5.Samobójstwo Nathaniela

*Marinette*

- Tikki, proszę wejdź. - odparłam do swojej młodszej kuzynki, która właśnie dzisiaj obchodziła swoje 5 urodziny, a ojciec zdecydował, że wyprawimy je w naszym zamku. Małolatka zawzięcie próbowała dostać się do mojego pokoju, więc w końcu odpuściłam.
- Czego chciała nasza solenizantka? - spytałam z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna spojrzała w ziemię, a następnie błądziła wzrokiem po pokoju szukając czegoś, na czym mogłaby skupić całą swą uwagę.
- Chciałabym żebyś pomogła mi powiedzieć..eeeee, jak to się nazywało?
- Przemowę tak? Jasne, że Ci pomogę. Na początku myślałam, że to jakaś kara, bo nie lubiłam przemawiać. Potem jednak mi się to spodobało i wierzę, że Tobie również się spodoba.
- Dziękuję. - powiedziała Tikki, jej oczy zabłysły i natychmiast się we mnie wtuliła. Ściskała bardzo mocno moją szyję i powoli zaczynało brakować mi powietrza.
- Dobra, puść. - wyszeptałam te słowa ostatkami. Na szczęście dziewczynka to zrozumiała i mnie puściła. Następnie opuściła mój skromny pokój i pociągnęła mnie za sobą. Pobiegłyśmy w stronę sali balowej, lecz nagle ktoś zastukał kołatką do drzwi. Otworzyłam drzwi i ujrzałam Nathaniela.
- Idź już Tikki do mojego ojca, a ja porozmawiam sobie z tym panem. - odparłam lekko popychając pięciolatkę w stronę sali, do której wcześniej zmierzałyśmy. Dziewczynka poszła w kierunku sali, który jej pokazałam.
- Cześć, co tam? - spytał młodzieniec.
- Eeee...dobrze. - szepnęłam.
- Chodź szybko ze mną. - odparł chłopak i chciał mnie pociągnąć za sobą, lecz szybko wyrwałam się z jego uścisku.
- Moja kuzynka ma urodziny. Nie mogę tak o sobie wyjść. - powiedziałam i chciałam zamknąć drzwi, lecz on zatrzymał drzwi nogą.
- Możesz. Chodź ze mną albo skończy się to źle.
Zaśmiałam się. Wtedy nie wiedziałam, że jego słowa były na poważnie.
- Spadaj. - krzyknęłam popychając go, tak, a że wpadł do wody otaczającej nasz zamek. Zamknęłam drzwi i wróciłam na przyjęcie.

**************

Następnego dnia postanowiłam iść do dawno nie odwiedzanej przeze mnie kryjówki. Założyłam strój Ladybug - tak nazwałam swój strój, którym zauroczyłam Adriena i poszłam. Gdy ujrzałam spalone drzewo, nie mogłam wierzyć oczom. Na jednej z gałęzi, która pozostała nietknięta wisiała czarna płachta. Odsłoniłam ją i ujrzałam wiszącego Nathaniela. Szybko ściągnęłam pętle z jego szyi z nadzieją, że jeszcze żyje. Sprawdziłam jego puls i.... nie oddychał.
Uciekłam zapłakana nawet nie myśląc o wczorajszym zapomnianym przeze mnie spotkaniu z Adrienem. Niestety, dzisiaj go nie przeproszę. Nagle na kogoś wpadłam.
- To ty? Czemu płaczesz? - spytał Adrien i odsłonił garść włosów spadających mi na oczy. To one ukrywały moją tożsamość w tej chwili. Nie chciałam, żeby to potoczyło się tak szybko, a teraz? Teraz wszystko zepsułam.
- To ty byłaś cały czas tą idiotką, którą popchąłem? Nie chcę Cię widzieć na oczy. - krzyknął blondyn, a wyraz jego twarzy z wesołej zmienił się na ponurą. Byłam jednocześnie zła i smutna. Czemu Nath się zabił? Czemu spalił moją kryjówkę? Co ja mu zrobiłam? Dlaczego Adrien nadal jest na mnie zły?
Muszę się tego dowiedzieć i to jak najszybciej.

***************

Taki średni rozdział na poprawę humoru.
Pa :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top