4.Czerwona Piękność

*Adrien*

Jak zwykle siedziałem na swoim honorowym miejscu, czyli na drzewie. Oczywiście mój ojciec musiał wysłać po mnie rycerzy, bo zniknąłem. A ja tylko chciałem odetchnąć po zniknięciu matki. Czy to tak wiele? Czemu nikt nie potrafi mi pomóc?

Nagle ujrzałem czerwoną suknię. Była coraz bliżej mnie. Zeskoczyłem z drzewa i podbiegłem do tej dziewczyny. Była piękna. Czerwona plama na twarzy kryła w sobie prawdziwą tożsamość tej nieziemskiej piękności.
- Co tutaj robisz piękna? - spytałem i ucałowałem wierzch jej dłoni, którą podała mi kilka sekund wcześniej.
- Oglądam lasy i łąki, próbuję odetchnąć po kłótni z przyszywanym narzeczonym. Może szukam miłości? Nie wiem. - powiedziała.

Wziąłem ją pod rękę i zaprowadziłem do małej chatki, którą sam zbudowałem. Droga do niej była wypełniona różnymi znakami typu: Wielki Leśny Potwór radzi, abyś sobie poszedł, bo może skończyć się to dla Ciebie źle.
Wszyscy, co tam szli wpadali w pułapki chytrze przeze mnie pozostawione. Gdy już się z nich wydostali, uciekali gdzie pieprz rośnie.
Usiedliśmy na kanapie, a ja zniknąłem za drzwiami kuchni.

Zaparzyłem nam po zielonej herbacie i zaczęliśmy rozmowę. Dowiedziałem się, że ma na imię Marinette i jest w moim wieku. Też jest zmuszona do ożynku ze znienawidzoną połówką.

Niestety dobre chwile szybko się kończą i musiałem odprowadzić dziewczynę na łąkę i się z nią pożegnać.
- Obiecaj mi, że jutro spotkamy się o tej samej porze. - szepnąłem.
- Zgoda, Adrien.

Dziewczyna rozpoczęła swoją wędrówkę i po pięciu minutach zniknęła mi z oczu.

*Marinette*

Nie wiedziałam, że to tak mogło się potoczyć. Chłopak nie wrzeszczał na mnie tylko normalnie ze mną rozmawiał.

Chyba muszę częściej chodzić tak ubrana....
Poszłam do łazienki i zmyłam kredkę z twarzy. Przebrałam suknię i włożyłam ją do szafy. Położyłam się na łóżko i zasnęłam.

*********

Dzisiaj uzupełniam wszystkie książki!!

Poprawiony - cieszycie się?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top