13.
– I tak już dużo widziałam, senpai – mruknęłaś, siadając na drugim końcu łóżka.
Przez chwilę mierzyliście się spojrzeniami, bez mrugnięcia patrząc sobie w oczy, ale nie wytrzymałaś tej napiętej atmosfery.
– Ta cała Beatrice cię opętała i rzuciłeś się na mnie. Musiałam cię jakoś z tego wybudzić. Pocałunek nie pomógł, zerwanie maski tak samo, dlatego pozostało mi wypowiedzenie tego słowa, którego nie używałam już od lat – wyjaśniłaś szybko, nie odrywając wzroku od mężczyzny. – Jak widzisz, udało się. – Uśmiechnęłaś się delikatnie, wracając wspomnieniami do dnia, w którym pierwszy raz nazwałaś Kakashiego senpaiem.
Maleńka ty biegła ulicą Konohy, nie zwracając uwagi na to, co działo się dookoła. Miałaś może wtedy dziesięć lat i nie wiedziałaś, co oznacza wpaść na kogoś i przeprosić. Wielokrotnie upadałaś na pupę, a zaraz szybko wstawałaś i biegłaś dalej, nie okazując skruchy za to, że zderzyłaś się z czyimiś plecami. Kilka razy oberwałaś w głowę szmatką jakiejś starszej pani, gdy przez nieuwagę wysypałaś wszystkie warzywa z jej koszyka i kilka zdeptałaś. Wtedy po raz pierwszy przeprosiłaś, ale nie pomogłaś siwowłosej kobiecie w zbieraniu zbiorów i wróciłaś do ucieczki. Twoje serduszko biło coraz szybciej, a ciało powoli zaczynało tracić siły i zwalniało z każdym kolejnym krokiem. Ale przed czym właściwie uciekałaś? Cofnijmy się jeszcze bardziej w przeszłość.
Siedziałaś na placu ze swoim senseiem. Albo inaczej. On siedział, a ty ciężko pracowałaś, by w końcu nauczyć się jakiejś nowej techniki. Opanowanie jej zajmowało ci kolejny tydzień, a Jiraiya ani trochę ci nie pomagał. Siedział tylko z lornetką w krzakach i podglądał gołe panienki.
– Sensei! Pomóż mi! – krzyknęłaś do niego, ciągnąc go za te jego białe kudły.
Ten tylko odepchnął cię na odległość ramienia i wrócił do podziwiania kobiecych kształtów gdzieś w jeziorze. Warknęłaś coś pod nosem, będąc zdenerwowaną na starucha.
Nagle wpadłaś na genialny pomysł. Odsunęłaś się od Jiraiya'i na bezpieczną odległość, uformowałaś pieczęć i licząc na to, że będziesz mieć szczęście, zaatakowałaś.
– Suiton: Teppōdama! – Z twoich ust wyleciała ogromna kula wodna, która uderzyła prosto w białowłosego.
Mężczyzna poleciał prosto do jeziora pełnego kobiet. Po chwili usłyszałaś piski wszystkich pań znajdujących się w wodzie, a zaraz po nich mocne ciosy wycelowane w Jiraiya'ę. Wyjrzałaś uśmiechnięta zza krzaków i przyglądnęłaś się z niemałym rozbawieniem nauczycielowi. Jego twarz była cała czerwona, a z nosa ciurkiem leciała krew.
– [Imię]! Zapłacisz mi za to! – Mężczyzna wstał i skierował się w twoją stronę.
W międzyczasie wszystkie kobiety z jeziora pouciekały, zostawiając zakrwawionego staruszka samego w wodzie. Zrobiłaś krok w tył, wpadając na wysokie drzewo. Twoje serce zaczęło bić szybciej, a ty od razu pożałowałaś, że zrobiłaś takie głupstwo, chociaż nie ukrywałaś, że cię to bawiło. Mężczyzna wyszedł z wody i stanął na brzegu, uśmiechając się szeroko.
– No chodź do mnie, nie bój się – powiedział przez zaciśnięte zęby, posuwając się delikatnie w twoją stronę.
Gdy zrobił trochę większy krok, od razu się odwróciłaś i zaczęłaś uciekać przed Jiraiya'ą.
A teraz wróćmy do tego, co działo się dalej. Gdy już całkowicie straciłaś siły, zatrzymałaś się w jakiejś bocznej alejce, by chwilę odsapnąć, ale za moment poczułaś chakrę Jiraiya'i zbliżającą się w twoją stronę. Wróciłaś do biegu bez dłuższego zwlekania.
Wybiegłaś na jakieś zielone pola gdzieś na terenie wioski. Twój sensei zaczął atakować cię technikami dalekodystansowymi. Z trudem ich unikałaś.
Zauważyłaś przed sobą jakiegoś chłopca, który właśnie siedział na środku polany i medytował. Nie miałaś już czasu, by skręcić. Pobiegłaś prosto na niego.
– Uważaj! – krzyknęłaś piskliwym głosem, by młodzieniec się odsunął, ale niestety było już za późno.
W ostatniej chwili chłopiec otworzył oczy i uniósł cię nad sobą, tak jak rodzice bawią się ze swoimi dziećmi w tak zwany samolot. Sekundę później pomiędzy wami przeleciał ostro zakończony kunai. Gdy już broń wbiła się gdzieś w drzewo, bladoskóry przerzucił cię do tyłu tak, że wylądowałaś na plecach, stykając się z nim czubkiem głowy. Ten nie zwrócił na to większej uwagi i szybko wstał z ziemi, łapiąc w dłoń lecący z daleka shuriken. Patrzyłaś na niego w niedowierzaniu.
Rozejrzałaś się dookoła, by sprawdzić teren, w którym się znajdowaliście. Za wami płynęła niewielka rzeczka, naprzeciwko był maleńki lasek, z którego wybiegłaś, a po bokach wielka, zielona polana, na której rosło kilka kwiatów.
– [Imię]... I tak się nie obronisz! – Jiraiya zaśmiał się cicho i wyjął z kabury kilkanaście kunai oraz shurikenów.
Wiedziałaś, że nawet we dwójkę nie zdołacie ich odbić. Pozostawało ci tylko jedno wyjście. Musiałaś użyć techniki, której tak zawzięcie próbowałaś się nauczyć, a za żadne skarby ci to nie wychodziło.
Gdy mężczyzna rzucił w was bronią, bez zastanowienia wybiegłaś przed chłopca, który był gotowy zaatakować twojego senseia. Widziałaś to w jego oczach.
– Padnij! – krzyknęłaś, szybko formując pieczęcie. – Suiton: Suijinheki! – Woda z rzeki uniosła się w tempie natychmiastowym i ochroniła was w ostatnim momencie przed śmiercią lub ewentualnym przedziurawieniem na wylot.
Przytrzymałaś tarczę jeszcze chwilę dla pewności, ale po chwili ją opuściłaś, słysząc oklaski z drugiej strony bariery.
– Gratuluję, udało ci się. – Jiraiya podszedł do ciebie i zmierzwił ci włosy na głowie. – Dziękuję, Kakashi, że zgodziłeś się mi pomóc. Gdyby nie ty, to ten bachor z pewnością dalej nie zrobiłby postępów. – Białowłosy zaśmiał się głośno, przymykając przy tym oczy.
– Jak ci dam za chwilę bachora, to wylecisz w powietrze razem z tymi swoimi panienkami – warknęłaś, odsuwając się od mężczyzny. – Co oznacza to, że mu pomogłeś? – zapytałaś zaciekawiona tamtą sytuacją.
Srebrnowłosy spojrzał tylko na ciebie spokojnie i pozwolił mówić Jiraiya'i.
– Po tym, gdy nauczyłaś się pierwszej wodnej techniki zauważyłem, że łatwiej przychodzi ci zdobycie nowych zdolności, kiedy chcesz kogoś obronić, dlatego, wiedząc, że na pewno przybiegniesz tutaj, poprosiłem o pomoc Kakashiego, który miał cię jakoś rozbudzić – chłopcy zmierzyli się spojrzeniami – i przy okazji zdobyłem kilka nowych pomysłów, których użyję w moim nowym dziele! – Mężczyzna klasnął w dłonie, a chwilę później stracił kontakt z rzeczywistością i zaczął się ślinić, a z jego nosa kolejny raz popłynęła krew.
– Sensei, ty zboku! – krzyknęłaś, pokazując mu język i w międzyczasie formując pieczęcie. – Suiton: Teppōdama! – Skierowałaś atak prosto na nauczyciela, który w mgnieniu oka poleciał na drugi koniec Konohy.
Gdy jeszcze cię widział, wypięłaś dumnie płaską klatkę piersiową i pokazałaś mu palec serdeczny, szeroko się uśmiechając. Zostałaś sam na sam z Kakashim.
– Too... może mnie czegoś nauczysz, bo właśnie straciłam senseia? – Zaśmiałaś się, patrząc chłopcowi w oczy.
– Co powiesz na taijutsu? – zapytał spokojnie, jakby nie wyrażał żadnych emocji.
Zbiło cię to trochę z tropu, ale nie dałaś tego po sobie poznać. Kiwnęłaś głową na zgodę i odsunęłaś się w tył, by ustawić się w pozycji do walki.
– Walczymy bez kunai i shurikenów – sprostował, zauważając, że sięgasz do sakwy z bronią. Szybko wyjęłaś rękę z kabury i przyszykowałaś się na walkę. – Start!
Srebrnowłosy zaczął biec po kole, okrążając cię. Chciał cię w ten sposób rozkojarzyć, ale nie byłaś na tyle głupia, by nie pilnować pleców. W porę odwróciłaś się i zablokowałaś atak skierowany prosto w twój kark. Chłopiec był tak silny, że z łatwością przesunął cię z miejsca, nie zmieniając pozycji, w której stałaś.
Staliście jeszcze sekundę w takiej pozie, mierząc się spojrzeniami. W pewnym momencie odskoczyliście w tył, by przeanalizować siłę, spryt i refleks, który posiada przeciwnik. Szybko wróciliście do walki, nie hamując się przy tym ani trochę.
•••
Staliście zsapani na polanie, której trawa była już mocno wydeptana od licznych upadków i kroków, które w niej wyrzeźbiliście. Ledwo utrzymywałaś się na nogach — Kakashi tak samo.
Podeszliście krok w swoje strony i wymierzyliście sobie nawzajem prawe sierpowe. Hatake zdołał zablokować twój cios, ale ty jego już niestety nie, dlatego skończyłaś z wielkim limem pod okiem. Padłaś na ziemię, przykładając dłoń do policzka, by złagodzić trochę ból. W tym samym czasie srebrnowłosy położył się obok ciebie.
– Nie sądziłem, że jesteś aż tak wytrzymała. – Zaśmiał się po raz pierwszy, odkąd byliście razem na tamtej polanie.
Odwróciłaś głowę w jego stronę, napotykając spojrzenie jego ciemnych oczu. Uśmiechnęłaś się mimowolnie, zamykając przy tym powieki. Czułaś się przy nim tak... spokojnie? Przynajmniej odnosiłaś takie wrażenie, gdy leżał obok ciebie i wpatrywał się w twoje [kolor oczu] tęczówki.
– Też nie sądziłam, że aż tak dasz mi popalić, senpai – powiedziałaś cicho, nie zastanawiając się nad tym, co właśnie wyszło z twojego gardła.
Tylko w domu, gdy wyobrażałaś sobie, że rozmawiasz z Kakashim, używałaś tego zwrotu. Nie miałaś zamiaru tego powiedzieć.
– P-Przepraszam! To samo tak jakoś wyszło. Nie chciałam. – Podniosłaś się do siadu i zaczęłaś się tłumaczyć, szybko przy tym gestykulując i rumieniąc się ze wstydu.
Chłopiec również postanowił usiąść, jednak szybko złapał cię za dłonie, uspokajając cię tym.
– Nie przeszkadza mi to, że tak do mnie mówisz. – Uśmiechnął się, co stwierdziłaś po jego przymkniętych oczach. – Zawsze chciałem mieć kogoś, kto będzie dla mnie kōhai, a może kiedyś zostaniesz nawet moją dōhai. – Wstał i podał ci dłoń, byś mogła wstać.
– Naprawdę mogę tak do ciebie mówić? – W twoich oczach zatańczyły wesołe ogniki, które od razu zostały dostrzeżone przez srebrnowłosego.
– Jasne. – Pociągnął cię w górę, a ty w mgnieniu oka znalazłaś się na nogach. Chłopiec złapał cię za podbródek i spojrzał na twoje oko. – Przepraszam. Użyłem trochę za dużo siły. Chodźmy to opatrzyć. – Pociągnął cię za sobą w kierunku swojego domu.
Nie sprzeciwiałaś się, bo i tak już ledwo widziałaś przez to, że jedno z twoich oczu strasznie spuchło.
– Dziękuję, senpai! – krzyknęłaś wesoło, ciesząc się z tego, że już nie musisz w tajemnicy nazywać tak chłopca.
– Przepraszam... Teraz mi głupio. Czuję się jak gwałciciel – jęknął skruszonym głosem, odkładając poduszkę na bok.
– Nie, nic się nie stało. – Machnęłaś uspokajająco ręką, patrząc na męskie rysy twarzy Kakashiego.
Ten w odpowiedzi tylko się uśmiechnął, spoglądając pusto w przestrzeń.
– Tak dawno nikt nie widział mnie bez maski, że dziwnie czuję się z tym, że na mnie patrzysz. – Zaśmiał się, odwracając twarz w twoją stronę.
Zbita z tropu, odwróciłaś wzrok. Widok aż tak przystojnego mężczyzny cię onieśmielał, ale srebrnowłosy nie mógł o tym wiedzieć. W końcu nie mówiłaś na głos tego, co czułaś.
– Powiedz, czemu tak właściwie przestałaś utrzymywać ze mną kontakt w przeszłości?
~
Tak wyjaśniam dla nieogarniających w jakim znaczeniu użyłam tutaj słów:
• senpai - Reader-chan nazywa tak Kakashiego, bo jest od niej silniejszy i starszy,
• kōhai - jako osoba młodsza i słabsza od Kakashiego,
• dōhai - jako osoba umiejętnościami na równi z umiejętnościami Kakashiego.
Chyba bohaterom zebrało się na wspominki, ojej. Walić misję, walić sen, walić wszystko wokoło! Powspominajmy sobie, a jak!
No ogólnie lubię pisać o przeszłości bohaterów (widać to mocno w mojej drugiej książce, której kolejne rozdziały publikuję raz na rok), bo to jest takie fajne i przychodzi tak łatwiutko.
Mam tyle pomysłów, a tak mało czasu na zrealizowanie ich, raju. Weź ktoś zabij tych nauczycieli! Ale jest jeden plus - zaraz wakacyje i będę mogła pisać DUUUŻO!
Nie przedłużając, do kolejnego rozdziału, yo! ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top