Rozdział 1 Dzieci w drodze
- Adam, kurwa, jak się nie pospieszysz, to obiecuję, że urodzę Ci na siedzeniu!! - rozległ się donośny głos młodej kobiety siedzącej na tylnich siedzeniach w czerwonym Fordzie Eskortcie.
Usłyszał ją nie tylko jej mąż, ale również szereg innych ludzi, którzy znajdowali się w obrębie parunastu metrów. Starsza para czekająca na swojego wnuka, który miał po nich przyjechać, spojrzeli po sobie, udając, że nie słyszą donośnych krzyków. Dopiero, kiedy głos kobiety zaczął powtarzać się co parę sekund wstali i podeszli pod samochód. Nie mieli z tym problemu, bo korek na ulicy trwał już od paru kilometrów, a wszyscy stali tam już od przeszło godziny.
Starszy Pan popukał w szybę i zajrzał do środka. Zamarł, kiedy to zobaczył.
Dwudziestoparo letni mężczyzna był cały mokry od potu, co sekundę pocierał twarz bawełnianą chusteczką i luzował białą, elegancką koszulę. Radio w samochodzie było włączone, ale z samochodu nie wydobywał się żadny dźwięk.
Jeżeli ktoś nie liczył krzyczącej kobiety.
Ta zaś siedziała z tyłu, z szeroko rozszerzonymi nogami. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w zastraszająco szybkim tempie. Krzyczała i przeklinała cały świat, zbyt często wymawiając imię: Adam.
- Lidka, jakbym był jakimś magikiem, to bym Ci ten korek przesunął, ale zauważ, że nic nie zrobię! - odpowiedział mężczyzna, który był tak samo zdenerwowany, jak kobieta z tyłu.
- Będziesz sobie sprzątał samochód, sam dziecko będziesz ze mnie wyciągał! - krzyczała blondwłosa, młoda ciężarna.
Starsze małżeństwo pospiesznie oddaliło się od samochodu. Jeszcze tego brakowało, pomyślała z roztargnieniem Halina, odciągając męża od samochodu, który pomimo pokaźnej wady wzroku wpatrywał się w rozkraczoną kobietę.
Jeszcze trzy dni - mówili lekarze - Poród przewidujemy na 15 października bieżącego roku.
A tu proszę, masz babo placek, jest dwunasty dzień tego miesiąca, a Lidia poczuła, jak jej mały skarb usiłuje wydostać się na zewnątrz. Oglądając Modę na Sukces na TVP 1, punktualnie o godzinie 16, odeszły jej wody i czym prędzej zadzwoniła po swojego męża, który musiał urwać się z pracy, aby przybyć jej z odsieczą. I tego tylko brakowało, że stanęli w korku, który zdawał się nie mieć końca.
Adam Molak z roztargnieniem zerknął w stronę lusterka w samochodzie. Krew odpłynęła mu z twarzy po tym, co zobaczył.
- Lidka, nie panikuj - powiedział cicho na wstępie, a potem krzyknął tak głośno jak mógł - Ale widzę główkę!
Lidia zaczęła piszczeć.
- Matko Boska, urodzę dziecko w samochodzie, Boże Kochany, a co, jak udusi się pępowiną, Jezu Przenajświętszy, umrę, umrę, Adam! Adam, ja pierdolę, rusz tę kupę złomu z tej pieprzonej drogi, albo zaraz stąd wyjdę i pójdę do tego szpitala na nogach, z głową dziecka wystającą mi spod spódnicy.
Adam zdziwił się, ponieważ jego Lidia nigdy wcześniej nie używała przekleństw, nawet, kiedy się kłócili. Wprawdzie nie robili tego często, ale czasami się zdarzało.
Właśnie w drodze było ich pierwsze dziecko. Lekarze stwierdzili, że to będzie syn. Wybrali już mu imię, Sebastian Ryszard. Pierwsze imię podobało się Lidii, gdyż tak nazywał się jej pradziadek, a Ryszard wybrał Adam. Dlatego, bo mu się po prostu zawsze podobało.
Oboje byli maksymalnie podekscytowani. Ostatnim razem, takie emocje im towarzyszyły w 1996 roku, kiedy to zostali małżeństwem. Teraz, dwa lata później, oczekują owocu ich długoletniej miłości.
Poznali się, kiedy mieli po 14 lat. Po miesiącu zostali parą. Ku wyraźnym zakazom rodziców. Lecz młodzi nie zamierzali ich słuchać i całkiem dobrze na tym wyszli, gdyż teraz dalej są razem. A kontakty z rodzicami ociepliły się, kiedy Ci zaakceptowali ich razem.
- Adam, zamorduję Cię, jak zaraz nie ruszysz tego samochodu! Aaa! - wrzasnęła i zaczęła zaklinać samą siebie - Lidka, nie przyj, głupia kobieto, bo tu urodzisz! A ty, leniwy szczurze, może byś pomógł, a nie tylko się na mnie gapił.
- A co ja mam niby zrobić?! - walnął rękami w kierownicę - Przejadę pomiędzy dwoma pasami, wymijając wszystkich?
Ugryzł się w język po tych słowach, ponieważ to były żarty, jednak Lidia spojrzała na niego z błyskiem w oku.
- Adam, kochanie, ty to jesteś mądry. Zrób to, proszę.. Kocham Cię, misiaczku!
- Przecież tego nie zrobię!
- Boisz się, tchórzliwy capie! Nienawidzę Cię!!
- Przecież jak złapie nas policja... - próbował uspokoić rozdrażnioną żonę, ale zdawał sobie sprawę, że on sam jest jeszcze większym kłębkiem nerwów.
- To oni będą odbierać poród! Przynajmniej oni nie stchórzą jak ty! - wrzasnęła Lidia i rzuciła w męża swoim butem.
Adam oberwał w tył głowy i zdezorientowany ruszył samochodem. Stwierdził, że woli zostać złapanym przez organy władzy, niżeli być pobitym przez swoją wściekłą żonę.
- Mam nadzieję, że nasz syn będzie bardziej męski, niż jego ojciec! Och, ruszyłeś? - Lidia spojrzała przez okno na poruszające się samochody i od razu poczuła, jak dziecko i ona się uspokajają - Tak, ruszyłeś! Nigdy nie wątpiłam w Ciebie, najdroższy! Mówiłam już, że Cię kocham?
Adam słyszał tylko donośne klaksony samochodów, które przypominały mu, że właśnie popełnia pierwsze w życiu wykroczenie samochodem. Przeczesał swoje brązowe włosy ręką całą mokrą od potu. Pospiesznie minął cały korek, modląc się, aby go nie zgłosili na policję. Przemknęli całą ulicę, kierując się do Szpitala im. Stefana Żeromskiego.
- Powiem wszystkim pielęgniarkom, jaki jesteś męski i odważny! Każda mi będzie zazdrościła! - radowała się młoda kobieta, klaszcząc w ręce jak mała dziewczynka tańcząc w rytm piosenek Bon Jovi'ego.
Brunet nie zdążył podziękować żonie, gdyż nagle zahamował z piskiem opon. Właśnie przed niego wepchnęła się niebieska Skoda Felicja, jadąc dużo ponad 90 km/h w obszarze zabudowanym.
Oba samochody zatrzymały się na środku skrzyżowania, a obaj kierowcy zaczęli wyzywać się od najgorszych. Adam zdenerwował się i pospiesznie odpiął pas.
- Zabiję go, No zabiję! - rzekł mężczyzna i wyszedł z samochodu.
Naprawdę miał zamiar zdzielić drugiego kierowcę, ale kiedy pojawił się przed niemal dwumetrowy, umięśniony facet, od razu zawrócił do samochodu. Sam nie należał do chuderlaków, ale od siłowni stronił, woląc spędzać czas z żoną.
- Idź i bij się, tchórzu! - wygoniła go Lidka, kopiąc go bosą stopą, kiedy tylko wsiadł do Forda.
Adam przełknął ślinę i ruszył z powrotem w kierunku przeciwnika.
Mięśniak patrzył z politowaniem na Adama.
- Zajechałeś... To znaczy zajechał mi Pan drogę - rzekł Molak, jednak jego głos nie dał rady brzmieć groźnie, bo wzrok utknął mu na wielkich dłoniach kierowcy Skody.
- I co? Masz z tym jakiś problem? - syknął olbrzym, spluwając na podłogę.
- Yyy... - wyjąkał Adam, drapiąc się za głową.
- Oczywiście, że ma problem! - krzyknęła Lidia z samochodu - Ja rodzę, wyrośnięta małpo, więc nie stój tak tylko przesuń się.
Adam spojrzał na Lidię, jak na wariatkę i zaczął uspokajać towarzysza gestem dłoni.
- Moja żona wcale nie chciała Pana urazić... Ona po prostu rodzi i jest lekko rozdrażniona... - Adam zaczął się po cichu modlić, aby ten nagle nie rzucił się na niego z pięściami i aby przypadkiem nie stracił zębów.
Lidka z kolei zachowuje się, jakby ich nie miała, po nie potrafi trzymać języka za zębami.
- Tak? Bo tak się składa, że moja żona też rodzi - chwycił Adama za kołnierz i brutalnie przyciągnął go w stronę samochodu. Lidka przełknęła ślinę.
Adam ujrzał w samochodzie czarnowłosą kobietę, umalowaną mocno w ciemne barwy. Oboje zresztą wyglądali, jakby ukradli skórzane bluzy z koncertu zespołu TSA.
- Władek, jedźmy już!!! - krzyczała czarnowłosa, trzymając się kurczowo siedzeń. Wyglądała łudząco podobnie do wrzeszczącej w sąsiednim samochodzie Lidii - Gdzie jest ten szpital?
-Jedziecie do Żeromskiego? - zwrócił się do Adama mężczyzna.
- T-tak... - odchrząknął Molak, luzując jeszcze bardziej przepoconą koszulę.
- Brawo, chłopie! - Władek przyjacielsko klepnął Adama w plecy, jednak siła uderzenia była tak duża, że mniejszy lekko przemieścił się w przód.
Usiłował zamaskować to jakąś niezbadaną kompilacją ruchu nóg. Władek zaśmiał się.
- Pokażecie nam drogę do szpitala, co? Bo trochę tu zabłądziliśmy, jesteśmy z okolic - wyjaśnił Władek, który zachowywał większą powagę, niż Adam kiedykolwiek by mógł w takiej sytuacji - Żona zawsze jeździła z Pleszowa autobusem, a teraz przyszło na to, że ja mam ją tam zawieźć i skręciłem nie tam, gdzie trzeba.
- Spokojnie, to niedaleko... - dodał Adam, czując dziką satysfakcję z tego, że jest potrzebny komuś większemu od niego - Trzymaj się blisko mnie, ostrzegam, że jestem wariatem drogowym. Przed chwilą minąłem cały korek na Igołomskiej, wciskając się pomiędzy dwa pasy - przyjął pozę niebezpiecznego mężczyzny, jednak Władek tylko zmarszczył brwi.
- Bajkopisarzem to ty nie zostaniesz, ale mam nadzieję, że do szpitala nas zaprowadzisz - poklepał nowego znajomego po ramieniu i pokręcił z dezaprobatą głową.
Oboje wsiedli do samochodów i ruszyli. Krzyków nie było końca. Wydawało się, że Lidia i Honorata z niebieskiej Skody urządziły sobie zawody na to, która najgłośniej krzyknie w drodze do szpitala.
Wszyscy patrzyli na dwa samochody, które poruszały się razem z przerażającym dźwiękiem podobnym do syreny strażackiej.
Dojechali pod szpital w niecałe siedem minut. Adam faktycznie pokazał na co go stać, zmuszając Forda do prawdziwego driftu na Krakowskich ulicach.
Ratownicy, zawiadomieni wcześniej przez Władka już czekali z przygotowanymi noszami. Młodzi mężczyźni nie mogli kryć zdziwienia, kiedy jednocześnie dwie kobiety zaczęły siebie przekrzykiwać.
- Widać Ci główkę! - krzyknęła Lidka do Honoraty.
- Tobie też! - odparła ta, patrząc na załzawioną twarz blondynki.
Kobiety nagle wpadły sobie w ramiona, co było niezwykle trudne, bo dziewięcznomiesięczne brzuchy utrudniały im podejście do siebie.
- To tak bardzo boli! - rozpłakała się jeszcze bardziej Lidia, głaszcząc miękkie, bujne włosy Honoraty.
- Mnie też kochana, mnie też...
Ułożono dwie kobiety na noszach. Adam i Władek pobiegli za nimi, początkowo myląc swoje żony. Miały tak podobne krzyki, że już sami nie wiedzieli, kto jest kim. Zwłaszcza dlatego, że sytuacja naprawdę była niezwykła i Ci już nie wiedzieli, co się wokół nich dzieje.
Lidia i Honorata chwyciły się za ręce i powtarzały parę zdań w kółko:
- Urodzimy piękne dzieci, same będziemy piękne i chude, będziemy, ała, jak boli, szczęśliwe i bogate, będziemy jak, jedźcie szybciej tymi noszami, siostry, a nasze dzieci będą na zawsze najlepszymi przyjaciółmi!!
Wszystko, co powiedziały kobiety spełniło się. Dzieci były przepiękne, Lidia i Honorata przez długie lata wyglądały jak modelki, stały się niemal nierozłączne. A ich dzieci... Cóż, to długa historia. Może zacznijmy od początku...
______________________________________
Witajcie!
Oto przedstawiam Wam moje kolejne dziecko (2 na wattpadzie, 69 ogółem). Tak, każda książka to moje dziecko.
Wpadłam na ten pomysł, jak się kąpałam i stwierdziłam, że muszę ją zacząć szybko pisać, mimo że matura zbliża się nieubłagalnie.
Dajcie znać, czy Wam się podoba <3
Do zobaczenia,
N.B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top