33.

~JEŻELI JESTEŚ GRZECZNYM DZIECKIEM, UWAŻAJ NA SPORĄ ILOŚĆ WULGARYZMÓW W TYM ROZDZIALE!~

   – A więc znowu się spotykamy, [Imię].

JAKIŚ ROK WCZEŚNIEJ

   Gdy wiatr zawiał mocniej, a słońce zniknęło już całkowicie za deszczowymi chmurami, przywódca Akatsuki postanowił zwołać zebranie, na które dopiero po kilku minutach stawili się wszyscy członkowie niebezpiecznej organizacji. Pain spojrzał na wszystkich swoim Rinneganem, badając mimikę twarzy każdego z osobna. Nie ukazując zawiedzenia wywołanego niemożnością zobaczenia chociażby oczu Tobiego, odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę żywo gestykulującego dziecinnego członka Brzasku. Mężczyzna natychmiast zamilkł i spojrzał prosto w oczy rudego, które nie wyrażały nic więcej poza obojętnością.

   – Zwołałem was tutaj, bo chciałem zrobić małe przegrupowanie w obecnych zespołach – powiedział zimnym tonem głosu, zakładając ręce przed sobą w oczekiwaniu na sprzeciwy.

   – Coo? Ale po chuj? Zajebiście mi się pracuje z Kakuzu! – jak na życzenie Paina odezwał się Hidan, który jęczał tak, jakby ktoś właśnie sprzątnął mu ofiarę prosto sprzed nosa.

   – A ja z chęcią zmieniłbym towarzysza. Przez tego idiotę ciągle się spóźniamy, bo odpierdala te swoje rytuały gdzie popadnie – warknął Kakuzu, niebezpiecznie patrząc na siwowłosego. – Gdyby nie był nieśmiertelny, już dawno musiałbyś wymieniać mi partnera.

   – Kakuzu, gnoju! – jęknął Jashinista, będąc jednocześnie mocno zdenerwowanym i zawiedzionym.

   – Do tej kłótni brakuje jeszcze mówiącego o sztuce Deidary – wtrącił się Kisame, śmiejąc się ze swojego komentarza. – A, zapomniałem. Już go z nami nie ma. – Podrapał się niby zakłopotany po karku, ale w rzeczywistości go to bawiło, bo w końcu blondyn został pokonany przez młodszego brata jego partnera, który jeszcze parę lat temu nie potrafił dobrze kontrolować Chidori.

   – Lider-sama, mógłbyś kontynuować? – zapytał w końcu Uchiha, którego najmniej obchodziły te wszystkie sprzeczki. Chciał tylko dowiedzieć się, z kim będzie dane mu współpracować i komu ewentualnie wypali oczy swoim Amaterasu.

   – Chcę, żebyście wszyscy zaczęli dogadywać się między sobą, bo to, co obecnie prezentujecie, jest strasznie niekorzystne dla całego Akatsuki – powiedział, nie zwracając uwagi na kręcącego się w miejscu Tobiego czy grzebiącego w uchu Hidana, którzy zdecydowanie mieli w głębokim poważaniu jego słowa i nawet nie potrafili zachować pozorów. – Przejdę od razu do podziałów.

   Mężczyzna kolejno wymieniał nowe pary i miejsca, w których mieli się spotkać, a byli nimi: Kakuzu oraz Tobi, Kisame z Zetsu, Itachi wraz z Hidanem, a także niezmienna para Paina i Konan. Nie obyło się bez zrzędzeń ze strony siwowłosego, że nie chce, żeby Uchiha grzebał mu w umyśle czy też wesołych okrzyków zamaskowanego, że w końcu będzie mógł wrócić do poszukiwania ogoniastych, bo po straceniu Deidary rudowłosy jeszcze nikogo mu nie przydzielił.

   – Powodzenia – dodał jeszcze, po czym opuścił pokój obrad organizacji.

   Zaraz po nim wszyscy zaczęli się wyłączać z konwersacji, chcąc jak najszybciej dotrzeć do swoich nowych partnerów. Musieli ustalić między sobą plany, których będą używać podczas walki z wrogiem, a także poznać dokładnie umiejętności towarzysza, by nie zawieść na żadnej z powierzonych im misji.

•••

   [Kolor]włosa kolejny rok gnała za Orochimaru jakimś cudem wciąż niezauważona, dokładnie zaznaczając na mapie każdą jego kryjówkę. Przez te parę lat nie była jeszcze w żadnej wiosce, ani nie spotkała na drodze żywego człowieka, dlatego zdziwiła się, gdy podczas postoju wykryła jakąś silną chakrę zmierzającą w jej kierunku. Podniosła się z ziemi i nawet nie próbowała uciekać, ponieważ była pewna tego, że przeciwnik już ją wyczuł i właśnie dlatego zbliżał się do niej z każdą sekundą coraz szybciej. Wyjęła z kabury jeden kunai, którym zamierzała się na dłuższą metę bronić, chociaż do tego miała jeszcze kilka asów w rękawie.

   – Wow! Wiedziałem, że po lesie chodzą różne dzikie kuny, ale tak zajebistego okazu żem jeszcze nie widział! – powiedział siwowłosy mężczyzna, oplatając kobietę od tyłu silnymi rękoma, którym pozwolił pougniatać przez chwilę piersi [kolor]okiej.

   Zdezorientowana dziewczyna, nie bardzo rozumiejąc postępowanie obcego mężczyzny, zdzieliła go umiejętnie łokciem w brzuch, czując przy tym palącego rumieńca na jednym policzku. Odskoczyła od wroga kilka metrów i przyjrzała mu się uważnie. Fioletowooki trzymał się za miejsce, w które oberwał parę sekund wcześniej, uśmiechając się przy tym, jakby otrzymał jakiś świetny prezent pod choinkę. W rzeczywistości cieszył się z otrzymanego bólu, bo w końcu mógł zaspokoić swoje masochistyczne pociągi.

   – Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? – zapytała, dla własnego bezpieczeństwa trzymając kunai w gotowości do obrony lub ewentualnego ataku.

   – Oi, oi, zluzuj poślady! Przechodziłem akurat obok i wyczułem twoje jędrne cycuszki, więc wpadłem trochę pomacać, ale jeśli tego nie chcesz, to cię zwyczajnie zapierdolę, a później pobawię się w nekrofila. – Uśmiechnął się sadystycznie, zgrabnym ruchem dłoni ściągając ze swoich pleców czerwoną kosę o trzech ostrzach.

   Nikt nic więcej nie powiedział, bo shinobi zajęli się walką na dystans. Hidan wiele razy rzucał ostrzem w stronę kunoichi, jednak ta umiejętnie go unikała, czasami nawet odbijając je rzuconym kunaiem lub uderzeniem z półobrotu. Jednak z czasem mężczyzna zaczął nudzić się zabawą w kto pierwszy kogo złapie, dlatego rozpoczął walkę na poważnie.

   – Pokaż, kotku, co masz w środku! – krzyknął, podbiegając do kobiety z zamiarem przecięcia jej na pół.

   Wymachiwał kosą niczym utalentowany Shinigami, pomagając przy tym przyrodzie: ścinał zniszczone gałęzie drzew, kosił trawnik, a nawet idealnie przycinał żywopłot, ale nie mógł za nic trafić kunoichi Liścia... do momentu, w którym kobieta nabrała się na jedną z jego zmyłek. Hidan pchnął swoją broń prosto na [odcień]skórą, a ta kucnęła odruchowo na ziemi, chcąc uniknąć trzech idealnie zaostrzonych trójkątów, jednak nie przemyślała tego ani trochę. Na śmierć zapomniała o tym, że przecież ulepszone narzędzie rolnicze jest przyczepione grubą liną do mężczyzny i dlatego zawsze z łatwością do niego wraca. Wystarczyłoby je odciąć, ale wtedy było już na to o dwie sekundy za późno, bo kosa z powrotem zmierzała ku właścicielowi. Bezradna w tamtym momencie [Imię] szybko odskoczyła w prawo, unikając jedynie poważniejszych ran, bo siwowłosemu nareszcie udało się ją drasnąć.

   – Ha! Jashinie-sama, mam nadzieję, że obserwujesz tę walkę z zacieszem na mordzie, bo właśnie pokonałem szmatę! – krzyknął w niebogłosy, po czym zlizał świeżą krew z największego ostrza.

   Kobieta podniosła się z równo przyciętej trawy i z obrzydzeniem spojrzała na mężczyznę. A co, jeżeli miała HIV? Nie powinna przejmować się zdrowiem wroga, ale te myśli tak same z siebie wtargnęły do jej umysłu.

   – Co ty odwalasz?! – zapytała, łapiąc się za przecięcie na lewym ramieniu.

   – Jak to, kurwa, co? Czczę Jashina-samę! – krzyknął, niemal nie dławiąc się, gdy podczas głośnego śmiechu do jego gardła wleciała czarna mucha, która chwilę wcześniej siedziała na odchodach jakiegoś niedźwiedzia.

   – Jedzeniem krwi i owadów? – prychnęła lekko rozbawiona, widząc wykrzywioną twarz siwowłosego.

   – A zamknij się już! – warknął zirytowany, zaczynając swój rytuał.

   Ku zdziwieniu kobiety, ciało Hidana zmieniło kolor na nieskazitelną czerń ubrudzoną białymi pasami, które trochę przypominały malowidła ludzi z epoki kamienia łupanego, chociaż większość określiłaby te wzory bardziej jako wyglądające jak szkielet człowieka. Mężczyzna wysunął z lewego rękawa ostro zakończony metalowy pręt i przejechał po jego długości lekko zabarwionym od krwi językiem. [Imię] wciąż przyglądała mu się zniesmaczonym wzrokiem, zastanawiając się, czy nie powiedzieć na głos o tym, jak te lizanie drążka wygląda. Powstrzymało ją jednak dziwne uczucie, które pojawiło się zaraz po narysowaniu przez fioletowookiego trójkąta wpisanego w okrąg.

   – Teraz powinnaś krzyczeć z przerażenia i błagać na kolanach – poruszył znacząco brwiami, chcąc uświadomić kobiecie, co dokładnie ma na myśli – o przebaczenie! Hidan-sama, będę już grzeczną dziewczynką, więc proszę, pozwól mi przejść na jashinizm!, tak to, kurwa, powinno wyglądać, a nie tak jak teraz, że tylko stoisz i głupkowato się uśmiechasz – powiedział, w połowie zdania imitując głos [kolor]włosej.

   – Hę? A czego mam się niby bać? Gościa, który z zadowoleniem liże pręt? – prychnęła, ale od razu tego pożałowała, gdyż Hidan bez zbędnych ceregieli postanowił wbić sobie drążek prosto w prawy bok, co zabolało również ją.

   Kobieta padła na kolana, jęcząc z bólu, który przeszył ją dokładnie w tym miejscu, w które siwowłosy zranił samego siebie. Nic nie rozumiała z tego, co właśnie zrobił Hidan, ale była pewna, że to zakazana technika, której nie dało się powstrzymać. Analizując swoje marne położenie, doszła do wniosku, że nie może już z nim walczyć, bo skoro zranił siebie i ona również to odczuła, to podczas starcia wyglądałoby to tak samo.

   – Zajebiste uczucie! – powiedział głosem brzmiącym tak, jakby właśnie dostał orgazmu. – Czujesz to, prawda? Tę przelewającą się krew, szybciej bijące serce i adrenalinę, która wzrasta z każdą chwilą, bo nie wiesz, co zaraz zrobię? – Westchnął głośno i jednym zgrabnym ruchem pozbył się metalu ze swojego boku.

   – Co ty mi zrobiłeś?! – krzyknęła, dławiąc się własną krwią w momencie, gdy fioletowooki wyjął pręt ze swojego ciała.

   – Ja tylko pokazuję ci, że warto przejść na jashinizm, ale sama zdecydowałaś, że masz w dupie mojego boga, więc teraz giń, szmato! – Zaśmiał się, będąc zadowolonym ze swojej pouczającej wypowiedzi.

   – Cz-Czekaj, co ty...?! – przerwała w połowie zdania, gdy za siwowłosym pojawił się jakiś mężczyzna.

   Parę sekund przed ostatecznym ukłuciem prosto w serce, ciało czarnoskórego zastygło w bezruchu, a sam wyraz jego twarzy zmienił się z uśmiechniętego na strasznie zdenerwowany. Powodem tego był sam Uchiha, który postanowił za spóźnialstwo mężczyzny przeszkodzić mu w rytuale, łapiąc go w genjutsu.

   – Itachi, do chuja, co ty odkurwiasz?! – wrzasnął fioletowooki, gdy już udało mu się wyrwać z iluzji.

   – Miałeś stawić się pod tamtym drzewem – wskazał spokojnie palcem na rozciągającą się nad innymi koronę z liści – dokładnie godzinę temu. Kakuzu mówił, że możesz się spóźnić, bo będziesz poświęcał losowych przechodniów Jashinowi, więc postanowiłem cię poszukać, ale nie sądziłem, że napadniesz na szpiega z Konohy – powiedział obojętnym tonem głosu, przyglądając się uważnie ochraniaczowi kobiety.

   – Daj mi ją poświęcić, a później możemy pójść zajebać tych... jak im tam było? – zapytał, zapominając, co tak naprawdę było celem ich misji. Nie, żeby nie słuchał podczas zebrania. On tylko dbał o czystość swoich uszu.

   – Jinchūrikich – dokończył Itachi, stając obok mężczyzny.

   – Właśnie! Jinchūrikich! – Jashinista pomachał rękami niczym Tobi na głodzie słodyczowym, chcąc otrzymać zgodę od posiadacza Sharingana.

   – Hidan, odpuść tym razem – powiedział twardo Uchiha i od razu było wiadomo, że nie zmieni zdania. – Ona nam nie zagraża. To tylko pies Konohy, który węszy za Orochimaru. Mieliśmy pozwolić Liściowi pozbyć się tego przeklętego węża – mruknął tak głośno, by kobieta nie była w stanie tego usłyszeć.

   – Czy ty zawsze musisz mieć tę pieprzoną rację? – warknął, chowając pręt z powrotem do rękawa. – Mam nadzieję, że dzięki tobie Jashin nie potrąci mi z nieśmiertelności... – Zatarł znak swojego boga na ziemi, a jego ciało w tym czasie wróciło do naturalnych kolorów.

   – Jashin raczej nic ci nie potrąci za jedno złamanie regulaminu, co innego Kakuzu. Znowu zniszczyłeś płaszcz. – Westchnął, znacząco wpatrując się w dziurę na biodrze Hidana.

   – Jebać Kakuzu i jego pieniądze. Wiara jest ważniejsza, pieprzeni niewierzący – warknął, spoglądając na [kolor]włosą. – Czego jeszcze tak siedzisz? Na twoim miejscu już dawno bym stąd spierdolił, byleby ocalić swoją bladą dupę. Swoją drogą... przydałoby się ją opalić, co nie, Itachi? – zapytał, na co Uchiha tylko zdzielił sobie mentalną piątkę w czoło.

   Postanowił następnym razem porozmawiać z Painem o doborze partnerów. Nie chciał więcej pracować z takim kretynem, którego obchodzi tylko jego interes.

   – Skąd wiesz, że śledzę Orochimaru? – Z ziemi w końcu podniosła się dwudziestoośmiolatka, patrząc bez obawy prosto w oczy Uchihy, co było kompletną głupotą z jej strony.

   Ciemnowłosy nic nie odpowiedział, a na jego ramieniu usiadł czarny ptak, który w jednym oku posiadał Sharingana. [Imię] zdziwiła się nie na żarty.

   – To teraz zwierzęta też potrafią używać dōjutsu? – zapytała, otwierając szeroko oczy.

   – Banda idiotów... – skomentował Uchiha i ruszył w swoją stronę, a zaraz za nim Hidan.

   – To jak to w końcu jest? – jęknęła, nie otrzymując odpowiedzi na pytanie.

•••

   – Na moje nieszczęście masz rację, Itachi.

~

OCZYWIŚCIE STANDARDOWO MOICH WYWODÓW NIE TRZEBA CZYTAĆ.

Ten dylemat: kończyć shota czy brać się za kolejny rozdział? No ale widzicie, za co się wzięłam, niahaha.
Pamiętacie, gdy pytałam o Waszych ulubionych członków Akatusków? Tak? To dobrze. Gdy podliczyłam głosy, najwięcej mieli Itachi (22) i Hidan (17) [a jeżeli ktoś chce koniecznie wiedzieć, to Tobi (12), Kisame (4), Kakuzu (3), Konan i Pain (2), a biedny Zetsu (0)], więc postanowiłam zrobić z nich tymczasowy zespół z racji, że Tuski pracowali tylko w parach. I w sumie walić to, że drewniak nigdy z nikim nie współpracował (chyba, że coś przeoczyłam). Teraz będzie miał pyszną rybkę za partnera. :)))
Próbowałam trochę śmieszkować w tym rozdziale, bo ogólnie to Hidan i przy nim zawsze ryj mi się cieszył (aż głupio się przyznać, ale przy walce kibicowałam mu, a nie Asumie), więc z całych sił pragnęłam oddać jego charakter. Jak mi to wyszło? A cholera wie!
Od teraz zaczynam sprawdzać rozdziały, bo nie chcę znowu czuć się głupio przez to, że autokorekta wymieniła mi np. słowo spać na srać. Rozumiecie, nie?
Znowu za dużo piszę, ych... Ale gdzieś muszę wyładować swoje emocje nagromadzone podczas pisania tego czegoś.
Właściwie na początku nie miałam w ogóle zamiaru robić tego całego zebrania Tusków, ale jakoś musiałam wyjaśnić, dlaczego te dwa młokosy są razem w teamie, nie? No więc stąd powstał motyw tuskowego zebranga.
W sumie... wyszedł dialogowy rozdział, lol. Już od lat czegoś takiego nie robiłam. ;~;
Gdy moje zrzędzenie jest dłuższe niż najdłuższy opis w całym rozdziale... OK.
Wystarczy. Do następnego, yo!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top