Rozdział 1
Noc była dla mnie największym koszmarem dzieciństwa. Nie pamiętałem, jak to się stało, ale czułem się, jakby mój sen był połączony z rzeczywistością, a ja nie miałem żadnej kontroli nad tym, co się dzieje i gdzie jestem. Wtedy poczułem prawdziwy ból, desperację oraz głębokie zranienie. Było to najgorsze uczucie, jakie przeżyłem w całym swoim życiu. Miałem wtedy dziesięć lat, a wszystko, co mi po nich zostało, mieściło się zaledwie w małym brązowym pudełku z ręcznie namalowaną lawendą. Gdy zajrzałem do środka, zobaczyłem karty do pokera, które należały do największej legendy naszej dzielnicy – mojego ojca. W środku była jeszcze czarna jak noc kalia, która, kojarzona ze swoim pięknem i elegancją, była idealna. Ale jak to znaczenia, nawet one muszą pokazać mroczne odłamki i prawdziwe historie naszego życia. Byłem w tak młodym wieku, że nie wiedziałem, dlaczego rodzice położyli tam jakiś głupi kwiat. Po czasie jednak zrozumiałem, dlaczego on tam był – wyjaśnił mi to list, cały ubrudzony w popiele, z tak dobrze znanym mi zapachem ulubionych papierosów marki Marlboro. Jego lewa krawędź była przypalona i umazana szminką, ale nie byle jaką – była to ta najbardziej ulubiona z kolekcji mojej mamy. Chciałem przeczytać litery, które były czarne, ale łzy mi na to nie pozwoliły, jakby wiedziały, że wszystkie słowa, jakie mogę tam znaleźć, złamią mnie na kilka drobinek już na zawsze. W końcu, po kilku minutach, zebrałem się na odwagę i zacząłem czytać:
„Synu, jeśli czytasz ten list, to znaczy, że nas już nie ma. Chcieliśmy, żebyś wiedział, że zawsze byliśmy z ciebie dumni. Karty do pokera, które znalazłeś, to nie tylko symbol pasji twojego ojca, ale także klucz do zrozumienia naszej historii. Kalia, którą tam umieściliśmy, jest symbolem piękna i mroku, które towarzyszyły nam przez całe życie. Chcieliśmy, żebyś pamiętał, że nawet w najciemniejszych chwilach można znaleźć coś pięknego. Wybacz nam naszą decyzję, ale musieliśmy zrobić wszystko, aby cię ochronić. Przecież jesteś całym naszym światem. Dbaj o siebie i pamiętaj, że zawsze będziemy z tobą."
Łzy napłynęły mi do oczu, gdy czytałem te słowa. Moje życie już nigdy nie będzie miało sensu... Zawsze marzyłem o chodzeniu w czarnym garniturze z pasującym krawatem i pięknymi sygnetami zdobiącymi moje palce, złoto-czarnym zegarku i drogocennym diamencie wartym miliony. Być po prostu jak on, największy autorytet mojego życia, ale jak zawsze wszystko musiało się popsuć. Byłem na krawędzi, każda minuta przelatywała mi w jednej sekundzie. Nie mogłem uwierzyć, że przeżyłem.
---------------------------------- --------------------
Wyszedłem na zatłoczoną ulicę, na stację metra 14th Street – Union Square. Nie chciałem się spóźnić do pracy, ale kusiła mnie wizja wsiąścia w byle jakie metro i znalezienia się jak najdalej stąd. Miałem ochotę powłóczyć się po galeriach handlowych, kupić nowy wypasiony telewizor albo chociaż jakieś cieplejsze ubrania, których materiał nie nadawałby się tylko i wyłącznie do przetarcia podłogi po jednym razie jej użytkowania. Nie wszystkie moje prace z kiedyś lubiłem, ale mycie okien i sprzedawanie kwiatów razem z panią Eston było jednym z najlepszych zajęć, jakie dotąd w moim życiu miałem. To dziwne i niespotykane, że akurat to mężczyzna sprzedaje kwiaty, ale nie przejmowałem się gadaniem innych. Kochałem to robić, może dlatego, że to przypominało mi o mamie i dawało mi jakiś mocny sentyment.
– Proszę wybaczyć, ale kolejka zaczyna się tam – wskazałem dziewczynie poprawne miejsce, w którym powinna czekać na obsłużenie. - Z dala słyszałem, jak zawsze znudzony głos Carlenn, która krzyczała na Eliota. Chłopak nie chciał dać jej w ogóle spokoju i nachalnie próbował ją zaprosić na randkę. Carlen oczywiście nie była zainteresowana. Próbowała zbyć chłopaka, ale jej się to nie udawało.
– Może w czymś pomóc? – odezwał się tak dobrze znany mi głos.
– O Boże, Michael! – krzyknęła Carlen.
– Wystarczy sam Michael – uśmiechnął się czarująco w stronę Johnson. – Jakiś problem, kochanie? nie wyglądasz najlepiej coś z dzieckiem? - zapytał z troską
- Nie, nic takiego, tylko drobne sprawy. - odpowiedziała Carlen, starając się zamaskować emocje. - To po prostu zły dzień.
- to twój mąż? wy macie dziecko? , myślałem że chcesz mnie tak po prostu spławić - chłopak spojrzał na Michaela potem na Carlenn i wyszedł bez słowa z budynku - Johnson wróciła do pracy, ale widać że nie była sobą - dałem sygnał Michelowi żeby zapytał dziewczynę co się dzieje.
- jakiś problem mała? - zapytał po długim milczeniu, dziewczyna krótko myśląc odpowiedziała mu zwykłym klasykiem
- mała to jest twoja pała skarbie - jej zielone oczy spojrzały na blondyna z zażenowaniem już wcześniej wiedziałem że coś jest nie tak. teraz moje przypuszczenia się sprawdziły
- ale mu dobrze powiedziałaś muszę to sobie gdzieś zapisać szczerze kocham waszą kwiaciarnię bo widać że pracujecie nie dla korzyści a z pasji , ale wydaje mi się że wyglądacie na jeszcze lepszych aktorów niż pracowników . W środku jednak marzycie o czymś innym potrzebuje takich ludzi jak wy skromnych i dobrze wtapiających się w tłum - spojrzałem na Michela i Carlen potem na kobietę, której jak się okazało wskazywałem drogę do kasy przez całe zamieszanie z Eliotem nie zauważyłem że nas obserwuje.
- jakie kwiaty dla pani? - zapytałem- Kobieta, która stała przed nami z lekkim uśmiechem na twarzy, spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Jej oczy skupiły się na wystawie z różnorodnymi bukietami, które starannie ułożyliśmy w kwiaciarni.
- Chciałabym coś szczególnego - odpowiedziała, przechylając głowę w kierunku jednego z bukietów z białych róż i zielonych liści. - Te kwiaty wydają się być pełne elegancji, ale szukam czegoś, co ma osobisty dotyk. Coś z pasją,- .Michael, widząc, że kobieta zaczyna się otwierać, przysunął się bliżej.
- Rozumiem, co masz na myśli – dodał. - Kwiaty są jak emocje. Każdy bukiet opowiada swoją własną historię. Co chciałabyś wyrazić przez kwiaty? - Kobieta zamyśliła się na chwilę, a jej spojrzenie stało się bardziej refleksyjne.
- Chciałabym, żeby to były kwiaty dla mojej przyjaciółki. Ostatnio miała trudne chwile i chcę jej pokazać, że myślę o niej.
- W takim razie proponuję coś wyjątkowego – odezwałem się, biorąc kilka kwiatów z różnych wiązanek. - Może bukiet z róż, tulipanów i frezji? To połączenie symbolizuje przyjaźń, nadzieję i wsparcie. - Kobieta skinęła głową, a jej uśmiech stał się bardziej szczery.
- To brzmi idealnie. Dziękuję! Cieszę się, że trafiłam do waszej kwiaciarni.
- Z przyjemnością pomożemy – powiedziałem, sięgając po wstążkę, aby wszystko pięknie zawiązać. Michael przyglądał się temu z uśmiechem, jakby dostrzegał coś znacznie więcej niż tylko sprzedaż kwiatów. - Kiedy skończyłem układać bukiet, kobieta sięgnęła do kieszeni, aby wyjąć portfel.
- Dziękuję, że mnie rozumiecie – szepnęła, dotykając delikatnie bukietu. - W dzisiejszym świecie to rzadkość. Eston miała racje że jesteście dobrzy - aż za dobrzy
- znasz ją? - zapytała cicho Carlenn
- oczywiście że tak, za niedługo wszystko wam pewnie wyjaśni przykro mi, ale wydaje mi się że wasze dotychczasowe spokojne życie za niedługo się skończy - kobieta spojrzała na nas i wyszła z kwiaciarni zostawiając nas samych.
- przecież my nigdy nie mieliśmy spokojnego życia - odpowiedziałem w myślach na słowa kobiety
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top