Rozdział 26

,,Wszyscy jesteśmy tacy sami pod jednym względem. Jesteśmy ludźmi."

Następnego dnia pobiegłam do Star City. Powiedziałam o wszystkim Oliver'owi i reszcie. Powiedziałam im również, kiedy odbędzie się pogrzeb, a następnie wróciłam do siebie. Wszystkie sprawy związane z nim zostały załatwione.

Viridi musiał wrócić do siebie, bo luso go wezwał, a z nim lepiej nie dyskutować. Znaczy ja czasami podważałam jego zdanie przez co był nie zadowolony, ale musiał się zgodzić.

Tydzień później

Dzisiaj jest pogrzeb. Ubrałam się w czarne rurki, czarną koszulę oraz moje czarne trampki, które cudem jeszcze się nie rozwaliły. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z domu i pobiegłam na cmentarz. Już prawie całe miasto wiedziało, kim jest Speedy, więc chciałam uniknąć tego wszystkiego.

W kapliczce było już sporo ludzi. Przywitałam się z moim zespołem, Barry'm i jego zespołem, tatą i resztą Avengers'ów oraz Oliver'em. Kilka minut później przyszła reszta rodziny ze strony mamy. Ceremonia zaczęła się i już na samym początku byłam cała we łzach.

Nie mogłam pogodzić się ze śmiercią mamy. Potem z kapliczki przeszliśmy do alejki w której miała być pochowana. Stałam obok taty, który przytulał mnie i starał się podnieść na duchu. Patrzyłam jak pracownicy zakładu pogrzebowego spuszczają trumnę na dół. Po zakończonej ceremonii rodzina ze strony mamy wróciła do siebie. Barry i jego zespół musiał wracać do Central City ze względu na meta - ludzi, którzy mogą zaatakować w każdej chwili. Oliver również wrócił do siebie przy małej pomocy Flasha. Chciałabym zaprosić Avengersów do mojej bazy, ale nie chcę, by ludzie z miasta wiedzieli, gdzie ona jest wraz z więzieniem.

- Zabrałabym was do mojej bazy, ale nie chcę, by miasto dowiedziało się, gdzie ją mam - powiedziałam.

- Ja tam byłem i powiem wam, że baza jest naprawdę fajna, ale w porównaniu z moją wieżą - mówił Stark.

- Tony, wiem, że twoja wieża jest fajna, ale ja nie jestem milionerką - odpowiedziałam. - Po za tym, ty chyba naprawdę bardzo chcesz zobaczyć jeszcze raz moja bazę, co?

- Nie zwiedziłem jej całej - powiedział Tony, a ja lekko uśmiechnęłam się.

- Niech ci będzie. Przeniosę was tam, ale najpierw Dominika i Michał tam pojadą - powiedziałam.

- Po co? - Zapytała Natasha.

- Bo większość ludzi od razu wymiotuje po tym, jak ich przeniosę - powiedziałam.

Mój zespół ulotnił się i pojechał do bazy. Teraz naprawdę wolałam zająć myśli czymś innym. Później zajmę się Savitar'em, który pożałuje tego, co zrobił.








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top