Rozdział 20
Wszyscy bardzo polubili Alexa, ale niestety musiał wracać do domu, bo zrobiło się już ciemno. Odprowadziłam go do wyjścia i wróciłam do salonu. Wzięłam sobie wodę do picia i usiadłam na kanapie. Każdy się na mnie patrzył. O co im chodzi?
- Co? - zapytałam w końcu.
- Fajny z niego chłopak - powiedziała Wanda.
- Jak się poznaliście? W klasie nie jesteście razem, a, że w szkole to wiemy - zapytał Tony.
- Oj, nie chcecie wiedzieć - powiedziałam popijając wodę.
- Dawaj, przeżyje wszystko - powiedział tata.
- Niech wam będzie. Blake, mój kolega z klasy, chciał go uderzyć, ale go powstrzymałam, a gdzie to było tym bardziej nie chcesz wiedzieć - powiedziałam i spojrzałam na tatę.
- Mówiłem, że przeżyje wszystko - powiedział ojciec.
- To było na stołówce. Na początku byłam zaskoczona, że nauczyciele wogóle nie reagują, ale potem Alex powiedział mi, że poprostu boją się o swoją pracę, bo rodzice Blake'a to wpływowi ludzie - powiedziałam.
- Przydałoby się z tym coś zrobić - powiedział Clint.
- Co zrobisz? Nauczyciele po pewnym czasie sami by zrezygnowali z pracy, bo pewnie byliby zastraszani - odpowiedziałam.
- To też prawda, ale i tak jestem przy tym, aby coś z tym zrobić - powiedział Clint.
- Pomyślę nad tym, a teraz idę spać, bo jutro muszę wstać do szkoły - powiedziałam i ruszyłam do swojego pokoju.
Następnego dnia do szkoły odwiózł mnie tata. Nie zdążyłam nawet wejść do budynku, a już zostałam zatrzymana. Zgadnijcie przez kogo? Oczywiście, że przez Blake'a.
- Czego chcesz? - zapytałam go.
- Jak było na randce z Alexem? Jesteście już razem? - pytał tym swoim typowym głosem bad boy'a.
- Nie jestem z Alex'em. Zabrałam go tylko do wieży. A po za tym jakbym była to co Ci do tego? Jesteś zazdrosny czy co? - zapytałam go.
- Ja? Zazdrosny o niego? Tego idiotę? Jak bym chciał to był mógł Cię mieć w każdej chwili - powiedział Blake.
Na jego słowa prychnęłam i ruszyłam do szkoły. Pierwsza lekcja to historia z panem Johnsonem.
Przerwa obiadowa. Jest ciepło, więc większość uczniów jest na dworzu. Ja też postanowiłam zjeść swoje kanapki na dworzu, ale nie było mi to dane.
Na teren szkoły wkroczyła grupa uzbrojonych ludzi. Natychmiast zostawiłam kanapki i wyjęłam telefon. Wybrałam numer do ojca. Odebrał po drugim sygnale.
- Halo, córcia? Co chcesz? - zapytał tata.
- Ja też nie mam czasu, ale jakbyś mógł przyjechać do szkoły - powiedziałam.
- Ale po co? - zapytał.
- No, bo wiesz na teren szkoły weszli uzbrojeni ludzie, ale to nic. Poradzę sobie - powiedziałam na luzie.
- Zaraz będę - powiedział tata i rozłączył się.
Było coraz więcej ludzi. Skąd oni do cholery się biorą? Otoczyli wszystkich. Tato, szybciej.
- Gdzie jest córka Kapitana Ameryki? - zapytał jakiś facet.
O, kurwa.
- Nie ukrywaj się. Dobrze wiem, że tu jesteś - powiedział facet.
Nie mam wyjścia. Muszę do niego wyjść. Wstałam.
- A więc to ty jesteś jego córką - powiedział bardziej do siebie mężczyzna.
- Zgadza się. Jestem córką Kapitana Ameryki. Czego ode mnie chcesz i kim jesteś? - zapytałam.
Była cisza. Słychać tylko moją rozmowę i jego. Swoją drogą, ciekawe kto to. Musiałam też przedłużać rozmowę jak tylko się da, zanim przyjedzie mój tata.
- Niepotrzebne Ci te informacje. Byłaś na wyspie. To mi wystarczy - odpowiedział.
Wszystkie kolory z mojej twarzy odpływają. Marszczę brwi.
- I co z tego? - zapytałam twardo.
- Mirakurum - powiedział.
Od razu wiedziałam o co mu chodzi.
- Gdzie ono jest? - zapytał celując we mnie bronią.
- Zostało na wyspie - odpowiedziałam.
- Nieprawda! Zabrałaś je! - krzyknął - Gdzie ono jest?!
- Nie wiem gdzie jest! - mówię podniesionym głosem.
Patrzę w górę i uśmiecham się. Avengersi. Tata i Tony są na ziemi.
- Poddajcie się, a nic wam się nie stanie - powiedział Tony.
- Po moim trupie - powiedział mężczyzna i... zastrzelił się.
To samo zrobili jego towarzysze. Mnie nie przerażał widok trupów, ale resztę szkoły na pewno.
Rozmowa z tym mężczyzną cały czas chodziła mi po głowie. Po co mu było Mirakurum? To niebezpieczna substancja i nie chcę widzieć więcej skutków jej działania.
T.A.R.C.Z.A. zajęła się sprzątaniem. Wszystkim zaproponowano pomoc psychologa. Niektórzy skorzystali z tego, a inni nie. Usiadłam na ławce koło szkoły.
Podeszli do mnie Avengersi i Nick Fury. Ja jednak nie patrzyłam na nich tylko na ziemię i zastanawiałam się nad tym wszystkim.
- Co tu się stało? Znałaś tego człowieka? - zapytał Fury.
- Nie znałam go. Wszedł na teren szkoły ze swoimi ludźmi. Potem wywołał mnie. Rozmawialiśmy o wyspie na której byłam - odpowiedziałam.
Perspektywa Nicka Fury'ego
Dziewczyną siedziała na ławce. Nogą wystukiwała tylko sobie znany rytm. Była bardzo zdenerwowana.
- A dokładniej? - zapytałem.
- O pewnej substancji - odpowiedziała.
- Jakiej substancji? - zapytała ją Natasha.
Nicole jedynie pokręciła głową.
- Nie chcę o niej mówić - powiedziała.
- Dlaczego? - zapytał ją Kapitan.
- Jest zbyt niebezpieczna, a po za tym już nie istnieje - odpowiedziała.
Już nic więcej nam nie powiedziała. Nie było sensu od niej tego wyciągać, bo i tak by nie powiedziała. Wróciła razem z Avengers do Stark Tower.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top