P R O L O G
Zwykle wydaje nam się, że potrzebujemy trochę czasu, aby dorosnąć do pewnych spraw. Prawda jest jednak taka, iż upływające lata nie mają tak właściwie znaczenia. To my sami musimy zdecydować, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, aby podjąć pozornie ciężkie decyzje, zmuszające do opuszczenia strefy komfortu. Tak przecież działa życie: nikt nie zrobi niczego za nas.
Zanim ziewniecie, pokręcicie z politowaniem głową oraz pójdziecie dalej, zastanówcie się nad tymi słowami. Niby to takie pseudo-mądre pieprzenie, ale na dłuższą metę naprawdę ma sens. Nadal mi nie wierzycie?
W porządku. Rozsiądźcie się w fotelach i pozwólcie, że na potwierdzenie rzucę najtrafniejszym oraz niepodważalnym przykładem, jakim jest moje własne życie.
Nazywam się Mason Alex Vega, mam dziewiętnaście lat i od dokładnie dwunastu minut jestem bezdomny. Jak do tego doszło? W sumie nie jest to długa historia.
Widzicie, od najmłodszych lat czułem na sobie presję otoczenia. Nie wiem, jak was, ale mnie to w ogóle nie dziwi. Ojciec od wielu lat ubiegał się o stanowisko burmistrza małej dziury, w której mieszkałem. Wybierał pracę ponad rodzinę, wiecie, taki standardowy schemat. Mama była kurą domową, wychowującą syna, którego wielki kandydat spłodził na potrzebę ładnych zdjęć w miastowych gazetach. Kiedy tak na to patrzę z perspektywy czasu, to naprawdę nie dziwi mnie, że wychowując się w świetle jego sławy, sam w końcu zapragnąłem coś znaczyć. Pewnie pomyślicie: „no ej, ale przecież teraz masz z górki. W końcu tatuś ma znajomości".
Dawno nie słyszałem większego kłamstwa.
Dominic Vega uwielbia władzę. Ma bzika na punkcie kontroli, chociaż w domu jako tako udaje mu się zachować pozory idealnego, troskliwego męża. Szkoda, że ojcostwo nie wyszło mu tak dobrze, ale w końcu nie można mieć wszystkiego, prawda?
Właśnie to jego pragnienie władzy przerodziło się w mój brak wolności do wyrażania tego, kim jestem. Zawsze słyszałem „uśmiechnij się i nie mów ani słowa", gdy po awanturze i kolejnym laniu zapragnąłem wykrzyczeć światu, co czułem. Najpierw się stawiałem, walczyłem o swoje, ale z czasem po prostu się poddałem, wiedząc, że nie wygram.
Dla ludzi byłem tylko szczęśliwym synalkiem faceta, który miał kasę. Uśmiechałem się przez łzy i kłamałem, ukrywając połamaną rękę, gdy miejscowi reporterzy pytali raz po raz: „jak się dziś masz, Mason?".
Osoby, które widziały tylko ładny obrazek szczęśliwej rodziny, uważały mnie za największego farciarza w mieście. Na rynek wyszedł najnowszy laptop? Mason Vega dostał go kompletnie bez okazji. Szkoda tylko, że tego samego wieczoru, po odejściu reporterów, farciarz miał połamane palce, bo tatusiowi nie spodobało się to, iż zacząłem pisać.
Atmosfera staje się tak beznadziejna, jak pogoda. Deszcz moczy właśnie ulice, a ja spokojnie idę przed siebie, stukając palcami w ekran telefonu, nie mając pojęcia, gdzie mieści się mój cel. Nie martwcie się jednak: docieram już do tej dobrej strony medalu. Widzicie? Mówiłem przecież, że ta historia nie jest długa.
Dzięki sytuacji z pierwszym laptopem dostałem niepowtarzalną okazję, aby odkryć, jak fajnie jest za pomocą kilku kliknięć wyrzucić z siebie wszystkie żale. To właśnie tamten epizod rozbudził we mnie pasję do pisania, która nadal krąży za mną niczym cień, chociaż minęło już wiele lat.
Powinienem kończyć, bo w tym niewodoodpornym gracie lada chwila może przestać działać dotyk, no i chyba przydałoby się ogarnąć, gdzie dojadę, mając przy sobie jedynie kilka dolców.
Pewnie zapytacie: „co zrobisz teraz, chłopaku?".
Co zrobię?
Dalej będę szedł przed siebie z nadzieją, że w końcu dotrę do miejsca, które naprawdę będę mógł nazwać domem.
xoxo,
Mason.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top