43.

   – Ale jesteście upierdliwi... – odezwał się jak zwykle znudzony Shikamaru, stojąc w wejściu do domu. – Tata śpi.

   – Mało mnie to interesuje, odsuń się. – Uśmiechnęłaś się zirytowana.

   Zdjęłaś buty i gestem dłoni kazałaś zrobić całej drużynie to samo. Kompletnie niekulturalnie weszliście do mieszkania Shikaku. Było za mało czasu na zapowiedzi, a obawiałaś się każdej straconej minuty. Podobno wróg nigdy nie śpi.

   Młody Nara może nie dał tego po sobie poznać, ale był zdezorientowany. Chyba każdy by się dziwnie czuł, gdyby późną porą jacyś ludzie weszli bez pozwolenia do jego domu i chcieli coś od śpiącego ojca.

   – Swoją drogą, gdzie Urushi? – zapytałaś idącego przed wami Shikamaru.

   – Ten pies? Był upierdliwy, więc kazałem mu spać z tatą – mruknął w odpowiedzi. – Po co mi on?

   – Teraz to nieważne.

   Poczułaś, że jesteście już przy pokoju Shikaku dzięki dość charakterystycznej chakrze klanu Nara, więc bez zastanowienia otworzyłaś drzwi. Razem z czwórką dorosłych i nastolatkiem zobaczyliście zdecydowanie upokarzający widok. Ojciec Shikamaru tulił Urushiego, leżąc pod różowym kocem.

   – Awww... – mruknęli Kotetsu z Izumo na tyle głośno, by rozbudzić shinobi.

   Nara zerwał się z posłania tak szybko, że pies prawie zszedł na zawał. To znaczy, tylko trochę się wystraszył, że przyłapałaś go na olewaniu obowiązku, ale tak odrobinkę, no dosłownie troszeczkę. Na bardziej przerażonego, a jednocześnie komicznie zdezorientowanego wyglądał Shikaku. Nie dość, że właśnie został obudzony, to jeszcze nie rozumiał, co się wokół niego działo, że odwiedziliście go w kilka osób w środku nocy.

   – Możesz się ogarnąć, poczekamy w salonie – zarządziła Anko, wypychając powoli Kotetsu i Izumo z pokoju.

   Wzięłaś z niej przykład, łapiąc Guya za dłoń i prowadząc go na ciasny korytarzyk.

   – Tylko się pospiesz! – powiedziałaś jeszcze głośniej, by ten na pewno cię usłyszał i znowu nie zasnął.

•••

   – Jak to wrócili? Nie dostali wystarczająco mocno za to, co zrobili? – zapytał Nara, sprawdzając ukradkiem, czy jego syn nie podsłuchuje ich rozmowy.

   Podparłaś łokcie na stole, a na nich głowę. Wciąż myślałaś o tym wszystkim, co się stało i co jeszcze mogło się wydarzyć. Zostawiłaś też Kakashiego w domu. Może i był z nim twój wodny klon, ale mimo wszystko to nie ty. Nie mogłabyś mu od razu pomóc w razie niebezpieczeństwa. Jeśli ty byś została zraniona, najwyżej miałabyś ranę. Z kolei klon by się rozmył, a Hatake musiałby bronić się sam, dopóki byś do niego nie przybiegła.

   – Nie wiem, czego chcą, ale to wszystko strasznie mnie zadręcza – wtrącił Guy, patrząc na ciebie łagodnym wzrokiem. – Najpierw porwali nasze dzieci, żeby... – Przełknął ślinę. – Nawet nie przejdzie mi to przez gardło.

   – Nie możemy sobie tak swobodnie dyskutować – przerwała Anko, splatając dłonie przed sobą. – Czas płynie, a oni nadal gdzieś tu są. Może i dzieciaki mają na chwilę Ninken, ale jeśli one to za mało? – Zamyśliła się na moment, by za chwilę dalej kontynuować: – Nie, to zdecydowanie za mało.

   – Naruto jest sam, inni mają rodziny... Jemu nikt nie pomoże – wtrącił jeszcze Izumo, przymykając oczy w namyśle.

   – Masz rację. Musimy szybko się tym zająć, zaciągnąć straże do działania... – zaczęłaś wymieniać, co mogliście zrobić, ale na całe szczęście przerwał ci Shikaku.

   – [Imię], spokojnie. Mam już plan, tym razem ucierpią tylko oni. Słuchajcie uważnie, nie mogę powtórzyć tego dwa razy.

•••

   Szłaś lekko zaniepokojona do mieszkania Hatake. Ciągle powtarzałaś sobie w głowie cały plan, analizując każdą możliwą wersję wydarzeń. Wiedziałaś niestety, że Kazuhiro i Kaede są nieprzewidywalni. Przez lata nieobecności na pewno zdążyli nauczyć się jakichś nowych technik. Może nawet gorszych od tych, które widziałaś w akcji w dzieciństwie. Bardzo dobrze pamiętałaś, jak problemowe były...

   Kiedy już skręcałaś w odpowiednią uliczkę, coś szybko przygniotło cię do płotu. Nie zdążyłaś nawet zrobić uniku, a ból głowy już się pojawił. Otworzyłaś oczy. Obawiałaś się jakiegoś ataku, jednak to nie było to. Pod nogami już siedział w pozycji błagającej o wybaczenie jakiś chłopiec, którego nie bardzo znałaś. Chyba nawet ledwo go kojarzyłaś.

   – Aa, pani wybaczy! – Podniósł głowę ze łzami w oczach. – To nie było specjalnie! Ktoś mnie gonił, a Akamaru gdzieś pobiegł i nie miałem jak się bronić – zawył żałośnie, spoglądając smutno w twoje oczy.

   Podrapałaś się lekko zakłopotana po karku, po czym wyciągnęłaś dłoń w stronę chłopca. Ten szybko ją złapał, drugą ocierając łzy.

   – Kiba jestem – powiedział już bardziej wesoło, dumnie wypijając klatkę piersiową – a gdzieś w okolicy biega Akamaru, mój przyjaciel.

   W jednej chwili wszystko ci się rozjaśniło. Klan Inuzuka. Treserzy psów i wilków. Czerwone zadrapania na policzkach.

   – Cholera jasna... – przeklnęłaś, stukając się w głowę. – [Imię] i muszę cię zabrać ze sobą.

   Bez tłumaczeń zaczęłaś ciągnąć Kibę za rękę. Ktoś go gonił. Nie wysłałaś do niego żadnego z Ninken. Akamaru prawdopodobnie celowo od niego odciągnęli, żeby było ich łatwiej schwytać. W końcu tworzyli silną drużynę we dwójkę, ale osobno już tak mocni nie byli. Zostało jeszcze mniej czasu, niż przypuszczałaś...

•••

   – [Imię]-san, gdzie idziemy? – zapytał po dłuższym czasie marszu nastolatek. Był już zmachany i potrzebował trochę odpocząć. Nawet ceną życia, przynajmniej tak mu się wydawało.

   – Bądź chwilę cicho. To już niedaleko. Mamy coś do ogarnięcia – odpowiedziałaś, patrząc mu prosto w oczy kompletnie bez żadnego wyrazu twarzy. Wydawało się jedynie, że lekko uniosłaś brwi, ale w rzeczywistości zmuszony zostałaś do zachowania powagi. – To znaczy ja mam, ty wszystko komplikujesz.

   – U-Um... – mruknął jedynie cicho, dalej za tobą idąc. Nie mógł zrobić nic innego. Nie znał cię, a wolał się na starcie nie narażać.

   Uśmiechnęłaś się ledwo widocznie, patrząc daleko przed siebie. Przypomniałaś sobie, jak sama byłaś tak młoda i beztroska jak oni... Jak całe nowe pokolenie. Niczym się nie martwiłaś, właśnie dopóki twoi rodzice nie...

   Przerwałaś, zatrzymując się w pół kroku, tym samym doprowadzając Kibę do zderzenia się z twoimi plecami. Jako niedoświadczony shinobi nie miał jeszcze tak wyostrzonej intuicji. Nie wiedział więc przez to, że się zatrzymasz. Był również rozkojarzony, bo jego przyjaciel biegał gdzieś po Konosze bez opieki, prawdopodobnie doprowadzając do jakichś nielicznych strat.

   – Młody, leć do Naruto i z nim zostań. Za wszelką cenę nie wychodź, rozumiesz? Temu małemu imbecylowi też to przekaż – ostrzegłaś, zupełnie na niego nie patrząc. Nie byłaś w stanie. Wiedziałaś już, co się dzieje i jak to się skończy, jeśli się nie ruszysz.

   Inuzuka, choć tego nie pokazał, wywęszył niebezpieczeństwo już wtedy, kiedy rozdzielono go z Akamaru. Czuł kogoś nieznanego w wiosce. Jakąś złowrogą chakrę. Tylko dlatego cię posłuchał i pędem wbiegł po schodach do mieszkania Naruto. Poczekałaś jedynie, aż ci krzyknie, że wszystko w porządku. Zrobił to prawie od razu.

   Odetchnęłaś z ulgą, machając mu jeszcze i zainteresowanemu sytuacją blondynowi. Cieszyłaś się, że chociaż jeden z nich wszystko zrozumiał. Liczyłaś też na to, że powstrzyma nieokrzesanego jinchūrikiego przed jakąś chorą akcją. Nie chciałaś nikogo mieszać, a tym bardziej dzieci, w tą dziwną historię. Wystarczyły ci osoby, które o wszystkim wiedziały.

   Kiedy tylko drzwi za chłopcami się zatrzasnęły, ruszyłaś pędem przed siebie. Do twojego domu został dosłownie kawałek. Kawałek szybkim biegiem... Nie było czasu do stracenia.

   Plan został opracowany idealnie. W końcu pracował nad nim Shikaku z twoją drobną pomocą. Nic nie mogło pójść źle — jedynie tego byłaś pewna. Bałaś się tylko, że przy którymś z etapów zawalisz. Pierwszy właśnie się zaczynał.

   Gotowa?

   Mam nadzieję.

  •••  

   Uchyliłaś cicho drzwi, powstrzymując sapanie spowodowane sprintem. Zmachałaś się, racja. 

   Start.

   – Kakashi? – zapytałaś cicho, zamykając za sobą drzwi.

   W domu było nadzwyczaj cicho. Dziwne jak na to, że zostawiłaś go z klonem. Swoim klonem. Byłaś pewna, że coś z nim robił, ale jeszcze nie stał się kałużą, co mogłaś stwierdzić po tym, że jego wspomnienia do ciebie nie dotarły.

   Nie pokwapiłaś się nawet do zdjęcia butów. Czas naglił, a plan już się zaczął. Usłyszałaś cichy stukot na piętrze. Bez namysłu tam poszłaś, skradając się. Normalnie tak byś nie postępowała, ale w chorą paranoję wpędził cię fakt, że nie wyczuwałaś chakry siwowłosego, a co dopiero własnego klona. Co się, do cholery, dzieje?

   Stanęłaś na podłodze, wyczuwając delikatne wibracje. Boso dałabyś radę lepiej je wyłapać, ale jeżeli zmuszona zostałabyś natychmiast do ucieczki, to nie pomyślałabyś wtedy nawet o zakładaniu [rodzaj butów] ponownie. Po prostu biegłabyś jak najszybciej, dopiero w bezpiecznym miejscu martwiąc się o ranne stopy.

   Zmieniłaś swoje ciało w kałużę wody, uprzednio dwa palce składając przed sobą w skupieniu. Może ta technika wyglądała na banalną, ale kompletnie nie była. Utrzymanie całej cieczy w jednym miejscu wymagało ogromnego doświadczenia. Gdyby chociaż jedna kropelka gdzieś się odłączyła, poczułabyś ogromny ból i kto wie, czy wróciłabyś do normalnej postaci cała i czy w ogóle dałabyś radę się scalić.

   Strasznie powoli zaczęłaś się przesuwać po drewnianej podłodze. Mknęłaś w stronę sypialni, bo właśnie stamtąd dochodził ten dźwięk. Z kolei dość dziwny dźwięk. Nie przypominał ci niczego, co już słyszałaś, ale spodziewałaś się, że nie mogło to być nic zbyt złego. Na odgłos walki nawet nie brzmiał czy tortur. Tym bardziej w czyimś domu przy możliwości zobaczenia tego przez okno.

   Wsunęłaś się przez szparę pod drzwiami tak bezszelestnie, żeby najpierw zobaczyć, co się dzieje, a dopiero potem reagować. Z początku nic nie dostrzegłaś. Również nic nie słyszałaś. Dopiero po wsunięciu się całkowicie do środka zobaczyłaś twojego klona z Hatake leżących razem na łóżku. Odetchnęłaś w duchu, że to tylko oni. Chociaż tajemniczy dźwięk zostawał tajemnicą.

   Wróciłaś do swojej ludzkiej postaci. Całe szczęście, że wszystko było na miejscu. Kiedyś zdarzyło ci się przemieszczać w ten sposób po piasku i jakaś kropla wsiąknęła w niego, ponieważ nie bardzo się kontrolowałaś. Po scaleniu się nie miałaś rękawa od bluzki. Byłaś szczęśliwa, że jedynie tyle ucierpiało i postanowiłaś nie stosować więcej tej techniki w nieodpowiednich warunkach przyrodniczych, ani także podczas stresujących sytuacji. Chociaż już ci się zdarzyło, kiedy uciekałaś chwilę przed przywracaniem Kakashiego do życia. Hah.

   – Kakashi – szepnęłaś, patrząc na śpiącego shinobi. – Powinieneś zachować ostrożność, a nie w najlepsze drzemać.

   Uśmiechnęłaś się łagodnie do siebie (i to dosłownie), po czym odwołałaś swoje pilnujące mężczyzny ciało. Do twojej głowy wpadły wspomnienia z całego dnia. Przez chwilę stałaś w milczeniu, zaciskając jedynie lekko pięści. Nie spodziewałaś się, że możesz być aż tak naiwna. Cóż, miłość podobno zaślepia. Kiedy już wszystko wiedziałaś, spaliłaś ostrego buraka. Zabiję go jak nic...

   Usiadłaś obok pochrapującego Hatake, po czym pogładziłaś go po policzku. Przypomniał ci się wasz pierwszy taki dotyk. Nawet nie za młodu, bo stosunkowo niedawno, kiedy ten naprawiał ci drzwi i lekko podpity zasnął na twoim łóżku. Praktycznie od tego wszystko się zaczęło i miałaś nadzieję, że w tym momencie się nie skończy.

   – [I-Imię]? – sapnął zachrypniętym głosem, unosząc się na łokciach.– To już ty?– Przetarł oczy, pozwalając ci ujrzeć swojego połyskującego Sharingana.

   Pokiwałaś głową na potwierdzenie tych słów, zaraz jednak przypomniałaś sobie, co zrobiliście. To znaczy Kakashi z klonem...

   – Masz coś na swoje wytłumaczenie? – Spojrzałaś mu głęboko w oczy, powoli zauważając pojawiające się w nich zakłopotanie.

   – Ee...– Podrapał się niepewnie po karku, uciekając od twojego wzroku. – Kocham cię wystarczy? – Zaśmiał się zdezorientowany.

   Odpuściłaś mu. W końcu miał rację i ty go też kochałaś. Prędzej czy później i tak by do tego wszystkiego doszło, więc nie mogłaś się na niego denerwować. Mimo wszystko cały dzień spędził z tobą, a nie z kimś innym. Uśmiechnęłaś się, łapiąc delikatnego rumieńca, po czym mocno przytuliłaś srebrnowłosego.

   – Kretyn... – szepnęłaś cicho, czując jego łagodny dotyk na swoich plecach.

   Etap drugi czas start.

~

No więc ja się nie odzywam.
Do kiedyś tam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top