Rozdział 22
POV. Julia
Byłam już gotowa do wyjazdu? Nie wiem, jak to nazwać, ale byłam gotowa. Czekałam, tylko na Remy'ego, który właśnie kończył jedzenie. Dobiegała już godzina trzynasta trzydzieści. Za półgodziny mamy być u jego rodziców. Na szczęście Michał zgodził się poprowadzić mnie pod ich adres, więc nie będę miała problemu z dotarciem na miejsce.
- Dłużej nie można? Wiem, że się stresujesz przed spotkaniem z rodzicami, ale to nie powód, by jeść, ile wlezie - powiedziałam siedząc po drugiej stronie stołu i patrząc na brata. - Jesz ostatnią kanapkę i się zwijamy. Po za tym, musimy jeszcze z tatą się pożegnać.
Remy z lekkim przekąsem kończył ostatnią kanapkę. Wstał od stołu i talerz z resztą jedzenia wstawił do lodówki. Z pewnością później znikną one w zastraszającym tempie.
- Dobra. Chodźmy się z ojcem i całą resztą pożegnać - powiedział Remy.
Pojechaliśmy dwa piętra niżej do sali treningowej, gdzie obecnie trenowało kilku Avengersów wraz z naszym ojcem. Weszliśmy do środka, a tam trwwła wsłaśnie walka pomiędzy Bartonem, a Romanoff. Jak powrzechnie wiadomo, z Romanoff jest ciężko wygrać, więc walka była wyrównana. Podeszliśmy do taty, który razem z resztą, oglądał walkę z boku.
- Co tam? - Zapytał tata.
- Przyszliśmy się pożegnać. Zaraz wyruszamy do rodziców Remy'ego - odpowiedziałam.
- Już? - Zapytał zdziwiony tata.
- Tak. Za dwadzieścia minut będzie już czternasta, tato - powiedział mój brat.
Nagle usłyszałam huk. W moim zabójczym tempie obróciłam się, ale nikt, ani nic nas nie atakowało. To tylko Barton przegrał z Natashą i walnął o matę. Ni z gruchy ni z pietruchy, do sali wszedł rozwścieczony Stark. Szybko dotarł, nawet jak na niego.
- Dobra, do zobaczenia wszyscy. Tato, zadzwonię, jak dotrzemy. Paaa - powiedziałam.
Wzięłam brata i pobiegłam z nim do swojego pokoju, aby zabrać swoje rzeczy. I nie. Ja wcale nie uciekłam przed Starkiem. Remy roześmiał się.
- A tobie co? - Zapytałam.
- Nic, ty wcale nie uciekłaś przed nim - odpowiedział chłopak między salwami śmiechu.
Ja, tylko uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam głową.
- Łap - powiedziałam szybko i rzuciłam bratu moją torbę, którą będzie trzymał. - Daj mi sekundę. Przebiorę się jeszcze w mój strój.
- No ok.
Przebrałam się w mój kostium, który był cały bordowy z okrągłym, czerwonym emblematem na środku, a na jego środku złotą błyskawicą. (od aut. Nie, ja wcale nie cofałam się do pierwszej części, by zobaczyć, jak ja opisałam jej strój) Założyłam także maskę. Mimo, że wszyscy wiedzą kim jestem, to zakładam ją do ochrony, choć i tak ona za dużo nie daje. Cóż, ale bezpieczeństwo przede wszystkim.
- Chodźmy, zanim Stark tu wpadnie i mnie rozszarpie - powiedziałam.
Zabrałam brata i weszłam w Speed Force, ale to już nie w budynku. Wyszłam z niego gdzieś w okolicach Richmond, a potem kierowałam się zgodnie ze wskazówkami Michała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top