6.

   Drugi dzień misji trwał już w najlepsze. Nie wyspałaś się jakoś specjalnie, bo cały czas coś zakłócało twój sen. Jak nie jakaś jedząca wiewiórka, to mocniejszy podmuch wiatru. Zwariować można. Czemu zawsze jak chciałaś się porządnie wyspać, coś musiało ci przeszkadzać?

   Właśnie przeskakiwałaś kolejną gałąź, podążając śladem Kakashiego, gdy nagle chłopak się zatrzymał, a ty wpadłaś na jego plecy, uderzając w nie nosem. Myślałaś, że za chwilę popłaczesz się z bólu, ale uspokoiłaś się i usiadłaś obok niego.

   – Co...? – nie dokończyłaś zdania, bo mężczyzna przycisnął swoją dłoń do twoich ust.

   Cały czas patrzył w dół, więc i ty tak postąpiłaś. Pozornie teren był pusty. Właśnie — pozornie. Gdy bardziej się przyjrzałaś, mogłaś dostrzec jakiś nienaturalny ruch drzewa. Wyglądało to trochę tak, jakby za chwilę miało wybuchnąć. Jego kora niebezpiecznie się kręciła — trochę jak ubrania w wirującej pralce.

   Złapałaś Kakashiego za rękę i zabrałaś ją. Spojrzeliście na siebie i zgodnie kiwnęliście głową. Skoczyłaś na lewe drzewo w tym samym czasie, co srebrnowłosy na prawe. Wasze spojrzenia ponownie się spotkały, by za chwilę wrócić na dziwne zjawisko.

   Wyjęłaś kunai z kabury, wycelowałaś nim w drzewo i po prostu rzuciłaś. Trafiłaś perfekcyjnie w sam środek — nic dziwnego...

   Razem obserwowaliście, jak wirowania w pniu przyspieszają, kręcąc się w każdą stronę. Działo się to z taką prędkością, że nawet wyćwiczone oko shinobi czy nawet Sharingan nie mógł tego wyłapać.

   Ze środka wyleciał twój kunai, prąc prosto na ciebie. W ostatniej sekundzie ominęłaś broń, kląc pod nosem, że zbytnio zapatrzyłaś się w wir. W tym samym czasie na ziemię zeskoczył Kakashi.

   Wyjęłaś swój kunai z kory i zaczęłaś bacznie obserwować mężczyznę. W końcu to ty byłaś odpowiedzialna za ochronę pleców. Tylko kto miał ochraniać ciebie? Sama musiałaś o to zadbać, jednak szybko przegrałaś. Po prostu oberwałaś w głowę czymś ostrym, twardym i ciężkim, a po chwili straciłaś przytomność.

PERSPEKTYWA KAKASHIEGO

   Zainteresowało mnie to drzewo. Było czymś niespotykanym.

   Z [Imię] ustaliliśmy, że dam jej znak, gdy będzie bezpiecznie. Tak też zrobiłem po zbadaniu dębu. Złączyłem dłonie, udając, że formuję jakąś pieczęć.

   Już powinienem usłyszeć jak ląduje obok mnie, ale nic się nie stało, dlatego odwróciłem się i spojrzałem w miejsce, w którym siedziała. Wyglądała na zamyśloną, dlatego machnąłem ręką, by ją przywołać. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Chyba była zakłopotana tym, że odpłynęło jej się na chwilę.

   – Więc...? – zapytała, jakby chcąc się dowiedzieć, czym jest ta dziwna rzecz na drzewie.

   – To bardzo rzadki gatunek dębu. Lepiej się po prostu do niego nie zbliżać – skłamałem.

   Nie mogłem sobie pozwolić na zdradzenie informacji dotyczących tego zjawiska w takich warunkach. Cholera wiedziała, czy nikt nas nie podsłuchuje.

   – Powiemy o tym Hokage, teraz ruszajmy dalej.

   – Dobrze – odparła, siląc się na uśmiech.

   Coś jej nie wyszło i wyglądała strasznie komicznie. Prychnąłem pod nosem i ruszyłem ścieżką przed siebie.

   [Imię] zachowywała się dziwnie. Nie słuchała mnie za każdym razem, gdy coś do niej mówiłem. W końcu zatrzymałem się, a ona wpadła na mnie.

   – Co się z tobą, kobieto, dzieje? – sapnąłem zirytowany jej rozkojarzeniem.

   Jęknęła tylko coś pod nosem i podniosła głowę w górę. Wtedy to zauważyłem. To nie były jej [kolor] oczy. Miały dziwny kolor. Mógłbym to nazwać jakimś ciemnym fioletem, ale to jednak nie wyglądało jak purpura. Mógłbym przysiąc, że to barwa bez nazwy, niezidentyfikowana w żadnym słowniku.

   [Imię] patrzyła na mnie lekko przymglonym wzrokiem, przechylając głowę delikatnie w lewo jak pies.

   – Ze mną w porządku, a z tobą? – zapytała, udając, że nie wie, o co chodzi.

   Jednak ja byłem pewien, że jest coś nie tak. Albo nie znałem jej za dobrze, albo była pod wpływem jakiejś dziwnej... substancji? W każdym razie, nie zachowywała się jak zawsze.

   W pewnym momencie odsunęła się do tyłu o cztery kroki i wyjęła kunai z sakwy, stając w pozycji do walki. Postąpiłem w ten sam sposób, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi.

   – Ka-ka-shi! Tu umrzesz – powiedziała to tak przesłodzonym głosem, że miałem ochotę rzygnąć tęczą, a później taplać się w kolorowej kałuży, jednak nie straciłem czujności.

   Dziewczyna szybko przeszła do ataku. Rzuciła kunai prosto w moją głowę, ale nie trafiła. Chwilę wcześniej odsłoniłem swoje drugie oko i uaktywniłem Sharingana, znając perfekcyjną celność kobiety. Nie mogłem sobie pozwolić na natychmiastowy zgon przez zwykłe uderzenie w środek czoła — mniejsza z tym, że miałem tam ochraniacz — dlatego bez namysłu stanąłem do walki wręcz, w której dziewczyna wydawała się gorzej wyćwiczona. Miałem rację, byłem silniejszy.

   Podcięła mnie ze skutkiem pozytywnym, jednakże szybko zareagowałem, kładąc dłoń na ziemi i odbijając się nią metr do tyłu. Wywróciła tylko oczami, uważając to za coś nudnego i ponownie rzuciła we mnie ostrzem. Spudłowała. Ona nie trafiła. Shuriken przeleciał dosłownie kawałek od mojej głowy.

   – Kim jesteś albo co robisz w ciele [Imię]? – zapytałem groźnie, patrząc jej... albo jemu prosto w oczy. Na chwilę obecną uznajmy, że jej.

   Kąciki ust dziewczyny uniosły się w psychopatycznym uśmiechu, a z jej gardła wydobył się słodki śmiech.

   – Nie znasz mnie? Hah, [Imię] – odpowiedziała, wyjmując z kabury kunai.

   Chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, by parę sekund później ponownie zaatakować. Blokowała każdy mój cios z perfekcją. Nie mogłem się przebić przez jej obronę do momentu, gdy nie mrugnęła. Wtedy od razu za pomocą Sharingana przewidziałem jej kolejny ruch i wytrąciłem jej kunai z dłoni, przyciskając ją mocno do ziemi. Jęknęła głośno z bólu. W końcu uderzyła twarzą w twarde podziemie, nie dziwię jej się.

   Usiadłem na niej okrakiem, przytrzymując jej ręce na plecach. Chwilę próbowała się wyrwać, ale przerwała szarpaninę, gdy po prostu stwierdziła, że jestem za ciężki i nie da rady uciec.

   – Dawno cię przejrzałem, Shiro. – schyliłem się do jej ucha i mruknąłem to lekko zachrypniętym głosem.

   Poczułem, że po jej ciele przeszła fala gorąca. Warknęła tylko w odpowiedzi, znów usiłując się wyrwać. Szybkim ruchem odwróciłem jej ciało na plecy, przytrzymując ręce dziewczyny po obu stronach głowy i ponownie siadając na niej okrakiem. Jej twarz wyglądała na mocno niezadowoloną. Prawdopodobnie dlatego, że nie była w stanie nic zrobić. Nie oszukujmy się, jako kobieta była po prostu słabsza od mężczyzny. Tylko jedna dziewczyna mogła mnie pokonać jednym ciosem — Tsunade.

   – Złaź ze mnie, idioto – warknęła głośno, siląc się na jak najbardziej wrogą minę, którą udało jej się pokazać. – Nie wiem, kim jest ten cały Shiro, ja mam na imię [Imię]. – Wywróciła oczami.

   – Nie zachowujesz się jak [Imię], którą znam – westchnąłem głośno – Wiem, co pomoże mi udowodnić to, że nią nie jesteś... – Zaśmiałem się szyderczo, patrząc jej głęboko w oczy.

   Ona nie pozostawała mi dłużna i również intensywnie zagłębiła się w moich źrenicach. To był jeden z punktów, które wykluczały tę postać z bycia [Imię].

   Nie czekając dłużej, schyliłem się do jej twarzy, muskając szyję dziewczyny delikatnie nosem. Splotłem jej ręce nad głową, mocno przytrzymując je swoją dłonią i chwyciłem ją za podbródek. Na jej twarzy nie było widać żadnego rumieńca. Irytowało mnie to. [Imię] zawsze się czerwieniła, gdy była ze mną — nawet podczas zwykłej rozmowy. To była kolejna cecha, której zabrakło mi u tego klona.

   Nachyliłem się jeszcze bardziej nad jej twarzą, pozostawiając nam jedynie pięć centymetrów przestrzeni osobistej.

   Nie wytrzymałem jej wzroku i po prostu wpiłem się w usta kobiety. Moja maska była na tyle delikatna, że czułem każde wysuszenie na ustach dziewczyny, ale nie czułem reakcji z jej strony.

   Oderwałem się od niej, cicho dysząc i spojrzałem na jej twarz.

~

Czas na reklamy~~!
W końcu majówka, prawdopodobnie uda mi się napisać coś więcej niż... to. Ale no, mam nadzieję, że ten rozdział chociaż trochę przypadł Wam do gustu. :v

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top