Rozdział 17

,, Wszyscy jestem tacy sami pod jednym względem. Jesteśmy ludźmi."


Wbiegłam do Speed Force, a wybiegłam w Nowym Jorku. Fury, szykuj się.

Ale zanim nakrzyczę na Fury'ego postanowiłam przejść się po mieście, aby przypomnieć sobie co nieco. Dobrą godzinę później dotarłam pod Stark Tower. Zastanawiałam się, czy wejść powoli, czy wbiec sobie.

Wyjęłam telefon i wybrałam numer Michała. Poprosiłam go, aby ustalił mi, gdzie dokładnie w budynku znajdują się Avengersi i Fury.

- Są na trzydziestym piętrze, w sali konferencyjnej. Jak coś to nie ma tam kamer, więc to sala do jakiś specjalnych spotkań - powiedział Michał.

- Okej, dziękuję. Do zobaczenia - odpowiedziałam i rozłączyłam się.

Westchnęłam i zdecydowałam, że łatwiej będzie wbiec, bo wtedy, nawet nie zdążą ich poinformować, że jestem w budynku. Schowałam telefon i wbiegłam do środka, a potem schodami na odpowiednie piętro.

Wiecie co? Normalnie nie mogę się doczekać, aż zrobię to po, co tu przybyłam. Przed wejściem do sali zwolniłam i zatrzymałam się, aby zrobić z buta wjeżdżam jak normalny człowiek nie mający żadnej mocy.

A więc zrobiłam to z buta wjeżdżam i zaczęłam być wkurzona. Oj, zrobię im, takie przedstawienie, że zapamiętają je.

- Wszyscy wynocha - powiedziałam zwracając na siebie uwagę.

Niestety, to nie podziałało, bo Avengersi byli zdziwieni na początku, bo nie wiedzieli, co się dzieje, a potem chcieli do mnie podejść i przywitać się ze mną, ale jeśli już robić przedstawienie to na maksa.

- Powiedziałam wynocha wszyscy! - Wrzasnęłam najgłośniej jak się dało. - A ty Fury - wskazałam na mężczyznę z przepaską na oku. - Zostań.

Bohaterowie nie wiedzieli, co się dzieje, ale nadal nie wyszli.

- Wyjdźcie - powiedział Fury, dopiero wtedy wyszli za drzwi bez słowa.

Zostałam sam na sam z Fury'm. Całe szczęście pamiętałam, że wszystkie drzwi w tym budynku są dźwiękoszczelne, więc Avengersi nic nie usłyszą.

- Jakim prawem?! Pytam się! Jakim prawem to zrobiłeś nie pytając mnie o jakiekolwiek zdanie?! - Widziałam jak mężczyzna ciężko przełyka ślinę.

Mimo, że nie dawał nic po sobie poznać, ja widziałam. Widziałam, że się boi. Dobrze wie na co mnie stać i co mogę mu zrobić. Jego jedno oko zdradzało wszystko. Oczy nigdy nie kłamią.

- Skąd miałeś urządzenie do blokowania mojej mocy?! - Zapytałam.

- Stark zrobił je dla mnie - powiedział głośno i wyraźnie.

- Był w to zamieszany? W tą całą sprawę, był zamieszany także on? - Zapytałam zdziwiona, ale nadal wkurzona.

Stark'owi też się dostanie.

- Tak. Wiedział o wszystkim - odpowiedział mężczyzna.

- Jak mogliście?! - Powiedziałam pochodząc do niego, tak, że miałam go na wyciągnięcie mojej pięści, która z chęcią uderzy jego i Starka.

- Nie miałem wyjścia. Twoja matka to twój prawny opiekun. Ma prawo jeszcze decydować o twoim losie - odpowiedział Fury, a ja prychnęłam na jego stwierdzenie.

- Ma prawo, ale nie do takich rzeczy. Za niecały rok skończę osiemnaście lat i straci to prawo - syknęłam do niego. - Wybacz, ale należało ci się.

Zanim cokolwiek zdążył powiedzieć moja pięść dotarła do jego twarzy. Nie przewrócił się, ale z jego ust poleciała krew. Posłałam mu sztuczny uśmiech. Pomachałam mu na pożegnanie i wyszłam z sali. Avengers'ów nie było za drzwiami, więc zakładam, że poszli do swojego salonu.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top