Rozdział 2

,, Wszyscy jesteśmy tacy sami pod jednym względem. Jesteśmy ludźmi."

Po dotarciu do szkoły zostałam od razu obrzucona wyzwiskami typu "Co tam słychać Speedy?", "Jaką masz dzisiaj dla nas historię superbohaterko?". Nie zwracając uwagi na uczniów, którzy śmiali się ze i wyzywała poszłam do swojej szafki, która była niewielkich rozmiarów, tak jak szafki reszty osób. Ufundowali je rodzice, którzy nie chcieli, abyśmy nie musieli targać tylu książek. Tak przynajmniej powiedziała mi mama.

Zajęcia mijały mi spokojnie, gdyby nie to, że podczas ostatnich zajęć zobaczyłam przez okno mężczyznę z mojego snu. Znaczy był tak samo ubrany i miał tą samą pelerynę z tym dziwnym znakiem (wygląd tego znaku jest przybliżony do tego w mediach).

Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek wybiegłam przed szkołę. Rozejrzałam się. Nigdzie nie widziałam go. Nagle poczułam jakby wiatr wiał na mnie. Ale tylko na mnie. Ponownie rozejrzałam się. Zobaczyłam tego mężczyznę jak patrzył na mnie, a potem ruszył w kierunku jednej z bocznych ulic. Pobiegłam tam. Po dotarciu tam niestety nie zobaczyłam tego faceta, który przysięgam na własne życie, że wszedł w tą uliczkę.

- Mnie szukasz? - Powiedział ni stąd ni zowąd nieznajomy, który stał dokładnie za mną.

Czułam jego oddech na szyji. Mój oddech, jak i serce przyspieszyło.

- Kim jesteś? - Zapytałam, naprawdę chcąc dowiedzieć się kim on jest. - Dlaczego widziałam cię w moim śnie?

- Jesteś niesamowita. Tyle przeżyłaś, a nic nie wiesz - mówił tajemniczy facet, a ja za Chiny ludowe nie wiedziałam o co mu chodzi.

- Kim jesteś? - Zapytałam ponownie.

- Kimś kto ci pomoże, jeśli tylko zechcesz - odpowiedział nieznajomy.

- Dlaczego byłeś w moim śnie? - Zapytałam.

- Musiałem jakoś cię odnaleźć - oznajmił. - A potrafię, tylko przez sny kogoś odnaleźć.

- Ale co to ma wspólnego ze mną, panie Pomogę Ci, Jeśli Zechcesz? - Zapytałam.

Mężczyzna zaśmiał się i stanął przede mną, ale nadal nie byłam w stanie zobaczyć jego twarzy. Kaptur był zbyt duży. Zdjął nakrycie głowy. Przede mną stał młody mężczyzna. Miał może z dwadzieścia lat i zielone włosy, tak samo jak i oczy, które były naprawdę mocno zielone. Był wyższy ode mnie o dobre dziesięć centymetrów, więc musiałam unieść głowę, by spojrzeć mu w oczy.

- Jestem Viridi. Pomogę ci, ale żeby dowiedzieć się wszystkiego musisz opuścić swoją rodzinę i wszystko, co kochasz. Taki jest warunek - powiedział chłopak.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top