Będziesz mój! XXVIII
Żyje. Jako tako, ale żyje. Nie mam nic na usprawiedliwienie. Natomiast mam kolejny rozdział, na który trzeba było zbyt długo czekać. Skoro tak się stało, to mam nadzieje, że przynajmniej się wam spodoba. Życzę miłego czytania ^^
____________________________________________________________
~Po małej grze~
Perspektywa Hinaty:
Patrzyłem z szerokim uśmiechem na Kageyamę, który po prostu musiał już usiąść. W sumie to nie zaskakujące, biorąc pod uwagę, ile razy mi wystawił. Jednak to nie zmieniało faktu, że oboje byliśmy szczęśliwy i usatysfakcjonowani tym treningiem. Powolnym krokiem ruszyłem i siadłem obok niego, trzymając piłkę w rękach i podbijając ja co jakiś czas.
-Ne, ne, Kageyama- Zacząłem rozmowę, a on spojrzał na mnie po prostu kątem oka, wydając z siebie cichy pomruk, w stylu 'hmm?'
-Może skoczymy na lody?- Zapytałem, a on przez widoczną chwilę zaczął się zastanawiać nad tym, co powiedziałem, po czym wzruszył ramionami. Odetchnąłem i wstałem, naburmuszając się delikatnie. Rany, naprawdę, czasem mógłby po prostu okazać więcej emocji, a przynajmniej tych pozytywnych. Jednak przynajmniej nie powiedział nie. Zauważyłem, że w trakcie moich rozmyślań i on wstał. Wszedłem szybko na chwilę do domu, wracając z ręcznikiem dla siebie i dla niego oraz butelką wody.
-Łap!- Krzyknąłem do niego, a on złapał ją w rękę. Chociaż, muszę przyznać, przez chwilę myślałem, że spróbuje odbić ją jak piłkę, co byłoby komiczne. Jednak tak się nie stało. Wytarłem się szybko ręcznikiem, patrząc jak Kageyama pije. Nie umknął mi ani jeden szczegół tego co robi. Szybko jednak oderwał się od butelki i zaczerpnął powietrza, zakręcając ją i podszedł, oddając mi ją do rąk.
-Mogłeś po prostu rzucić- Mruknąłem do niego, trzymając butelkę, a on odpowiedział.
-Nie złapałbyś- Przez co od razu się zdenerwowałem, szybko odkręcając wodę i biorąc parę większych łyków. W sumie, skoro napiliśmy się z jednej butelki, można uznać to za.... pośredni pocałunek? Przez myśl o tym, woda o mało nie wypłynęła mi nosem i szybko przestałem pić, odsuwając od siebie butelkę. Poczułem na sobie wzrok Kageyamy, no tak, w sumie to, co zrobiłem, było dosyć dziwne.
-Co ci?- Spytał, patrząc na mnie jak na idiotę... czyli w sumie dość zwyczajnie. Choleraaa! Jeszcze kiedyś mi za to zapłacisz, zobaczysz!
-N-n-nic, k-kompletnie n-nic- Wyjąkałem, szybko pocierając ręcznikiem twarz i obaj wróciliśmy do domu. Odłożyłem butelkę, wziąłem klucze oraz portfel, mimo wszystko kątem oka patrząc na to, co robi Kageyama. On też wziął portfel i klucze do swojego domu. Po co mu były? Nie wiem. Najprawdopodobniej jakiś nawyk, co było chyba dosyć normalne. Po chwili wyszliśmy, zamknąłem dom na klucz i zaczęliśmy iść. Na dworze było gorąco. Nie było na niebie ani jednej chmurki. Do sklepu był dość większy kawałek drogi. Najgorsze jednak było to, że szliśmy w kompletnej ciszy. Czułem się przez to dość nieswojo. Rany, Kageyama nigdy nie może samemu zacząć rozmowy? Przez tego typu myśli, sam postanowiłem zacząć rozmowę, o dość mocno typowym temacie, gdy nie wie się, o czym rozmawiać.
-Ładna dzisiaj pogoda, prawda?- Powiedziałem z szerokim uśmiechem, lecz Kageyama tylko skinął głową.
-Więc, uhm, masz może pomysł, co chcesz dzisiaj robić?- Zapytałem, na co on odpowiedział.
-To ty mnie zaprosiłeś na dwa tygodnie, myślałem, że masz jakieś plany co mamy robić- Odpowiedział. Rany, nie dość, że nie może normalnie teraz ze mną porozmawiać, to w dodatku jeszcze musi grać w ten sposób? On naprawdę należał do stanowczo niemiłych ludzi.
-No, niby tak, ale może masz ochotę coś porobić? W końcu nie jestem jasnowidzem, może masz samemu jakiś pomysł, co byś chciał porobić, skoro jesteś u mnie- Burknąłem, a on przez chwilę widocznie się zastanawiał. Czekałem na odpowiedź, jednak mogłem się jej domyślić samemu, przez co skończyło się na tym, że powiedzieliśmy w tym samym momencie.
-Zagrać w siatkówkę- Przez naszą idealna synchronizacje, skończyłem, śmiejąc się, a on lekko mnie spiorunował wzrokiem. Oho, najwyższy czas uciekać, pomyślałem, zaczynając przyśpieszać, ile tylko mogłem, słysząc za moimi plecami wkurzonego Kageyamę, biegnącego za mną i krzyczącego.
-Nigdy więcej tak nie rób, BOKE! Nie śmiej się!- Jednak ja najzwyczajniej w świecie po prostu nie mogłem przestać się śmiać, biegnąc w dół z górki. Nim się obejrzałem, skończyło się na tym, że tak biegnąc, dotarliśmy do sklepu. Biegliśmy z górki, więc nie było aż tak źle, ale mimo wszystko takie bieganie w upał jest trochę męczące. Kageyamie jednak chyba się nie znudziło, by gdy dobiegł do mnie, gdy stałem pod sklepem, złapał mnie za głowę i powiedział.
-I co teraz zrobisz?- Na jego twarzy widniała typowa dla niego, mordercza mina, jakby miał naprawdę mnie zaraz zabić, przez co dostałem ciarek i powiedziałem szybko.
-P-przepraszam!- Po czym on mnie puścił. No cóż, może postanowił po prostu odpuścić, a może uznał, że mord w miejscu publicznym, tuż przed sklepem nie jest najlepszym pomysłem. Nie byłem pewny, gdy oboje weszliśmy do sklepu, najzwyczajniej w świecie przywitaliśmy sprzedawcę i zaczęliśmy się rozglądać za lodami. Jednak nie to było teraz w mojej głowie. Zacząłem się właściwie zastanawiać, dlaczego kocham Kageyamę? Przecież on nie jest miły, wręcz odwrotnie, jest wredny! I to bardzo! Nie tak bardzo jak Tsukishima, ale tak wredny ktoś jak on chyba po prostu nie istnieje. Podeszliśmy do zamrażarki, gdy kątem oka zacząłem patrzeć na Kageyamę. W sumie był dość przystojny. To znaczy, przynajmniej wtedy, gdy nie miał typowego dla siebie, morderczego wyrazu twarzy. Krótkie czarne włosy, które gdyby trochę bardziej urosły mogłyby mu nawet zasłaniać oczy! Byłaby to jednak wielka strata, bo chyba w jego twarzy były najładniejsze oczy. Ciemne, granatowe oczy, niczym niebo podczas burzy. Lekko chłodne, a zarazem dało się w nich coś wyczuć. Coś na wzór pewnego, bardzo specyficznego i trudnego do zobaczenia ciepła. Nim się spostrzegłem, oberwałem w tył głowy, przez co krzyknąłem.
-HEJ! Co ty wyprawiasz?!- Patrząc na niego mocno zły. Rany, dlaczego on mnie niby uderzył! Przecież nic złego nie zrobiłem!
-Nie słuchałeś mnie, Boke. Pytałem się, jakie lody bierzemy- Powoli analizowałem to co powiedział. Ah! No tak! Przyszliśmy tutaj po lody! W końcu mój wzrok skupił się całkowicie na zawartości zamrażalnika. Była wypełniona po brzegi lodami, w różnych smakach i kolorach. Otworzyłem zamrażalnik i wyciągnąłem z niego szybko pierwsze lepsze, które wpadły mi pod rękę. Okazało się, że tą to wodne lody na patykach, które można rozłamać i się nimi podzielić. Kageyama najwidoczniej postanowił, że nie będzie się w to zagłębiać i zamknął zamrażalnik. Udałem się do kasy, dałem sprzedawcy loda, zapłaciłem i wyszliśmy. Na dworze wyjąłem go z papierka, który wyrzuciłem do śmietnika i ułamałem go na dwa lody, jeden podając Kageyamie. On wziął go, mówiąc ciche.
-Dzięki- Po czym po prostu, tak samo jak i ja, włożył go do ust i zaczął lizać. No cóż, to teraz jeszcze droga powrotna, co? Mruknąłem do siebie w myślach i tak z Kageyamą zaczęliśmy wracać pod górkę, w stronę mojego domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top