❝ rozdział dwudziesty trzeci - okienko dwudzieste trzecie ❞
Po kilku następnych dniach, Harry odkrył, że jego zapasy żywnościowe zaczęły się kończyć, po tych kilku dniach na Grimmauld Place, postanowił, że musi pójść do sklepu. Za nim jednak to zrobił, postanowił, że napiszę jeszcze jedeną wiadomość i dopiero wtedy uda się po coś do jedzenia.
Usiadł przy stole i prawie, że od razu zaczął pisać. Ten list zamierzał pisać na żywioł, bez zbytniego przygotowania — nie znaczyło to jednak, że mu na tym liście nie zależało. Zależało aż za bardzo, dlatego wolał nie udawać, żadnego przygotowanego na pisanie tego listu człowieka. Bo nie był na to gotowy ani trochę.
❝ Syriuszu!
Chociaż już cię z nami nie ma, nie znaczy to, że nie mogę złożyć ci życzeń na te święta i podziękować za to, co dla mnie zrobiłeś. A nie wiesz nawet jak bardzo, chciałbym ci za to wszystko podziękować. Nie wiesz ile bym dał, by zamienić z tobą jeszcze jedno słowo... Żeby jeszcze raz się do ciebie uśmiechnąć.
Brakuje mi ciebie. Strasznie mi ciebie brakuje, a jednocześnie wiem, że to przeze mnie znalazłeś się w Departamencie Tajemnic i gdyby nie ja, mógłbyś nadal żyć... Przepraszam cię Syriuszu... Przepraszam.
Przez moją własną głupotę, skazałem cię na śmierć. Nie wiem, czy jestem w stanie dalej o tym pisać... Pozwolisz, że po prostu przejdę dalej i zacznę mówić do rzeczy. Wiem, że nie chciałbyś bym teraz się użalał nad tym co zrobiłem. Wiem o tym.
Pierwszy raz, spotkaliśmy się jeszcze przed początkiem roku szkolnego w Whittle Whinging, chociaż wtedy nie wiedziałem jeszcze, że to ty. Przez cały rok, wmawiano mi, że próbujesz mnie zabić, a ja, wierzyłem w to, aż do spotkania we Wrzeszczącej Chacie. Wtedy ujawniłeś prawdziwego zdrajcę. To Pettigrew, ich zdradził. A kiedy zmienił się w szczura, całą wina spadła na ciebie. Niestety nie udało się wtedy ciebie uniewinnić. Pamiętasz może, że zaproponowałeś mi, bym z tobą zamieszkał? Oddał bym każdą rzecz, którą dostałem, każdy tytuł, całą tą okropną sławę, by to mogło się stać.
Rok później, przybyłeś do jaskiń, niedaleko Hogwartu. Pomagałeś mi w zadaniach Turnieju, narażając swoje własne życie... Dziękuję ci za wszystko, co wtedy dla mnie zrobiłeś. Dziękuję ci za to, że wierzyłeś mi gdy zaatakowali mnie dementorzy. Pobyt w Kwaterze Głównej, razem z tobą był jedną z najszczęśliwszych chwil mojego życia. To, że mogłem resztę wakacji spędzić z tobą, było czymś niesamowitym.
Aż w końcu, doszło do tego feralnego dnia, gdy dałem się zmanipulować Voldemortowi. Dziękuję ci. Dziękuję i przepraszam. Bez ciebie, moje życie... ten świat, nie był by taki sam.
Byłeś mi ojcem, którego nie miałem.
Ja... Moi rodzice, byli by z ciebie dumni. Ja jestem już od dawna.
Harry. ❞
Po policzkach Harry'ego, spływały łzy. Przetarł nos rękawem i zacisnął mocno powieki, próbując powstrzymać płacz. Gdyby nie on, Syriusz mógłby ten list przeczytać. Gdyby nie on, może Syriusz był by tu z nim teraz... Próbował o tym nie myśleć, ale było to trudniejsze, niż mogło się wydawać. Odszedł od stołu, chowając list do torby którą nosił na ramieniu i w której były wszystkie poprzednie listy.
Po jakiejś godzinie, zaczął obmyślać plan, dojścia do sklepu. Na terenie domu, deportować się nie dało, więc chłopak musiał pod osłoną nocy, wyjsć na ganek i od razu zrobić to, czego zrobić nie mógł w środku budynku. W sklepie szybko kupiłby to co potrzeba i wróciłby na ganek, bezpieczny i zdrowy.
To też zrobił i gdy na dworze nie było już żadnego światła — latarnie z jakiegoś powodu były zgaszone — wyszedł schowany pod peleryną-niewidką i w ułamku sekundy aportował się w ciemnym zaułku obok jakiegoś sklepu.
Zdjął z siebie pelerynę i ruszył w stronę sklepu, gdzie rzucając krótkie dzień dobry zaczął szukać jedzenia na następne kilka dni. Kilka minut później, drzwi sklepu znów się otworzyły. Do sklepu weszli dwaj mężczyźni. Harry nie zwrócił na nich jednak uwagi.
Więc nie zauważył też, że ta dwójka, kiedy tylko znalazła się w pomieszczeniu, przeniosła swój wzrok, właśnie na niego. Po skończonych zakupach udał się ponownie do ciemnego zaułka, a wtedy...
— Reducto — rozległ się niski dźwięk niedaleko Harry'ego. Nie wiedział co się dzieje. Uskoczyła w ostatniej chwili, przed tym, jak w chodnik uderzyło zaklęcie, rozwalając go na pył. — Expelliarmus! — krzyknął Harry, wykonując odpowiedni ruch dłonią. Z jego różdżki wystrzeliły czerwone iskry, a do jego ręki trafiła różdżka przeciwnika. Jednak musiało być ich dwóch, bo w jego stronę powędrowało kolejne zaklęcie.
— Protego! — odbił zaklęcie i uskoczyła na bok, kiedy kolejne trafiło w ścianę obok niego, rozwalając ją tak samo jak wcześniej chodnik. — Expulso — syknął Harry, odrzucając jednego z nich do tyłu, wprost na latarnie.
Wybiegł z zaułka i szybko pobiegł wzdłuż jakiegoś płotu, tak daleko by móc się deportować. Wtedy jednak zaczął docierać do niego dźwięk syreny policyjnej. Postanowił więc już nie zwlekać. Już się deportował, a wtedy mężczyzna chwycił go za ramię. Ujrzał tylko ciemność, znów się deportował i wylądował na zimnym śniegu, w jakimś małym miasteczku.
Wstał powoli, otrzepując się. Zdradził Śmierciożercą jego kryjówkę, a tym samym zdradził im zaklęcie Fideliusa, przez co ci bez problemu mogli się teraz dostać do dawnej Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. Jeśli Stworek tam wróci, mogą go złapać... A wtedy, strach wiedzieć co by zrobił skrzat domowy. Harry wiedział, gdzie teraz się znalazł. Było to miejsce, do którego chciał udać się już dawno — Dolina Godryka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top