Rozdział specjalny!

Przed przeczytaniem:
ogólnie nie lubię pisać rozdziałów z jakichś tam okazji, ale ten akurat idealnie komponował się z fabułą, także... Zapraszam do czytania!
P.S. Możecie to potraktować jako taki tyci, tyci spoiler.

~

   Ogromny obszar zajmowany przez Konohę zasypany został czymś w rodzaju nieskazitelnie czystej bawełny, która brudziła się przy każdym, nawet najdrobniejszym dotknięciu człowieka. Wystarczyło delikatne muśnięcie dłoni, a na białej powierzchni w mgnieniu oka pojawiała się ciemnawa smuga pokazująca, że niebiańskość substancji właśnie została zachwiana.

   Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że nikogo nie obchodziło, czy puch jest idealnie biały, czy też zbruzgano go już ciemną poświatą. Dla każdego liczyło się to, że na twarzach bliskich pojawiały się dawno nie widziane uśmiechy, dzieci w końcu przestały robić hałas na ulicach i zajęły się ich oczyszczeniem oraz to, że w końcu doczekali się wyczekiwanego przez wszystkich śniegu, a co za tym idzie — prawdziwej zimy.

   Również ty na tę sytuację nie pozostałaś obojętna. Gdy tylko się obudziłaś i odsłoniłaś zasłonę w pokoju, twoje usta ułożyły się w zaokrąglonego bananka, który skierował się ku górze, po czym natychmiast pobiegłaś do kuchni, gdzie twoja mama już szykowała ci bentō.

   – Już się obudziłaś? – zapytała łagodnie, układając pocięte parówki na rozgrzanej patelni.

   – Tak! – odpowiedziałaś energicznie, a twoja rodzicielka od razu wiedziała, co się szykuje, dlatego odwróciła się szybko w twoją stronę, zamykając pudełeczko z jedzeniem, po czym kucnęła przed tobą.

   – Najpierw zjesz śniadanie. – Uśmiechnęła się, przymykając oczy.

   Wywołało to na twojej twarzy delikatny grymas rozczarowania, bo chciałaś od razu wyjść na dwór, żeby pobawić się na śniegu z innymi dziećmi, jednak zmuszona zostałaś do uszanowania decyzji matki przez ten jej wyraz twarzy mówiący: „I nawet nie próbuj się sprzeciwiać, bo nigdzie nie wyjdziesz!”, który zawsze cię delikatnie przerażał.

•••

   – [Imię]-chan! – piskliwy głosik rozległ się gdzieś za tobą, kiedy szłaś główną drogą do Akademii.

   Byłaś na tyle zaczarowana tegoroczną zimą, że zupełnie nie zwracałaś uwagi na to, co działo się dookoła — obserwowałaś tylko z zapałem wciąż pruszący śnieg, który już dawno zdążył wpaść ci za szalik, przez co trochę nieprzyjemnie drażnił cię w szyję swoim żywym chłodem — i właśnie dlatego krzyk koleżanki w porę powstrzymał cię przed wejściem na zamarzniętą kałużę, na której na sto procent zaliczyłabyś bliższe spotkanie z kilkucentymetrową warstwą śniegu. Zatrzymałaś się w pół kroku i chwilę poczekałaś, aż ciemnowłosa do ciebie dobiegnie, po czym powitałaś ją z uśmiechem na ustach.

   – Rany, zwolnij trochę. Gonię cię już pięć minut! – wysapała, opierając się jedną dłonią na twoim ramieniu, a drugą umiejscawiając sobie na biodrze.

   – Oj – jęknęłaś, przybijając sobie mentalną piątkę w czoło. – Mogłaś krzyczeć wcześniej! – pouczyłaś Kurenai, ruszając przed siebie.

   – Jakbym nie próbowała. – dołączyła do ciebie – Od tych pięciu minut byłaś jakaś nieobecna. To przez zimę? – dopytała, uderzając cię delikatnie łokciem w bok z wiadomą miną na twarzy.

   Zamyśliłaś się na chwilę, przypominając sobie, jak bardzo przybita byłaś jakiś czas temu, gdy Kakashi kończył Akademię długo przed swoimi przyjaciółmi, a ty nawet nie mogłaś mu pogratulować ze względu na to, co wcześniej mu powiedziałaś. Strasznie cię to bolało, ale nic nie mogłaś na to poradzić, bo w końcu obiecałaś rodzicom... prawda?

   – Uhm – mruknęłaś pod nosem, patrząc trochę wyższej dziewczynce w jej krwistoczerwone oczy.

   Zawsze fascynował cię ich nienaturalny odcień i to, że za każdym razem, gdy w nie zerkałaś, czułaś się, jakby wszystko, co było w twojej głowie, w jednej sekundzie zostało odczytane przez Kurenai. Z jednej strony wiedziałaś, że to nieprawda, ale z drugiej wciąż obawiałaś się, że ciemnowłosa może dowiedzieć się czegoś, czego nie powinna wiedzieć.

   – To tutaj się rozstajemy, prawda? – zapytała, kiedy dotarłyście w końcu pod salę, w której miała pierwsze zajęcia.

   – Cóż, do później! – Zaśmiałaś się, przytulając mocno koleżankę na pożegnanie, po czym ruszyłaś w swoim kierunku, machając jeszcze na pożegnanie lekko zarumienionej Kurenai.

•••

   – Maamo! – zawyłaś, rozbierając się w wejściu z mokrych ubrań.

   Prawie natychmiast w drzwiach od kuchni pojawiła się siwowłosa kobieta w bladozielonym fartuszku w serduszka, która policzki umorusane miała mąką białą jak śnieg. Na jej twarzy gościł delikatny uśmiech, który oznaczał tylko jedno — Kaede przygotowywała świąteczną kolację z okazji pierwszego puchu tamtej zimy, która była pewnego rodzaju tradycją w waszej rodzinie.

   Rok w rok, odkąd tylko zaczęłaś mówić i chodzić, razem z rodzicami przygotowywałaś różne potrawy — od sushi, przez sashimi, aż do jakichś wysokokalorycznych ciast, które znikały chyba szybciej, niż powinny, bo lubiłaś je tak bardzo, że mało kto zdążał wziąć chociaż jeden kawałek, a na talerzu już niczego nie było.

   – Co się stało? – zapytała, wycierając brudne ręce w ścierkę.

   – Jestem cała mokra – jęknęłaś, pokazując mamie, jak z twoich włosów kapie woda.

   Kobieta zareagowała natychmiast, nie chcąc, byś się przeziębiła. W mgnieniu oka zaniosła cię do łazienki, gdzie pozbyła się przemoczonych ubrań i również tam znalazła ciepły, świeżo wyprany sweterek oraz krótkie spodenki z rajstopkami, w które szybko cię ubrała, byś tylko nie musiała spędzić najbliższego czasu w łóżku. Dodatkowo [kolor]oka zarzuciła ci na głowę kocyk, którym miałaś się ogrzać.

   – Dziękuję! – Niespodziewanie rzuciłaś się na mamę, śmiejąc się pod nosem.

   – Tak, ciasto jest już gotowe – odpowiedziała, głaskając cię po głowie, jakby przejrzała twoje zamiary. – Tylko musimy poczekać na tatę, dobrze?

   Bez zastanowienia przytaknęłaś, po czym razem z rodzicielką wróciłyście do kuchni, żeby przygotować inne potrawy.

•••

   Gdy pod wieczór ponownie zaczął pruszyć biały śnieżek, całą trójką zasiedliście do stołu, gdzie natychmiast zabraliście się za jedzenie, omijając zbędne ceregiele. Nigdy nie bawiliście się w takie głupoty, które zawsze musieliście robić, gdy odwiedzaliście jeszcze żyjących dziadków w Kraju Błyskawic, bo nie widzieliście w tym żadnego sensu.

   Pochłaniając kolejny kawałek ciasta, wyjrzałaś ukradkiem za okno znajdujące się za plecami twoich rodziców. Śnieg powoli przestawał padać, a na zewnątrz można było zobaczyć sąsiednie budynki otulone przez blady koc. Tak patrząc na losowych przechodniów, w tłumie ujrzałaś osobę, którą najmniej chciałaś w tamtym czasie zobaczyć. Że też wtedy musiał się napatoczyć, kiedy akurat na stole został ostatni kawałek ciasta...

   – Zobaczyłam Kurenai. Mogę się z nią podzielić...? – zapytałaś z pełną buzią, wskazując na migi, o co dokładnie ci chodziło, co twoi rodzice od razu zrozumieli.

   – Idź, bo ci ucieknie – powiedział szybko twój tata, podając ci szklankę mleka, byś na spokojnie mogła wszystko przełknąć.

   Tak też zrobiłaś, po czym zabrałaś kawałek ciasta i zarzucając kurtkę na plecy, wybiegłaś z domu. Sama nie wiedziałaś, dlaczego to robisz, skoro wyraźnie oznajmiłaś Hatake, że nie chcesz z nim więcej rozmawiać, ale najwyraźniej coś cię tknęło, kiedy dostrzegłaś wyraźnie przybitego ciemnookiego przemieszczającego się samotnie jedną z ulic Konohy. Dokładnie słyszałaś, jak twoi rodzice którejś nocy rozmawiali ze sobą w pokoju o tym, co przydarzyło się ojcu chłopca i czułaś się źle z tym, że nie mogłaś mu z tym pomóc, jakoś podnieść go na duchu. Nie wiedziałaś, jak to jest stracić rodzica, ale byłaś pewna, że to nic łatwego, a zwłaszcza dla dziecka.

   Stanęłaś na ulicy, rozglądając się za sylwetką Kakashiego. Zadanie nie należało do najłatwiejszych, ponieważ, po pierwsze, byłaś niska, a po drugie, na ulicy znajdowało się strasznie dużo ludzi. Musiałaś zdać się na to, co widziałaś przez okno — kierunek, w którym zmierzał Hatake. Ruszyłaś szybko w mniej zaludnioną uliczkę i już po chwili biegu na szczęście udało ci się zauważyć fragment pleców chłopca, którego szukałaś.

   – Ka...! – urwałaś w połowie, widząc, jak do srebrnowłosego podbiega dziewczynka z fioletowymi tatuażami na policzkach, bardzo się przy tym ciesząc.

   W jednej chwili zatrzymałaś się w martwym punkcie. Iść, czy nie? Co mu wtedy powiedzieć? A co, jeśli ona zacznie wypytywać? Nie mogłaś sobie pozwolić na zbytnie ustępstwa, dlatego szybko zaczepiłaś pierwszą lepszą osobę, która akurat przechodziła obok ciebie i poprosiłaś ją, by wręczyła Hatake ciasto, mówiąc przy tym, żeby uważał na siebie. Starsza kobieta zgodziła się, a ty, w czasie, kiedy ta zaczęła zmierzać w kierunku dwójki przyjaciół, użyłaś techniki transformacji, zmieniając się tym sposobem w jakiegoś wysokiego mężczyznę, którego kiedyś widziałaś w Kraju Błyskawic podczas podróży do dziadków.

   – Przepraszam – zaczęła kobieta – uważaj na siebie – powiedziała, wręczając mu przy tym małe pudełeczko z kawałkiem ciasta w środku.

   Kakashi i Rin zrobili niesamowicie zaskoczone miny, których nigdy nie zapomnisz, bo widziałaś je na własne oczy, kiedy przechodziłaś obok nich w ciele jakiegoś mężczyzny. Wyglądali dość zabawnie.

   – Dziękuję...? – odpowiedział z powątpiewaniem ciemnooki, przyjmując podarunek od kobiety.

   Więcej nie widziałaś, bo wróciłaś do domu, ale wiedziałaś, że było warto, chociażby dla samego faktu, że chociaż trochę udało ci się osłodzić życie Hatake.

•••

   – To jak, pamiętasz to? – zapytałaś mężczyznę, przekładając kolejne piętro ciasta [smak] kremem.

   Z okazji pierwszego śniegu za oknem postanowiłaś upiec swoje ulubione danie, które zwykłaś jeść z rodzicami za dzieciaka. Chciałaś również tym sposobem poprawić humor Kopiującemu, który uciekł mu jakiś czas temu, gdy zamknęli shinobi jakiś sklep tuż przed nosem. Samo jakoś wyszło, że podczas robienia kremu wzięło cię na wspominki i opowiedziałaś Hatake, jak to naprawdę było z tą babcią z tortem.

   – A więc to twoja sprawka? – zaśmiał się – A ja przez tyle czasu zastanawiałem się, kim była ta pani i o co jej chodziło – mruknął zachrypniętym głosem, popijając przy tym gorącą herbatę.

   – Gdybym miała wtedy trochę więcej odwagi, sama bym ci dała te pudełko, ale przynajmniej udało mi się zobaczyć twoją zaskoczoną minę. To było urocze – powiedziałaś, uśmiechając się, kiedy tylko przed oczami pojawił ci się zdziwiony wyraz twarzy Kakashiego.

   Kopiujący wstał od stołu, po czym podszedł do ciebie od tyłu i objął cię mocno ramionami, dmuchając ci przy tym w kark, który chwilę później obdarzył delikatnym muśnięciem rozgrzanych od herbaty ust.

   – Kakashi, bo przez ciebie coś zepsuję – jęknęłaś, wzdrygając się, gdy tylko poczułaś śliski język Kopiującego zmierzający od twojego karku aż po ucho, które finalnie lekko przygryzł.

   – Gdybyś wtedy nie posłuchała się rodziców, już dawno bylibyśmy razem – szepnął ci to prosto do ucha, starając się brzmieć jak najbardziej uwodzicielsko, co nawet mu wyszło. – A tak w ogóle, jesteś cała w kremie – mruknął, dłonią ścierając [smak] substancję z twojej brody, którą później kazał ci zlizać, co też zrobiłaś.

   – Możesz poczekać do kolacji? – zapytałaś grzecznie, czując nie małe rozbawienie z powodu zbytniego zapędzenia się twojego partnera.

   – Dobra, dobra – sapnął, odsuwając się od ciebie, jednak chwilę później odwrócił twoją twarz w swoją stronę, by dominująco zająć się ustami osoby, którą kochał. – Słodkie – mruknął, gdy w końcu się od ciebie oderwał.

   – Idź już. – Zaśmiałaś się, nakładając ostatnią warstwę kremu na biszkopt.

~

elo
To taki rozdział pół specjalny, pół fabularny, no wiecie, bo dzisiaj święta, nie?
Ogólnie chcę Wam życzyć smacznego żarcia, zdrowia, szczęścia i kupy prezentów oraz by zbliżający się rok był jednym z najlepszych, które do tej pory przeżyłyście (umiem składać życzenia, nie?). ♡
I Wasz ukochany króliczek w mediach, aww, taki prezent ode mnie. *~*
A teraz, standardowo: do następnego, yo!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top