Rozdział 1

        ,,Wszyscy jesteśmy tacy sami pod jednym względem. Jesteśmy ludźmi."


Kolejny dzień. Dzień w którym muszę się zmagać z wyzwiskami w szkole na temat tego, co sobie "uroiłam". Od wyjścia ze szpitala nie mogłam uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Że miałam tylko wypadek samochodowy. Że Kapitan Ameryka to nie mój ojciec. Że ja nigdy nie miałam swojej mocy. Że nigdy nie byłam w Stark Tower. A przede wszystkich, że nigdy nie byłam w Nowym Jorku i Central City. Nigdy nie ruszyłam się z Gdańska, chyba, że w góry na wakacje, bądź do babci.

Po spisaniu mojej opowieści zakopałam ją w najgłębszych czeluściach mojego pokoju. Wątpię, że kiedykolwiek kiedyś ją komuś pokażę. Prawdopodobnie byłoby najlepiej o tym wszystkim zapomnieć i zająć czymś myśli. Znaleźć zajęcie, które zastąpiłoby mi te fałszywe wspomnienia.

Około godziny siódmej rano wstałam i ogarnęłam się do szkoły. Miałam na sobie założone czarne rurki, miętową koszulę, a na nogach czarne trampki. Włosy związałam w wodospad, który najbardziej pasował do mojego dzisiejszego ubioru. Chwyciłam plecak do ręki i zeszłam na dół witając się z moją rodzicielką.

- Jak tam się spało? - Zapytała moja mama.

- Dobrze - odpowiedziałam siadając przy stole.

- Tu masz śniadanie. Jedz szybko.  Nauczyłaś się na biologię? Odwieźć cię do szkoły? - Zapytała, a ja miałam już tego dość.

Codziennie pytała się, czy nauczyłam się na każdy sprawdzian. Na każdą kartkówkę, czy byle co innego. Rozumiałam, że martwiła się o mnie po tym wypadku i o oceny, ale to nie powód, by zaczynać mieć na tym punkcie obsesję.

- Mamo! Przestań, nie potrzebuję twojej nadmiernej opieki. Nie jestem już małym dzieckiem, który musi mieć opiekę dwadzieścia cztery godziny - odpowiedziałam.

- Dziecko, że chcę jedynie, abyś znowu nie wpadła pod samochód. Nie rozumiesz? - Oznajmiła mama.

- Rozumiem to, ale ty jeszcze trochę, a będziesz miała paranoję na tym punkcie - odpowiedziałam trochę ostrzej aniżeli zazwyczaj.

- Julio Anno Mario Wieczorek! - Chyba przesadziłam. - Masz natychmiast przestań się tak odzywać! A teraz marsz do szkoły i proszę przemyśleć swoje zachowanie!

Wkurzona na swą rodzicielkę zarzuciłam plecak na plecy i wyszłam z domu nie biorąc nawet drugiego śniadania.

Ach, zapomniałam wam też wspomnieć, że moje prawdziwe  nazwisko to Wieczorek, nie Rogers. To jest tak dobijające, że mam ochotę zmienić je na Rogers. Tylko cóż... nie mogę tego zrobić, zanim nie skończę osiemnastu lat, a do tego jeszcze trochę jest.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top