1.

   – Aa! Mam tego dosyć! – krzyknęłaś głośno, łapiąc się za głowę.

   Już drugą godzinę walczyłaś z grupą zamaskowanych ninja. Powoli zaczynałaś tracić siły, a wrogów wciąż przybywało. Nie wiedziałaś do końca, czy to klony powstałe przez replikację cienia, czy jakąś inną technikę. Na Boga! Wszyscy wyglądali identycznie! Fioletowe spodnie, fioletowe ochraniacze... cali byli w purpurze. Już powoli robiło ci się niedobrze na widok tylu odcieni fiołków.

   Rozejrzałaś się kątem oka dookoła. Byłaś tam już tyle czasu, ale dopiero teraz postanowiłaś zbadać wizualnie teren. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Drzewa, drzewa, drzewa... i jeszcze więcej drzew.

   Z obserwacji wyrwał cię nadbiegający z prawej shinobi. Odruchowo odskoczyłaś w tył, dezorientując wroga, który z impetem wbił swoją purpurową głowę w olbrzymi dąb. Tylko twoje położenie i sytuacja, w której się znajdowałaś, powstrzymały cię przed wybuchnięciem śmiechem.

   Wyjęłaś z sakiewki na [prawej/lewej] nodze kunai i ruszyłaś na wroga. Do tej pory starałaś się walczyć defensywie, jednak nadszedł czas, byś pokazała wrogim ninja, że wcale nie jesteś taka słaba.

   Pierwszych trzech powaliłaś na ziemię od razu, uchodząc z tego bez żadnej rany, jednakże nic nie jest idealne. Z kolejnymi mężczyznami nie poszło ci już tak łatwo. Zaatakowali w piątkę, pozostawiając na tobie płytkie rany.

   W chwili, gdy jeden z nich miał przeciąć ci tętnicę szyjną, odskoczyłaś do tyłu i kumulując chakrę w stopach, wbiegłaś na drzewo. Dopiero tam zdałaś sobie sprawę, że możesz nie powrócić do Konohy z tarczą, lecz na niej.

   Pozwoliłaś sobie na szybkie obmyślenie planu. Na obecną chwilę jest ich tylko dziesięciu. W sakwie mam pięć shurikenów i cztery kunaie. To oznacza, że mogę z łatwością wyeliminować dziewięćdziesiąt procent zebranych shinobi. Ten ostatni... hah, niech lepiej ucieka.

   Wyjęłaś z sakiewki całą potrzebną broń długodystansową i skoczyłaś na następne drzewo, by mieć lepszy zasięg i zero szans na spudłowanie. Kto jak kto, ale twoją zdecydowanie największą zaletą była stuprocentowa celność. Odkąd byłaś kunoichi nie trafiłaś w cel może... dwa razy?

   Wzięłaś głęboki oddech i skoczyłaś na trawę, uprzednio wypuszczając z dłoni shurikeny i kunaie. Klasnęłaś zadowolona w dłonie, gdy dziewięciu z dziesięciu ninja umarło od trafienia ostrym fragmentem broni w sam środek czoła, po czym rozejrzałaś się spokojnie i ujrzałaś ostatniego fioletowego ludzika. Podeszłaś do niego szybko, nie dając mu czasu na ucieczkę i jednym ruchem ręki skręciłaś mu kark. To teraz misja...

   Westchnęłaś cicho i ruszyłaś w stronę obozu rozbitego przez tę bandę nieudaczników. Po drodze wyjęłaś swoje ostrza z zimnych trupów, wesoło się uśmiechając.

   Było tam tylko kilka namiotów i trzy ugaszone ogniska, jednakże wyczuwałaś czyjąś obecność. Wyjęłaś kunai z sakwy i zaczęłaś badać teren dookoła obozowiska. Nikogo ani niczego podejrzanego tam nie zauważyłaś, więc postanowiłaś wtargnąć na teren wroga niezauważona, idąc na lekko zgiętych nogach.

   – Nin nin*! – Złączyłaś dłonie, prąc dalej naprzód.

   Sprawdziłaś już prawie każdy namiot. Został ten największy. Odsłoniłaś delikatnie kotarę. W twoje nozdrza niemalże od razu uderzył zapach [znienawidzony zapach kwiatów np. lawendowy] perfum, których mocno nie znosiłaś. Rozejrzałaś się na boki. Pusto! Czego innego mogłaś się spodziewać? Przecież dosłownie przed sekundą z namiotu wybiegło coś dziwnego. To. Było. Różowe. Ruszyłaś w pogoń za dziwacznym okazem natury.

   Jaskrawe stworzenie cały czas biegło przed siebie, ani na chwilę się nie odwracając, jednak w pewnym momencie popełniło ogromny błąd. Wpadło w twoją pułapkę, z której nie było wyjścia. Zastawiłaś ją, co prawda, na jakichś wrogich ninja, ale to coś też mogło w to wpaść. Przynajmniej ułatwiło ci robotę.

   Zdyszana kucnęłaś obok mocno ściśniętej siatki ze zdobyczą i próbowałaś złapać oddech. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Powtarzałaś w głowie słowa swojego senseia, który wytrenował cię na stanowisko jōnina. Gdyby nie on, nigdy byś nie została nawet geninem.

   Podeszłaś bliżej zielonej siatki i spojrzałaś na swoją zdobycz. To był człowiek. A raczej mężczyzna. Nie, czekaj. To jedno i to samo. Poznawałaś tę sylwetkę, jednakże nie mogłaś sobie przypomnieć, skąd. Chłopak nie odezwał się nawet słowem, gdy bezceremonialnie klepnęłaś go w pupę. Od jakiegoś czasu chciałaś to zrobić, a spowodowane to było tylko tym, że ubrany był w obcisły, różowy strój króliczka playboya.

   – No, chłopie. Będziesz się ostro tłumaczył przed Trzecim – powiedziałaś wesołym tonem głosu, zauważając na głowie mężczyzny niebieski ochraniacz z symbolem Konohy*.

   Związałaś jego ręce przez siatkę, po czym rozcięłaś ją ostrym kunaiem. Jednym ruchem dłoni przeturlałaś królika na plecy. W jednym momencie zamarłaś.

   – Co. To. Ma. Być – jęknęłaś, widząc czerwoną ze wstydu twarz.

   Pewnie nikt mi nie uwierzy, ale nie był to nikt inny jak Jiraiya — twój sensei, legendarny sannin, zwany przez niektórych Zboczonym Pustelnikiem.

   – Jiraiya-sama?! Co ty znowu wyprawiasz?! To jest ohydne – sapnęłaś ostatnie zdanie z bólem serca. Liczyłaś przynajmniej na kogoś przystojniejszego, ale jak zawsze się zawiodłaś.

   – [Imię], wypuścisz mnie? Ja ci to wszystko wyjaśnię – powiedział Zboczony Pustelnik, siadając na czterech literach i patrząc ci w oczy maślanym spojrzeniem.

   – O nie. Najpierw mi to wyjaśnisz, a dopiero później cię... – przerwałaś swoją wypowiedź, bo wyczułaś coś dziwnego. Obca chakra. Wróg? Przyjaciel? Coś innego?

   Wyjęłaś szybko kunai i stanęłaś gotowa do walki. Usłyszałaś tylko ciche puf i natychmiast odwróciłaś się w stronę związanego króliczka. Cholera. Przeklęłaś w myślach, patrząc z niedowierzaniem na swoją zdobycz. Ta obca chakra to nie kto inny jak Kakashi Hatake, zwany Kopiującym Ninja, który skopiował już ponad tysiąc różnych technik swoim Sharinganem. Teraz to on był związany, a po twoim senseiu nie został nawet ślad. Domyśliłaś się, że srebrnowłosy musiał użyć Henge no Jutsu podczas ucieczki przed tobą i po prostu zmienił się w Jiraiyę.

   Patrzyłaś z niedowierzaniem na coraz bardziej czerwonego mężczyznę, sama się lekko rumieniąc przez zobaczenie jego dobrze zbudowanego ciała, które było idealnie widać przez obcisły strój.

   – Ano... [Imię], m-może mnie rozwiążesz? – Zaśmiał się niepewnie.

   Westchnęłaś tylko z powątpiewaniem.

   – M-m – pokręciłaś głową, a w twoich oczach można było zauważyć delikatny błysk – najpierw mi to wyjaśnij. – Usiadłaś po turecku przed nim, krzyżując ręce.

   Byłaś bardzo ciekawa, co tak szanowany shinobi mógł robić w obcej bazie w stroju króliczka.

   – No...? – ponagliłaś go delikatnie, patrząc mu zachęcająco w oczy.

   – Musz... – przerwał, gdy zrobiłaś minę, której wystraszyłby się każdy. – Więc... – wciągnął głośno powietrze, przymykając oko niezakryte maską. – ...abiam soje ta na szcie – powiedział niezrozumiale, widocznie wstydząc się wyjaśnienia.

   – Powtórz wyraźnie, bo zaniosę cię tak przed biurko Hokage – warknęłaś władczo, marszcząc brwi ze zdenerwowania.

   – Dorabiam sobie tak na życie... Nie zrozum tego źle. Po prostu, kiedyś ktoś mnie w to wciągnął i tak to się skończyło... Rozwiążesz mnie? – Chyba się uśmiechnął, jednak nie mogłaś tego zobaczyć, bo twarz ukrytą miał za maską.

   Westchnęłaś ciężko, w duchu ciesząc się, że to nie było coś gorszego.

   – Jasne. – Podeszłaś do niego na czworaka i szybkim ruchem kunaia rozcięłaś grube liny.

   Mężczyzna nabrał głośno powietrza i delikatnie rozmasował nadgarstki, które wcześniej były związane.

PERSPEKTYWA KAKASHIEGO

   Momentalnie zrozumiałem, co jest grane. Byłem w stroju królika. Przede mną siedziała dziewczyna i patrzyła na mnie tym swoim świdrującym spojrzeniem. Jak ją nazwałem? Ach, tak, [Imię]! To ta cała wychowanka Jiraiya'i. Od dawna depcze mi po piętach, jeżeli chodzi o nasze umiejętności. Tak właściwie, to znam ją tylko trochę, ponieważ nigdy specjalnie się nie interesowałem jej życiem. Świetnie wykonane misje, raporty zawsze oddane na czas, nigdy się nie spóźnia, czego nie można powiedzieć o mnie... Po prostu chodzący ideał.

   Spojrzałem na nią, niby to spokojnie i obojętnie, rozmasowując obolałe nadgarstki. Jednak, gdy na chwilę odwróciła wzrok, pchnąłem ją tak, że wylądowała na plecach. Natychmiast usiadłem na niej — jakkolwiek to brzmi — i chwyciłem ją za ręce, by nie mogła się wyrwać. To musiało wyglądać komicznie. Króliczek ujeżdżający jōnina. Parsknąłem cichym śmiechem, umacniając uchwyt.

   – Słuchaj, [Imię]. Jeżeli komuś o tym...

   – W porządku! Możesz mi zaufać – przerwała moją wypowiedź głośnym stwierdzeniem. – Jeszcze nigdy nikomu nie wyjawiłam żadnej tajemnicy. Możesz mi wierzyć! – uśmiechnęła się, przymykając delikatnie oczy – A teraz, czy mógłbyś...?

   Zszedłem z niej i szybko wstałem, otrzepując się z kurzu. Po chwili podałem dziewczynie rękę, by mogła wstać. Miała strasznie zimne dłonie. Aż przeszły mnie dreszcze. Stała przede mną, uśmiechając się wesoło. Była ode mnie niższa o głowę. A może mi się tak tylko wydawało?

   – Mam wrażenie, że się ze mnie śmiejesz... – powiedziałem sarkastycznie, spoglądając na nią spokojnie.

PERSPEKTYWA READER

   – Ja? No jasne! Wyglądasz komicznie. Przebrałbyś się chociaż! – krzyknęłaś, głośno się śmiejąc.

   Nie wytrzymałaś. Kakashi wyglądał zabawnie w tym stroju. To mężczyzna, a jednak ubrał tak kobiecy strój, nie myśląc nawet o tym, że ktoś może go tak zobaczyć.

   – Tak, tak. Chwila. – Użył jednej z technik i szybko znalazł się w swoim codziennym stroju: zielona kamizelka, maska, niebieskie sandałki i tak dalej. – To jak, wracamy do Konohy? – zapytał, wyrywając cię z rozmyślań.

   – Uhm! – Kiwnęłaś głową, idąc za jōninem.

~

Ostatnio strasznie mnie wciągnęły książki Reader x ktoś, więc postanowiłam napisać swoją. ;_;
Esu, mam nadzieję, że komuś się to podoba, bo oczywiście piszę to dla Was.

*pozdro dla kumatych 😏
* tak, Jiraiya nie nosił takiego ochraniacza, ale to fanfic, nie czepiaj się
* i oczywiście zdjęcie w mediach różni się od opisu, bo nie znalazłam w guglach różowego króliczka :c

Postanowiłam zmienić trochę narrację, huh.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top