Rozdział 1


Nie wiedziałam od czego zacząć poszukiwania mojego biologicznego ojca. Pierwszym pomysłem było włamanie do mojego było domu, ale odpadło to na samym początku, ponieważ mieszkała już tam inna rodzina. Mogłam jedynie dowiedzieć się, co zrobiono ze wszystkimi rzeczami, które należały do mnie i mojej matki. Tak zrobiłam. Dokumenty znajdują się w opiece społecznej, a wszystkie materialne rzeczy albo przekazano na cele charytatywne lub po prostu je sprzedano.

Wieczorem przebrana w ciemne ubrania, które zwinęłam z jakiegoś second handu, udałam się pod budynek opieki społecznej, w którym podobno znajdowały się wszystkie dokumenty. Po pobieżnych oględzinach stwierdziłam, że alarm jest zepsuty, bo po budynku krąży trzech ochroniarzy. Zanim mnie porwali byłam tu z mamą kilka razy. Pracowała tu, więc małe rozeznanie w terenie miałam. Moja matka pracowała na drugim piętrze. Magazyn mieli na ostatnim. Był on moim celem. To tam mogłam znaleźć papiery sprzed dziewięciu lat. Weszłam na górę przez schody pożarowe. Kiedy spostrzegłam, że na piętrze nie było żadnego ochroniarza podważyłam okno i ostrożnie weszłam do środka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i po krótkich poszukiwaniach odnalazłam odpowiedni regał i półkę. Wzięłam cały karton, który był podpisany nazwiskiem mojej rodziny i datą śmierci mojej matki. Wróciłam do budynku, w którym obecnie mieszkałam.

Zaczęłam przeglądać wszystkie dokumenty, które były w środku. Po kilku minutach poszukiwań odnalazłam mój akt urodzenia. W rubryczce ojca było jedynie puste pole. Odłożyłam akt na bok i zaczęłam przeglądać dalej zawartość kartonu. Na samym dole leżało zdjęcie przedstawiające moją matkę sprzed ponad osiemnastu lat i mężczyznę, którego rozpoznałam od razu. To był Steven Rogers. Legendarny Kapitan Ameryka. Nie miałam pewności, czy to on był moim ojcem. To był mój jedyny trop. Schowałam wszystko z powrotem do kartonu. Odstawiłam go na bok.

Nie było już sensu obserwacji wieży Starka. Było już tak późno, że nawet nic bym już nie widziała i nikt by już się nie poruszał po obiekcie, oprócz samych Avengers i kilkunastu agentów TARCZY.

Następnego dnia z samego rana udałam się pod budynek, gdzie panował już spory ruch. Przez kilka godzin nie wychodził z budynku. Możliwe, że mógł być na jakiejś misji. Poczekam do późnego wieczora. Potem wrócę do siebie.

Perspektywa Steve'a Rogersa

Właśnie wyszedłem z sali konferencyjnej, w której mieliśmy okresowe zebranie. Podsumowaliśmy wszystkie przeprowadzone misje i te, które nas czekały. Omówiliśmy także sprawę Lokiego, który wciąż nie został złapany. W swoim pokoju przebrałem się w ubrania do biegania. Musiałem odciążyć swój umysł od dostarczonych informacji, a niektóre przetworzyć na nowo. Wyszedłem z wieży. Minąłem strażnicę i zacząłem biec. Zdecydowałem, że pobiegam dzisiaj ulicami miasta. Tam, gdzie poniosą mnie nogi.

Perspektywa Nicole

Kiedy wyszedł i go zobaczyłam, nie wiedziałam, czy podejść i zagadać, czy odpuścić. Wybrałam drugą opcję. Raczej nikt nie chciałby się dowiedzieć, że ma córkę. Cztery godziny i szesnaście minut. Tyle biegał Rogers. Pod koniec już prawie miałam dość. Miałam bardzo dobrą kondycję, ale ponad cztery godziny dynamicznego biegu, to za wiele i dla mnie. Założę się, że ten człowiek mógłby dalej tak biegać, ale wrócił do wieży, a ja do budynku. Schowałam do plecaka rzeczy na zmianę i w toalecie na stacji benzynowej, która była całkiem niedaleko miejsca, w którym spałam od kilku dni, umyłam się. Następnie wróciłam i poszłam spać. Jutro też spróbuję go poobserwować. Może dowiem się czegoś więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top