Rozdział 5
Kilka dni później
— Nie zostanę tutaj! Nie rozumiesz tego? — krzyknęłam w stronę ojca.
Od kilku dni siedziałam w wieży, bo wiedział, że jeśli wyjdę to nie spotka mnie już. Musiałam mu powiedzieć, gdzie miałam swoje rzeczy, bo po pierwsze ktoś musiał w końcu odnieść te dokumenty do opieki (choć za kilka dni będą już w wieży), a po drugie nie chciałam, aby ktoś ukradł moje rzeczy, które miałam ze sobą. Była to skrzynia i plecak z paroma rzeczami.
— Jestem twoim ojcem i masz się mnie słuchać — powiedział twardo Kapitan.
— Znalazł się ojciec od siedmiu boleści — powiedziałam. — Radziłam sobie bez ciebie, to i teraz sobie poradzę.
Czy on nie może zrozumieć, że przez długi okres czasu dawałam sobie radę, to teraz też sobie bym poradziła? Odwróciłam się na pięcie i spróbowałam wyjść z tego cholernego budynku, ale drogę zastąpiło mi dwóch agentów. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam ojca.
— Zostajesz — oznajmił twardo ojciec.
— Czego nie rozumiesz w słowach, że nie zostanę tutaj? — zapytałam.
Chciałam jak najszybciej stąd wyjść, ale chyba, raczej i na pewno na to się nie zapowiadało. Wróciłam do swojego pokoju. Westchnęłam. On mnie stąd nie wypuści. Zrobi wszystko, żebym tu została. Po co on to robi? Odszedł od mojej matki, a teraz zależy mu na mnie? Nie chce mi się w to wierzyć.
Usłyszałam lekkie pukanie do drzwi, gdy leżałam sobie na łóżku.
— Jeśli jesteś moim ojcem, to możesz od razu sobie iść — powiedziałam głośno i wyraźnie.
— Tutaj Natasha, mogę wejść? — zapytała kobieta.
— Możesz — odpowiedziałam siadając na łóżku.
Po chwili do pokoju weszła rudowłosa kobieta.
— Co chcesz Natasho? — zapytałam jej.
W obecnej chwili nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
— Chciałabyś pójść na zakupy? — zapytała Romanoff.
— Niech zgadnę. Ojciec kazał ci przyjść pogadać ze mną? — zapytałam unosząc brew.
— Dlaczego go tak traktujesz? — zapytała.
— Odszedł od mojej matki. Kiedy wróciłam dowiedziałam się, że nie żyje, a mnie uznano za zmarłą. Chciałam go tylko poznać i tyle. Potem miałam wyjechać do Star City i zacząć nowe życie — powiedziałam.
— Ale on nic o tobie nie wiedział — usprawiedliwiała go kobieta.
— Wiedział, czy nie wiedział, to nie zmienia stanu rzeczy — odpowiedziałam.
— Mhm, to idziesz na te zakupy? — zapytała Natasha.
— Nie boisz się, że ucieknę? — zapytałam.
— Złapię cię — odpowiedziała Wdowa.
— Poprzednio mnie nie złapałaś z Bartonem — powiedziałam uśmiechając się.
— Nie byłam przygotowana na to, że masz geny Kapitana, a to dużo ci daje — powiedziała kobieta. — Chodź.
Po trzydziestu minutach byłyśmy z Natashą w galerii z kartą Tony'ego. Po trzech godzinach kupiłam najpotrzebniejsze ubrania i bieliznę. Brałam najtańsze i nie byłam wybredna. Brałam to, co było wygodne i dało się w tym biegać i trenować. Na żadne imprezy nie zamierzałam chodzić, choć nie wiem, czy ojciec w ogóle wypuści mnie samą z wieży. Jednak Natasha zmusiła mnie do kupienia chociaż jednej sukienki i szpilek. Wróciłyśmy do Stark Tower z czterema torbami moimi i dwiema Natashy. W drodze do pokoju spotkałam ojca. Minęłam go bez słowa. W tej całej sytuacji nie wiedziałam, co mam robić. Stawało się to, coraz bardziej bezsensowne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top