Rozdział 32

,,Wszyscy jesteśmy tacy sami pod jednym względem. Jesteśmy ludźmi."


Ziemia-303.

- Mam pomysł. Savitar jest szybki, ale nie da rady naszej czwórce. Może niech każdy z nas rzuci piorunem w niego, a ja postaram zamknąć się go w tym? - Powiedziałam.

- To ma jakiś sens, ale nie wiemy, czy to na pewno podziała - powiedział Barry.

- A mamy jakiś inny plan? - Zapytał Wally.

- Nie - odpowiedziałam.

- Więc do roboty - powiedziała Jesse.

Jak grom z jasnego nieba bóg szybkości pojawił się niedaleko nas.

- Jak na zawołanie - powiedziałam do siebie pod nosem.

Zaczęliśmy nasz plan. Był trochę trudny do wykonania, bo Savitar jakby wiedział, co mamy zamiar zrobić. Kilka minut później na reszcie mój plan zaczął działać, bo sprinter nie dawał już sobie z nami rady. Ciekawe nie? Ja, Jesse, Barry i Wally wcieliliśmy mój plan w życie. Wytworzyliśmy pioruny i w tym samym momencie rzuciliśmy nimi w niego. Odrzuciło go na dobre kilkanaście metrów dalej. Ale co się dziwić? Dostał czterema piorunami.

- Koniec gry, Savitarze - powiedziałam.

Otworzyłam i zamknęłam szkatułkę. Bóg szybkości zniknął z krzykiem. To koniec. Nie ma go. Spojrzałam na swoich partnerów.

- Dziękuję wam za pomoc. Barry weź szkatułkę do siebie. W S.T.A.R. Labs będzie bezpieczniejsza - powiedziałam i podałam pudełko sprinterowi.

- Zajmiemy się nią - powiedział Barry i wbiegł w Speed Force.

- Muszę jeszcze znaleźć ojca - powiedziałam.

- Mogę z tobą? Zawsze chciałem go poznać - zapytał uradowny Wally.

- Pewnie. Jesse też chcesz? - Zapytałam dziewczyny.

- Przy okazji pozwiedzam tą Ziemię. Przecież nie codziennie jest tu być - oznajmiła i ruszyliśmy na poszukiwania.

Moim zdaniem obiegliśmy pół Ziemi, zanim znaleźliśmy tatę. Był w jakimś opuszczonym i zarośniętym ogromnym domu, choć możnałoby nazwać ten dom pałacem.

Zabrałam go do Central City, aby Caitlin mogła go zbadać. Co jak co, ale chyba bardziej ufam badaniom Snow, która może sprawdzić, czy Savitar czegoś mu nie podał związanego z ciemną materią, czy coś takiego. Z nim nigdy nic nie wiadomo.

- Dobrze być na swojej Ziemi - powiedział tata, a ja się uśmiechnęłam.

- Wszystko z panem w porządku - powiedziała Caitlin.

- No to chyba dobrze, nie? - Powiedział Kapitan.

- Muszę odstawić cię do Nowego Jorku, bo jeszcze trochę, a reszta Avengersów wpadnie tutaj i mnie udusi - stwierdziłam opierając się o jeden z blatów.

- No to chodźmy - rzekł tata i wstał z łóżka szpitalnego.

Podziękowałam wszystkim jeszcze raz i pobiegłam do Nowego Jorku.

- Jest cały i zdrowy - powiedziałam zatrzymując się w salonie.

- Steve, na pewno nic ci nie jest? - Zapytała Natasha. - Chodź Bruce cię przebada.

- Żadnych badań, proszę - powiedział tata.

- Caitlin przebadała go wzdłuż i wszerz, więc nie potrzebne mu kolejne badania - powiedziałam.

Przytuliłam tatę.

- Posiedziałabym z wami, szczególnie z tatą, ale miasto wzywa i mam jeszcze parę spraw na głowie - oznajmiłam.

Wróciłam do Gdańska. Pobiegałam do paru wezwań. Zastanawiałam się, co zrobić z Alexem.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top