S Z E Ś Ć
— Usiądź — powiedziała, poklepując miejsce obok. Mason wzdrygnął się, z automatu pragnąc odmówić, jednak wiedział, że nie mógł dłużej traktować jej w ten sposób. W końcu przyjęła go pod swój dach, zapewniła wyżywienie oraz pomoc, chociaż tak naprawdę nie musiała w ogóle otwierać przed nim drzwi. Był jej winien wyjaśnienia, bez względu na to, jak wiele miały go one kosztować.
Kiedyś babcia była dla niego najbliższą osobą: za czasów, gdy jeszcze zamieszkiwali ten sam dom, razem spędzali wieczory na gotowaniu, graniu w warcaby albo po prostu na rozmowie. Mason mimowolnie złagodniał, przypominając sobie, jak wspólnie piekli szarlotkę.
Jako dziewięcioletniemu wówczas dzieciakowi ciężko mu szło obsługiwanie tarki, ale mimo wszystko postawił na swoim, ścierając na niej wszystkie obrane przez Edith jabłka, jednocześnie porządnie raniąc swoje palce. Żaden ból oraz krew nie miały jednak znaczenia, gdy widział dumę swojej babci. Czasami miał wrażenie, że tylko na niej tak naprawdę mógł polegać: ocierała jego łzy, których nie umiał już tłumić po licznych krzykach ojca oraz bezsensownych awanturach, pomagała w pracach domowych, dzieliła radość, gdy przychodził ze szkoły z dobrymi ocenami albo po prostu podarowała mu niesamowicie bezcenny prezent, jakim było wysłuchanie: pozorną zwyczajność, której nie otrzymał od nikogo innego.
Długo walczył ze sobą, aby wreszcie wykonać jej polecenie. Edith nie patrzyła jednak na niego ze złością, a cierpliwością: wzrok doskonale odbijał zrozumienie, bo chociaż nie wiedziała, co dokładnie stało się Masonowi, posiadała świadomość tego, że zbyt długo był ze wszystkim sam, aby tak po prostu w ciemno ponownie jej zaufać.
Mimo niepewności podjął słuszną decyzję, co odczuł niemal od razu. Babcia bowiem sięgnęła po koc, leżący na fotelu obok, a potem okryła nim siebie i wnuka. Materiał był biały, cienki oraz posiadał kilka dziur, zaszytych kompletnie niepasującymi kolorystycznie fragmentami tkanin, ale doskonale spełnił swoją powinność: zapewnił mu poczucie bezpieczeństwa, tak upragnione i kojące, że mało brakowało, aby się nie rozpłakał.
— Nie musisz mówić mi niczego, kochany. Zresztą naprawdę zdziwiłabym się, gdybyś tak po prostu wszystko wyśpiewał. — Pocierała cierpliwie jego lodowatą dłoń, próbując w ten sposób zapewnić wsparcie oraz go rozgrzać. — Wiem, że twoja ucieczka ma związek z Dominicem. I widzę, jak przerażony jesteś, ale bez względu na to, co się wydarzyło, tu zawsze będziesz bezpieczny. Ja i Dorian zrobimy wszystko... — przerwała swoją emocjonującą wypowiedź, słysząc krzyk zza domku.
— CO JA?! — Dwudziestolatek całkiem przypadkowo spłoszył obiekt, który planował sfotografować, przegrywając z chorą ciekawością, nakazującą mu dowiedzieć się, w jakim kontekście padło przed chwilą jego imię.
— Oh, zamknij się, uparty draniu! — odwrzasnęła natychmiastowo Edith. — Poploteczkujemy potem. Teraz gadam z Masonem.
Milczenie trwało zaledwie kilka sekund, które Dorian wykorzystał na truchcie w stronę staruszki. Aparat obijał się o jego klatkę piersiową, jednak całkowicie mu to nie przeszkadzało. Wychylił się z zaciekawieniem, oparł łokcie na barierce, ignorując nowego lokatora, a następnie z najszczerszym zaskoczeniem zapytał:
— O cholera, on naprawdę umie mówić?!
Mason pragnął się odgryźć i był blisko, aby zaszczycić go niesamowicie sarkastyczną odpowiedzią, ale babcia nie dała mu dojść do słowa, licznymi groźbami każąc odejść swojemu pierwszemu podopiecznemu. Dorian nie chciał się z nią kłócić, więc uniósł dłonie w geście poddania się, a potem jak gdyby nigdy nic wszedł do środka domku. Nie byłby sobą, gdyby nie mruknął czegoś pod nosem, ale na całe szczęście uwaga ta została całkowicie zignorowana przez Edith i jej wnuka.
— Na czym to ja...? — Podrapała się po brodzie, próbując przypomnieć sobie, jak skończyła wykład.
— Rzuciłaś coś w stylu, że ty i tamten koleś zrobicie wszystko... I w sumie nie złapałem puenty, bo przerwałaś — przypomniał ciemnowłosy, opierając głowę o ramię babci.
— Widzisz! Zawsze byłeś takim cudownym słuchaczem, Masonie — zauważyła, przenosząc dłoń na jego włosy. — Pamiętam, jak widywałam w twoich oczach ten wyjątkowy blask, gdy tylko zaczynałam jakąś opowieść. Nie obchodziło cię, czy była to bajka na dobranoc, czy może głupia anegdotka na temat pogody.
— Uwielbiałem spędzać z tobą czas — wyznał z drobną chrypką. Edith uśmiechnęła się, czule go obejmując.
— Wiem, kochany. Ja też to uwielbiałam — westchnęła, kręcąc głową. — Na czym my to znów...? A, tak. Nie wiem, czy nadal mieszkacie tam, gdzie wcześniej, ale jestem pewna, że znajdujesz się daleko od ojca, Masonie. Twój strach i bezsenność nie powinny mieć miejsca, bo Dominic nie odnajdzie cię tu za żadne skarby świata, a nawet jeśli — mocniej go przytuliła, wkładając we własne słowa całe serce — to nie pozwolimy cię skrzywdzić. Może teraz tego tak nie widać, ale Dorian jest kochanym draniem, wbrew pozorom zrobi wszystko, żeby nic mi się nie stało. A ja pójdę za tobą w ogień, więc jeśli Dominicowi zachce się iść... jak to mówią dzieciaki? Na solo? — Mason mimowolnie parsknął, nie powstrzymując uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. — Jak mu się zachce awantur, to najpierw będzie się musiał zmierzyć ze mną i moim draniem.
— Nie chcę sprawiać wam problemu, chociaż naprawdę...
Machnęła dłonią, bezczelnie wcinając mu się w środek zdania:
— Przestań chrzanić. Jedynym problemem jest fakt, że nie uciekłeś z domu wcześniej. Wiem, że od dawna nie utrzymywaliśmy kontaktu i na pewno zwrócenie się do mnie o pomoc nie było dla ciebie najłatwiejsze, ale powinieneś był spieprzyć stamtąd o wiele wcześniej.
— Edith, słownictwo! — Kobieta znowu straciła wątek, słysząc, jak została skarcona przez lokatora, który udawał, że wcale nie podsłuchiwał zza drzwi. W rzeczywistości jednak kręcił się między kuchnią a salonem, próbując znaleźć najlepszą miejscówkę, aby zrozumieć jak najwięcej ze zduszonej przez drzwi rozmowy pozostałych domowników. Był ciekawski, bo mimo wszystko nie umiał się powstrzymać, chociaż doskonale wiedział, że prędzej czy później i tak otrzyma wszystkie szczegółowe informacje. Zapewne jeszcze tego samego wieczoru wydobyłby od Edith wyjaśnienia, ale po prostu nie umiał zajmować się niczym innym, skoro tak niewiele dzieliło go od wysłuchania plotek niemal z pierwszego rzędu.
— Dorian, nie podsłuchuj!
— Co mówiłaś?! Nic nie słyszę!
Uśmiechnął się pod nosem, udając, że nie miał tak naprawdę zielonego pojęcia, o co chodziło kobiecie. Zdawał sobie sprawę z tego, jak mało wiarygodna była jego odpowiedź, jednak nie umiał tak po prostu przyznać się do tej małej zbrodni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top