Rozdział 5

Tydzień zleciał bardzo szybko. Nie spodziewałam się, że w nowej szkole odnajdę się tak szybko. Nawet moja klasa po bliższym poznaniu wydaje się całkiem spoko. W sumie jest nas w klasie dziewiętnastu.

* * *

Dzisiejszy poniedziałek nie wydawał się być inny od innych dni. Jak zawsze wstałam rano, ubrałam się, zjadłam śniadanie i pojechałam do szkoły.

Idąc szkolnym korytarzem nagle uderzyłam w kogoś. Pewnie poleciałabym na głowę do tyłu gdyby osoba, która we mnie uderzyła nie złapała mnie.

-Przepraszam.- Powiedziałam chodź wiedziałam, że to nie moja wina ale moje 'dobre wychowanie' nie pozwalało by mi na nie powiedzenie tego słowa.

-Nic nie szkodzi.- Odrzekł...Alex?!

Tak to Alex Black.

Podnosząc się czułam na sobie spojrzenie wielu osób, najbardziej chyba dziewczyn. Już chciałam iść dalej ale ręka chłopaka nie pozwalała mi na to. Tym razem to ja uderzyłam głową w jego rękę, chwilę potem moja twarz była może dwa centymetry od twarzy Alexa.

-Jesteś tu nowa prawda?- powiedział spokojnym tonem chłopak.

-Tak.- odpowiedziałam bez chwili wahania.

-Od razu wpadłaś mi w oko-przejechał dłonią po moim policzku.- Twoje imię?

-Cindy River.- Gdy to powiedziałam, pożałowałam. Przecież on na pewno zna moją mamę, ma dość ważne stanowisko w firmie jego ojca.

-A więc.. Cindy River, zapraszam cię w sobotę do mnie, urządzam imprezę dla nowych licealistów, ale tylko dla tych zaproszonych.- odsunął się lekko ode mnie- Nie wypada żebyś mi odmówiła.

Spojrzał mi jeszcze raz głęboko w oczy i odszedł.

Gdy się przebudziłam z tego transu odeszłam parę kroków, by zapytać o adres ale go już nie widziałam. Poczułam tylko wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon weszłam w facebooka i przeczytałam powiadomienie: ,, Alex Black zaprasza cię do grona swoich znajomych".

Oczywiście zaakceptowałam.

Kilka minut później byłam już pod swoją klasą. Luna, która widziała mnie rozmawiającą z Alexem zaczęła mnie o wszystko wypytywać.

-Alex nigdy nawet nie spojrzał na nas, chodź mieliśmy klasy niedaleko. Musiałaś wpaść mu w oko. Sama nie wiem czy masz się cieszyć czy nie. Wiele dziewczyn skrzywdził.-Powiedziała Luna.

Nie zdążyłyśmy pogadać bo właśnie rozbrzmiał dzwonek na lekcje. Byłam jakoś nawet w dobrym humorze. Nawet na geografii nie przeszkadzało mi ciągle zerkanie pani na mnie, i nawet odpowiadałam na pytania pani bezbłędnie, czego skutkiem były uśmiechy pani kierowane w moją stronę. Chyba było warto zakuwać te trzy tematy do przodu.

* * *

Po szkole poszłam na zakupy z Amber i Luną. Po trzech godzinach chodzenia wróciłam do domu. Postanowiłam jeszcze iść odwiedzić Jane ponieważ jest chora.

-Hejka Jane!-zawołałam gdy tylko zobaczyłam koleżankę.

-Hej..- odpowiedziała dziewczyna.

Wyglądała strasznie. Chorowała już od piątku. Worki pod oczami, zaschnięty tusz pod oczami, jej usta najwyraźniej domagały się kremu. Była blada, ale na mój widok jej twarz rozpromienił smutny uśmiech.

-Co ci jest?- zapytałam.

-Zaczęło się od anginy. Od wczoraj mi się pogorszyło-kichnęła- mam katar i wszystko mnie boli. Lekarz mówi, że jeśli do środy mi się nie polepszy to jadę do szpitala.

Przytuliłam Jane.

-Spokojnie na pewno wyzdrowiejesz do środy.-pocieszałam ją.

-Ech.. mam za słabą odporność.- kichnęła.

Po godzinie wyszłam z mieszkania Jane i poszłam do siebie.

* * *

Trzy dni później...

Czwartek- mój ulubiony dzień w tygodniu. Lekcje mamy tylko do czternastej.

W ciągu ostatnich trzech dni nie wydarzyło się nic ciekawego, no może oprócz tego, że pani od geografii wreszcie przestała się mnie czepiać i znalazła sobie inne ofiary.

* * *

Po zajęciach wróciłam do domu. Moja mama miała mi coś do ogłoszenia więc czekałam z niecierpliwością o co może chodzić jej chodzić. Nie bardzo lubię jej niespodzianki po tym jak ostatnia z nich to była przeprowadzka.

-No więc o co chodzi?- zapytałam.

-Więc.. myślałam, że mam jedną wiadomość gdy mówiłam ci o tej niespodziance, ale jednak mam dwie wiadomości dobrą i złą... Którą najpierw? - zapytała mama.

-Dawaj złą.-odpowiedziałam.

-Dzisiaj rano przyszła do mnie na kawę mama Jane i...

-i...?

-Jane jest w szpitalu.

Zesztywniałam.

-Jak to co jej jest?- zapytałam.

-Miała wysoką temperaturę i zemdlała.-odpowiedziała.- ale mam jeszcze dobrą wiadomość, dostałam awans!

Druga wiadomość, szczerze mówiąc nie bardzo mnie interesowała. Byłam smutna z powodu Jane. Mimo wszystko zżyłam się z tą niepozorną nastolatką.

-Super.-odpowiedziałam.

-Teraz jestem prawą ręką szefa, więc pomyślałam sobie, że może pomożesz mi jutro przenieść rzeczy z mojego starego gabinetu do nowego?-zapytała.

-Pewnie.- odpowiedziałam.

* * *

Na drugi dzień zaraz po zjedzeniu obiadu razem z mamą pojechałam do firmy pana Blacka.

Byłam tam pierwszy raz i szczerze mówiąc byłam pod ogromnym wrażeniem. Kolory były śliczne miętowo-białe ściany, stoły, podłogi, windy i sufity. Moja mama twierdziła, że te kolory są za bardzo szpitalne i że w jej gabinecie dominuje kolor czarny i biały.

Kobieta poszła obgadać zmianę gabinetu do swojego szefa, a w tym czasie ja udałam się pakować jej rzeczy do pudła i przenoszenie ich.

Gdy spakowałam kolejne rzeczy, tym razem książki, udałam się do windy. Gdy wina się otworzyła w drzwiach stanął nie kto inny jak sam Alex Black.

Patrzył na mnie swoimi piwnymi oczami, opierając się jedną ręką o ścianę windy.

-O znowu się widzimy.- uśmiechnął się łobuzersko.

-Tak-odpowiedziałam.

-Co tu robisz? To firma mojego ojca.- odpowiedział.

-Emm ja tu..- nie dokończyłam.

-O Cindy, Alex już się poznaliście? - poczułam rękę pana Blacka na swoim ramieniu.

-Tsaa.- odpowiedział Alex.

-To może zaprosisz ją na herbatę?- pytał pan Black.

-No okej, niedziela może być?- zapytał Alex.

-W niedzielę nie mogę.. w poniedziałek też nie...może wtorek godzina osiemnasta u nas w domu?-odpowiedział pan Black.-Twoja mama też ma w tedy wolne.-uśmiechnął się do mnie.

-No, może być.- Alex nie wyglądał na zadowolonego.

-Dziękuję za zaproszenie, na pewno przyjdę, miłego dnia. - odpowiedziałam uśmiechając się.

Wróciłam do swojego zajęcia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top