Rozdział 13


Perspektywa Steve'a

Byłem zaskoczony tą całą sytuacją. Dlaczego moja córka pojawiła się w bazie Bratvy? Dlaczego rozmawiała z Anatolijem, jakby go znała? Natasha nie chciała nic nam powiedzieć. Clint też wydawał mi się jakiś dziwny. Wszyscy siedzieliśmy w ciszy w salonie i czekaliśmy na powrót Nicole. Był tu nawet Fury, więc tak, czy siak zapowiadała się poważna rozmowa.

— Panna Nicole właśnie wsiadła do windy — powiedział Jarvis.

— Zatrzymaj windę na tym piętrze — powiedział Fury.

Perspektywa Nicole

Z kapturem zasłaniającym moją twarz przemierzyłam hol i wsiadłam do pustej windy. Wcisnęłam guzik z numerem piętra, na którym znajdowały się pokoje. Nie miałam w tej chwili ochoty rozmawiać ze wszystkimi, choć i tak byłam na nich wkurzona. Dlaczego poszli na Bratvę? Czy nie wiedzieli, czym to mogłoby się skończyć, gdyby nie moja interwencja?

Oparłam głowę o ścianę windy. Przymknęłam oczy i złapałam się za żebra. Bolało jak cholera, ale nie mogłam nic poradzić. Ktoś musiał przyjąć karę. Poczułam jak winda zwalnia. Chyba moje piętro. Uchyliłam oczy. Zbliżałam się do szesnastego piętra, a to piętro salonu.

— Jarvis, nie to piętro — powiedziałam cicho.

— Kazano mi zatrzymać windę na tym piętrze, panno Nicole — oznajmił Jarvis.

Wzięłam za głęboki oddech, co poskutkowało bólem klatki piersiowej. Syknęłam.

— Wiemy, że jesteś w tej windzie Nicole — powiedział Fury. — Chodź do nas. Musimy poważnie porozmawiać.

Wyszłam z windy, ale nie poszłam do nich. Otworzyłam drzwi prowadzące na schody. Powoli, stopień po stopniu, wchodziłam piętro wyżej.

— Nicole! — usłyszałam ojca. — Masz natychmiast zejść na dół.

— Nie wydaje mi się — powiedziałam i szłam dalej.

— Zejdź. Natychmiast — powiedział poważnie ojciec.

— To wszystko wasza wina — powiedziałam spoglądając kątem oka na Kapitana. — Niepotrzebnie szliście do Bratvy.

— Dlaczego? — zapytał.

— Gdyby mnie nie było w Nowym Jorku, oni by was zabili. Nie wchodzi się na teren Bratvy — oznajmiłam. — Porozmawiamy później.

Ojciec odpuścił, bo nie szedł za mną ani nie wołał. Weszłam do swojego pokoju i odpuszczając sobie zamykanie ich na klucz skierowałam się do łazienki. Tam zdjęłam bluzę i wyrzuciłam ją do kosza. Spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam najlepiej. Z rozciętych łuków brwiowych i nosa przestała sączyć się krew. Obmyłam twarz pozbywając się zaschniętej bordowej cieczy. Przynajmniej nie musiałam nic zszywać. Taki plus w tej sytuacji. Podwinęłam koszulkę. Moim oczom ukazał się sporej wielkości siniak. Nie wiem, czy miałam złamane żebro, czy żebra. Opuściłam koszulkę i wyszłam z łazienki. To był ciężki dzień, a wiem, że czeka mnie jeszcze trudna rozmowa z ojcem, innymi Avengersami i Fury'm.

Położyłam się na łóżku. Musiałam odpocząć. Przymknęłam oczy na chwilę, ale chwila zmieniła się w dłuższą chwilę.

Perspektywa Steve'a

Fury poszedł, ale kazał się zawołać, gdy moja córka zjawi się. Mijały już dwie godziny odkąd wróciła, ale nadal nie pojawiła się w salonie, aby z nami porozmawiać.

— Sprawdzę, co z nią — powiedziałem do reszty.

Udałem się piętro wyżej. Zapukałem do jej pokoju.

— Nicole — powiedziałem — mogę wejść?

Gdy nie usłyszałem odpowiedzi nacisnąłem klamkę, by sprawdzić, czy drzwi są otwarte. Były. Powoli wszedłem do pokoju mojej córki.

— Nicole? — powtórzyłem jej imię.

Rozejrzałem się. Zobaczyłem ją śpiącą na łóżku. Pobitą. Czyli to miała na myśli, gdy powiedziała, że to nasza wina. Zrobiliśmy błąd idąc do bazy Bratvy. Poważny błąd. Nicole zapłaciła za naszą pomyłkę. Podszedłem do niej. Zdjąłem buty z jej stóp i odstawiłem na podłogę obok szafki nocnej. Delikatnie wyjąłem kołdrę spod jej nóg. Potem przykryłem ją i wyszedłem. Wróciłem do salonu i wyjaśniłem, że Nicole nie przyjdzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top