.

Ja tylko pokiwałam głową, na znak, że się zgadzam.

Widziałam dziewczyny gadające razem niedaleko mnie. Chwilę potem Luna podeszła do mnie i powiedziała. 

-To przez Alexa, powiedział, że umówi się z nią jak przestanie się zadawać z tobą, ona oczywiście go wyśmiała- bo taka jest Amber-i powiedziała żeby spadał. W tedy on powiedział, że ma się przestać z tobą kolegować bo jak nie to jej urządzi piekło w szkole.- nie wierzę-dlatego Amber siadła koło Evy. Amber mi mówiła, że Eva jest mega nudna i chyba nie interesuje ja to co do niej mówi.

Miałam ochotę przywalić Alexowi.

Chwilę po tym dostałam esemesa od mojej mamy.

Mama

Oczywiście możesz iść do Luny, tylko musisz jeść tylko lekkie rzeczy i uważaj na siebie. :) Mnie dziś niestety nie będzie do nocy. ;/

Odetchnęłam gdy zobaczyłam taką treść esemesa.

* * *

Kolejne lekcje jakoś leciały, na długiej przerwie postanowiłam iść do biblioteki wypożyczyć lekturę, gdy nagle ktoś mnie zatrzymał.

-Hej, jesteś Cindy tak? Ja jestem Dominic. 

Byłam pewna, że to kolejny chłopak z imprezy Alexa więc rzuciłam w jego stronę, że nie chce z nim gadać i poszłam dalej.  Jednak za plecami usłyszałam:

-To ja cię w tedy złapałem.

Na te słowa odwróciłam się w stronę chłopaka.

-To ty mnie złapałeś?

-Tak.

-Dziękuję.-poczułam rumieńce.

Chłopak był naprawdę przystojny, żywa cera, brązowe włosy i szare oczy, ale nie do końca, gdy wpatrywałam się w jego oczy, prawe było bardziej niebieskie, a lewe zielone. Wpatrując się w jego oczy czułam wewnętrzny spokój i bezpieczeństwo.

-Jestem z równoległej klasy.- zaczął chłopak, przerywając tą niezręczną ciszę, jaka powstała.- może opowiemy sobie coś o sobie? Chciałbym być twoim kolegą.

Jego słowa były dla mnie bardzo przyjemne. Poczułam pewna pustkę w sercu gdy wypowiedział słowo 'kolegą'. Liczyłabym na kogoś więcej, ale to na razie pierwsze chwile naszego poznania.

-Tak.- odpowiedziałam.- Może zacznij ty.

-Ok, jestem przyjacielem Alexa od małego.-zatkało mnie- Alex poszedł rok wcześniej do szkoły mimo to kolegował się ze swoim rocznikiem. Jednak gdy poszedł do liceum bardzo się pokłóciliśmy... Nie chcę być jego wrogiem ale muszę. To tak chciałbym żebyś wiedziała najpierw, a tak z życia to mam szesnaście lat, urodziny mam w kwietniu i mam  małą heterochromię. To teraz może ty? Chodź wiem o tobie dość dużo.

- No więc... ja.. przeprowadziłam się tu tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego i ten..

- Spokojnie nie musisz mi tego teraz mówić, wiem to- uśmiechnął się.-spotkamy się kiedyś?

-Na pewno! - odpowiedziałam.

-To do zobaczenia.

I rozeszliśmy się w swoje strony. Ten Dominic jest naprawdę super.

* * *

Po lekcjach razem z Luną poszłyśmy do auta jej taty żeby zawiózł nas do jej domu. Na prawdę nieźle się zaskoczyłam  gdy w aucie siedział  Oliver, spojrzałam na Lunę, ale ona znów tylko przewróciła oczami i kazała przesunąć się chłopakowi, chłopak jednak nie ugięcie zajmował dwa siedzenia w aucie. W końcu Luna zdecydowała się iść do przodu a mi kazała usiąść obok chłopaka. Czułam się dziwnie siedząc obok prawdopodobnie chłopaka Luny. Jednak najdziwniejsze wydało mi się to, że Oliver rozmawiał z tatą Luny tak jakby to byli starszy znajomi. No ale może jest długo z Luną.

Cała nasza trójka wysiadła przed domem Luny. Byłam tam pierwszy raz i byłam pod ogromnym wrażeniem. W środku było jeszcze piękniej, wszędzie obrazy, dywany i rzeźby, dominował kremowy kolor.

Chłopak wchodząc do domu, poszedł od razu z nami na górę a potem wszedł do jakiegoś pokoju i tam został. Ja z Luną poszłam do jej pokoju, który znajdował się na przeciwko pokoju, do którego wszedł Oliver. Jej pokój odbiegał zupełnie od tego co zobaczyłam na dole. Ściany były koloru pudrowego różu, a meble były białe. Na przeciwko drzwi był balkon, a na balkonie było widać śliczne fioletowe kwiatki. Usiadłam na jej łóżku razem z nią i zaczęłam.

-Twój chłopak, nieźle się  tu czuje. Jesteście długo razem?- zapytałam.

Na moje pytanie usłyszałam wielki śmiech Luny, dziewczyna dławiła się dosłownie śmiechem. Ja tylko patrzyłam na nią niczego nie rozumiejąc.

-Można tak powiedzieć, jesteśmy ze sobą długo.... całe życie- znowu wybuchła  śmiechem.- To mój brat! Oliver Collins, a ja jestem Luna Collins, jesteśmy rodzeństwem! 

Znieruchomiałam.

-Ale wy jesteście zupełnie inni..- zaczęłam sama się śmiać.

-Tak ale jesteśmy bliźniakami. Nie podobnymi do siebie ale jesteśmy rodzeństwem.

Chwilę potem do pokoju wszedł Oliver.

-Wołałyście mnie dziewczyny?- zapytał.

My tylko zaczęłyśmy się śmiać. Chłopak szepnął coś pod nosem i wyszedł.

Oliver ma niebieskie oczy i jasno brązowe włosy, a Luna brązowe oczy i włosy, nie mogłabym podejrzewać, że są rodzeństwem. Nadal chce mi się śmiać z tej mojej głupiej pomyłki.  



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top