D W A N A Ś C I E

Samo postanowienie rozmowy było najłatwiejszą rzeczą do zrobienia. Trudniejsze jednak było zajęcie miejsca obok czytającej od ponad godziny babci, przerwanie jej i po prostu rozpoczęcie wyjaśnień. Doskonale pamiętał każdy szczegół swoich traumatycznych przeżyć, ale gdy przyszło do wypowiedzenia tych wszystkich słów, obejmujących taki kawał czasu, głos uwiązł mu w gardle, a on sam tak po prostu nie wiedział, od czego zacząć. Co do jednego był jednak pewien: bez względu na to, jak jego ciało oraz umysł przyjmą powrót w te wszystkie złe miejsca, babcia na pewno go zrozumie i wesprze tak, jak robiła to do tej pory.

Spokojnie bujał się obok cierpliwie czekającej Edith, która od dawna już nie śledziła czytanej właśnie powieści. Wpatrywała się jednak w kilka liter, tworzących imię bohatera książki, czekając, aż jej wnuk coś z siebie wydusi. Było ciepło i wydawać się mogło, że sama pogoda w ten sposób próbowała objąć nagie ramiona Masona oraz zapewnić mu wsparcie, odgradzając go od chłodu, które mogłoby zwiastować atak paniki. Mówiąc dokładniej: była to idealna pora na poruszanie poważnych tematów i chłopak podejrzewał, że jeśli nie zrobi tego właśnie w tej chwili, kolejna tak dobra okazja już nie nastąpi.

— Nie jesteś ciekawa? — spytał wreszcie. Sam był niesamowicie zaskoczony, że ton jego głosu nie wskazywał ani odrobiny paniki oraz strachu. Mason nie trząsł się, a nawet nie żałował chęci wyrzucenia z siebie tego, co tłumił i ukrywał przez wiele długich, ciężkich lat. Czuł się dobrze. Kolejny raz tak po prostu był spokojny, wiedząc, że nie miał prawa żałować podjęcia tej rozmowy.

— Czego, skarbie?

— Tego wszystkiego: mojej ucieczki z domu, tego, co robił ojciec przez te lata po twojej wyprowadzce i całej reszty.

— Podejrzewam, że ta bestialska cecha opuściła mnie z wiekiem. — Uśmiechnęła się czule. — Słońce, nie mam zamiaru naciskać, aczkolwiek chętnie wysłucham twoich wyjaśnień, gdy tylko poczujesz się na siłach do udzielenia mi ich.

— Możemy zrobić to teraz? Chyba jestem już gotowy.

Ścisnęła jego dłoń, a duma, którą odczuwała, była nie do opisania. Długo jednak nie wiedział, jak ubrać to wszystko w słowa. Edith wiedziała, że w końcu dojdzie do punktu, od którego będzie chciał zacząć i cierpliwie czekała dodając, że nigdzie jej się nie spieszy.

Masonowi naprawdę ciężko było wydusić cokolwiek. Podjął już jednak decyzje, chociaż wciąż nie był pewien, czy słowa, których używał w tych wyjaśnieniach, były słusznie dobrane.

— Niewiele zmieniło się od twojej wyprowadzki — powiedział, mimowolnie cofając myśli do październikowego wieczora sprzed kilku lat, który najbardziej utknął mu w pamięci. To właśnie wtedy stracił resztę nadziei na uwolnienie się ze swojego koszmaru i odkrył, jak niszczycielskie jest uczucie nienawiści. Właśnie to odczuwał w stosunku do swojego ojca: czystą nienawiść za każde wyzwisko, uderzenie oraz wielokrotne złamanie serca. — Ojciec wciąż był agresywny, ale do tego wszystkiego doszły krzywdy psychiczne, a ja naprawdę się starałem: chciałem udowodnić mu, na co mnie stać, chciałem pokazać, że potrafię być synem, z którego będzie dumny. Każda próba jednak kończyła się tym samym: krzykami, bólem, złamaniami, a gdy miałem wystarczająco dużo szczęścia, utratą przytomności — mówił, a z każdym słowem było mu jakoś lżej. Polubił to uczucie, chociaż miał wrażenie, że i tak nie da rady dotrzeć do końca bez ataku paniki. — Przestałem więc próbować, a za cel obrałem sobie jedynie przeżycie i czasami miałem wrażenie, że nawet to graniczy z cudem. Żyłem z dnia na dzień, modląc się jedynie o to, żeby następny poranek nie był tym ostatnim. Odciąłem się od znajomych, uczyłem w domu, żeby tylko nie wychodzić, a po powrocie słuchać, że szlajam się, marnując jego pieniądze. Siedziałem w książkach, a gdy nawet to nie przynosiło ukojenia, sam zacząłem tworzyć. Pisałem w zeszytach, jednak gdy ojciec znalazł je wszystkie, wpadł w szał. Najpierw mnie pobił, potem zniszczył to, w co wkładałem całe serce, plamił kartki moją krwią i palił, wmawiając, że sam jestem sobie winien. Nie potrafiłem się po tym podnieść, bo nie miałem już ani odrobiny sił na walkę o to, co tak strasznie kochałem. Nie miałem nikogo, wiesz? Nikogo, kto pomógłby mi się podnieść i dał sił, których tak bardzo wtedy potrzebowałem.

Dopiero przy tej części wyjaśnień poczuł, jak w gardle zaczęła tworzyć mu się nieprzyjemna gula. Był o krok od rozpłakania się, jednak z całych sił próbował uspokoić emocje, ponieważ nie chciał dokładać babci ciężaru patrzenia na swoje łzy. Ona również wysłuchiwała jego zwierzeń przepełniona ogromną gamą emocji. Było jej go niesamowicie szkoda i mimowolnie sama odczuwała poczucie winy za to, że nie dołożyła od siebie wystarczająco, aby wyrwać Masona z brutalnych rąk jego ojca.

— W końcu jednak samolubnie zapragnąłem zmiany — kontynuował. — Latami obserwowałem na rodzinnych obiadkach szczęście zapraszanych przez ojca rodzin: radość dzieciaków, które mogły robić wszystko, czego tylko zapragną. Dzięki temu tak naprawdę docierało do mnie, że jego zachowanie i sposób, w jaki mnie traktował, nie należały do normalnych. Widziałem pozornie zwyczajne gesty rodziców dbających o swoje dzieci. Nawet to cholernie głupie „zwolnij, Ellie, bo znowu obijesz sobie kolano przy schodach" powodowało u mnie tak wielką zazdrość, że zagryzałem wargi, tłumiąc krzyk. Nawet tam nie udawał. Nie hamował się przed tymi wszystkimi dziećmi, bo wystarczyło głupie wypuszczenie widelca albo przypadkowe szturchnięcie przebiegających małolatów, żeby znowu znalazł sposób, aby ukarać mnie zupełnie tak, jakbym to ja winien był złu całego świata. Zacząłem w to wierzyć, coraz bardziej zamykając się w sobie. Pewnego dnia jednak nie wytrzymałem, chociaż od dawien dawna planowałem ucieczkę. Przez izolację stałem się tak egoistyczny, że byłem gotów zostawić to wszystko, byleby odkryć miejsce, które nie kończy się na tym popieprzonym mieście. Znowu pokłóciłem się z ojcem, ale wtedy przestałem myśleć o wszystkich przeciwwskazaniach, które kazały mi wytrzymywać to piekło. On wcale nie powiedział czegoś odkrywczego, bo zawsze wiedziałem, że żałuje mojego istnienia i mnie nienawidzi, ale wtedy po prostu pękłem. Wszystkie te krzywdy i cały ból stworzyły uszkodzenie tak głębokie, że wreszcie rozpadłem się w drobny mak. Zebrałem więc kilka rzeczy, które wpadły mi w rękę i uciekłem. — Uniósł wzrok, po raz pierwszy patrząc na babcię z pewnością. — Skoro nikt nie miał zamiaru mnie ocalić, musiałem zrobić to sam.

— Nie wiem co powiedzieć — powiedziała w końcu, przerywając ciszę, która ostatecznie upewniła ją, że Mason wydusił z siebie wszystko.

— Nie mów nic — odparł ze słabym uśmiechem na ustach. Nie miał już siły ani ochoty na uleganie swoim obawom, więc tak po prostu pozwolił im odejść, ciesząc się tym, co miał. — Cisza jest czasem lepsza niż słowa, które i tak już niczego nie zmienią.

Było mu dobrze. Naprawdę czuł się tak, jakby faktycznie odnalazł swoje miejsce na ziemi, wśród osób zasługujących na jego miłość oraz zaufanie. Wiedział, że tu mógł być sobą i nikt nie chciał dać mu niczego innego, jak wsparcia, którego potrzebował i dawno nie był tak szczęśliwy.

— Ale z ciebie poeta. — Mimowolnie parsknął, słysząc komentarz Doriana, który stał oparty o framugę otwartych drzwi. Nie wiedział, ile ostatecznie usłyszał, ale po ich wczorajszej rozmowie nie wstydził się przed nim tego, co przeszedł, wiedząc, iż również miał za sobą nieciekawe wydarzenia. Wewnętrznie poczuł też ogromną ulgę, wiedząc, że jego nowy przyjaciel nie utopił się we własnych wymiotach.

— Nie tyle co poeta, a pisarz amator, ale byłeś blisko.

— Myślałem, że wystarczająco poznałem cię wczoraj, a tu taka niespodzianka, ale hej: przynajmniej wiem już, co będziemy dzisiaj robić!

...i uwierzcie, że Mason dawno tak bardzo nie cieszył się na myśl o kolejnym wyjściu z domu, jak właśnie w tamtym momencie.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top