15.
– Hokage-sama, dowiedzieliśmy się wszystkiego o tej wiosce, tak przynajmniej sądzę – powiedziałaś głośno, stając z Hatake przed biurkiem Trzeciego.
Opowiedzieliście mu wszystko jak zwykle z każdym szczegółem. Widziałaś, jak wyraz twarzy Hokage zmieniał się z każdym kolejnym twoim słowem, wywołując u ciebie ogromne zażenowanie.
– Ekhem... – Trzeci odchrząknął głośno, dając wam do zrozumienia, że ma zamiar przemówić. – Rozumiem sytuacje, w których się znaleźliście. Od razu wrócicie tam ze wsparciem i powstrzymacie tę całą Beatrice. A waszym pomocnikiem będzie... – Sarutobi nie mógł dokończyć zdania, ponieważ do jego gabinetu wpadł...
– Yo, Kakashi! Dawnośmy się nie widzieli! Tym razem na pewno cię pokonam moją siłą młodości! – krzyknął Guy na całe gardło, wysuwając przed siebie uniesiony dumnie kciuk.
Hokage ponownie odchrząknął, chcąc kontynuować swoją wypowiedź.
– A waszym pomocnikiem będzie Guy Maito – dokończył, ledwo utrzymując nerwy na wodzy.
Garnkowłosy był jedynym jōninem, który nie wyruszył na misję i Trzeci musiał wysłać go razem z wami, chociaż bardzo dobrze wiedział, że mężczyzna będzie ciągle próbował wygrać w czymś z Hatake.
Staruszek westchnął głośno zrezygnowany i zmierzył waszą trójkę swoim analitycznym spojrzeniem. Gdy skończył zastanawiać się nad tą drużyną, machnął ręką, dając wam sygnał, byście opuścili już jego gabinet. Tak też postąpiliście, żegnając się zgodnym chórem z głową wioski. Mieliście ruszyć od razu z rana, dlatego bez większego zastanowienia rozeszliście się do domów, by odsapnąć po wyczerpującej podróży.
•••
– Dobry, Guy – powiedziałaś ochrypłym głosem, stając obok zielonego mężczyzny.
Przyszłaś dokładnie dwie minuty przed wyznaczonym czasem. Maito, w czasie, kiedy ty szykowałaś się do podróży, zdążył zrobić sto okrążeń wokół Konohy, dwieście pompek i trzysta przysiadów. Cóż... niektórzy mają niezliczone pokłady energii. Nie mogłaś tego powiedzieć o sobie, a zwłaszcza o poranku. Rannym ptaszkiem nie byłaś, więc z trudem przychodziło ci nawet zwykłe wyjście po brzasku, by kupić świeży chleb na śniadanie.
– Widzę, że świetnie ci się spało. To się dopiero nazywa siła młodości! – Mężczyzna, w ogóle się nie hamując, uderzył cię otwartą dłonią w plecy, omal nie przebijając cię na wylot.
Jęknęłaś z bólu, uśmiechając się delikatnie, by nie kłopotać mężczyzny.
– Tak, tak. Ta noc była jedną z ciekawszych. Nie mogłam doczekać się współpracy z tobą. Tak dawno nie pracowaliśmy razem. – Usiadłaś na trawie, przeczuwając, że srebrnowłosy na pewno się spóźni, a Guy poszedł w twoje ślady.
– Faktycznie. Ostatni raz byliśmy razem na misji, gdy mieliśmy dobre szesnaście lat. Zmieniłaś się od tamtej pory. – Czarnowłosy chciał ponownie poklepać cię po plecach, ale zgrabnym ruchem uniknęłaś ciosu, narażając na zniszczenie kamień, który znajdował się przed tobą.
– Nie zaprzeczę. – Uniosłaś kciuk wysoko w górę, naśladując Guya.
Ten zaśmiał się tylko, powtarzając po tobie ten ruch i pokazując swoje śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu. Podparłaś się na ramieniu mężczyzny i szybko uniosłaś się na równe nogi. Odwróciłaś się w stronę, z której nadcierał spóźnialski członek waszej drużyny. Hatake wesoło do ciebie machał, drapiąc się z zakłopotaniem po karku, ale szybko z jego twarzy zniknął uśmiech, kiedy obok ciebie stanął Guy, głośno się śmiejąc.
– Yo! Spóźniłem się, bo...
– Nie tłumacz się, ruszamy – zakomenderowałaś, odwracając się na pięcie i zmierzając w stronę głównego wyjścia z Konohy.
W twoje ślady natychmiast poszedł Guy, a Hatake stał jeszcze chwilę rozkojarzony twoją nagłą decyzją, ale szybko do was dołączył, trzymając ręce głęboko w kieszeniach. Po przekroczeniu bramy Liścia szliście jeszcze kawałek, by chwilę później wskoczyć na drzewo i przeć po gałęziach w stronę wioski.
Gdzieś w połowie drogi Guy stwierdził, że chce się pojedynkować z Kakashim na prędkość, chociaż wszyscy wiedzieli, że Maito jest przerażająco szybki. Jednakże Hatake również nie był wcale taki wolny, jak ci się wydawało. Mężczyźni przygotowali się do startu i na twój sygnał ruszyli pędem przed siebie. Ty tylko, poirytowana ich dziecinnym zachowaniem, pognałaś za nimi swoim tempem. Nie miałaś zamiaru zmęczyć się niepotrzebnie przed walką. W końcu czekała was kolejna trudna misja, którą tym razem wzięłaś na poważnie.
Przyspieszyłaś kroku, gdy spostrzegłaś, że już prawie nie widzisz swoich towarzyszy podróży. W krótkim czasie dogoniłaś ich na odległość, z której widziałaś dokładnie to, co działo się przed nimi, a nawet więcej — mogłaś już spokojnie dostrzec Wioskę Ukrytą w Koronach Drzew.
Chłopcy zatrzymali się niemalże w tym samym momencie na jednej z gałęzi, wytrącając cię tym sposobem z równowagi. Warknęłaś coś pod nosem zdenerwowana, stając pomiędzy nimi dwoma. Coś było na rzeczy. Mężczyźni w życiu nie przerwaliby nawet tak błahego pojedynku bez powodu. Rozejrzałaś się dookoła, szukając powodu ich postoju. Nie zajęło ci to długo. Po paru sekundach dostrzegłaś gdzieś na horyzoncie uśmiechniętą Beatrice. Stała przed wejściem do wioski, witając wesoło kolejnych przechodnych przybyszy. Pstryknęłaś towarzoszom palcami przed twarzami i od razu zeskoczyłaś na ziemię, nie czekając dłużej na partnerów. Nie mogłaś sobie pozwolić na zauważenie przez tę małą wiedźmę. Ruszyłaś przodem, gdy usłyszałaś, że mężczyźni również zeszli na twardy grunt.
Dojście do wioski nie zajęło wam dużo czasu. Zaledwie kilka krótkich minut. To był ten moment. Stanęłaś twarzą w twarz naprzeciw rudej dziewczynki, mierząc ją nie mówiącym nic spojrzeniem. Byłaś niezwykle spokojna jak na taką misję, jednak w środku biłaś się ze sobą, by znowu nie spieprzyć nic jak ostatnio. Tym razem musiałaś wziąć wroga na poważnie, bo konsekwencje lekceważenia przeciwnika poznałaś już bardzo wnikliwie.
– A więc znowu wróciliście, pieprzone gołąbeczki. – Rudowłosa zmierzyła was pewnym spojrzeniem, przyglądając się specjalnie dokładnie Guyowi.
Ten jednak nie zwrócił na nią większej uwagi. Pochłonięty był raczej tym, że jest o krok od wygranej. Od wioski dzieliło go zaledwie kilka metrów, a bardzo chciał pokonać swojego rywala. Szybko wbiegł przez bramę do środka, ale tak prędko, jak tam wszedł, tak w zawrotnym tempie otworzył usta w niemym zdziwieniu.
– A-Ale jak to? Jak ty...? Co?! – krzyknął sparaliżowany kolejną porażką.
Kakashi stał oparty o najbliższy budynek i czytał swoje hentaie, nie zwracając uwagi na mężczyznę w zielonym stroju.
– To całkiem proste posunięcie. W czasie, gdy ty dołączyłeś do [Imię], ja spokojnie użyłem Kage Bunshin i niezauważalnie wtargnąłem na teren wioski, poruszając się drzewami. Cały ten czas towarzyszył wam mój klon. Proste, prawda? – Hatake zamknął głośno książkę i podszedł do czarnowłosego – Uważaj, jest tutaj dużo komarów. Chyba nie chcesz jeść tych krwiopijców? – Srebrnowłosy szybko podniósł szczękę towarzysza z podłogi i wrócił ją na swoje pierwotne miejsce, przymykając prawe oko w spokojnym uśmiechu.
– Wygrałeś tym razem, ale zwycięzcą kolejnego pojedynku z pewnością zostanę ja! – Mężczyzna szybko się rozpromienił i uniósł swój kciuk wysoko w górę, oślepiając błyskiem swych białych zębów Kakashiego.
– Suiton: Suijinheki*! – krzyknęłaś, zasłaniając niezidentyfikowane pociski wroga lecące w twoją stronę.
CHWILĘ WCZEŚNIEJ
Maito wbiegł do wioski, nie wyczuwając, że Hatake już dawno tam był. Zostałaś sama z Beatrice, bo klon Kakashiego zniknął zaraz po tym, gdy garnkowłosy przekroczył bramę wioski. Od razu przyszykowałaś się do walki, nie chcąc z nią zwlekać. Nie wiedziałaś, na co stać tę dziewczynkę, dlatego bez zastanowienia przyszykowałaś się mentalnie na atak.
– Dlaczego to robisz? – zapytałaś spokojnie, nie odrywając wzroku od oczu niewiasty.
– Dlaczego robię co? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, udając głupią.
– Nie drocz się ze mną. Dobrze wiesz, o czym mówię. – Odkręciłaś dwie butelki z wodą, które miałaś przyczepione po bokach bioder.
– Zamknij się w końcu – warknęła głośno, unosząc rękę, by użyć w zaskakująco szybkim tempie jakiejś nieznanej ci techniki.
– Suiton: Suijinheki*! – krzyknęłaś, zasłaniając niezidentyfikowane pociski wroga lecące w twoją stronę.
Mimo że twoja bariera była idealna i tak dostałaś jednym strzałem, który poziomo przeciął twój lewy policzek. Przyłożyłaś wierzch prawej dłoni do rozcięcia, ścierając czerwoną ciecz. Stłumiłaś w sobie cichy pisk, by wróg nie nabrał satysfakcji z tego, że udało mu się cię boleśnie zranić. Prawie natychmiast przyszykowałaś się na atak. Wlałaś wodę z powrotem do butelek, obserwując uważnie rudowłosą. Wyglądała na niewzruszoną czymkolwiek. Uśmiechała się tylko spokojnie, utrzymując z tobą kontakt wzrokowy. Szybko podbiegłaś do niej, chcąc spróbować swych sił w walce wręcz, ale już po pierwszym ciosie dziewczynka rozpłynęła się w szarawym dymie.
Zauważyłaś swoich towarzyszy, którzy biegli w twoją stronę, gdy rozglądałaś się dookoła w poszukiwaniu rudej wiedźmy. Kakashi stanął po twojej lewej, a Guy po prawej stronie. Obydwoje byli gotowi do walki tak samo jak ty.
Bezgłośnie dogadaliście się, stając plecami do siebie i obserwując uważnie swój teren. Udało ci się ją dostrzec, więc szybko dotknęłaś mężczyzn w bok, by się odwrócili, jednakże oni dotknęli cię w tym samym czasie co ty ich. Gwałtownie się odwróciłaś, zauważając, że otoczyła was liczna grupka klonów Beatrice. Czułaś się jak w najgorszym horrorze. Wszystko było takie typowe, ale nie mogłaś tego lekceważyć. Wciąż nie znałaś siły tego bachora. W końcu to ona zawładnęła prawie całą wioską, a w dodatku udało jej się wcześniej opętać Hatake. To, że stosowała słabe techniki nie oznaczało wcale, że jest słaba i ty dobrze o tym wiedziałaś.
Spojrzałaś w stronę swoich towarzyszy, którzy nie stali już w pozycji defensywnej czy nawet ofensywnej. Zatrzymali się w typowych dla nich pozach. Kakashi z rękoma w kieszeniach, a Guy na baczność. Nie zrozumiałaś ich postępowania, dlatego odsunęłaś się kawałek w tył. Gdy zrobiłaś jeden krok, chłopcy gwałtownie rzucili się na ciebie. Szybko zaczęłaś blokować ich ciosy. Nie było łatwo. Nie tylko dlatego, że znajdowałaś się w sytuacji dwóch na jedną, ale również z tego powodu, że Guy był mistrzem taijutsu i ciężko przychodziło ci odbieranie jego uderzeń. Udawało ci się to zazwyczaj w ostatniej chwili, ale wtedy od razu atakował Kakashi, który jakiś czas temu odsłonił swojego Sharingana. Srebrnowłosy próbował złapać cię kilkakrotnie, ale nie wychodziło mu to, bo za każdym razem udawało ci się zrobić unik.
– Już nie jesteś taka silna, prawda? – w twojej głowie rozbrzmiał głos rudej dziewczynki.
Szybko kopnęłaś Guya z półobrotu, a ten poleciał prosto na Kakashiego. Mężczyźni poturlali się razem parę metrów przed ciebie. Rozejrzałaś się w poszukiwaniu źródła głosu, ale było ich zbyt dużo. Kilkanaście dziewczynek stało dookoła ciebie, szeroko się uśmiechając. Zaklęłaś tego pieprzonego bachora pod nosem, biegnąc z kunaiem na pierwszego klona. Wbiłaś broń prosto w miejsce, gdzie normalnie powinno znajdować się serce, a ten tylko szybko zniknął, zostawiając na swoim miejscu kolejne dwie kopie.
– Nie uda ci się mnie pokonać tak łatwo. Zostałaś sama. Przyjaciele cię zdradzili. – Zaśmiała się głośno, a raczej wszystkie jej klony zarechotały przerażająco głośno. – Nie ma stąd ucieczki. Zginiesz albo się poddasz.
– Nigdy w życiu się nie poddam! – krzyknęłaś, obserwując otoczenie. – Kai*! – Wyrwałaś się szybko z genjutsu małolaty.
Dziewczynka stała pięć metrów naprzeciwko ciebie. Zauważyłaś, że z jej ust zniknął uśmiech. W końcu zaczęła się walka na poważnie, a nie głupia zabawa dla dzieci. Za plecami usłyszałaś swoje imię, ale nie odwróciłaś się, widząc szybki ruch dłonią, który wykonała rudowłosa. Natychmiast padłaś na ziemię, unikając ciosu prosto w plecy. Jakiś starszy mężczyzna przeskoczył nad tobą i upadł prosto na twarz.
Do twoich uszu doszedł odgłos znajomych kroków. Podniosłaś się na nogi i uśmiechnęłaś się pewnie, czując nagły przypływ energii. Prawdopodobnie w końcu się obudziłaś, bo wcześniej byłaś jeszcze myślami w łóżku.
– [Imię], co się dzieje? – Guy podbiegł do ciebie razem z Kakashim, od razu zadając kluczowe pytanie.
– Teraz dopiero wszystko się zacznie – mruknęłaś cicho, wyciągając trzy kunaie i rzucając nimi prosto w klona małolaty. – Padnij! – Pociągnęłaś towarzyszy na ziemię, kładąc się pomiędzy nimi.
W tym samym czasie nad wami przeleciał kunai z przyczepioną wybuchową notką, który wbił się prosto w drzewo, a za chwilę z hukiem wywołał wybuch. Szybko podnieśliście się z ziemi i odwróciliście się twarzami w stronę wioski. To, co zobaczyliście, zmroziło wam krew w żyłach. Wszyscy mieszkańcy tego małego terenu stali w bramie z bronią w rękach. Wyglądało to na bunt przeciwko wam, ale bardzo dobrze wiedziałaś, że to wszystko działa zupełnie inaczej. Dziewczynka bawiła się nimi jak lalkami, kontrolując ich bezbronne ciała. Żadne z nich nie było w stanie się jej sprzeciwić. Dla nich było to za dużo. Nie należeli do jakiejś silnej elity — byli umiejętnościami nawet pod granicą przeciętności. Sami starsi ludzie i niewielki odsetek młodego pokolenia. Nic dziwnego, że zawsze szerokim łukiem omijali jakiekolwiek walki, wojny czy nawet drobne sprzeczki i konflikty krajowe.
Rozkazałaś mężczyznom zająć się mieszkańcami. Poprosiłaś również, by uważali, by ich zbytnio nie poranić, bo nie są sobą i kontroluje ich ta mała jędza, a oni nie robią tego z własnej woli. Ty w tym czasie wróciłaś do dziewczynki. Musiałaś się z nią rozprawić dla dobra ludu Ukrytych Koron Drzew. Rozejrzałaś się dookoła i w końcu ją dostrzegłaś. Zeskoczyła spokojnie na ziemię, stając naprzeciwko ciebie.
– Dobra. Mam dosyć tej zabawy w podchody – westchnęła głośno, teatralnie przewracając oczami.
Walka się zaczęła. Mała była całkiem dobra w taijutsu jak na tak młody wiek, jednak sporo jej jeszcze brakowało do twojego poziomu. Ty byłaś jōninem, a ona co najwyżej chūninem. Jej obrona nie była zbyt dobra, dlatego bez przeszkód uderzyłaś ją w splot słoneczny, powodując nagły krwotok z ust dziewczynki. Upadła na kolana i zaczęła dławić się czerwoną cieczą.
– Chciałam się tylko... pobawić! Dlaczego nigdy nic nie idzie po mojej... myśli?! – krzyknęła, wypluwając metaliczną ciecz.
Szybko jednak podniosła się z trawy i spojrzała na ciebie. Jej oczy zmieniły kolor na ostrą czerwień, która prawie z nich wypływała. Ten sam odcień przybrały jej włosy, stając na wszystkie strony. Już nie była tą samą małolatą, która chwilę wcześniej dławiła się własną krwią. Ona... ona była potworem z piekła rodem! Jej skóra gwałtownie stwardniała i zaczęła przypominać krwiste łuski smoka. Wzdrygnęłaś się, widząc ją. W całym swoim życiu nie widziałaś czegoś bardziej przerażającego, a jednocześnie niewinnego.
– Zabiję cię! Zabiję i oddam twoje ciało Orochimaru, by mógł robić na tobie te same okropne eksperymenty co na mnie, by mógł cię nieskończenie wiele razy wskrzeszać i powoli zabijać! Nienawidzę cię! – wydarła się demonicznym głosem, wypuszczając z ust wrzącą lawę. – Nikt nie będzie psuł mi zabawy! – Złapała cię swoim demonicznym ogonem i wrzasnęła wniebogłosy, ściskając z całej siły twoje ciało.
Spróbowałaś się rozluźnić, by nabrać do płuc trochę więcej powietrza, ale w tym samym czasie Beatrice wzmocniła uścisk. Tym razem to ty zachłysnęłaś się własną krwią. Szybko wyplułaś niesmaczną ciecz na ziemię, a z kącików twoich ust spłynęły delikatnie jej resztki.
– [Imię]! – Kakashi w porę zorientował się, że jesteś ledwo przytomna.
Guy w tym czasie usypiał ostatniego mężczyznę. Obydwoje po chwili stali i przyglądali się wam w przerażeniu. Ich miny były nie do opisania. Smutek, złość, przerażenie, zniesmaczenie... wszystko to malowało się na ich twarzach podczas jednej sekundy. To prawie nierealne, ale tak było. Srebrnowłosy ruszył w waszym kierunku, nie myśląc długo nad konsekwencjami swojego czynu.
– Kakashi! – krzyknęłaś, a mężczyzna od razu się zatrzymał. – Spokojnie.
~
Koniec jęczenia o słabych rozdziałach, hm! Pamiętam jak jeszcze wczoraj narzekałam, że znowu się wypaliłam i nie byłam w stanie nic napisać, ale w nocy złapałam moją kochaną wenę i zapędziłam ją w ślepy zaułek. Od razu się poddała i jest! W końcu współpracuje ze mną tak jak należy. ♡
Nic już więcej nie mówię. Do następnego, yo!
* Suiton: Suijinheki - Uwolnienie Wody: Formacja Wodnej Ściany; Styl Wody: Ściana Wody.
* Kai - rozproszenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top