25.

   Minęły jakieś trzy lata, odkąd wyruszyłaś na misję związaną z Orochimaru. Od tamtego czasu strasznie się zmieniłaś. Ze względu na to, że nie miałaś kiedy zawitać u fryzjera, ponieważ wąż zawsze przemieszczał się poza zasięgiem jakichkolwiek wiosek, twoje włosy stały się dłuższe o kilkanaście centymetrów, przez co zaczęłaś je wiązać w wysoką kitkę, by nie przeszkadzały ci podczas polowań czy śledzenia sannina. Przez jedzenie niewielkich porcji jedzenia — głównie jakichś upolowanych ryb czy zebranych owoców z drzew — schudłaś kilka kilogramów. Tęskniłaś za konohańskim ramenem czy nawet słodkim dango, które zdarzało ci się spożywać na różnych festynach. Bardzo chciałaś już wracać do Konohy, ale nie mogłaś tak szybko sobie na to pozwolić, bo misja wciąż się nie skończyła.

   Orochimaru przebywał już w swojej kryjówce od jakiegoś czasu, a ty spokojnie czuwałaś sto metrów od niej, by nie zostać wykrytą. Właśnie miałaś odbyć swoją godzinną drzemkę, gdy w odległości kilometra od miejsca, w którym znajdował się wąż, wyczułaś zbliżających się ludzi. Domyśliłaś się, że to shinobi, ponieważ przemieszczali się o wiele szybciej niż normalni obywatele świata ninja. Szybko podniosłaś się i zabrałaś swoje rzeczy, by móc się ukryć i pozostać niezauważoną, ale nie zdążyłaś ugasić ognia, na którym smażyłaś rybę. Nie było już czasu na używanie wodnych technik, dlatego po prostu uciekłaś w prawo, by nikt cię nie złapał, a w lewą stronę posłałaś swojego wodnego klona, by w razie czego śledził nieznajomych.

   Ukryłaś się za krzakami, obserwując w ciszy to, co działo się przed tobą. Gdy shinobi byli już na tyle blisko, byś mogła ich usłyszeć, do twoich uszu dotarł znajomy głos chłopca, który niegdyś nie miał żadnych przyjaciół. Otworzyłaś szerzej oczy, gdy cała trójka wylądowała w miejscu, w którym jakiś czas temu obozowałaś. Ledwo ich poznałaś. To tak teraz wygląda drużyna Kakashiego?, zapytałaś samą siebie w myślach, przyglądając się grupie.

   – Yamato-sensei, ktoś tutaj jest – powiedziała pewnie różowowłosa, patrząc w skupieniu na powoli gasnący płomień.

   – Nie możemy marnować czasu na takie głupoty. Sasuke jest już niedaleko, dattebayo! – jęknął Naruto, ciągnąc się za włosy na głowie.

   – Wiesz dobrze, że jesteście osłabieni i potrzebujecie krótkiej przerwy, a także nie możemy sobie pozwolić, by ktoś nas śledził – stwierdził sucho wysoki mężczyzna, którego głos skądś kojarzyłaś, jednak nie mogłaś sobie pozwolić na ujawnienie się, dlatego dalej siedziałaś w skupieniu za krzakami.

   Shinobi Konohy jeszcze chwilę rozmawiali, a ty przysłuchiwałaś im się, nie mając innego wyboru. W pewnym momencie cała trójka zamilkła. Chciałaś wychylić się, by sprawdzić, co się stało, jednak, gdy tylko uniosłaś się delikatnie w górę, silna, męska ręka uniosła cię na nogi, po czym przyłożyła kunai do szyi. W takiej sytuacji zostałaś bezbronna. Mogłaś walczyć, ale było to zbyt ryzykowne nie tylko dla ciebie, ale i dla ninja z tej samej wioski. Zamknęłaś oczy, spuściłaś głowę i westchnęłaś głośno, unosząc ręce w geście kapitulacji.

   – Dobra, macie mnie, ale co teraz ze mną zrobicie? – zapytałaś spokojnie, wciąż będąc zetkniętą plecami z klatką piersiową drewnianego ninja.

   Przed tobą pojawili się Sakura i Naruto, trzymając ręce założone na piersiach. Przyjrzałaś im się, podnosząc głowę. Uzumaki nadal biegał w pomarańczowym dresie, dzięki któremu wyróżniał się w tłumie, a Haruno zmieniła się bardzo. Na jej twarzy nie malowały się strach i niepewność, które kiedyś często u niej widywałaś. W końcu dostrzegłaś błysk determinacji w oczach dziewczyny i chęć walki, którą była wypełniona.

   – Wyrośliście. – Uśmiechnęłaś się łagodnie i w sekundę zamieniłaś się w kałużę, wyrywając się tym sposobem z drewnianego uścisku Yamato.

   Trzymałaś tę umiejętność w ukryciu, by uciec w jak najmniej spodziewanym momencie. Nie mogłaś sobie pozwolić na niepowodzenie misji. Gdy wsiąknęłaś w ziemię, Naruto od razu zaczął panikować, nie wiedząc, co się dzieje, a Sakura chciała użyć swojej ogromnej siły fizycznej, by zniszczyć podłoże, ale w ostatnim momencie zatrzymał ją Yamato.

   – Nie możemy się ujawnić. Jesteśmy obok kryjówki Orochimaru, dzieciaki. – uspokoił młodzież i skupił się, by cię wykryć – [Imię], jesteś uznana za zaginioną kunoichi. Powinnaś wrócić do Konohy. Niektórzy strasznie przejęli się twoim nagłym zniknięciem – powiedział, chcąc, byś wyszła z kryjówki.

   – Przecież wiem. Powinnam przeprosić i tak dalej, ale nie mogłam tego zrobić. – wypłynęłaś z ziemi na powierzchnię i zmaterializowałaś swoje ciało, dając wygrać Drużynie Siódmej – Miałam zostawić list, że wyruszam na misję, ale przypomniałam sobie, że to było tajne zadanie. Wiesz, postawiłam dobro mieszkańców ponad swoje i... – chciałaś kontynuować dalej, jednak szybko przeszkodziła ci Sakura.

   – Zgłupiałaś?! Co z tego, że misja była tajna?! Powinnaś chociaż powiedzieć o tym Kakashiemu-senseiowi! Wiesz, co ty z nim zrobiłaś?! Tyle razy widziałam go samotnie tułającego się po ulicach Konohy, zawsze z głową spuszczoną w dół. Prawie codziennie stał pod wejściem Liścia, oczekując twojego powrotu. Przez trzy lata to samo... Idiotka! – Sakura wymierzyła ci mocne uderzenie w policzek z otwartej dłoni, chcąc wyładować swoją złość i dać ci nauczkę.

   – Co ty wyprawiasz?! – krzyknął Yamato, po czym przytrzymał dziewczynę za ręce razem z Naruto – Uspokój się!

   – W porządku, należało mi się. – Machnęłaś dłonią, a drugą przyłożyłaś sobie do czerwonego policzka.

   Przyjęłaś ból ze spokojem, rozumiejąc, że źle postąpiłaś. Nie mogłaś sobie wyobrazić tego, co czuł Kakashi, gdy zniknęłaś bez słowa zaraz po tym, gdy wyznał ci, co czuł. Podejrzewałaś jedynie, że mógł pomyśleć, że wystraszyłaś się jego uczuć. Podniosłaś wzrok i spojrzałaś na spokojną już Sakurę, rozkojarzonego Naruto i Yamato, który jak zawsze miał ten sam wyraz twarzy.

   Postanowiłaś zaczekać na nich, aż wypełnią swoją misję. Doszliście do porozumienia dopiero po jakimś czasie, gdy blondyn wyskoczył z propozycją, byś wróciła z nimi do Konohy. Zgodziłaś się bez zbędnych ceregieli, nie chcąc narażać się Sakurze i Yamato. Kto jak kto, ale oni z pewnością nie odpuściliby ci tak łatwo, a zwłaszcza Tenzō, który był raczej w bliskich stosunkach z Hatake i chciał, by srebrnowłosy w końcu przestał zachowywać się, jakby miał zaawansowaną depresję.

•••

   Skakaliście z drzewa na drzewo w irytującej ciszy. Nie wiedziałaś, co wydarzyło się między tą czwórką (albo siódemką, jeśli liczyć Sasuke, Orochimaru i Kabuto) i raczej nie chciałaś się tego dowiadywać. Prawdopodobnie, gdybyś tylko poruszyła ten temat, któryś z nich by się zdenerwował. Podążałaś za Naruto i Sakurą, a za wami ciągnęły się baczne spojrzenia Saia i Yamato. Przez pewien czas czułaś się niekomfortowo. Już dawno nie rozmawiałaś z żadnym człowiekiem, żadnego też długo nie widziałaś — poza Kabuto, Sasuke, Orochimaru i jakimiś poplecznikami sannina.

   Zatrzymaliście się, gdy młodzież była już całkowicie wyczerpana. Domyśliłaś się, że wcześniej musieli stoczyć jakieś ciężkie pojedynki i oczywiście przebyć długą drogę, by dotrzeć tak daleko, bo po rozłożeniu śpiworów, od razu padli z przemęczenia. Zostałaś sam na sam z Saiem i Yamato, który postanowił pilnować cię całą noc. Sądził, że uciekniesz, gdy tylko on straci czujność, dlatego posłał bladoskórego po jakiś chrust na ognisko, a sam wziął się za układanie koła z kamieni. Przyglądałaś mu się w zamyśleniu, przypominając sobie momenty, w których sama musiałaś sobie radzić w takie noce. Zapragnęłaś jeszcze bardziej wrócić do Konohy, położyć się w swoim własnym łóżku i zasnąć, nie musząc martwić się o żaden atak dzikiego zwierzęcia czy napad z kradzieżą.

   Ciemnowłosy wrócił z patykami, a Yamato natychmiast rozpalił ogień, by ogrzać się jego ciepłem. Zaczynało robić się naprawdę chłodno, przez co zastanawiałaś się, czy dzieciom nie byłoby cieplej w namiotach. Już chciałaś zapytać o to Tenzō, ale ten przerwał ci, nie dając nawet zacząć zdania.

   – W porządku, nic im nie będzie. Gdybym był na twoim miejscu, martwiłbym się o siebie. Od twojego zniknięcia dużo się zmieniło. Nowa Hokage jest strasznie brutalna, więc uważałbym na słowa w jej towarzystwie – powiedział, ogrzewając dłonie ciepłem płomieni.

   Przytaknęłaś tylko w odpowiedzi i położyłaś się na trawie, by poobserwować coraz bardziej ciemniejące niebo. Zastanawiałaś się, co się stanie, gdy przekroczysz bramę Konohy. Z tą myślą zasnęłaś, nawet nie rozkładając śpiwora.

•••

   Zahamowałaś w trakcie drogi, gdy tylko znaleźliście się o krok od przekroczenia wejścia do Liścia. Bicie twojego serca natychmiast przyspieszyło, wszystkie za i przeciw, które jeszcze chwilę temu nie istniały, pojawiły się w twojej głowie, tocząc ze sobą zaciętą walkę o to, kto wygra, a wszystkie najgorsze scenariusze ułożone przez ciebie w trakcie podróży przypomniały ci się i razem z resztą przeciwwskazań zablokowały wejście do Wioski. Kropelka potu spłynęła po twoim czole i uderzyła o twardą ziemię, tworząc przy tym niesłyszalny hałas. Czułaś się, jakby ktoś przypiął ci do nóg łańcuchy zakończone metalowymi kulami, przez które nie mogłaś chodzić.

   – No, [Imię]-san! Chodź już, dattebayo! – Naruto klepnął cię lekko w ramię.

   Podniosłaś wzrok na chłopaka (masz metr sześćdziesiąt wzrostu, więc Naruto jest od ciebie wyższy o całe sześć centymetrów i tak, musiałam narzucić taką liczbę) i ujrzałaś jego ciepły uśmiech. Chłopak, nie widząc żadnej reakcji z twojej strony, po prostu wziął cię na ręce jak pannę młodą i postawił za bramą.

   – Dziękuję, Naruto – powiedziałaś cicho, po czym wciągnęłaś głośno powietrze i uśmiechnęłaś się szeroko do nastolatka.

   Szybkim krokiem ruszyłaś w stronę budynku Hokage, chcąc jak najszybciej oddać wszystkie dokumenty, które udało ci się zgromadzić podczas trwania misji. Po paru minutach znalazłaś się pod ogromnym budynkiem. Przyjrzałaś mu się ukradkiem i weszłaś do środka, nie chcąc dłużej zwlekać. Szłaś krętym korytarzem, szukając wejścia do biura i udało ci się to po dłuższym czasie. Zapukałaś delikatnie w drzwi i czekałaś na pozwolenie, dopóki nie usłyszałaś pewnego siebie, kobiecego głosu.

   – Wejść! – krzyknęła, odwracając się w stronę, z której dobiegało pukanie.

   Otworzyłaś drzwi i weszłaś do środka, prawie natychmiast zderzając się z szeroko otwartymi oczami Piątej. Kobieta wstała od biurka, nie dając ci nawet chwili na przywitanie się i te sprawy. Podeszła do ciebie i zaczęła dotykać po twarzy, jakby nie wierząc, że to naprawdę ty. W pewnym momencie odsunęła się, wzięła głęboki wdech i wymierzyła ci prawy sierpowy prosto w brzuch. Jej siła była tak niesamowita, że ten cios wyrzucił cię na korytarz razem z drzwiami.

   – Co ty sobie myślałaś?! Zostawiłaś Kakashiego... nie, zostawiłaś Konohę na pastwę losu i teraz wracasz jak gdyby nigdy nic?! Za kogo ty się uważasz?! – Kobieta pod wpływem gniewu uniosła cię za kołnierz koszulki i spojrzała głęboko w oczy.

   – Tsunade-sama! Proszę się uspokoić! – W waszą stronę biegła Shizune.

   Udało jej się przerwać całą tę farsę akurat w momencie, gdy Hokage chciała uderzyć cię własną głową w twoją. W chwili, gdy Piąta puściła cię, a ty zaraz po tym wyplułaś krew z ust, przyznałaś rację Yamato, który mówił, że lepiej przy niej uważać. Wytarłaś resztki krwi z kącików ust wierzchem dłoni i zdjęłaś swój ochraniacz, by wyjąć z niego dokładnie złożoną mapę.

   – Porozmawiamy w gabinecie? – zapytałaś, patrząc kobiecie prosto w oczy.

   Kiwnęła głową i biorąc głęboki wdech, weszła do biura. Podążyłaś za nią, a razem z wami Shizune, która obawiała się, że Tsunade ponownie wybuchnie i zniszczy połowę budynku. Piąta usiadła na swoim fotelu i spojrzała na ciebie, podpierając brodę na splecionych ze sobą dłoniach.

   – Więc...? – zapytała, chcąc wyciągnąć z ciebie informacje.

   – Trzeci Hokage jeszcze przed swoją śmiercią wysłał mnie na misję... na tajną misję, dlatego nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Wtedy nie mieliśmy nikogo, komu mogłabym przekazać te informacje... nie, nikogo zaufanego po prostu u władzy nie było. Wyraźnie zabroniono mi mówić o tym komukolwiek. – w międzyczasie podałaś Tsunade mapę złożoną w idealną kostkę – Celem misji było znalezienie wszystkich, a przynajmniej większości kryjówek Orochimaru, które rozmieszczone są praktycznie wszędzie w równych odstępach, nie dając się przy tym wykryć. Czerwonymi kółkami zaznaczyłam jaskinie, niebieskimi opuszczone wioski, a czarnymi stare grobowce. Trzeci chciał, by je wszystkie dokładnie przebadać, uważając przy tym. W końcu to kryjówki samego Orochimaru, a nie jakiegoś podrzędnego ninja. – spojrzałaś na blondynkę, która w skupieniu analizowała zawartość mapy – Mam nadzieję, że te informacje się jakoś przydadzą. Czy mogę już...?

   – Tak – powiedziała, nie dając ci dokończyć. – Wydaje mi się, że masz u kogoś spory dług do spłacenia. Gdy cię nie było, Kakashi ciągle płacił za twoje mieszkanie. Jeżeli cię to interesuje, to teraz leży w szpitalu. – Podniosła wzrok, by spojrzeć ci w oczy, po czym pożegnała cię kiwnięciem głowy.

   Wyszłaś przez wielką dziurę, na której miejscu kiedyś stały drzwi i ruszyłaś powolnym krokiem do wyjścia. Dlaczego nie zapytałam, czemu tam leży?, zapytałaś samą siebie, wychodząc z budynku Hokage.

   Po tym, gdy już trzecia osoba wypomniała ci twoje postępowanie w stosunku do Hatake, wystraszyłaś się. Bałaś się tego, jak masz spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnąć się i powiedzieć: Przepraszam., czy może po prostu go przytulić, by po tak długim czasie móc w końcu poczuć jego ciepło? Zrezygnowałaś z odwiedzin tamtego dnia i poszłaś do swojego domu.

   Wyjęłaś klucz, który zawsze miałaś w kieszeni spodni i otworzyłaś nim drzwi. Weszłaś do środka, mówiąc ciche: Wróciłam., jednak jak zawsze odpowiedziała ci głucha cisza, za którą tęskniłaś. Zdjęłaś buty i przeszłaś bosymi stopami po zakurzonej podłodze.

   – Będę musiała tutaj posprzątać... – mruknęłaś pod nosem, gdy otwierałaś drzwi do sypialni.

   Po wejściu do środka poczułaś dziwny zapach. Znajomy, a jednak nie mogłaś sobie przypomnieć, do kogo należał lub co go wytwarzało. Rzuciłaś plecak w kąt i otworzyłaś okno, by trochę wywietrzyć pokój. Jak pod wpływem dziwnej mocy, gumka, która trzymała twoje przydługie włosy w wysokiej kitce, pękła, a wiatr otrzymał możliwość rozwiania ich na wszystkie strony. Westchnęłaś i założyłaś [kolor] pasma za uszy, by później opaść ze zmęczenia na łóżku.

~

Dobrze. Wrócę za jakiś tydzień z nowymi pomysłami i możecie być pewne (A może pewni? Ostatnio sprawdzałam statystyki i pojawiali się tutaj mężczyźni...), że rozdziały będą pojawiały się częściej. Przynajmniej tak mi się wydaje, nic nie obiecuję.
Nie mam nic więcej do powiedzenia. Aż mnie samą to dziwi, bo zazwyczaj pod koniec zrzędzę o wszystkim i o niczym.
Cóż, to... do następnego, yo!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top