Rozdział 4 Sprawy dla dorosłych

Tegoroczna zima zniknęła niemal tak szybko, jak się pojawiła. Dzieci nie nacieszyły się śniegiem, a oboje uwielbiali tarzać się w białym puchu.

Honorata wraz z Lidią uwielbiały obserwować, jak ich małe pociechy nawzajem śmieją się i rzucają w siebie śnieżkami. Śnieg sięgał im aż do połowy łydek, ale to nie zmieniło ich entuzjazmu.

Zawsze potem wracali do domu Molaków, Adam robił im ciepłe herbaty w kubkach z nadrukowanymi bałwankami. Dzieci otulały się kocem i grzały się nawzajem, przysięgając zemstę za dużą ilość śnieżek. Wybuchały śmiechem sekundę potem.

Śnieg stopniał i pojawiła się nieprzyjemna plucha. Maciek wprawdzie uwielbiał się tym brudzić, jednak, kiedy dostał nowe, miękkie rękawiczki zaczął naprawdę uważać. Chciał, żeby jak najdłużej były takie piękne, nowiutkie i mięciutkie. Nie często dostawał nowe rzeczy od rodziców.

Temperatura dalej była niska, a po śniegu nie było śladu. Jednak Amelia założyła się z Maćkiem, że znajdzie go i to w sporych ilościach.

- Przecież nagle Ci nie spadnie z nieba - wykrzyknął Maciek, zdziwiony naiwnością przyjaciółki.

- Nie bój się, Maciuś, ja sobie zawsze ze wszystkim poradzę. Nie z takimi rzeczami już miałam do czynienia... - stanęła w pozie heroicznej, wypinając dziecięcą klatkę piersiową do przodu i opierając ręce na biodrach.

- Mel, przestań bawić się w Odlotowe Agentki -machnął ręką chłopczyk, który z tamtej bajki najbardziej lubił szefa agentek, Jerrego.

- Ja się wcale nie bawię, po prostu jeszcze Ci nie mówiłam, że przyjęli do międzynarodowej agencji WOOHP.

- Ta, jasne, Mel - zaśmiał się Maciek - No, to idź po ten śnieg. Ciekawe, skąd ty go wytrzaśniesz.

Amelia uśmiechnęła się i chwyciła się za dłonie, udając, że trzyma w nich jakiś gadżet. Ostrożnym krokiem, jakby stąpała do lawie, zaczęła udawać się w obranym przez siebie kierunku.

Omal się nie poślizgnęła na stopniałym śniegu. Jednak przyjęła pozę, jakby to wszystko było zaplanowane. Maciek wybuchł śmiechem, widząc potyczki dziewczynki.

Dziewczyna zaś była już w swoim świecie, wcielając się w Agentkę. Wiedziała, że śnieg gdzieś jest. Założyła na nos wyimaginowane okulary, które miały wskazywać jej kierunek. Zmrużyła oczy, skupiając się na strzałkach, które wytworzył jej umysł.

Zaczęła okrążać dom dokoła, patrząc, czy gdzieś w cieniu nie ma przypadkiem śniegu. Była niemal stuprocentowo pewna, że gdzieś został, jednak najwidoczniej Maciek znowu miał rację. Śniegu nigdzie nie było. Amelka ze smutkiem stwierdziła, że chyba to już definitywny koniec zimy.

Na wszelki wypadek obeszła cały dom jeszcze raz. Z tyłu, gdzie Amelka rzadko chodziła, bo nie było tam nic prócz starego składziku, zobaczyła swoją mamę i ciocię Honoratę.

Amelia, jak prawdziwa agentka, schowała się za drzewem, który idealnie zasłaniał jej małe ciało. Wychyliła lekko głowę i zaczęła słuchać, o czym rozmawiają kobiety.

Wyobraziła sobie, że jest na tajnej misji i musi śledzić swoją mamę. Zerknęła na obie kobiety, były zmieszane, zakłopotane, a Lidia trzymała w rękach dosyć sporą kopertę. Honorata miała spuszczoną głowę, jakby czegoś się wstydziła.

- Więcej nie mogę Ci dać... - szepnęła Lidia. Amelia ledwo wyłapała jej słowa. Wstrzymała oddech, żeby lepiej słyszeć ich rozmowę.

- Kochana, nie wiesz, jak mi jest głupio, że muszę od Ciebie pożyczać pieniądze... - Honoracie zadrżał głos. Bawiła się swoimi palcami, wykręcając każdy po kolei, marszcząc brwi z zadawanego sobie samej bólu.

- Jestem tutaj, żeby Ci pomóc, prawda? - rzekła pokrzepiająco Lidia, wręczając kopertę przyjaciółce. Ta zamknęła ją szczelnie w uścisku i zaczęła płakać jej do ramienia. Jej oddech parował w zimnej temperaturze.

- Ja po prostu chcę zapewnić Maćkowi takie samo dzieciństwo, jakie mają inne dzieci... Nie chcę, żeby przeze mnie i przez tego dupka Władka... - w jej oczach znowu zalśniły łzy i urwała w pół słowa, zanosząc się rozpaczliwym szlochem.

- Cichutko... - Lidia cały czas głaskała ją po włosach, które od codziennego stresu straciły swój dawny blask.

- Czemu mój syn ma cierpieć przez takiego pajaca?!

Amelka słyszała wprawdzie co drugie słowo, ale już wiedziała, że nie powinna słuchać w ogóle tej rozmowy. Źle zrobiła, że podsłuchała.

Były ty typowe sprawy dla dorosłych, przez które dziewczynce jeżyły się włosy na głosie.

Poprzysięgła, że nigdy nie powie Maćkowi o tym, co właśnie usłyszała. Wprawdzie, nie była pewna, co to wszystko oznaczało, ale wiedziała, że jak ciocia Honia płacze, znaczy to, że coś poważnego się dzieje.

Powoli oddaliła się od miejsca, gdzie stały dwie kobiety. Wróciła do Maćka, który patykiem dłubał w kałuży błota.

- I co? Znalazłaś śnieg? - zapytał chłopczyk, podnosząc wzrok na dziewczynkę. Od razu spoważniał - Co masz taką minę, Mel? Wywróciłaś się?

Zauważył, że ta ledwo wstrzymuje łzy. Był dzieckiem, ale wiedział, że Mel nie przejmuje się o byle co.

- Nie, Maćku... - mówiła, a jej malutka, delikatna warga drgała - To od zimna... - wyjaśniła, kiedy ujrzała, że chłopczyk bacznie się jej przygląda.

- Mel, widzę, że coś jest nie tak - odparł, z akcentem aż zbyt poważnym jak na swój wiek.

Dziewczynka tylko mocno przytuliła swojego przyjaciela, obiecując mu, że wszystko będzie dobrze.

Maciek nie rozumiał.

__________________________________________

Tak, jak wspominałam w nowym rozdziale do 10 days left:

PRZEPRASZAM!

Oszukuję sama siebie, kiedy myślę, że mam na wszystko czas, hehe :). Szkoła + wszechobecni lekarze = katastrofa :p. Jednak obiecuję, że kiedy znajdę wolny czas, będę coś dodawać :)

Dziękuję,

N.B <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top