Rozdział 11

,,Wszyscy jesteśmy tacy sami pod jednym względem. Jesteśmy ludźmi."

Po wejściu do gabinetu usiadłam na krzesełku przed biurkiem lekarki, a ona na swoim miejscu. Wyciągnęła jakieś papiery i zaczęła mówić:

- A więc zacznę od tego, że urządzenie blokujące twoją moc znajduje się na karku i jest wszczepione pod skórę, dlatego też go nie czułaś. Ma niewielki rozmiar. Termin operacji proponuję dopiero na za dwa tygodnie, ponieważ musimy zakupić specjalne urządzenie, aby nie uszkodzić ci nerwów podczas usuwania tego ustrojstwa. Niestety podczas operacji będziesz musiała być przytomna - oznajmiła pani Lignum, moja lekarka.

-Dlaczego? - Zapytałam.

- Kiedy już usuniemy to urządzenie twoja moc od razu się aktywuje i musisz nad nią zapanować - odpowiedziała doktor, a ja pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam.

- Czy przed tą operacją mogę trenować? Nie będzie to miało żadnego wpływu na przebieg? - Zapytałam.

- Nie, nie będzie to miało żadnego wpływu, a nawet będzie lepiej, bo organizm będzie wytrzymalszy - odpowiedziała kobieta.

- Dobrze, to dziękuję - odpowiedziałam i wstałam.

- Pamiętaj, za dwa tygodnie o czternastej - rzekła kobieta zza biurka.

- Będę pamiętać. Do widzenia - rzekłam i wyszłam z gabinetu.

Viridi od razu zalał mnie falą pytań.

- Kiedy? O której? Możesz mieć w tym czasie treningi?

- Za dwa tygodnie. O czternastej. Tak - odpowiedziałam.

- Świetnie! - Wykrzyknął radośnie chłopak. - To możemy zaczynać trening.

- Co? Ale wiesz, miałam właśnie iść do siebie - powiedziałam, chcąc się wymigać.

- O nie, nie. Obiad będzie koło trzeciej, więc możesz trochę pobiegać. Dla umilenia ci czasu pobiegam z tobą - powiedział Viridi, a ja zaczęłam uciekać, by gdzieś schować się.

Nie chce mi się biegać, serio. Mój genialny plan polegał na tym, żeby uciec Viridi'emu i schować się przed nim. Wybiegłam ze szpitala i wpadłam na Brunneis'a.

- O, przydasz się. Ratuj mnie. Ja nie chcę biegać - powiedziałam szybko do chłopaka.

W tym samym momencie ze szpitala wyszedł Viridi.

- Ratuj mnie przed nim. On chce, abym biegała - powiedziałam chowając się za Brunneis'em.

- On cię nie uratuje - powiedział Viridi. - Nie chowaj się za nim, tylko chodź biegać.

- Wybacz Julio, ale nie mogę cię uratować. Musisz poćwiczyć - powiedział Brunneis.

- Zdrajca - powiedziałam do niego. - Viridi, muszę?

Brunneis wszedł do szpitala. Ciekawe, po co tu przyszedł?

- Nic cię przed tym nie uchroni, więc tak, musisz. A teraz obrót o sto osiemdziesiąt stopni i biegnij - powiedział Viridi. - Będę tuż za tobą.

Westchnęłam zrezygnowana. Obróciłam się i zaczęłam biec. Chłopak biegł obok mnie. Cieszyłam się, że chociaż biegł ze mną, bo inaczej to bym gdzieś pobiegła i zaszyła się tam.







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top