Rozdział 44
Perspektywa Juli
Kiedy zeszłam z bieżni podbiegłam do Henry'ego i mocno go przytuliłam.
- Dziękuję - powiedziałam.
- Nie ma za co, ale nie chcem już więcej, abyś miała złamany kręgosłup - odpowiedział.
- Ja też - rzekłam.
Ostatecznie na bieżni biegłam najszybciej jak potrafiłam. Cisco powiedział mi, że biegłam prawie trzy tysiące kilometrów na godzinę! Nigdy tak szybko nie biegłam.
- Możesz już biegać normalnie, ale uważaj na siebie - powiedział Henry.
- Czyli mogę już wrócić do chronienia miasta? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak - odpowiedział.
Po raz kolejny dzisiaj przytuliłam Henry'ego. Na mój gest zaśmiał się.
- Dziękuję, jeszcze raz dziękuję - powiedziałam do Henry'ego.
- A ja to co? - zapytał z udawanym obrażeniem Cisco.
Podeszłam do niego i przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Chyba za mocno.
- Dobra, dobra. Puść mnie - powiedział Cisco.
Kiedy go puściłam powiedział:
- To był chyba zły pomysł. Żebra mi prawie połamałaś.
- Dziękuję wam jeszcze raz - powiedziałam - To do zobaczenia.
Wróciłam do mojej bazy. Wszyscy się cieszyli, że w końcu wróciłam.
- I znowu będę się nudził - powiedział Wally.
- Oj, już nie tak nudził. Możesz jeszcze tu zostać dwa dni, a ja może pojadę do ojca. Co ty na to? - zapytałam Wally'ego.
- Dzięki - powiedział z uśmiechem na twarzy.
- To ja pójdę i się spakuję na dwa dni. Przy okazji odpocznę jeszcze - odpowiedziałam.
Tak jak powiedziałam tak zrobiłam. Cieszyłam się, że Wally się zgodził, bo tak szczerze nie miałam ochoty jeszcze wracać po tym co zrobił mi Savitar. Nie byłam przygotowana psychicznie.
Gdy byłam już w Nowym Jorku była noc. Wbiegłam do Stark Tower (Avenger Tower).
- Cześć, J.A.R.V.I.S. - powiedziałam do inteligentnego lokaja.
- Witam panno Rogers - odpowiedział.
- Wszyscy śpią? - zapytałam.
- Tak. Czy ich obudzić? - zapytał J.A.R.V.I.S.
- Nie, nie. Co ostatnio robili? - zapytałam.
- Pani ojciec chodził zdenerwowany. Pan Stark był w swoim warsztacie, a reszty nie było w tym czasie w wieży. Coś jeszcze? - zapytał.
- Dlaczego mój ojciec chodził zdenerwowany? - zapytałam marszcząc brwi.
- Martwi się o panią, panno Rogers - odpowiedział J.A.R.V.I.S.
- Dziękuję J.A.RV.I.S. Nic więcej mi nie trzeba - powiedziałam.
Położyłam torbę koło kanapy i skierowałam się do kuchni. Otworzyłam drzwiczki i wyjęłam rzeczy potrzebne do zrobienia kanapki. Po chwili zajadałam się kanapką. Potem położyłam się na kanapie i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Obudziłam się bardzo wcześnie. Bodajże o czwartej. Usiadłam na kanapie. Nie wiedziałam co robić, więc poprosiłam J.A.R.V.I.S.'a, aby włączył telewizję. Oglądałam jakiś film dokumentalny.
Nagle do salonu wpadła Natasha Romanoff.
- Co tu robisz? - zapytała.
- Ja? Siedzę i oglądam - odpowiedziałam.
- O czwartej nad ranem? - zapytała.
- Tak, a co? - odpowiedziałam pytając.
- Nie, nic. Kiedy przyjechałaś, jeśli tak to można nazwać - zapytała.
- Przyszłam wczoraj w nocy, kiedy już wszyscy już spali. A ty co tu robisz? - zapytałam.
- Muszę zabrać Wandę. Nick dał nam misję do wykonania - odpowiedziała.
- Okej. Nie zatrzymuje Cię - odpowiedziałam.
Natasha poszła i zostałam sama. O godzinie piątej do salonu wpadł mój ojciec w stroju do biegania. Chyba teraz jest pora, że idzie biegać. Kiedy mnie zobaczył zatrzymał się w pół kroku. Szybkim krokiem wstałam i podeszłam do taty po czym go przytuliłam. Od razu odwzajemnił przytulasa.
- Co tu robisz? Myślałem, że jesteś u siebie i kończysz tą rehabilitację - powiedział.
- Rehabilitację zakończyłam wczoraj i już mogę normalnie biegać - odpowiedziałam - A ty dlaczego się o mnie martwiłeś?
Wzniósł oczy do góry.
- J.A.R.V.I.S.? - zapytał.
- Tak, panie Rogers? - odpowiedział J.A.R.V.I.S.
- Ty kablu - powiedział tata.
Zaśmiałam się na jego tekst. Od kiedy on tak mówi?
- Idziesz biegać? - zapytałam.
- Jak codziennie rano. Od kiedy tu jesteś? - zapytał.
- Jestem tu od wczoraj w nocy - odpowiedziałam - Zostaje na dwa dni, a potem wracam do obowiązków.
- Aha, okej - rzekł tata - To ja idę pobiegać, a ty może pójdź do tego pokoju co wtedy tu byłaś.
Zgodziłam się z tym. Tata poszedł pobiegać, a ja do pokoju. Wzięłam prysznic przybierając się w czyste ciuchy, bo tamte nie były już pierwszej świeżości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top