37.
– [Imię], tata i ja chcemy z tobą porozmawiać – odezwała się twoja rodzicielka, siadając po turecku przy stole.
Spojrzałaś na nią z ukosa, niespecjalnie będąc zainteresowaną tym, co ma ci do powiedzenia. Bardziej obchodziły cię wtedy twoje dwie malutkie kukiełki, którymi często się bawiłaś. Były to kilkucentymetrowe lalki wyrzeźbione kiedyś przez twojego dziadka na twoje czwarte urodziny. Odkąd je dostałaś, nigdy nie pozwoliłaś nikomu ich dotknąć. Może i byłaś jedynie małym dzieckiem nie rozumiejącym wielu rzeczy, ale te dwie zabawki miały dla ciebie naprawdę ogromne znaczenie.
– Słuchasz, co do ciebie mówię? – kontynuowała siwowłosa kobieta, patrząc, jak niechętnie odwracasz się w jej stronę.
– Tak, tak, słucham – odpowiedziałaś, wstając z ziemi i podchodząc do małego domku dla lalek.
Nie zważając na wzrastającą irytację rodzicielki, dalej bawiłaś się w dom, udając, że jedną z kukiełek jesteś ty, a drugą jakiś wymarzony książę z bajki, który kiedyś spłodzi twoje dzieci.
– [Imię] – w kuchni nagle rozbrzmiał niski głos ojca – odłóż te zabawki i zacznij w końcu słuchać tego, co mamy ci do powiedzenia.
Wzdrygnęłaś się, słysząc gardzący ton staruszka. Zawsze, gdy się denerwował, miał w zwyczaju mówić właśnie tym sposobem, co ogromnie cię przerażało. Byłaś w końcu tylko małym dzieckiem, które wiedziało jedynie, czym jest życie i śmierć.
Podniosłaś się z podłogi na drżących nogach, po czym dosiadłaś się do rodziców, zabierając uprzednio kukiełki. Przełknęłaś głośno ślinę, zupełnie nie wiedząc, czego możesz się spodziewać. Zazwyczaj, gdy przychodziło na swego rodzaju rodzinne obrady, tematem konwersacji były różne błędy, które popełniałaś. Nie raz dostawałaś pouczenia, że tego nie wolno robić, a tamto wykonuje się inaczej, po czym obrażałaś się na parę starszych ludzi, ponieważ nie rozumiałaś, dlaczego są dla ciebie tacy oschli. Wtedy jeszcze nie wiedziałaś, że pragną dla ciebie jak najlepiej i dlatego podczas tych rozmów zawsze byli tacy poważni. Po prostu martwili się o twoją przyszłość. Pragnęli bowiem, byś nigdy nie popełniła jakiegoś okropnego błędu, który zniszczyłby ci życie. Gdybyś tylko wtedy to wiedziała, reagowałabyś spokojniej na ich reprymendy, ale w większości przypadków ich przemówienia kończyły się twoim płaczem i obrażaniem się na nich.
– Kaede, możesz zacząć – powiedział ojciec, dając tym sposobem do zrozumienia twojej matce, że tę lżejszą część może wyjaśnić ona, zaś on zajmie się tym, za co na pewno się zdenerwujesz.
– [Imię], z tatą zauważyliśmy, że zaczęłaś zadawać się z synem Sakumo – przekrzywiłaś głowę, nie bardzo kojarząc osobę, o której mówiła kobieta. – Biały Kieł Konohy. Teraz na pewno wiesz, o kogo chodzi, prawda? – zapytała, uśmiechając się niepewnie.
Przytaknęłaś, ale jednocześnie z tym zalały cię pytania dotyczące tego, czego oni mogli chcieć od Kakashiego i jego taty. Przecież żaden z nich nigdy nic ci nie zrobił i nawet nie słyszałaś, żeby którykolwiek z wyżej wymienionej dwójki jakkolwiek źle przysłużył się Wiosce. Dlaczego więc rodzice przyczepili się do tego, że zaprzyjaźniłaś się z Kakashim?
– Cieszę się, że wiesz, o kim rozmawiamy – kontynuowała, poprawiając w międzyczasie zasłaniającą oczy grzywkę. – Ostatnio stało się coś złego... Prawdopodobnie jesteś za mała, żeby to wszystko zrozumieć, ale posłuchaj. Tata tego chłopca – przerwała na chwilę, bacznie przyglądając się twojej twarzy – nie wypełnił misji, przez co nasza Konoha poniosła naprawdę ogromne straty. Gdyby nie on, prawdopodobnie nie musielibyśmy dzisiaj przeprowadzać z tobą tej rozmowy... – Spojrzała znacząco na męża, dając mu tym sposobem do zrozumienia, że dalej on ma mówić.
– Nie chcemy, żebyś zadawała się z synem kogoś, kto naraża dobro Wioski na niebezpieczeństwo przez swoje chore pobudki. Kakashi prawdopodobnie w przyszłości będzie jak Sakumo, a ty, przebywając z nim długi czas, możesz również się taka stać. Naprawdę nie chcemy, żebyś również została skazana na potępienie całej Wioski – powiedział, patrząc dokładnie na twoją reakcję.
Przez moment siedziałaś w ciszy, bo jeszcze nie dotarły do ciebie słowa rodziców. Musiałaś wszystko przeanalizować swoim wciąż rozwijającym się mózgiem, a gdy już to zrobiłaś, oczy ci się zeszkliły, zaś dolna warga zaczęła drgać w momencie, w którym ścisnęłaś dłonie w piąstki.
– Ale wy niczego nie rozumiecie! – krzyknęłaś sfrustrowana. – Kakashi jest miłym chłopcem i nigdy nie popełniłby takiego błędu! Nie znacie go i nie zabronicie mi się z nim spotykać! – Wraz z ostatnim wypowiedzianym słowem uderzyłaś pięścią w stół, by pokazać dwójce dorosłych, jak bardzo cię zdenerwowali, po czym w mgnieniu oka wybiegłaś z domu, zalewając się słonymi łzami.
Gdzieś w połowie drogi zdałaś sobie sprawę z tego, że nie musisz biec, bo nikt cię nie goni. Domyśliłaś się, że rodzice dali ci czas na przemyślenie tego, ale wiedziałaś, że na pewno nie przystaniesz na ich warunki. Za bardzo lubiłaś Kakashiego, żeby tak łatwo zniszczyć wszystko, co między wami powstało. W końcu był twoim cennym przyjacielem, z którym dogadywałaś się jak z mało kim. Nikt by nie chciał psuć takiej znajomości tylko ze względu na durne pobudki rodziców, którzy przecież nic nie rozumieją, prawda? Tak przynajmniej wtedy myślałaś.
Usiadłaś nad małym strumykiem, nad którym zawsze spędzałaś czas na treningach z Kakashim i Jiraiya'ą, po czym zanurzyłaś w nim swoje drobne nóżki. Woda była chłodnawa, ale idealnie łagodziła gorąc, który oplótł twoje ciało, jakby był grubą liną. Momentalnie węzły się rozwiązały, a ty mogłaś w końcu odetchnąć.
Spojrzałaś na swoje odbicie w tafli strumyka — miałaś lekko podpuchnięte oczy, zaróżowione policzki, które delikatnie ubrudziły się kurzem, gdy biegłaś ulicami Konohy podczas kilkutygodniowej suszy, a także twoje zawsze upięte w dwa kucyki włosy były potargane od wiatru irytująco podmuchującego tamtego dnia.
Serce wciąż drgało w przyspieszonym tempie, a oddech nie ustabilizował się jeszcze przez kolejne kilka minut, jednak z czasem fizyczny spokój nastąpił, pozwalając ci w końcu wziąć głęboki oddech, by następnie dać możliwość mózgowi na przeanalizowanie zaistniałego problemu.
Miałaś do wyboru albo zerwać kontakty z Kakashim i żyć w spokoju już do końca życia swoich rodziców, albo przeciwstawić się ich decyzji, prawdopodobnie narażając się tym sposobem na srogą karę, przez którą tak czy inaczej przestałabyś spotykać się z Hatake. Wybór należał do ciebie, ale nie wiedziałaś, co zrobić, bo obydwa były identyczne w skutkach. Chociaż z jednej strony mogłaś łagodnie powiedzieć chłopcu, że nie możesz już z nim rozmawiać, jednak tak bardzo nie chciałaś tego robić, że aż na samą myśl o tym, jak srebrnowłosy może na to wszystko zareagować, zbierały ci się łzy w oczach. Z drugiej zaś strony znajdowała się opcja z tym, że to twoi rodzice jakoś załatwią tę sprawę, co nie brzmiało za ciekawie. Kto wiedział, co mogliby mu powiedzieć?
Tak myśląc, stwierdziłaś, że najlepiej będzie pójść na kompromis, a dokładniej: zerwać wszelkie kontakty z Kakashim, mimo olbrzymiej niechęci do tego, ale nie na zawsze. Chciałaś bowiem powrócić do niego jakiś czas po tym, gdy rodzice już całkiem zapomnieliby o tej sprawie.
– Przecież nie można całe życie trzymać urazy... prawda? – zapytałaś na głos samą siebie, przemywając twarz chłodną wodą ze strumyka, który zdawał się naprowadzać cię na jakąś konkretną odpowiedź, jednak ty jej nie dostrzegałaś.
– Można – odpowiedział ci ktoś znajdujący się gdzieś za tobą.
Natychmiast odwróciłaś się z wciąż mokrą twarzą i zobaczyłaś go. Chłopca o ciemnych i śmiesznie ulizanych włosach, który stał metr z tyłu, dumnie wypinając pierś do przodu. Kojarzyłaś skądś jego twarz, ale nie znałaś ani jego nazwiska, ani imienia.
– Kim jesteś? – zapytałaś cicho, mrugając kilkakrotnie, gdy ten podszedł do ciebie i jakąś chustą otarł ci twarz.
– Ja? – zamyślił się na chwilę. – Jestem odwiecznym rywalem Kakashiego! Na pewno dużo ci o mnie opowiadał – stwierdził hardo, uśmiechając się do ciebie szeroko.
– Pierwszy raz o tym słyszę – powiedziałaś dość sucho, unosząc jedną brew do góry.
Gdy ogórek tylko to usłyszał, automatycznie się załamał, co było widać po jego iście teatralnych łzach, które zaczęły spływać wodospadami po policzkach chłopca, a także po podupadłej pozie, w której wylądował, by pokazać to, jak się czuje.
– Więc? Jak masz na imię? – ponowiłaś pytanie, wstając z ziemi i podając dłoń ciemnowłosemu, by mógł stanąć swobodnie na nogach.
– Guy. Guy Might. – Chwycił twoją rękę, co spowodowało, że nagle pożałowałaś swojej chęci pomocy.
Uścisk chłopca był tak mocny, że natychmiast w twoich oczach zebrały się łzy bólu ilustrujące w dość bezpośredni sposób jego siłę.
Nie chciałaś stracić jednej z ważniejszych kończyn w swoim ciele, dlatego szybko pociągnęłaś Guya ku górze, by móc w końcu się uwolnić.
– [Imię] [Nazwisko] – przedstawiłaś się, rozmasowując obolałą dłoń.
– Wiem. – zaśmiał się, pokazując ci uniesiony w górę kciuk. – Kiedyś widziałem cię z Kakashim, więc zapytałem, jak się nazywasz. Nie uwierzysz, ale nie chciał powiedzieć! Ale później wygrałem z nim w pojedynku i od razu mi wszystko wyśpiewał.
– Ta, rozumiem. To u niego normalne – mruknęłaś, wzruszając ramionami. – Co tu robisz? – zapytałaś, z nieznanych ci przyczyn chcąc kontynuować rozmowę.
– Właściwie... nie wiem, ale skoro już tu jestem, to może mały pojedynek? – Napiął dumnie biceps, chcąc jeszcze bardziej wyeksponować swoją siłę, jednak na tobie nie zrobiło to większego wrażenia.
– Tylko nie uciekaj w podskokach, Guy – zażartowałaś.
Na chwilę się odprężyłaś, pozwalając sobie na odpoczęcie od myślenia o sprawie z Kakashim. Nie mogłaś bowiem wtedy nic z tym zrobić, ponieważ nie wiedziałaś, gdzie był Hatake, ani jak mu to najłagodniej powiedzieć. Jako małe dziecko dostałaś naprawdę ciężki orzech do zgryzienia, z którym musiałaś sobie jakoś poradzić, nieważne jak, ważne, żeby w ogóle to zrobić.
•••
– Nie mówiłeś, że korzystasz tylko z taijutsu – powiedziałaś, podpierając się rękoma o ugięte nogi, gdy już wasza popychanka dobiegła końca.
Z Guyem walczyłaś tylko chwilę, bo przegrałaś po jakichś pięciu minutach szybkiej walki wręcz, ponieważ poziomy waszych umiejętności były zdecydowanie zbyt od siebie oddalone, żeby nazwać je równymi. Nie zdążyłaś nawet użyć poprawnie żadnej techniki, a z góry już nadlatywała wyprostowana noga ogórka.
– A ty, że twoim żywiołem jest woda. – Spojrzał znacząco na strumyk wciąż płynący tak, jak wcześniej, jednak z drobnymi falami, które wywołałaś podczas używania jednego z jutsu.
Uśmiechnęłaś się przepraszająco, mrużąc przy tym oczy.
– Muszę już wracać do domu – stwierdziłaś, patrząc na zachodzące słońce. – Do zobaczenia, Guy! – Pomachałaś chłopcu i nie czekając na jego reakcję, pobiegłaś przed siebie.
W rzeczywistości wcale nie wracałaś do mieszkania, ale przecież nie mogłaś powiedzieć Mightowi prawdy. Jeszcze zacząłby pytać, a ty nie chciałaś odpowiadać na żadne pytania, a tym bardziej nie mogłaś sobie pozwolić, by ktoś poza tobą i twoją rodziną o tym wiedział.
Skręcając w uliczkę, którą często chodziłaś z nudów, wpadłaś na kogoś przez swoje rozkojarzenie. Przez chwilę nic nie widziałaś, bo ta osoba złapała cię za ramiona, gdy tylko w nią uderzyłaś, a ty przez to twarz miałaś zanurzoną w jej klatce piersiowej, jednak prawie od razu odsunęliście się od siebie, po czym momentalnie zderzyliście się zdziwionymi spojrzeniami.
– [Imię]?
– Senpai?
Zapytaliście w tym samym czasie, obydwoje oblewając się rumieńcami zawstydzenia.
– Nie zauważyłem cię – stwierdził z podtekstem nabijającym się z tego, że byłaś od niego niższa.
Prychnęłaś jedynie w odpowiedzi, odwracając głowę w bok. Hatake często zdarzało się żartować z twojego wzrostu, więc przyzwyczaiłaś się już do tego, jednak w tamtej chwili musiałaś pominąć wszystkie myśli, które pchały cię do tego, by nie zrywać kontaktów z chłopcem.
– Skoro już jesteśmy razem, może pójdziemy tam, gdzie zawsze? – zapytał, jak zwykle nie wyrażając zbyt wielu emocji.
– Kakashi – zaczęłaś, patrząc na sandały przyjaciela – n-nie chcę cię więcej widzieć... – jęknęłaś pod nosem, czując przyspieszenie bicia swojego serca.
– Co? – mruknął, grzebiąc w uchu. – Nie usłyszałem, co powiedziałaś.
Zacisnęłaś usta w wąską linię, wiedząc, że z trudem udało ci się to wydusić za pierwszym razem, a on kazał ci powtórzyć to ponownie, w dodatku zachowując się w tak ignorancki sposób.
Nabrałaś powietrza do ust, chcąc wszystko wyjawić na jednym wydechu tak głośno, jak tylko potrafiłaś, po czym krzyknęłaś:
– Idioto! Nie chcę cię więcej widzieć, rozumiesz?!
Czarne źrenice i tak ciemnych już oczu Hatake rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, mierząc cię od góry do dołu.
– O czym ty mówisz? – zapytał jeszcze spokojnie, marszcząc brwi. – Patrz mi w oczy, jeśli chcesz, żebym ci uwierzył! – podniósł głos, po czym szybkim ruchem dłoni uniósł twoją twarz za podbródek tak, by wasze spojrzenia mogły się spotkać.
– Czego nie rozumiesz?! – krzyknęłaś, zalewając się słonymi łzami. – Prościej nie potrafię!
Szybko wyrwałaś się z uchwytu srebrnowłosego, po czym pobiegłaś w kierunku swojego domu, zostawiając zszokowanego chłopca na środku ciemnej uliczki, w której nikt nie mógł zobaczyć jego łez, które spłynęły mimowolnie po policzkach Kakashiego.
– Dlaczego...? Co takiego zrobiłem? – zapytał sam siebie, uderzając pięścią w budynek znajdujący się obok niego. – No co?!
Nigdy nie pokazujący swoich uczuć Hatake w końcu wybuchł, zalewając się gorzkimi łzami przez osobę, którą uważał za przyjaciółkę, jednak zrozumiał to dopiero po tym, gdy już ją stracił i nie mógł nic z tym zrobić.
Widział twoją zapłakaną twarz, kiedy mówiłaś dosadnie to wszystko i nie potrafił się nawet ruszyć. Jego ciało było jak skamieniałe, a krtań zacisnęła się jakby pod wpływem grubej liny używanej często do wiązania zakładników, przez co stał tylko w miejscu jak głupi, wyjąc w niebogłosy niczym wilk podczas pełni.
Dlaczego to musiało się stać? Tylko te pytanie krążyło mu po głowie przez całe życie, dopóki ponownie cię nie poznał.
~
Yup, it's me.
W sumie nie wiem, spać mi się chce.
Dobrej nocy i do następnego, yo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top