Rozdział 4


W końcu dotarłam do centrum miasta. Budowa była... no w trakcie. Dużo brakowało do końca. Okna nie były wstawione, nie było żadnych drzwi. A teren był zabezpieczony tylko dość wysokim ogrodzeniem. Ciekawe, czy była zatrudniona jakaś ochrona?

- Michał, były jakieś zgłoszenia na policji na temat tego budynku? - Zapytałam. - Bo coś mi się nie chce mi się wierzyć, że tu nie ma żadnej ochrony.

- Czekaj, już sprawdzam. - Oznajmił mężczyzna. - Tak, firma ochroniarska zgłosiła, że ktoś kręci się tam. Sprawdzali to wraz z policją, ale nic ani nikogo nie znaleźli. Ochrona zainstalowała kamery, ale zostały one zniszczone.

- Okej, dzięki - powiedziałam.

Spojrzałam w górę na wysoki budynek. Z pewnością, gdy go skończą przyjdę tutaj. Ale wracajmy do sprawy.

Wbiegłam do środka. Zaczęłam przeszukiwać po kolei wszystkie piętra. Po drodze spotkałam kilku ochroniarzy, lecz tylko na tych niskich piętrach. Na ostatnim, najwyższym piętrze, był ten mężczyzna. Rozpędziłam się do odpowiedniej prędkości i uderzyłam mężczyznę. Ten przewrócił się, ale nie stracił przytomności, co było dla mnie dużym zaskoczeniem.

- Witam, witam. W końcu po mnie przyszłaś. Myślałem, że już o mnie zapomniałaś - powiedział mężczyzna i zaśmiał się jak jakiś szaleniec.

- Nie sądziłam, że jakiś przestępca będzie specjalnie na mnie czekał - oznajmiłam.

- Och, wybacz. Czyżbym uraził twoją dumę, sprinterko? - Zapytał facet.

- Raczej, nie. To miłe, że nie uciekałeś. A teraz po dobroci, czy siłą? - Odpowiedziałam.

Nagle poczułam zawroty głowy. Upadłam na ziemię.

- Michał, co się dzieje? - Powiedziałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi od mojego kolegi. - Michał!

Nadal nic. Spróbowałam się podnieść, co mi się udało, ale musiałam podeprzeć się ściany, by nie upaść. Spojrzałam na faceta. Na jego twarzy wymalował się uśmiech.

- Coś ty mi zrobił? - Zapytałam go.

- Nic. Przecież nic ci nie robię - odpowiedział mężczyzna.

Potrząsnęłam głową, by choć trochę odgonić zawroty, co mi się udało. Spojrzałam na meta - człowieka przede mną. Nie robił nic. Kompletnie. Jakby tylko czekał aż zakuję go w kajdanki i wsadzę do więzienia. Miałam go serdecznie dosyć, więc nie zrobiłam nic innego jak zakułam w kajdanki i wsadziłam go do jednej z cel w więzieniu.

Potem weszłam do pomieszczenia głównego i zdjęłam maskę. Mimo, że nie była mi już do niczego potrzebna, bo każdy już wiedział kim jestem, to nadal z chęcią ją nosiłam, bo pasowała mi.

- Michał, dlaczego nie odpowiedziałeś, gdy wzywałam cię przez słuchawkę? - Zapytałam mężczyzny.

- Wybacz. W budynku musiały być zagłuszacze sygnału albo to on zagłuszał sygnał, bo straciliśmy kontakt z tobą - odpowiedział.

- Co tam się działo? - Zapytała Dominika.

- Było dziwnie. Ten meta - człowiek musi mieć nie tylko moc władania metalem, bo poczułam nagłe zawroty głowy. Musiał coś majstrować - odpowiedziałam. - Może też, dlatego uderzenie ponaddźwiękowe nie zadziałało.

- Chodź, wykonam ci prześwietlenie. Zobaczę, czy wszystko jest w porządku - powiedziała kobieta.

Poszłam razem z nią. Lepiej dmuchać na zimno. Z meta - ludźmi nigdy nic nie wiadomo.







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top