Rozdział 4


Następnego dnia po szkole od razu pobiegłam do Nowego Jorku. Ze Speed Force wybiegłam gdzieś na obrzeżach miasta i dobrze, bo nie wiem jak ludzie by zareagowali jakby zobaczyli takie coś.

Pobiegłam do Avengers Tower i po sekundzie byłam już we wspólnym salonie. W jednej sekundzie przebrałam się w zwykłe ciuchy, a q drugiej siedziałam na kanapie obok Clinta, który się przestraszył.

- Spokojnie to tylko ja. Ogólnie, co to za sprawa z Lokim? - zapytałam.

- Wszystkiego dowiesz się na zebraniu, które będzie za... - spojrzał na zegarek tata - pięć minut, więc trzeba się ruszać.

Każdy wstał i ruszył do windy, a ja nie wiedząc, gdzie odbędzie się to zebranie szłam tuż za nimi.

Po dwóch minutach dotarliśmy do jakiejś sali, zapewne coś w rodzaju konferencyjnej. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca. Ja usiadłam sobie na samym końcu. Po chwili przyszedł też Fury.

- Są wszyscy, więc możemy zaczynać - powiedział Fury - Jak już wszyscy wiedzą Loki zebrał potężną armię i zamierza przejąć Ziemię kolejny raz. Nie możemy na to pozwolić.

- Jak chcecie to zrobić? Jeśli was jest tylko dziesiątka, jedenastka ze mną i do tego agenci T.A.R.C.Z.Y.? - zapytałam.

Wszyscy spojrzeli się na mnie. Coś czuję, że będę miała najwięcej roboty w tym wszystkim.

- Dlatego też kazałem Stark'owi Cię tu sprowadzić. Masz znajomości - powiedział Fury.

Chyba wiem do czego dąży, ale poczekajmy do końca.

- No, mam znajomości - powiedziałam.

- Jacyś meta - ludzie i nie, którzy nam pomogą? - zapytał Fury.

- Sprowadziliście mnie tylko po to, aby zapytać mnie czy nie mam ludzi, którzy mają wam pomóc, którym mam powiedzieć, żeby przybyli tutaj, aby walczyli na śmierć i życie? - zapytałam.

Fury trochę się nad tym zastanawiał, bo jak widać to trochę pokręciłam.

- Tak - powiedział Fury.

- Ilu jest wam potrzebnych? - zapytałam.

- Jak najwięcej. Ile możesz sprowadzić? - zapytał Fury.

- Nie wiem. Muszę się ich zapytać. Jeśli wszyscy się zgodzą to będzie ich może z dwudziestu może więcej - odpowiedziałam.

- Wyszkoleni? - zapytała Natasha.

Spojrzałam na nią jak na kogoś kto nic nie rozumie.

- A niby jacy? Są bohaterami tak jak wy. Flasha już znacie. Słyszeliście może o Firestormie? - zapytałam.

Oni pokręcili głowami.

- Wy tak serio? T.A.R.C.Z.A. to ogromna jednostka, a nie słyszała wogóle o meta - ludziach - pokręciłam ze zrezygnowaniem głową - Green Arrow? - też nic - Deadshot? - też nic, ale pójdźmy krok dalej - Batman?

- Tak! Gość jest super, ale nie wiemy kim jest - powiedział Bruce.

- Ta, ale ja wiem, ale nie nie mam z nim kontaktu, ale wiem kto ma - odpowiedziałam - W ogóle, kiedy oni wszyscy mają tu być?

- Najlepiej za dwa dni - powiedział Fury, a ja gwizdnęłam.

Mam tylko dwa dni, aby ich wszystkich odwiedzić, przekonać, aby przybyli tutaj i walczyli na śmierć i życie. Super! Już cieszę się! Wyczujcie ten sarkazm.

- Macie spore wymagania. Dwa dni, nie więcej, nie mniej - powiedziałam i wstałam - Najważniejsze pytanie. Nie muszą zdradzać kim są?

- Nie - powiedział Fury - Potrzeba nam tylko jak najwięcej ludzi do walki.

- To ja już idę, bo daliście naprawdę dużo czasu. Wpadnę tutaj pojutrze rano i dam wam odpowiedź ilu się zgodziło, a po południu zjawią się Ci, którzy się zgodzili - powiedziałam i... już mnie nie było.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top