❝ rozdział dwudziesty - okienko dwudzieste ❞
Minęła chwila i Harry zaczął myśleć nad ogólną formą listu. Wiedział już do kogo go napiszę, als teraz musiał przypomnieć sobie wszystkie szczegóły, by list wyszedł jak najlepiej. Mijała kolejna chwila i Harry nadal myślał.
Kolejne kilka chwil... I w końcu wziął się za pisanie, na początku listu, zaznaczając charakterystyczną dla niego literę pe.
❝ Pani Figg!
Mam nadzieję, że u pani wszystko w porządku i w Little Whinging jest pani bezpieczna. Co prawda, mnie już od dawna nie ma ani tam, ani w Norze, jeśli została pani wtajemniczona w plan Zakonu. Z powodów bezpieczeństwa, nie mogę pani jednak powiedzieć, gdzie jestem.
Ale może, przejdę już do tej prawidłowej części listu, czyli do podziękowań. Nie uważa pani, że czas Adwentu jest do tego idealny?
A więc zacznijmy może od początku. Na urodziny Dudley'a, Dudley'owie zawsze — no może poza jego jedenastymi urodzinami oraz kilkoma pojedyńczymi razami, spowodowanymi a to moją obecnością u przyjaciół, a to z jeszcze innych powodów. Ale zawsze mnie pani przyjmowała. Będę szczery, nie nawidziłem do pani przychodzić, ale to nie powinno pani zaskakiwać, bo przecież tak właśnie miało być.
Dopiero po spotkaniu z dementorami, powiedziała pani kim tak naprawdę jest. Kiedy u pani bywałem, byłem tak naprawdę chroniony, a do tego, zawsze była pani blisko Privet Drive. To pani przekazała mi, że niedługo ktoś po mnie przyjdzie, kiedy już kompletnie traciłem nadzieję.
Była pani świadkiem na przesłuchaniu w Ministerstwie, a moje uniewinnienie bez pani pomocy, było by na pewno ciężkie, a nie wiem, czy nawet nie możliwe. Dziękuję pani za to wszystko, bo chociaż kiedyś nie cierpiałem przebywać w pani domu, teraz wiem, że tak naprawdę, robiła to pani dla mojego dobra i przez te wszystkie lata zapewniała mi pani bezpieczeństwo.
Jeszcze raz dziękuję.
Harry. ❞
Wstał od stołu i przeciągnął się. Wyjrzał przez okno, raz kolejny, by sprawdzić, czy słudze Voldemorta znudziło się stanie w mrozie Londynu — nie znudziło się.
Harry postanowił więc przejść się po domu, czego jeszcze ani razu nie zrobił, a w sumie by wypadało. Po schodach, skierował się na wyższe piętro. Ominął drzwi, znajdujące się od razu przy schodach, po czym doszedł do kolejnych i przyjrzał się drzwią ze złotym napisem:
Syriusz Black.
Nie trudno było się Harry'emu domyślić, do kogo należał pokój. Pociągnął za klamkę i szedł do środka. W pokoju panował haos. Książki i inne rzeczy, leżały porozrzucane na ziemi. Na ścianie, ujrzał też zdjęcie, na którym był sam Syriusz, Lupin, jego ojciec i... Pettigrew.
Harry od razu odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć na tego szczura, dłużej niż na to zasłużył. Schylił się, zebrał kilka kartek i przyjrzał się im uważnie.
Jedna, bez wątpienia pochodziła ze starego wydania Dziejów Magii Bathildy Bagshot, inna z instrukcji obsługi motocykla. Trzecia, pognieciona, była zapisana ręcznie. Wygładził ją powoli i przeczytał:
❝ Drogi Łapo!
Wielkie dzięki za urodzinowy prezent dla Harry'ego! Żebyś widział, jak się ucieszył... Ma dopiero rok, a już śmiga na tej dziecinnej miotełce, i jaki z siebie zadowolony! Zresztą sam zobaczysz, dołączyłam zdjęcie. Miotła unosi się zaledwie na dwie stopy, ale już o mało co nie zabił kota i rozbił ten okropny wazon, który Petunia przysłała mi na Boże Narodzenie (nie uskarżam się!). Oczywiście James uznał, że to bardzo zabawne, twierdzi, że Harry będzie wspaniałym graczem w quidditcha, ale musieliśmy pochować wszystkie salonowe ozdóbki, bo kiedy ten brzdąc dosiada miotły, trzeba go bardzo pilnować.
Herbatka urodzinowa była bardzo skromna, byliśmy tylko my i stara Bathilda, którą zawsze mile widzimy i która ma bzika na punkcie Harry'ego. Żałowaliśmy, że nie mogłeś się pojawić, ale w końcu sprawy Zakonu są najważniejsze, a zresztą Harry jest jeszcze za mały, żeby wiedzieć, że to jego urodziny. James zaczyna być zmęczony tym, że musi tu siedzieć, ale stara się tego nie okazywać. Dumbledore nadal ma jego pelerynę niewidkę, więc nie ma mowy nawet o małych wypadach. Bardzo by go podniosło na duchu, gdybyś mógł do nas wpaść. Glizdek odwiedził nas w ostatni weekend, był jakiś przygaszony, pewnie z powodu McKinnonów. Ryczałam przez cały wieczór, kiedy się dowiedziałam.
Bathilda wpada do nas często, to fascynująca staruszka, opowiada zdumiewające historie o Dumbledorze, choć nie jestem pewna czy by się ucieszył, gdyby o tym wiedział! Nie wiem, czy można wierzyć we wszystko, bo ona opowiada, bo wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby Dumbledore ❞
Harry'emu zdrętwiały nagle wszystkie kończyny. Stał nieruchomo, trzymając kartkę papieru pozbawionymi czucia palcami. Wewnątrz wzbierała się w nim jakaś dziwna mieszanka radości i żalu. Podszedł chwiejnym krokiem do łóżka i usiadł.
Jeszcze raz przeczytał list, ale nie odkrył w nim niczego nowego, więc po prostu siedział, wpatrując się na odręcznie wypisane zdania. Literę „g“ pisała tak samo jak on... Po raz kolejny, przebiegł wzrokiem przez cały tekst, ze wzruszeniem odnajdując w nim każde „g“.
Ten list, był dla niego wielkim, niespodziewanym skarbem. Namacalnym dowodem na to, że Lily Potter kiedyś żyła, naprawdę żyła, że jej ciepła ręka dotykała kiedyś właśnie tego pergaminu, kreśliła atramentem te litery, te słowa o nim, o Harrym, jej synu.
Niecierpliwie ocierając łzy, jeszcze raz przeczytał list, tym razem, skupiając się na znaczeniu poszczególnych zdań. Czuł się, jakby wsłuchiwał się w głos, którego prawie nie rozpoznawał.
Mieli kota... pewnie zginął jak jego rodzice, w Dolinie Godryka... Albo uciekł gdzieś, kiedy już nikt nie mógł go tam nakarmić. Syriusz kupił mu pierwszą miotłę... rodzice znali Bathildę Bagshot... czy to Dumbledore im ją przedstawił? Dumbledore nadal ma jego pelerynę niewidkę... w tym było coś dziwnego.
Dlaczego Dumbledore zabrał Jamesowi pelerynę niewidkę? Kiedyś, dyrektor powiedział mu: Nie potrzebuje peleryny, żeby stać się niewidzialnym. Może potrzebował jej jakiś członek Zakonu, a Dumbledore tylko mu ją miał przekazać?
Glizdek odwiedził nas... A więc Pettigrew, ten zdrajca, był jakiś przygaszony, tak? Wiedział, że to ostatni raz, kiedy widzi Jamesa i Lily żywych?
No i wreszcie znowu ta Bathilda, która opowiadała dziwne historie o Dumbledorerze... wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby Dumbledore...
Żeby Dumbledore... co? Tyle już dostał nieprawdopodobnych informacji o Dumbledorerze... na przykład, że kiedyś otrzymał najgorsze wyniki testu z transmutacji albo że próbował niedozwolonych zaklęć na kozie, tak jak Aberforth...
Harry wstał i zaczął szukać na podłodze reszty listu. Brał do ręki kartki, rzucał na nie okiem i odkładał niedbale, zapewne tak, jak to robił ktoś, kto ten pokój przed nim przeszukiwał. Otwierał szuflady, przestrząsał książki, stanął na krześle, żeby pomacać ręką wierzch szuflady, wpełzł pod łóżko i pod fotel.
W końcu, leżąc na podłodze, dostrzegł pod komodą coś, co wyglądało jak oddarty kawałek papieru. Kiedy go wyciągnął, okazało się, że to część owej fotografii, o której Lily wspominała w swoim liście. Czarnowłosy dzieciak pojawiał się na maleńkiej miotle i ryczał ze śmiechu, a ściągająca go para nóg musiała należeć do Jamesa. Harry wsunął do kieszeni fotografię razem z listem Lily i powrócił do poszukiwania drugiej kartki.
Po kolejnym kwadransie, musiał jednak pogodzić się z tym, że reszty listu jego matki w tym pokoju nie ma. Nie wiedział tylko, czy druga kartka gdzieś się zagubiła w ciągu szesnastu lat, czy też zabrał ją ktoś, kto przeszukał pokój przed nim. Po raz kolejny przeczytał pierwszą część listu, tym razem poszukując w nim czegoś co by świadczyło o tym, że druga część przedstawiała dla kogoś o wiele większą wartość. Miotełka dziecinna na pewno nie wzbudziłaby zainteresowania śmierciożerców... Tak, jedyne co mogło przedstawiać jakąś wartość, to ta informacja o Dumbledorerze. Wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby Dumbledore... co?
Powoli wyszedł z pokoju, ponownie wkładając list do kieszeni. Rzucił ostatnie spojrzenie na porozrzucane po pokoju Syriusza papiery, po czym zamknął ostrożnie drzwi, które zaskrzypiały przy tym głośno. Rozejrzawszy się jeszcze raz po górnym piętrze, uznał, że nie znajdzie tu już nic ciekawego. Ruszył więc do kuchni, po starych schodach, po drodze mijając te drugie drzwi, które wcześniej ominął. Dostrzegł głębokie, rysy w farbie, pod karteczką, której przedtem nie zauważył. Zatrzymał się, żeby ją odczytać. Była to mała, wymyślnie ozdobiona wizytówka; pomyślał, że coś takiego mógłby przykleić Percy Weasley na drzwiach swojej sypialni. Na wizytówce, ktoś napisał ładnym charakterem:
Nie wchodzić
bez wyraźnego pozwolenia
Regulus Arcturus Black
Poczuł dziwne podniecenie, choć w pierwszej chwili, nie bardzo wiedział dlaczego. Jeszcze raz przeczytał napis. Już dobrze wiedział, z czym mu się to skojarzyło.
— Regulus Arcturus Black... — wyrecytował, z każdą chwilą, czując się jakby rozumiał z
coraz to więcej — R.A.B.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top