26.

~W ROZDZIALE POJAWIAJĄ SIĘ WULGARYZMY, UWAGA NA OCZY~

   – Ino, mogłabyś mi zrobić bukiet chabrów? – zapytałaś blondynkę, rozglądając się uważnie po sklepie.

   Dlaczego tak właściwie byłaś w kwiaciarni państwa Yamanakich? Już tłumaczę, chwilka. Od razu po przebudzeniu nawiedziły cię słowa Piątej o tym, że Hatake jest w szpitalu. Szybko zebrałaś się w sobie i postanowiłaś, że go odwiedzisz. Jako, że nie miałaś kompletnie pojęcia, co mu kupić, a z pustymi rękoma było ci głupio przychodzić, zawitałaś w najlepiej ci znanej kwiaciarni w Konosze.

   – [Imię]-san, kiedy wróciłaś? – Ino z zaciekawieniem spojrzała na ciebie, układając starannie niebieskie chabry.

   Podniosłaś wzrok na blondynkę i uśmiechnęłaś się niepewnie.

   – Wczoraj wieczorem – powiedziałaś szybko i podeszłaś do lady, by zapłacić za swój bukiet.

   – Mhm, powodzenia! – Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i poklepała cię po ramieniu, chcąc dodać ci otuchy.

   Podziękowałaś i szybko wyszłaś, pragnąc odetchnąć świeżym powietrzem. Strasznie się stresowałaś. Bałaś się, jak Kakashi zareaguje na twój widok. Będzie zły? A może szczęśliwy?, pytałaś siebie w myślach, idąc powolno w stronę konohańskiego szpitala.

   Po krótkiej chwili stanęłaś przed ogromnym budynkiem, przyglądając mu się. Ile spędziłaś tam czasu w swoim krótkim życiu? Strasznie dużo — czyli dokładnie tyle, co przeciętny shinobi. Wciągnęłaś głośno powietrze nosem i ruszyłaś ku wejściu do środka.

   – Przepraszam – podeszłaś do lady, przy której siedziało kilka pielęgniarek – w której sali leży Kakashi Hatake? – zapytałaś drżącym głosem, patrząc w oczy rudej kobiecie.

   – Idź tym korytarzem, ostatnie drzwi na lewo – powiedziała, pokazując ci przy okazji drogę delikatnym ruchem dłoni.

   Podziękowałaś skinięciem głowy i ruszyłaś niepewnie przed siebie. Próbowałaś trzymać nerwy na wodzy, ale wszystkie zerwały się, gdy tylko stanęłaś przed drzwiami prowadzącymi do Kopiującego. Poprawiłaś swoją [kolor] koszulkę i spodnie, przejechałaś dłońmi po rozpuszczonych włosach, by nie sterczały we wszystkie strony, po czym prawie bezgłośnie rozsunęłaś drzwi. Spojrzałaś w stronę łóżka, na którym leżał srebrnowłosy, ale prawie od razu twój wzrok spoczął na jego dłoni, która z czułością dotykała twarzy jakiejś kobiety. Delikatnie gładził jej gładki policzek, a ona rumieniła się przez ten łagodny gest.

   Twoja obserwacja trwała dosłownie pięć sekund, dopóki nie spostrzegła cię brązowowłosa. Spojrzała pytająco w twoją stronę, a ty natychmiast zamknęłaś za sobą drzwi i wrzuciłaś niebieskie chabry do kosza na śmieci, który znajdował się obok sali. Pobiegłaś pędem do wyjścia, czując, że twoim ciałem za moment zawładnie głośny szloch. Nawet nie usłyszałaś, że szatynka cię woła. Wiedziałaś tylko, że chcesz znaleźć się jak najdalej od tamtego miejsca.

   – Ayame, kto to był? – zapytał srebrnowłosy, patrząc na kobietę, która chwilę temu wołała uciekającą [kolor]włosą, stojąc na korytarzu.

   – Nie mam pojęcia, kim ona była, ale przyniosła bukiet chabrów. – Wyjęła kwiaty z kosza i weszła do sali, zamykając za sobą drzwi.

   Brązowooka włożyła prezent do dzbanka stojącego na półce obok łóżka i wróciła spojrzeniem na Kakashiego.

   – Chabry, co? – Hatake przyglądnął się uważnie wiązance – Wiesz, co one oznaczają w mowie kwiatów? – zapytał Ayame, na co ta tylko pokręciła głową. – Boję się porozmawiać z tobą lub wyznać ci, co czuję – stwierdził krótko, po czym zamyślił się na chwilę, spoglądając w przestrzeń. – Cóż, nieważne. Pewnie znowu przyszła jakaś dziewczyna, która chciała, bym się z nią umówił. Dziękuję za odwiedziny, możesz już iść. – Pożegnał grzecznie szatynkę, uśmiechając się uprzejmie pod maską.

   W czasie, gdy srebrnowłosy otwierał jedną z książek Jiraiya'i, ty wbiegałaś na Górę Hokage, na której zawsze płakałaś, gdy byłaś jeszcze małym dzieckiem. Gdy się przewróciłaś i zdarłaś kolano — szlochałaś na wzgórzu, gdy pokłóciłaś się z rodzicami — wyrzucałaś z siebie wszystkie smutki na głowie jednego z przywódców Konohy, a nawet wtedy, gdy w najmniej spodziewanym momencie wybuchałaś płaczem, bo za długo tłumiłaś w sobie emocje. Byłaś prawdziwą beksą, dopóki nie wkroczyłaś w wiek nastoletni. Twój charakter w końcu się ukształtował, wygląd się zmienił... Jednak prawie zawsze w trudnych chwilach przychodziłaś na Górę Hokage, by przemyśleć męczące cię sprawy. Od wielu miesięcy, a może nawet lat tam nie byłaś, bo w twoim życiu nic się nie komplikowało, dopóki na nowo nie poznałaś Hatake. Wraz z nim wszelkie za i przeciw wróciły, ciągnąc za sobą bolesne wspomnienia oraz tonę innych problemów.

   Usiadłaś pod jednym z drzew i schowałaś głowę na ugiętych nogach, by móc szlochać bez potrzeby tłumaczenia się przechodniom, którzy zawsze pytali, czy coś się stało. Dlaczego płakałaś? Przecież oficjalnie nie byłaś z Kakashim w żadnym związku, nawet nie wyznałaś mu swoich uczuć, a jego mogły wygasnąć po trzech latach twojej nieobecności, gdy czekał na twój powrót tak, jak opowiadała ci Sakura — stojąc przed bramą Konohy i patrząc w dal w oczekiwaniu na ciebie. Mimo tego wszystkiego, nie mogłaś pogodzić się z tym, że tak szybko znalazł sobie kogoś, kto z łatwością cię zastąpił. W dodatku była ładna i hojnie obdarzona przez Matkę Naturę, co jeszcze potęgowało twój smutek.

   Zawyłaś głośno, przypominając sobie chwile, w których byliście razem, ratowaliście się nawzajem, dotykaliście swoich ciał czy nawet siedzieliście w ciszy, wpatrując się w siebie ze spokojem. Pociągnęłaś nosem, zdając sobie sprawę z tego, że po raz pierwszy zakochałaś się w kimś na zabój ze wzajemnością i to ty sama zepsułaś wszystko, co mogło się jeszcze między wami wydarzyć. Byłaś głupia. Mogłaś mu powiedzieć o misji, a co zrobiłaś zamiast tego? Uciekłaś, nawet nie mówiąc mu, że go kochasz, bo tak właśnie to wszystko wyglądało, prawda? Miłość dla shinobi jest naprawdę zgubnym uczuciem. Dlatego właśnie ninja powinien wyzbyć się wszystkich swoich emocji, ale do czego by to prowadziło? Zapewne do szaleństwa, zguby czy nawet śmierci i właśnie z tego powodu postanowiłaś dalej czuć. Kto wiedział, że to może cię zgubić?

   Uniosłaś głowę do góry, by przetrzeć mokre od łez policzki. Nie wiedziałaś, ile tak płakałaś, ale przekrwione oczy świadczyły o tym, że z pewnością dość długo.

   Podniosłaś się na równe nogi, podpierając się o drzewo, by nie upaść i zrobiłaś kilka kroków, żeby zatrzymać się, słysząc podejrzane kroki. Przez te trzy lata wyostrzył ci się słuch i z łatwością mogłaś rozpoznać, że ktoś skrada się w twoją stronę. Kucnęłaś, udając, że wiążesz buta, chociaż był to naprawdę głupi pomysł, patrząc na to, że sandały shinobi nie miały sznurówek i wsłuchałaś się, z której strony nadchodzi zagrożenie. Najgorsze było to, że wróg był w kilku miejscach naraz, co jakoś specjalnie nie ułatwiało ci ucieczki, której chciałaś się dopuścić.

   – Czego ode mnie chcesz? – zapytałaś chłodno, podnosząc się, gdy tylko poczułaś czyjąś obecność za plecami.

   Gdy nie usłyszałaś odpowiedzi ze strony napastnika, natychmiast się odwróciłaś. No dobra, nie oszukujmy się. W momencie, w którym chciałaś spojrzeć do tyłu, przeciwnik przycisnął ci do ust chusteczkę nasączoną jakąś podejrzaną substancją, przyciągając cię boleśnie do siebie. Przynajmniej dowiedziałaś się, że to mężczyzna. Szarpałaś się przez moment, ale nic to nie dało. Jakby nie patrzeć... ty byłaś tylko drobną kobietą, a napastnik muskularnym chłopakiem. Nic dziwnego, że nie zdołałaś uciec. Zaczęłaś się zastanawiać, gdzie są wszyscy ludzie, którzy jeszcze niedawno tamtędy przechodzili, ale nie dane ci było dłużej o tym myśleć, bo napar w końcu wkroczył do akcji, odbierając ci przytomność.

•••

   – Bum, bum, kap, kap, krew, krew, ból, ból, śmierć, śmierć! – ciche podśpiewywanie losowych słów roznosiło się po całym pomieszczeniu, tworząc niezwykle głośne echo.

   Zbudzona tym hałasem podniosłaś głowę, ale nic nie zobaczyłaś, pomimo otwartych oczu. Chciałaś się odezwać, ale twoje usta zostały przewiązane jakąś brudną szmatą tak samo jak oczy. Siedziałaś na starym, drewnianym krześle, do jego nóg mając przywiązane łydki, a ręce ściśnięte kajdankami za oparciem. Zaczęłaś panikować, nie znając swojego położenia i sytuacji, w której się znajdowałaś. W kilka sekund zrobiło ci się niesamowicie gorąco, a po twarzy spłynęło kilka pojedynczych kropel potu. Przestałaś się wiercić dopiero wtedy, kiedy po pomieszczeniu rozniósł się głos kobiecych obcasów.

   – Widzę, że w końcu się obudziłaś – napastnik szepnął ci prosto do ucha, kładąc swoje chłodne dłonie na twoich ramionach, przez co przeszedł cię zimny dreszcz. – Pewnie nic nie rozumiesz, prawda? Stopniowo będę ci wszystko tłumaczył, więc niczym się nie przejmuj.

   Wzdrygnęłaś się, słysząc jego jadowity ton głosu. Miałaś wrażenie, że skądś kojarzysz tego mężczyznę, ale, gdy tylko odsunął się od ciebie, uderzając obcasami o podłogę, automatycznie zostałaś zbita z tropu. Szpilki? Zaraz, chłopak w kobiecych butach? Nie, ta sprawa zdecydowanie śmierdziała i to nie tylko damskimi perfumami.

   Brzdęk tłuczonego szkła odwiedził twoje uszy, a zaraz po nim przyszedł z wizytą odgłos ostrzonych ostrzy. Zacisnęłaś ręce w pięści, obawiając się najgorszego. Nie mogłaś używać żadnych technik przez to, że kajdanki były za mocno zaciśnięte, a o wołaniu o pomoc musiałaś zapomnieć. Nikt by nie usłyszał, a poza tym — nadal miałaś szmatę w ustach, która uniemożliwiała ci powiedzenie czegokolwiek.

   – Krok, krok, krój, krój, ciach, ciach, krew, krew, ból, ból... – znów ten głos, ale trzy razy głośniejszy, bo z każdym kolejnym wyrazem mężczyzna podchodził coraz bliżej ciebie – W końcu poczujesz, czym jest prawdziwy ból fizyczny, marna pocieszycielko. – Nie mogłaś zobaczyć psychicznego uśmiechu napastnika, który pojawił się na jego twarzy zaraz po uniesieniu ostrza w górę, chociaż to chyba lepiej dla ciebie...

   Chłopak zaśmiał się nienormalnie i wbił powoli nóż w twoje [kolor skóry] udo, wywołując tym sposobem krzyk z twoich ust, który zduszony został brudną szmatą. Zaczął rozcinać skórę idealnie naostrzonym ostrzem od biodra do kolana lewej nogi, śmiejąc się przy tym w niebogłosy. Z każdym kolejnym twoim jękiem jego rechot wzmagał się, a jasna ciecz skapywała ciurkiem na zimną posadzkę.

   – Zagrajmy w grę w pytania. Jeżeli odpowiedź będzie brzmiała tak, pokiwasz głową, a jeśli nie, pokręcisz nią. Zrozumiałaś? – zapytał, a ty od razu użyłaś ustalonego sygnału. – Bardzo dobrze – powiedział cicho, dotykając tępą stroną noża twój podbródek. – Zaczynajmy. Wiesz, dlaczego tutaj jesteś? – spojrzał na ciebie kpiąco, widząc jak odpowiadasz negatywnie na zadane pytanie – Powinnaś to wiedzieć, puszczalska szmato. – uderzył cię z otwartej dłoni w twarz – Mówiłem, że za każdą niepoprawną odpowiedź będę cię karał? Nie? To już o tym wiesz. – uśmiechnął się triumfalnie – Twoje ciało jest zbyt idealne. Drażni mnie to.

   Jak na zawołanie delikatna skóra z twojego policzka została nacięta skalpelem, przez co zawyłaś głośno, a z twoich oczu pociekły pojedyncze łzy, prawie natychmiast wsiąkając w materiał przepaski.

   – Znasz Ka-chana, prawda? – zapytał, jednak pokręciłaś głową, nie rozpoznając imienia, przez co od razu dostałaś w twarz. – Nie okłamuj mnie! Bardzo dobrze widziałem was razem, gdy... gdy... gdy się obściskiwaliście! – krzyknął, zakrywając zarumienioną twarz, której i tak nie widziałaś. – To przez takie szmaty jak ty on przestał mnie odwiedzać! Jesteś z siebie zadowolona?! Nienawidzę cię, kurwo! – wykrzyknął, stając za tobą, by po chwili pociągnąć cię mocno za włosy, wyrywając ich część.

   Twój stłumiony krzyk rozniósł się po pomieszczeniu, a wkurzona jeszcze chwilę temu twarz napastnika nabrała rumieńców podniecenia. O co tutaj, do cholery, chodzi?!, jęknęłaś w myślach, zaciskając ręce w pięści. Nic nie rozumiałaś z tego, co mówił do ciebie mężczyzna. Wiedziałaś jedynie, że jest to silnie powiązane z Hatake, którego wcześniej nazwał Ka-chanem, ponieważ tylko z nim od wielu lat okazywałaś tyle czułości.

   Gra w pytania trwała jeszcze parę godzin, dopóki nie straciłaś przytomności na skutek zadanych ci obrażeń. Jednak nie dane ci było na długo zasnąć, ponieważ napastnik wstrzyknął w twoje żyły jedną ze swoich podejrzanych substancji, która natychmiast cię obudziła. Podniosłaś głowę, wciąż nic nie widząc i wyostrzyłaś słuch, by rozejrzeć się po pomieszczeniu.

   – Mam na dzisiaj jeszcze jedno pytanie. – zatrzymał się na chwilę, chcąc dodać dramaturgii sytuacji, w której się znajdowałaś – Cz-Czujesz coś do Ka-chana? – zapytał, oblewając się sporym rumieńcem.

   Przez chwilę analizowałaś wszystko. Ten Ka-chan to Kakashi, tak? Mimo tego, że widziałaś go z inną... jaka była prawda? Ciągle coś do niego czułaś, czyż nie? Oczywiście, że tak było. W końcu te uczucie rosło w siłę przez trzy lata, gdy go nie widziałaś. Pociągnęłaś nosem i kiwnęłaś głową.

   – K-Kochasz go? – zadał pytanie, a ty bez zastanowienia odpowiedziałaś na nie twierdząco – Zabiję cię, suko! Ka-chan należy tylko do mnie! Wszystkie kurwy, które się do niego zbliżą, zginą! Ty będziesz pierwsza...

   Sekundy, minuty, godziny... Nie wiedziałaś, ile trwała cisza, która zapanowała po wypowiedzeniu przez niego tych słów, ale z każdą kolejną chwilą bicie twojego serca coraz bardziej wzrastało, a strach przed nadchodzącym zagrożeniem nasilał się mocniej i mocniej, tworząc gęsią skórkę na całym twoim ciele. W końcu pustkę przecięły kroki, a razem z nimi przyspieszony oddech mężczyzny, który w pewnym momencie zaczął łaskotać cię w kark.

   – Giń, giń, zdychaj, zdychaj, śmierć, śmierć! – krzyknął, podnosząc w górę nóż do mięs.

   W mgnieniu oka zamachnął się i przebił cię na wylot, głośno przy tym rechocząc. Z twoich ust wydobył się potworny krzyk, którego nie zdołała zahamować nawet brudna szmata, którą zostałaś w jakimś stopniu uciszona, a razem z nim krew, przez którą zaczęłaś się stopniowo dławić.

   – Zdechnij jak najszybciej, bym mógł...

   Nie usłyszałaś nic więcej. Twoje oczy zamknęły się, a z ust wypłynęła ciemna ciecz, plamiąc przy tym podarte ubrania, które miałaś na sobie. Życie uchodziło z ciebie z każdą kolejną sekundą. To był zdecydowanie koniec twojej podróży jako kunoichi Konohy. Przynajmniej oddałaś się w pełni Liściowi. Niczego nie żałowałaś. Byłaś spełnioną ninja. Mimo tego wszystkiego w twoim pustym umyśle pozostała jedna niewyjaśniona historia. Kakashi Hatake — ktoś, kogo pokochałaś całym sercem i chciałaś mu się oddać w stu procentach, ale... nie dostałaś ku temu szansy. Przynajmniej miałaś pewność, że już jest szczęśliwy ze swoją nową dziewczyną. Tyle ci wystarczyło, by móc odejść w spokoju.

~

WAŻNE PYTANIE!
Kogo (poza Sasorim i Deidarą) z Akatsuki lubicie najbardziej?

Zapomniałam w poprzednim rozdziale dopisać, że Reader wyszła ze swojej choroby - niedowład kończyn - podczas trwania misji. Po prostu zgubiła kartkę, na której były zapisane dawki i godziny, o których powinna je przyjmować, więc którejś nocy przećpała całe lekarstwo, a choroba od razu zniknęła. *poof*

To kolejny rozdział, który ma dwie wersje, ale zdecydowałam się na tę, bo poprzednia była w cholerę przewidywalna, a motywy w niej zawarte powtarzające się, przesłodzone i nudne. Jeśli nie wiecie - nie znoszę takich scenariuszy, dlatego powstał ten rozdział. Wakacje jednak dobrze na mnie wpłynęły.
Dobra, mniejsza. Do następnego, yo!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top