prolog

Nasz blok różnił się od innych dookoła. Można powiedzieć, że nasza okolica też nie była zbyt bezpieczna. Stare kamienice, z równie starymi i obrzydliwymi doniczkami, które jednak kryły piękne, choć nieco mroczne kalie, którymi opiekowała się pani Hamilton. Te kwiaty wyróżniały się na tle okropnie szarych ścian, rozbitych szyb po ostatnim napadzie i wszechogarniającego mroku. Mieszkaliśmy w dzielnicy, gdzie złodzieje, mordercy i desperaci byli na porządku dziennym. Właśnie odliczaliśmy minuty do nowego roku, gdy wybuchł pożar na Manhattanie. Ogień był wszędzie. Masakra pożaru rozniosła się echem po całym Nowym Jorku, a my tym razem byliśmy bezpieczni. Jedyny raz w życiu nic nam nie groziło. Nie było złodziei ani morderców. Nikt nie popełnił samobójstwa. Wszystko było idealne, ale czy na pewno się nie myliłem? Ludzie uwielbiają historie o przystojnych, bogatych i szlachetnych mężczyznach – ta taka nie będzie. Nasza historia jest dosyć bardziej mroczna i smutna. Ona nie opowiada o zwykłym bogatym mężczyźnie, który spotkał kobietę. Ona jest przedstawieniem pełnym grozy, ale nie takim jak Romeo i Julia stworzoną przez Williama Shakespeare'a. My byliśmy po prostu jak Troilus i Criseyde – żadne z nas nie było w stanie uciec przed tragedią swojego skazanego na porażkę romansu, ale tłum pragnął tylko władzy i pieniędzy, góry brudnej forsy. Najwięcej kasy i władzy mieli jednak ludzie, którzy nie ponosili konsekwencji swoich działań. My tacy nie byliśmy. Uważani za ułożonych, pełnych pasji i rozczarowań młodych ziemian, ulepionych z tej samej gliny, ale jednak trochę różnych, nie pasowaliśmy do społeczeństwa. Byliśmy uważani za niepasujące odłamki szkła. Powtarzaliśmy w kółko słowa, które dawały nam ukojenie: „Bądź jak szkło, jeśli cię rozbiją, skalecz ich. Oni i tak mają już w sobie zepsutą krew." Najbardziej przyciągały nas jednak małe kłamstwa i dwa różne od siebie – jak chmury i śmierć – kolory kalii, kwiaty naszej zguby.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top